Przedziwna jest konsekwencja, z jaką otoczenie Roberta Lewandowskiego – mimo zapewne dobrych intencji – szkodzi wizerunkowi tego piłkarza. A to transferowa błazenada na europejską skalę, a to reklamowa zawierucha, a nieustannie w tle kasa, kasa i jeszcze raz kasa. Tak, kasa jest ważna, cenić się trzeba, walczyć o swoje też, ale cała sztuka polega na tym, by zarabiać z klasą, inteligentnie, na swój sposób dyskretnie i bez pieniactwa. A już podstawowym zadaniem wszelkiej maści doradców i przedstawicieli – czy doradzają sportowcom, czy celebrytom – powinno być to, by ich klient nie wychodził przed opinią publiczną na pazernego gnojka. Nawet jeśli rzeczywiście pazerny jest.
Jak już zaznaczaliśmy w innym tekście, nie mamy pojęcia, jak skończy się zamieszanie związane z odmową wzięcia udziału w kręceniu spotu głównego sponsora reprezentacji, firmy Orange. Na pewno wszystkie strony będą szukały kompromisu, chociaż przy twardym stanowisku Lewandowskiego i spółki, w pewnym momencie możliwości wypracowania rozwiązania po prostu się skończą. Z pewnością PZPN nie będzie mógł pozwolić sobie na to, by zlekceważyć potężnego sponsora, zresztą nie będzie mógł też sobie pozwolić na to, by wprowadzić precedens i powiedzieć np. „dobra, Lewandowski nie musi kręcić reklamy za darmo, więc za darmo nakręci ją Krychowiak”. Bo przecież wówczas – całkiem słusznie – taki Krychowiak mógłby zapytać: a niby dlaczego? Ugięcie się w tej jednej sytuacji oznaczałoby rozwalenie całej koncepcji współpracy ze sponsorami reprezentacji, a także obniżenie wiarygodności związku przy podpisywaniu nowych tego typu umów.
Ł»e Zbigniew Boniek potrafi być w takich sytuacjach twardy, przekonali się kadrowicze podczas mistrzostw świata w 2002 roku. Wtedy usłyszeli prosty przekaz: nie godzicie się na zasady, to kupujcie bilety do Polski i wracajcie. Zmiękli. Historia więc uczy, że należy całkiem poważnie brać pod uwagę, że i „Lewy” oraz Błaszczykowski (ale ten drugi jest tym razem chyba mniej zawzięty) mogą stanąć przed dylematem: kręcimy spot albo kręcimy kierownicą w stronę Dortmundu, a Robercik jak zawsze siada z tyłu. No, chyba że firma Orange zrezygnuje z nagrywania klipu teraz i da wszystkim czas na ostudzenie emocji i dogadanie się w ciągu kilku tygodni. Tylko czy kolejne tygodnie cokolwiek zmienią?
Dziwi ta wprost niesamowita upartość w tym, by Lewandowskiego obrzydzać ludziom. Grupa wsparcia chce dobrze, ale stare powiedzenie mówi: dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane. Tutaj widać to jak na dłoni. Zawodnik jest kierowany w stronę bezsensownego starcia ze związkiem. Bezsensownego dlatego, że może na nim tylko stracić, a nie może wygrać. PZPN w ostatnich tygodniach zamówił szereg opinii prawnych z renomowanych kancelarii, by dokładnie wiedzieć, na czym stoi (co jest związane z kolejnymi zaplanowanymi akcjami marketingowymi). Prawnicy są zgodni: prawo jest po stronie związku. Przywoływany jest wyrok Sądu Najwyższego w sprawie Macieja Ł»urawskiego. Wprawdzie w polskim prawie nie stosuje się precedensów i teoretycznie w dwóch bliźniaczych sprawach mogą zapaść dwa sprzeczne ze sobą wyroki, jednak Sąd Najwyższy ustala tzw. praktykę orzeczniczą. Biorąc pod uwagę wszystko to, co przerabiał „Ł»uraw” (a zaraz po nim Kamil Kosowski), biorąc pod uwagę ustawę o sporcie, a także statut PZPN, naprawdę trudno uwierzyć, że Lewandowski byłby w stanie cokolwiek ugrać. Chyba że wszystko jest zaplanowaną taktyką, by jako „ofiara” (w oczach opinii publicznej) z kadry się wypisać i skupić na karierze klubowej. Ofiarę przecież z siebie zrobił Ludovic Obraniak i niektórzy nawet dali mu się omotać.
Przepisy może nie są idealne, może to dziwne, że związek jest w stanie handlować wizerunkiem dowolnego reprezentanta ubranego w strój kadry (z kolei nie ma prawa handlować wizerunkiem piłkarza „w cywilu”). No ale takie to prawo jest, a związki sportowe właśnie w ten sposób pozyskują fundusze. Sąd Najwyższy: „Wykorzystanie wizerunku do celów gospodarczych oznacza także cel zarobkowy, zgodny z funkcją danego polskiego związku sportowego, który nie może być sprzeczny z jego statutowymi zadaniami. Taka działalność obejmuje m.in. zawieranie umów wzajemnych, które mogą polegać na udostępnianiu kontrahentowi wizerunku członków kadry narodowej w stroju reprezentacji kraju w zamian za świadczenie pieniężne wykorzystywane na realizację statutowych zadań, np. na szkolenie zawodników kadry”. Dodatkowo sąd – idąc za przepisami – sprecyzował, że wizerunek „oddaje” związkowi każdy zawodnik, który przyjmuje powołanie do kadry narodowej. Ktoś powie: Lewandowski godzi się na grę w piłkę, a nie na reklamowanie jakichś firm! Niestety, w myśl prawa, godzi się na jedno i drugie. Jeśli nie chce reklamować – może po prostu nie grać. Piłka i biznes od lat się przenikają.
Nie twierdzimy, że to logiczne, dobre, życiowe. Polskie prawo pełne jest idiotycznych zapisów, nad sensem i tego można się śmiało pochylić. Można przecież sobie wyobrazić, że PZPN jutro podpisałby kontrakt z firmą konkurencyjną dla Gillette (reklamowaną przez Lewandowskiego) i udostępnił jej wizerunek piłkarza, co z kolei naruszałoby warunki kontraktu indywidualnego podpisanego przez RL. Albo że związek podpisałby umowę z producentem prezerwatyw. Do tego oczywiście nie doszło i nie dojdzie, bo związek nie chciał nadużywać swoich uprawnień, sesja dla Orange miała być pierwszą od blisko dwóch lat. A i ta sprzed dwóch lat nie była wykorzystywana na tyle intensywnie, by któryś z zawodników mógł się „przejeść”.
Lewandowski – ustami pośrednika, pana Mariusza Siewierskiego – twierdzi, że Orange może nakręcić spot z udziałem całej kadry, a nie wybranej trójki, co też nie znajduje potwierdzenia w prawie. I to akurat jest jak najbardziej logiczne, bo co to znaczy „całej kadry”? Orange musi w swoim filmie koniecznie też nakręcić Jakuba Słowika? A niby po co? Mają scenariusz, zgodnie z którym potrzebnych jest im trzech piłkarzy – i tylu powinni dostać. Zawsze w reklamach ktoś jest eksponowany bardziej, bo gra rolę pierwszoplanową, a ktoś mniej (może Orange ma na nakręcenie klipu zaprosić całą drużynę, a później w czasie montażu wyciąć wszystkich poza wiadomą trójką – wtedy byłoby w porządku?). Zresztą, prawo nie było tworzone z myślą konkretnie o reprezentacji piłkarskiej. Bywają przecież sporty, w których cała reprezentacja to dwóch zawodników, prawda?
W każdym razie – cokolwiek sądzić o polskim prawie – Lewandowski brnie w idiotyczny konflikt. Idąc na wojenkę, trzeba się przygotować, a najlepiej należałoby mieć schowany w plecaku gotowy plan na wygranie kluczowej bitwy. Tu planu nie ma, są żądania niepoparte niestety przepisami, nierozsądnie postawione w złym czasie (jakże inną kartę przetargową miałby Lewandowski, gdyby był liderem strzelców w grupie eliminacyjnej i gdyby kadra realnie walczyła o wyjazd do Brazylii, a obecność „Lewego” była absolutnie kluczowa). Jeśli naprawdę napastnik Borussii chciałby coś w swojej sytuacji zmienić, powinien poprosić menedżera Cezarego Kucharskiego – w wolnych chwilach posła – by po prostu zmienił prawo. Jako parlamentarzysta, ma przecież wszystko w swoich rękach. Jeśli prawo jest głupie, to kto ma z nim walczyć, jeśli nie poseł? Kucharski w sejmie nie zanotował ani jednego wystąpienia od kilkunastu miesięcy, może to jest temat, w którym powinien zabrać głos. Niech skrzyknie partyjnych kolegów i zmieni ustawę o sporcie, wówczas przysłuży się nie tylko Lewandowskiemu, ale w ogóle wszystkim zawodnikom aspirującym do roli gwiazd.
Przedstawiciel Lewandowskiego w korespondencji ze związkiem informuje, że wizerunek „Lewego” jest więcej wart niż wizerunek całej reprezentacji, która zajmuje 75. miejsce w rankingu FIFA (od czasu korespondencji, nieznacznie awansowała). To dla nas trochę dziwne, że zawodnik nie zauważa, iż reprezentacja jest tak nisko w rankingu nie dlatego, że on sam strzela po cztery bramki na mecz, lecz dlatego, że on sam nie strzela praktycznie w ogóle. Gdyby notował chociaż przyzwoitą skuteczność, z pewnością ta pozycja byłaby lepsza. Ale niestety: wychodzi na to, że Lewandowski i kadra to osobne byty, zarówno poza boiskiem (w sensie marketingowym), jak i na nim (w sensie sportowym). Może więc to czas, aby te byty ostatecznie oddzielić?
Jeden z czytelników prześmiewczo napisał: „wizerunek to jedyne, co Lewandowski może dać kadrze”. Właśnie takich komentarzy, szydzących z „Lewego”, jest coraz więcej – a to efekt działalności jego antypatycznego „sztabu”. Już nawet osoby kompletnie z zewnątrz – jak koszykarz Marcin Gortat – głośno krytykują duet Lewandowski – Kucharski. Teraz podobne głosy się nasilą. To, co zawodnik wypracowuje na boisku (chociaż tylko w barwach Borussii), to traci błyskawicznie poza nim. Szkoda. Za chwilę – wszystko na to wskazuje – Lewandowski będzie skonfliktowany z kierownictwem dwóch jedynych drużyn, w jakich występuje: Dortmundu i reprezentacji..
Sesja zaplanowana jest na wtorek. Jeśli Lewandowski się ugnie – pozostanie tylko niesmak (kolejny, tym głupsze było całe zamieszanie). Jeśli się nie ugnie, a sponsor sesji nie odwoła – możemy być świadkami potężnej burzy. PZPN siłą nikogo przed kamerę nie zaciągnie, ale też – łagodnie mówiąc – siłą na zgrupowaniu trzymać nie będzie. Ale może to jest dobry pretekst, by reprezentacji przywrócić jakąś hierarchię – w ramach której piłkarz nie stawia się ponad zespołem i ponad trenerem, by pokazać, kto jest ważny, a kto jeszcze ważniejszy. Bo gdzieś to wszystko już za daleko zabrnęło, zaczęło się rozchodzić, gdzieś za mało jest pokory, a za dużo gwiazdorzenia. Za dużo patrzenia na czubek własnego nosa, a za mało na zespół.
* * *
Krótkie przypomnienie: za zajęcie ostatniego miejsca w grupie na Euro 2012, polscy piłkarze otrzymali do podziału dwa miliony złotych – to więcej niż Czesi za wyjście z grupy.