Hamalainen przeceniany? A może po prostu przeciętny…

redakcja

Autor:redakcja

30 września 2013, 20:04 • 3 min czytania

Najbardziej przeceniany ligowiec? To ktoś, kto potrafi grać w piłkę, tylko że… w parze z umiejętnościami technicznymi czy parametrami fizycznymi niekoniecznie idą chęci. Bezczelny leń. Klasyczny Robert Jeż, chciałoby się powiedzieć. Dla zawodników takiego typu nie mamy ani trochę litości. Możemy zrozumieć, że nie kopniesz prosto, bo nie umiesz, za to szybko biegasz albo drugą dekadę jeździsz na dupie wślizgami i tak ci już zostało. Po prostu robisz swoje – raz lepiej, raz gorzej. Jeżeli jednak sprowadzano cię, byś prowadził grę, dyktował tempo, ty zaś starasz się podołać oczekiwaniom, ale zespół od dłuższego czasu zawodzi, a z ciebie korzyść żadna, wtedy… warto się zastanowić: czy rzeczywiście jesteś na tyle dobry, na ile utarła się obiegowa opinia?
Miał być lekiem na nieudolną organizację ataku pozycyjnego Lecha Poznań. Miał być spoiwem, gwarantującym nie tylko płynność w grze, bo tyle zazwyczaj dawał Stilić, ale również rozpoczynać wysoki pressing. To przecież właśnie szybki odbiór i te kilka późniejszych sekund, gdy przeciwnik nie zdążył ustawić zasieków, zgodnie z założeniem Rumaka – powinny przynosić gola za golem. Silny, wysoki, dobrze skoordynowany. Szyty idealnie na miarę – mogłoby się zdawać. Świetne recenzje z okresu przygotowawczego, debiut okraszony golem i asystą. Kasper Hamalainen do Ekstraklasy naprawdę wszedł z przytupem. Zresztą on wszędzie dobrze zaczynał – z ligą fińską, na kilka miesięcy przed osiemnastymi urodzinami, przywitał się zdobyciem bramki. Ze szwedzką – asystą, dzięki której szybko wkleił się do składu Djurgardens.

Hamalainen przeceniany? A może po prostu przeciętny…
Reklama

Nie jest Hamalainen przeraźliwie słaby. Raczej przeciętny. Nie możemy odmówić mu chęci, nie gra „Stojanowa”, chętnie wychodzi do piłki. Tyle że – po prostu – brakuje mu jakości. Podobnie jak występującym obok niego, jeszcze bardziej przeciętnym, Trałce i Drewniakowi. Są przewidywalni, dłuższymi fragmentami piłkarsko wręcz nudni. Ustawiony przed tą dwójką Fin więcej traci, niż zyskuje. I gdybyśmy dziś mieli dać odpowiedź na pytanie, czemu Legia punktuje, a poznańska lokomotywa cały czas stoi w blokach, bez wahania jako winnego wskazalibyśmy właśnie Hamalainena. Krzywdzące, skoro inni są gorsi – powiecie. To prawda. Powinniśmy wskazać niezidentyfikowanego gościa, określonego mianem „medialnego wyobrażenia o Hamalainenie”.

Bo ktoś taki zimą zasilił Ekstraklasę i stał się jej gwiazdą, prawda?

Reklama

Najpierw zrobiono mu krzywdę, zapowiadając go jako TĘ dziesiątkę. Później zrobiono jeszcze większą, po pierwszym meczu w Ekstraklasie odhaczając z pełnym przekonaniem: tak, to transferowy strzał w dziesiątkę. Długo czekaliśmy, aż jego wysiłek wreszcie znajdzie przełożenie na gole czy asysty. Na konkretne liczby. 14 ligowych meczów, trzy bramki i trzy asysty – tyle zeszłej wiosny. W tym sezonie trzynaście gier (osiem w lidze), dwa ostatnie podania, goli – tfu, gola – brak. Czy jest w ogóle sens zestawiać go z Radoviciem, który prowadzi w klasyfikacji strzelców z dorobkiem sześciu trafień? A z Quintaną, Akahoshim czy – o zgrozo – Gargułą? Też nie…

Hamalainen całe swoje piłkarskie życie spędził za plecami wysuniętego napastnika. Częściej niż w środku pomocy, biegał w pierwszej linii. I mimo tego nigdy nie wzbił się ponad próg czterech goli, co więcej – do policzenia wszystkich jego asyst w skali roku, wystarczy nam jedna dłoń. Poprzeczka zawieszona w sam raz na możliwości lidera ligowego średniaka. Dokładnie takiego, z jakiego przyjechał. Bo Djurgardens z czasów trzyletniego pobytu Fina to odpowiednio dziesiąta, jedenasta i siódma drużyna szwedzkiej Allsvenskan… Wystarczy trochę biegu, zaangażowania, walki. Lech z kolei potrzebuje liczb, których on najzwyczajniej w świecie – to żaden wstyd – nie jest w stanie zapewnić.

W Finlandii – 95 meczów, 9 goli.
W Szwecji – 90 meczów, 8 goli.

***

No, ale zawsze można powiedzieć, że jest typową ósemką. Tylko czy naprawdę po to go sprowadzili?

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama