Zahorski szaleje w Teksasie. Czym jest NASL i co wiemy o San Antonio Scorpions?

redakcja

Autor:redakcja

05 sierpnia 2013, 14:00 • 5 min czytania

Czy gdziekolwiek za granicą mamy obecnie polskiego piłkarza, który mógłby o sobie powiedzieć: „tak, jestem numerem jeden wśród najlepszych strzelców ligi”? Biorąc pod uwagę, że w Luksemburgu przestał trafiać Gruszczyński, na Wyspach Owczych coraz rzadziej robi to Cieślewicz, a Borussia z Lewandowskim nie zaczęła jeszcze rozgrywek, mamy takich… dwóch. Kamila Bilińskiego na Litwie i – uwaga, uwaga – Tomasza Zahorskiego, który chwilowo rezyduje w Teksasie i z dwoma golami po pierwszej kolejce sezonu jest ex-aequo najskuteczniejszym napastnikiem amerykańskich rozgrywek. Haczyk polega na tym, że to nie znana wszystkim Major League Soccer, ale tylko jej uboga krewna. Tak zwana North American Soccer League.
Zahorski raczej nie zostanie gwiazdą San Antonio niczym Tim Duncan, ale pożyje spokojnie w Teksasie z dala od polskiego piekiełka, kilka bramek ustrzeli i parę groszy zarobi. Kto wie czy nie lepsze to niż kopanie w Stomilu Olsztyn albo w niewypłacalnym cypryjskim Ermis Aradipu, z którym był w ostatnich tygodniach łączony. Pewnie lepsze. Informacja, że były napastnik Górnika został piłkarzem San Antonio Scorpions niesie jednak za sobą szereg zagadek. Przede wszystkim dwie: jaki to zespół? I co to za liga?

Zahorski szaleje w Teksasie. Czym jest NASL i co wiemy o San Antonio Scorpions?
Reklama

Ujmując najkrócej – prowincja amerykańskiego soccera. Mimo bogatej historii z lat 70-tych i 80-tych ubiegłego stulecia, dziś NASL to raczej miejsce zsyłki dla takich jak „Zahor”, którzy nie mogą już znaleźć dla siebie miejsca w poważniejszym futbolu. Ewentualnie dla miejscowych adeptów, dla których MLS to wciąż za wysokie progi. Jeśli przyjmiemy, że najlepszym strzelcem poprzednich rozgrywek został klubowy kolega Polaka – Hans Denisson, który wcześniej nie mógł poradzić sobie w Willem II Tilburg, będziemy mieć mniej więcej jasność. Pełni obrazu niech zresztą dopełni fakt, że w San Antonio jednym z bardziej doświadczonych piłkarzy jest Luka Vucko, dla Tampa Bay regularnie trafia Georgii Christow, który pozostawił po sobie fatalne wrażenie w Wiśle Kraków, a wcześniej w Tampie grał też Omar Jarun. W wiosennych rozgrywkach NASL występowało 82 obcokrajowców i byli to głównie piłkarze pokroju wyżej wymienionych albo wręcz, jak sugerują metryki, jeszcze słabsi. Głównie Kanadyjczycy i Brazylijczycy siódmego sortu.

NASL ma przede wszystkim jeden podstawowy mankament – liga żyje własnym życiem. Nie można z niej spaść, ani do jakiejkolwiek innej awansować. Wiosną odbywa się 11 meczów oraz play-offy, to samo jesienią, a cały sezon kończy mecz finałowy – NASL Super Bowl – pomiędzy zwycięzcami obu rund.

Reklama

Tak mecze San Antonio Scorpions wyglądały w ostatnich miesiącach:

W kolejnych North American Soccer League może być o tyle ciekawsza, że w jej szeregi włączono zasłużony, dopiero wskrzeszony zespół New York Cosmos. W poprzedni weekend w Nowym Jorku uroczyście zainaugurowano rozgrywki. Imprezę swoją obecnością uświetnił sam Pele, a skład NYC wzmocnili Marcos Senna oraz niespełniony talent amerykańskiej piłki – Danny Szetela.

Zahorski już w debiucie mógł zostać bohaterem „Scorpions”, ale jego dwa gole na nic się zdały, bo zespół z San Antonio, mimo prowadzenia 3:0 po 18 minutach, przegrał z Tampa Bay Rowdies… 4:7. Zdaje się, że to najwyższy wynik w historii całych rozgrywek, tym bardziej więc trudno dziwić się złości trenera, który po meczu narzekał, że rywale mogli oddać tyle strzałów, ile tylko chcieli i robili to dokładnie tak często, jak chcieli. Obrona do poprawki, za to przynajmniej w ataku Denisson i Zahorski zebrali dobre recenzje.

W międzyczasie należałoby zadać pytanie: czy na grze w NASL można godnie zarobić?

Aby dojść do odpowiedzi, trzeba wyjaśnić, że w NASL – w przeciwieństwie do MLS – nie ma tam tak restrykcyjnej polityki finansowej i nie obowiązują żadne limity płacowe. To znaczy wszystkie ustalają sobie same kluby, nie zaś władze ligi. W MLS, by dotrzeć do wiarygodnych danych dotyczących pensji poszczególnych piłkarzy, wystarczy spędzić trzy minuty w internecie, włączyć odpowiednią listę i znaleźć na niej konkretne nazwisko. Szybko dowiadujemy się, że London Donovan zarabia 2,5 miliona dolarów w sezonie, Marco Di Vaio – 2 miliony, Chris Wondolowski – 600 tysięcy. Znany z Polonii Warszawa Marcelo Sarvas – 185 tysięcy, a już taki Konrad Warzycha jedynie 46 tysięcy rocznie.

W NASL działa to zupełnie inaczej. Przede wszystkim, większość zawodników dostaje pieniądze nie za rok obowiązywania kontraktu, tylko za okres od początku okresu przygotowań do ostatniego meczu. Niektórzy mają nawet status półamatora. Wypłaty są niskie, ale nie tragiczne niskie. Najmniej znaczące postaci w ciągu dwunastu miesięcy są w stanie zgarnąć około 15 tysięcy dolarów, przeciętniacy w granicach 30 tys. Liderzy swoich drużyn jeszcze więcej, ale ciągle zdecydowanie poniżej 100 tysięcy dolarów.

Komisarz rozgrywek Bill Peterson, wypowiadając się na łamach miejscowej prasy, deklaruje, że póki co głównym celem NASL jest zbudowanie odpowiedniej frekwencji, pozyskanie sponsorów oraz podpisanie korzystnych umów telewizyjnych. W 2011 roku średnia widzów na wszystkich meczach wynosiła 3,8 tysiąca. W ostatnim 4,6 tysiąca, choć akurat klubu Zahorskiego problem ten zupełnie nie dotyczy. Scorpions są najlepszym zespołem piłkarskim w mieście. Od kilku miesięcy grają na nowym stadionie – Toyota Field i notują zdecydowanie najwyższą frekwencję w całej lidze, na poziomie ponad 8 tysięcy widzów, mimo że ceny biletów wahają się od około 20 dolarów do 75 za najlepsze miejscówki. Prezesi klubu, powołanego do życie ledwie trzy lata temu, są przekonani że mają kibicowski potencjał na poziomie czołówki MLS i przyznają, że w dłuższej perspektywie ich celem jest dołączenie do tych rozgrywek.

Póki co jednak Zahorski musi realizować swój american dream w czymś nieco bardziej podrzędnym. W najbliższą niedzielę czeka go wyjazd do Kanady na mecz z FC Edmonton.

Najnowsze

Anglia

Antyrekord Wolverhampton. „Chcemy być zapamiętani jako tchórze?”

Braian Wilma
0
Antyrekord Wolverhampton. „Chcemy być zapamiętani jako tchórze?”
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama