Zapraszamy na środowy przegląd. Mamy na celowniku siedem różnych tytułów prasowych.
FAKT
Chima Chukwu dla Faktu: Pomoże nam magia Solskjaera.
Już przed pierwszy meczem Legii Warszawa z Molde Fakt ostrzegał przed tym zawodnikiem. Daniel Chima Chukwu jak dziecko ograł Tomasza Jodłowca i strzelił w pierwszym spotkaniu gola. Raz po raz stwarzał podopiecznym Jana Urbana problemy – zwłaszcza w pierwszej połowie. Mimo remisu 1:1 w Norwegii snajper wierzy, że to jego drużyna awansuje do kolejnej rundy. – Ole Gunnar Solskjaer to niesamowty trener. Potrafi nas wyciągnąć z każdych tarapatów – powiedział Faktowi Chukwu. – Dużo pracuję nad swoją grą. Zostaję po treningach. Wiem, że mam jeszcze wiele do poprawienia, ale myslę, że cały czas robię postępy. Strzelam gole, ale mogłoby ich być trochę więcej – twierdzi Chukwu. – Gdzie mam się ruszać? Tu mi dobrze. Jest się od kogo uczyć. Solskjaer to przecież legenda. Grał w piłkę na najwyższym poziomie i teraz przekłada się to na jego umiejętności trenerskie. Potrafi dobrze reagować w trakcie meczu, kiedy nam nie idzie – uważa snajper Molde.
Leciejewski dla Faktu: Legia musi skoczyć Molde do gardeł.
Molde miało tragiczny początek sezonu, kiedy w sześciu meczach zdobyli tylko punkt. Teraz wracają do formy. W ostatnim ligowym meczu z Brann wygrali 2 – 0. W bramce klubu z Bergen zagrał Piotr Leciejewski (28 l.). – Oglądałem mecz Legii z Molde. Oczywiście kibicuję polskiej drużynie, ale ostrzegam. Nawet przy prowadzeniu 1:0 Norwegowie nie odpuszczą – powiedział Faktowi polski bramkarz. – Dla nich brak awansu chociażby do Ligi Europy byłby dramatem. Mają szeroką i wyrównaną kadrę. Solskjaer to w Norwegii największa gwiazda. Zrobił w Molde kawał dobrej roboty. Grają ciekawy futbol, przeciwko Legii nie zaprezentowali swojej najlepszej piłki – uważa Leciejewski. Po bramkowym remisie to Legia została faworytem do awansu do 4. rundy. – Jeszcze nie skreślajmy Molde. Mają charakter prawdziwych Wikingów. Będą walczyć do końca. Legia musi skoczyć im do gardeł, grać agresywnie nawet, jeśli będzie prowadzić, a do końca meczu zostanie już niewiele czasu. Musi być czujna – ostrzega golkiper Brann.
Tomasz Lisowski: Za Ojrzyńskim poszedłbym w ogień.
Zazwyczaj mówi się o tym, że to piłkarze zwalniają trenera. Tymczasem wy zrobiliście wszystko, by go zatrzymać. To chyba dla was mocny cios.
– Ogromny. Z trenerem Ojrzyńskim byliśmy bardzo zżyci. Był dla nas jak drugi ojciec.
I teraz go tracicie. Dzień, w którym się dowiedzieliście o decyzji zarządu, zapamiętacie chyba na długo?
– Tak. Szczerze? To był najgorszy dzień w mojej karierze. Za trenerem Ojrzyńskim skoczyłbym w ogień. Serio. I pewnie niejeden chłopak z drużyny też. Tyle wspólnych wspomnień… (chwila ciszy)
Pracował pan kiedyś z lepszym trenerem?
– Nigdy. Ojrzyński to wspaniały człowiek. Trener z charakterem, ambicjami. Ja też należę do takich ludzi, dlatego znaleźliśmy wspólny język. Potrafi opieprzyć, zmotywować w trudnych chwilach. Mecz u niego rozpoczynał się parę godzin przed pierwszym gwizdkiem – na odprawie. Trzeba być w tej szatni, żeby to zrozumieć. Jak trener krzyknął przed meczem to tętno skakało nam do 170. Naprawdę. Nic dziwnego, że później wychodziliśmy na murawę nabuzowani, jakbyśmy szli na wojnę.
RZECZPOSPOLITA
Rozmowa z Markiem Saganowskim.
Pogniewaliście się na dziennikarzy za krytykę po pierwszym meczu z Molde?
– Nie pogniewaliśmy się, ale na pewno trochę nas zdenerwowała. Rzeczywiście słabo zagraliśmy w pierwszej połowie, nic nam się nie udawało, ale druga część meczu była już dobra. Doprowadziliśmy do wyrównania, a przeciwnicy nie byli w stanie zagrozić naszej bramce. W Polsce nikt o tym nie pamięta, ciągle wytyka nam się grę przed przerwą. Przygotowywaliśmy się do spotkania z Podbeskidziem w ekstraklasie i dalej słyszeliśmy tylko pytania o te 45 minut. To irytujące.
Ale nie ma w tym nic dziwnego. Trudno ekscytować się meczem z Podbeskidziem, kiedy walczycie o Ligę Mistrzów.
– Dziennikarze szukają tylko negatywnych rzeczy. Proszę spojrzeć na nasze wyniki – na razie nie ma powodów do niepokoju. Zdarzają nam się słabsze momenty, ale nie całe spotkania. W lidze też nam nikt punktów za darmo nie daje, w każdym spotkaniu jesteśmy faworytem, co nie ułatwia zadania. Ale wygrywając trzy mecze i strzelając w nich dwanaście goli, pokazaliśmy klasę. W nowej ekstraklasie po fazie zasadniczej nawet dziesięć punktów przewagi nad drugą drużyną w tabeli nie da nam komfortu. Wszystko rozstrzygnie się dopiero w siedmiu ostatnich kolejkach, gdy będziemy już rywalizować w grupie mistrzowskiej, a punkty zostaną podzielone.
Co się działo w pierwszych połowach meczów z New Saints i Molde?
– Zamiast grać po swojemu, czekaliśmy na ruch rywala. Nie umiem wytłumaczyć dlaczego. Nie sądzę, że była to trema, bo przecież w naszej kadrze są doświadczeni zawodnicy. Przeanalizowaliśmy problem, mam nadzieję, że już w rewanżu z Molde będzie widać tego efekty. Wtedy pewnie napiszecie, że wzięliśmy się do roboty po waszej krytyce.
GAZETA WYBORCZA
Pięciu na Pięciu o meczu Legii z Molde.
Czy Legia i Molde to dwa zespoły na podobnym poziomie?
Robert Błoński, „Gazeta Wyborcza”: Nie. Mistrz Polski jest w stanie zagrać o kilka klas lepiej, niż pokazał to szczególnie w pierwszej połowie w Norwegii. Nie sądzę, by to samo można było powiedzieć o mistrzu Norwegii, który – według opinii trenera Solskjaera – zagrał z Legią najlepsze 45 minut, odkąd prowadzi zespół. Wie, co mówi, bo w międzyczasie zdobył z nim dwa mistrzostwa kraju. Drużyna Jana Urbana ma lepszych piłkarzy, większe doświadczenie, potencjał i umiejętności. Czekam, czy będzie w stanie pokazać to na boisku. Różnica nie jest duża, ale z dziesięciu bezpośrednich starć Legia powinna wygrać pięć, trzy zremisować, a dwa przegrać.
Adam Dawidziuk, „Przegląd Sportowy”: Nie. Legia jest silniejszą drużyną. W ofensywie, gdzie trener Jan Urban ma kilka wariantów gry, a Ole Gunnar Solskjaer opiera wszystko na Danielu Chimie, takim odpowiedniku Jakuba Koseckiego. Natomiast defensywa tak, jest na podobnym poziomie, obie drużyny popełniają za dużo błędów, ale przewagą Legii na pewno jest Duszan Kuciak.
Adam Marchliński, redakcja sportowa NC+: Nie. Legia ma znacznie większy potencjał. Oczywiście, pierwsza połowa meczu w Molde tego nie potwierdziła, ale już w drugich 45 minutach przekonaliśmy się, że piłkarze Jana Urbana potrafią utemperować mistrza Norwegii. Mam wrażenie, że pierwszy mecz zamazał rzeczywisty obraz. Może problemem było to, że w Polsce przedstawiliśmy Molde jako groźnego rywala dla Legii. Tymczasem w Norwegii nazwa Legia na nikim nie zrobiła wrażenia. Piłkarsko legioniści są lepsi, pozostaje udowodnić to na boisku.
Belgijski dziennikarz: Przed rewanżem ze Śląskiem w Brugge nerwowo.
– Nie sądzę aby Brugge zlekceważyło wtedy Śląsk, po prostu wrocławianie byli trochę lepsi. Mimo tego wyniku wielu ludzi podchodzi do rewanżu z optymizmem. Wszyscy wierzą, że drużynie uda się wyeliminować Polaków – opowiada Franku Buyse, który dodaje: – Jednocześnie w klubie widać pewną nerwowość, atmosfera jest napięta. Dla Brugge odpadnięcie na tym etapie europejskich pucharów to byłby swego rodzaju koszmar. Dlatego po meczu we Wrocławiu szczególnie działacze wręcz alergicznie reagowali na krytykę zespołu. Dla Club Brugge porażka ze Śląskiem była jedyną w tym sezonie. Poza tym zespół wygrał bowiem w lidze belgijskiej ze Sportingiem Charleroi i ostatnio Ooestende 2:1. – Brugge bardzo dobrze grało podczas okresu przygotowawczego, ale w meczach o stawkę jest różnie. Niedzielne zwycięstwo specjalnie nie poprawiło nastrojów w zespole, bo Ooestende to ligowy outsajder, a Brugge i tak się z nim męczyło. Inna sprawa, że z powodu kartek czy kontuzji w tym spotkaniu nie grało siedmiu zawodników, którzy mogą wystąpić ze Śląskiem. Wygraną udało się zaś odnieść po wejściu na boisko Maxima Lestienna, a jego powrót do gry po kontuzji to dla zespołu pozytyw – podkreśla Buyse.
SPORT
Zdaniem prezesa Piasta Marcin Robak zostanie w Gliwicach.
Zdaniem szefa klubu turecka oferta jest mało poważna. Jarosław Kołodziejczyk podkreśla, że w najbliższym meczu z Zawiszą Bydgoszcz Robak będzie do dyspozycji trenera Brosza. – W tym momencie temat jego odejścia po prostu nie istnieje. Owszem wpłynęła do klubu pewna oferta z Turcji, ale nie uważamy jej za poważną ani w jakimkolwiek stopniu wiążącą. Nie czujemy się więc w obowiązku by na nią odpowiedzieć – podkreśla Kołodziejczyk.
DZIENNIK POLSKI
Wisła ciągle testuje Ramona Machado z Ratyzbony.
W meczu ze Stalą zagrać powinien testowany przez Wisłę Brazylijczyk Ramon Machado de Macedo, choć Smuda twierdzi, że nie musi przekonywać się o jego umiejętnościach, bo te zna z czasu, gdy prowadził tego piłkarza w Ratyzbonie. – Ja go znam bardzo dobrze – mówi „Franz”. – Jeśli będzie zdrowy i dobrze przygotowany, to będziemy mieli z niego korzyść. Nie mamy za dużo zawodników na skrzydła. A Machado do piłkarz, który z powodzeniem może grać i na prawym, i na lewym skrzydle. W Mielcu być może wystąpi jeszcze jeden testowany piłkarz, Nigeryjczyk Sahid Fabiyi. O zainteresowaniu tym napastnikiem już informowaliśmy. Miał się zjawić już na zgrupowaniu w Grodzisku Wlkp. Ze względów wizowych jego przylot do Polski mocno się opóźnił, ale jest ponoć szansa, że wreszcie w tym tygodniu dotrze do Krakowa. Smuda, pytany o tego zawodnika, tylko się uśmiecha i mówi: – Już od dłuższego czasu o nim słyszę, że ma przylecieć, ale ciągle ma problemy z wizą. Mam nadzieję, że w końcu przyleci i będziemy mogli zobaczyć, co potrafi. M.in. o o transferach trener Wisły rozmawiał w poniedziałek z właścicielem klubu Bogusławem Cupiałem. – To są znakomite spotkania – mówi Smuda. – Raz na dwa tygodnie spotykamy się z prezesem i rozmawiamy. Omawiamy bieżące problemy i szczególnie dla prezesa to jest dobra sprawa, bo wie o wszystkim, co się w klubie dzieje, czego potrzebujemy.
SUPER EXPRESS
Leszek Ojrzyński: Nie wiem, dlaczego straciłem Koronę.
Po przegranej z Widzewem (1:2) spodziewał się pan dymisji?
– Nie, to dla mnie totalne zaskoczenie. W poniedziałek w południe zostałem wezwany do prezesa, który stwierdził, że nasza współpraca dobiegła końca. Nie tłumaczył dlaczego. Nie wierzę, by powodem dymisji były wyniki. To dopiero początek sezonu, a przegrywaliśmy, bo brakowało nam szczęścia, a nie dlatego, że byliśmy słabsi od rywali czy źle przygotowani. Jestem jeszcze oszołomiony takim rozwojem wypadków. Do Kielc ściągnąłem rodzinę, tu pracuje żona. Musimy siąść i na spokojnie zastanowić się co dalej.
Miał pan konflikt z dyrektorem sportowym Andrzejem Kobylańskim? Słyszeliśmy, że dążył do pana zwolnienia, aby jako trenera zatrudnić swego dobrego znajomego Dariusza Pasiekę.
– O to trzeba zapytać dyrektora. Ł»adnych oznak ochłodzenia stosunków między nami nie dostrzegłem. Choć może sygnałem ostrzegawczym było nieprzedłużenie kontraktu z moim bardzo bliskim współpracownikiem, trenerem bramkarzy Maćkiem Szczęsnym.
Podobno kiedy zawodnicy dowiedzieli się o pana zwolnieniu, chcieli strajkować…
– Pewnie byli tak samo zaskoczeni jak ja, przez te ponad dwa lata bardzo się ze sobą zżyliśmy. Ale to profesjonaliści, na pewno nie odpuściliby treningów. Mieliśmy plany, by doprowadzić Koronę do grupy ośmiu najlepszych drużyn. Mimo słabszego początku tę drużynę stać na to, by bić się z najlepszymi. Trudno, życie zweryfikowało nasze zamierzenia. Pozostała mi tylko pożegnalna kolacja z chłopakami. Na pewno będę trzymał kciuki za tę grupę fantastycznych ludzi.
Dominik Furman przed meczem z Molde.
Tej jakości jednak w pierwszej połowie meczu z Molde zupełnie nie było widać. Co się z wami wtedy stało?
– Nie wiem, czy to stres i trema, może coś innego. Ale faktem jest, że zagraliśmy tę pierwszą połowę wszyscy bardzo słabo. Indywidualnych błędów było tak dużo, że wynik w stosunku do tego, co zaprezentowaliśmy przed przerwą, był naprawdę korzystny.
Trener Norwegów Ole Gunnar Solskjaer powiedział, że rezultat jest dla nich zły, ale jeśli w Warszawie zagracie tak jak pierwsze 45 minut w Molde, to będzie spokojny o awans.
– Jestem przekonany, że drugi raz tak jak wtedy nie zagramy. To nie był nasz normalny poziom, jesteśmy dobrą drużyną i tych samych błędów nie popełnimy.
Jaki rezultat typujesz?
– 3:0 albo 4:0. No, nie, żartuję. Tak łatwo pewnie nie będzie. Bardzo bym chciał, żebyśmy szybko strzelili im bramkę. Wtedy poczulibyśmy się pewnie. Jednak musimy być skoncentrowani i gotowi na każdy scenariusz. Po meczu w Norwegii wiemy, czego się po rywalach spodziewać, ale oni też poznali nas dobrze. To jednak za nami będą stali wspaniali kibice i myślę, że głośnym dopingiem poniosą nas do zwycięstwa.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Rumak spokojny do zimy.
Nawet, jeśli Lech Ponań odpadnie z Ł»algirisem Wilno, trener Mariusz Rumak nie zostanie zwolniony. Lech Poznań od początku sezonu gra źle. Niby przegrał tylko jedno z sześciu spotkań, ale styl gry daleki jest od oczekiwań. Nic dziwnego, że rozpoczęły się spekulacje dotyczące przyszłości szkoleniowca poznaniaków, Mariusza Rumaka. Wczoraj wątpliwości zostały jednak rozwiane. – Z trenerem spotkaliśmy się w piątek i sobotę. Usłyszał od nas, że nie ma w tej chwili tematu zwolnienia go, ale to żadna nowość. Współpracujemy na tyle długo, że doskonale zna on naszą filozofię i wie, że kilka zakrętów trzeba wspólnie przetrwać. Nigdy nie rozstajemy się po kilku słabszych meczach – mówi nam wiceprezes klubu Piotr Rutkowski. Rumak może zatem na razie spać spokojnie, a kreowany na jego następcę Maciej Skorża na razie nie szykuje się do pracy w Lechu. Wprawdzie właściciel klubu Jacek Rutkowski powiedział swego czasu, że „jeszcze kiedyś będziemy na pewno współpracować z tym szkoleniowcem”, ale przynajmniej na razie nie ma takiego tematu. Nic nie zmieni również ewentualne odpadnięcie z Ł»algirisem Wilno (0:1) w kwalifikacjach Ligi Europy. – Mecz z Ł»algirisem niewiele zmieni, na pewno nie będzie żadnych nerwowych ruchów i paniki. W trakcie rundy decydujemy się na zmianę tylko w przypadku, kiedy kryzys drużyny byłby nie do opanowania. W tym momencie trudno mówić o kryzysie, jednak nie ma co ukrywać, że jesteśmy w dołku i jak najszybciej musimy z niego wyjść – jasno stawia sprawę Rutkowski.
Hertha Berlin oglądała Waldemara Sobotę.
Niedzielny mecz Śląsk – Wisła śledził wysłannik Herthy Berlin. Obserwował między innymi Waldemara Sobotę, choć szanse na sprzedaż jakiegokolwiek gracza przez wrocławian w tej chwili małe. – Dopóki gramy w pucharach, nie powinniśmy się pozbywać piłkarzy – deklaruje wiceszef rady nadzorczej Włodzimierz Patalas. Sytuacja 26-latka jest bardzo dynamiczna. Po pierwsze: Śląsk proponuje mu przedłużenie umowy (obecna wygaśnie w czerwcu 2014). Po drugie: nie wiadomo, jak długo wrocławianie będą grali w pucharach. Dopóki w nich są, właściciele klubu nie chcą osłabiać drużyny. Liczą, że piłkarze wreszcie przywiozą z Europy do klubu jakieś pieniądze. Sam awans do fazy grupowej Ligi Europy wiąże się z zarobkiem około 2 mln euro od UEFA. Kwota nie do pogardzenia dla klubu, który bez finansowej kroplówki z miasta, już dawno by został zamknięty na cztery spusty. Dopóki wrocławianie mają szansę na przejście Brugii, i tak długo, jak można mieć nadzieję, że w czwartej rundzie nie wylosują jakiegoś europejskiego potentata, nie będzie wyprzedaży. Według warunków obecnego kontraktu Soboty, można go wykupić za 1 milion euro. Niedawno Urał Jekaterynburg oferował 400 tysięcy, ale propozycja zastała uznana za niepoważną.
Biedny Widzew dał piłkarzom 120 tysięcy premii.
Widzew w tym sezonie wypłaca swoim zawodnikom premie za zwycięskie mecze. Piłkarze Widzewa dostali premie za wygrane spotkania z Zawiszą i Koroną. Zespół z al. Piłsudskiego za pokonanie Zawiszy Bydgoszcz i Korony Kielce według naszych informacji otrzymał do podziału ok. 120 tys. zł. W ubiegłym sezonie system płac nie zakładał premii dla drużyny za zwycięstwa bądź remisy. Teraz jest inaczej. – To nie jest tak, że drużyna otrzyma określoną pulę za każdą wygraną. W miarę możliwości będziemy dodatkowo motywować piłkarzy. Obiecaliśmy naszym graczom premię za ewentualne trzy punkty w spotkaniu z Legią. Porażka spowodowała, że kasa ta przeszła na mecz z Zawiszą – mówi członek zarządu Widzewa Michał Kulesza. Dodatkowe środki dla zawodników to efekt działań władz klubu, który zaczyna pozyskiwać nowych partnerów biznesowych.