Zagubiony, hardy i podobny do Brożka – wyboista droga Bartłomieja Pawłowskiego

redakcja

Autor:redakcja

04 sierpnia 2013, 13:26 • 8 min czytania

To jeden z najbardziej spektakularnych transferów sierpnia, a patrząc nieco szerzej – jeden z najbardziej spektakularnych wystrzałów dokonanych na przestrzeni zaledwie kilku sezonów. Nie potrafiący przebić się w Gieksie, w Jagiellonii niechciany, a już w juniorach dość często określany krótkim: „z tej mąki chleba nie będzie”. Bartłomiej Pawłowski, chłopak, który dostał swoje pięć minut w Widzewie i z pomiatanego w Białymstoku gracza bez perspektyw zmienił się w świeżo upieczonego reprezentanta zespołu z jednej z najsilniejszych lig świata. Jak to się stało i jak do tego doszło, że jego talent, który przyciągnął wzrok skautów z Malagi eksplodował tak późno i nieoczekiwanie? Co sprawiło, że ten chłopak nagle stał się jednym z najbardziej wartościowych zawodników ofensywnych Ekstraklasy, w dodatku występując w zespole złożonym za finansową równowartość kilku dobrych kolacji w centrum? Przyjrzyjmy się historii Pawłowskiego z perspektywy jego towarzyszy z różnych etapów życia.
Pierwszy wniosek z szeregu rozmów, które przeprowadziliśmy w ostatnich dniach – Pawłowski osiągnął niewiarygodny sukces, otrzymał niespotykaną szansę i jednocześnie wskoczył na naprawdę wysokiego konia. Według wielu – choć nikt nie mówi tego wprost – może zbyt wysokiego.

Zagubiony, hardy i podobny do Brożka – wyboista droga Bartłomieja Pawłowskiego
Reklama

Główny zarzut wobec Pawłowskiego, który przewija się w wielu wypowiedziach – słaby charakter, choć za wszelką cenę walczy, by zamaskować ten defekt. Już w ŁKS-ie nie miał lekko, jako chłopak z Ozorkowa, w dodatku kojarzony z Widzewem. O ile kibice rzadko wtrącają się do piłki juniorskiej, o tyle koledzy z zespołu potrafią dopiec. Pawłowski był dla nich łatwym celem, tym bardziej, że „wiejskie” pochodzenie w klubie noszącym przydomek „Rodowici فodzianie” stanowiło łatwą drogę do szykanowania chłopaka. Do tego jego styl gry – liczne siatki, zakładane sporo starszym i wyższym bykom, brak respektu, dryblingi – to wzbudzało podziw, gdy kończyło się sukcesem, ale każda nieudana kiwka owocowała reprymendą. „Młody, gwiazdorku, nie holuj!” – to najbardziej delikatne określenie, spośród tych, które mógł słyszeć Pawłowski. Tym bardziej, że – jak sam podkreśla – zawsze grał ze starszymi. Grający w bezczelny sposób wieśniak – czy można mieć bardziej prowokującą do szykan opinię?

Z jednej strony – taki początek mógł wyrobić hart ducha, z drugiej – pozostawić trwałe kompleksy. Po latach Bartek mówi, że nie byłby w miejscu w którym jest gdyby nie oba łódzkie kluby, przyznając, że bywał na obu stadionach. Nie żywi do nikogo urazy i z wierzchu nie wygląda na człowieka, który miałby jakieś niezabliźnione urazy po ciężkiej szkole życia w zespołach juniorskich. Tyle tylko, że w komentarzach na jego temat słowo „głowa” występuje równie często jak talent, i bynajmniej nie jest używana jedynie do określenie jego gry w powietrzu…

Reklama

– Jego głównym problemem była – moim zdaniem – głowa – komentuje Tomasz Frankowski, który spotkał się z Bartkiem w Jadze. – Miał swoje wizje poza boiskiem i szybko się zniechęcał. To nie tylko moja opinia… – mówi dość wymownie popularny „Franek”. – Z drugiej strony to hardy i pewny siebie chłopak, pod pewnymi względami przypomina Pawła Brożka. Niezły drybling, prawa i lewa noga, bardzo mobilny zawodnik i ambitny facet. Ł»yczę mu wszystkiego najlepszego i mam nadzieję, że mu się uda, choć nie zdziwi mnie jednak również powrót po roku – kończy Frankowski.

Na inny problem uwagę zwracają hiszpańskie media, w których pojawiły się niepokojące informacje i wypowiedzi Bernda Schustera, który twierdził, że to nie on jest odpowiedzialny za transfer Pawłowskiego. – Nie ściągnęliśmy go bezpośrednio na moją prośbę, ale wiem, że Malaga interesowała się nim od roku – twierdzi Schuster, co brzmi mniej więcej tak, jakby dziś zapewniał, że jego skauci uważnie i wnikliwie analizują postępy występującego w Kolejarzu Stróże Patryka Szymańskiego. To wszystko może martwić, tym bardziej, że dziennikarze z Hiszpanii od początku są do Pawłowskiego nastawieni lekko sceptycznie. – To bzdura – kwituje jednak doniesienia Tomasz Magdziarz, który z Pawłowskim grał w Warcie, a obecnie zajmuje się interesami zawodnika jako jego menedżer. – W takim klubie jak Malaga żaden transfer nie odbywa się bez zgody trenera. Obserwowano go naprawdę długo, przedstawiciele klubu twierdzili, że drzemie w nim bardzo duży potencjał, więc zastanowiłbym się, czy to nie jakiś błąd w tłumaczeniu. Sam trener oglądał przecież Bartka i nalegał nawet na treningi tuż po przyjeździe, choć bez kontraktu nie były one możliwe.

– Jedyny problem, jaki dostrzegam na horyzoncie, to zgrupowanie reprezentacji U-21. Bartek trafia do składu późno, a ma jeszcze obóz w Maroku i wyjazd do Polski. Zostanie tydzień do ligi, więc nie wiem jak dobrze musiałby zagrać w sparingach, żeby po kolejnej absencji od razu wskoczyć do pierwszej jedenastki – tłumaczy Magdziarz, pozostając jednak umiarkowanym optymistą. – Bartek przechodzi drogę jak Lewandowski, był krócej w Ekstraklasie, ale też długo zbierał doświadczenia po różnych niższych ligach. Oby dalej poszedł w jego ślady.

Hiszpanie byli też zadziwieni liczbą wypożyczeń. Czy naprawdę Pawłowski nie potrafił nikogo oczarować na tyle, by zagrzać miejsce na stałe, choćby w GKS-ie Katowice? – Byliśmy w bardzo trudnym momencie pod względem organizacyjnym. Bartek przyjechał z drugiego końca Polski jako bardzo młody człowiek na dorobku. Ciężko mu się było wkomponować. Widać było przebłyski talentu, ale również to, że będzie potrzebował bardzo dużo pracy – komentuje ówczesny i aktualny trener GKS-u, Rafał Górak. – Na pewno nie pokazał tego, co potrafi. Dojrzał o wiele później, niż wielu innych piłkarzy, którzy już jako nastolatkowie pokazują swoją wartość. Potrzebował trochę więcej czasu, przede wszystkim by odnaleźć swoje miejsce i swoją drogę – dość enigmatycznie tłumaczył Górak. – Nie chcę się wgłębiać w jego psychikę, bo to kwestia indywidualna, ale moim zdaniem pokazał swoje walory, dopiero gdy uporządkował ten swój profesjonalizm. Przyszedł moment, w którym postawił na piłkę. Sam nie wiem, może miał zbyt dużą pewność siebie w stosunku do tego, co do tej pory osiągnął? Bywały momenty, gdy wydawało się, że stoi obok tego wszystkiego.

– Czy to największy talent? Nie, miałem szczęście pracować z chłopakami obdarzonymi większym talentem czysto piłkarskim. Ale z drugiej strony nie liczy się trening, tylko to jak dobrze sprzedasz go w meczach mistrzowskich. A on zaczął to pokazywać. Spodziewałem się, że jeszcze się rozwinie, ale transfer do Malagi i tak jest dla mnie dużym zaskoczeniem – komentuje Górak.

Kolejnym przystankiem po Katowicach był dla Pawłowskiego Jarocin. A konkretnie zespół tamtejszego Jaroty, w którym Bartek początkowo nie mógł się przebić, ale gdy w końcu się przełamał, zaliczył kilka naprawdę udanych występów. – Kiedy do nas przychodził, był lekko zagubiony, przymulony. Dopiero po sparingach i trzech meczach ligowych się otworzył i zaczął grać, tak jak potrafił. Ciąg na bramę, zwód, uderzenie, przyspieszenie. Od razu było widać, że to będzie piłkarz. Obdarzyliśmy go pełnym zaufaniem i bardzo żałowaliśmy, gdy odchodził do Warty. To była jednak wyższa liga, nie mogliśmy i nie chcieliśmy zagradzać mu drogi – opowiada Jan Raczkiewicz, prezes Jaroty.

Pozostaje pytanie dlaczego szansę musiał dać mu Widzew, a nie Jagiellonia. W archiwalnym wywiadzie udzielonym Weszło, Pawłowski jest wyjątkowo tajemniczy.

Dlaczego nie chcą cię w Białymstoku?
Miałem w tym klubie kilka przykrych momentów, ale nie chcę wchodzić w szczegóły. Nie do końca dogadywałem się z niektórymi osobami.

To chyba z prezesem Kuleszą…
Tak.

Bo podobno akurat trener Hajto chciał ciebie zatrzymać.
Kiedy naprawdę się kogoś chce – bo to do trenera należy ostatnie słowo – to ta osoba zostanie. فatwo powiedzieć, że coś się chce, ale jeśli nie ma poparcia tych słów, jest to działanie na pół gwizdka. Mam nadzieję, że zostanę w Łodzi, bo pochodzę z Ozorkowa. Nie ma nic lepszego, niż granie u siebie w domu.

U Hajty był na dwóch treningach, więc tłumaczenie, że trener robił wszystko, by go zatrzymać, nieco mija się z prawdą. Prawdą, która była tak naprawdę boleśnie prosta – w Białymstoku nikt go nie docenił. Popełniono błąd, spisano na straty gościa potykającego się i błądzącego, ale zbierającego świetne opinie choćby w Warcie, której stał się czołowym graczem. – Strzelił pięć goli, tak jak Trochim i był mocnym ogniwem tego zespołu, choć miał dopiero 19 lat. W Ekstraklasie eksplodował, a to tam następuje prawdziwa weryfikacja. Niższe ligi nie widzą światła dziennego, wszyscy patrzą tylko na statystyki, a nie na prawdziwą formę i wpływ na zespół – tłumaczy Magdziarz. Jagiellonia nie patrzyła nie tylko na prawdziwą formę i wpływ na zespół, ale również na statystyki. Rozstała się bez żalu, prawdopodobnie żałując, że w grudniu znów będzie musiała kombinować gdzie by tu wypchnąć młodego skrzydłowego. Początkowo wydawało się zresztą, że całkiem słusznie.

– Początki są trudne. Nie było wielu pozytywnych opinii na temat mojej gry. Dopiero po bramce z Szachtarem coś się zaczęło dziać. Potem udało się strzelić ze Śląskiem, poczułem wsparcie kibiców, o wiele lepiej się grało – opowiadał w rozmowie z nami sam Pawłowski. Jagiellonia zaczynała powoli dostrzegać swój błąd albo raczej swój pech. To w jakim tempie rozwinął się ten zawodnik zaskoczyło chyba nawet widzewiaków i samego Mroczkowskiego.

Co dalej? Na pytanie o sprawność jego głowy najlepiej przytoczyć stosowaną z przekąsem ksywkę nadaną przez kolegów. „Filozof”. Ten, który interesuje się czymś więcej, w dodatku nie idąc w stronę czytanych tonami biografii sportowców, ale gościa myślącego także o przyszłości kraju i polityce. Pawłowski na Facebooku wrzuca bowiem linki do tekstów politycznych, o islamizacji Europy, a także cytaty z premier Australii. Zdaje się mieć całkiem poukładane w tej głowie, która rzekomo mogłaby być jego problemem. Piłkarsko? Idzie do ligi hiszpańskiej. Pod względem siły – jest wielu skrzydłowych słabszych, mniej wybieganych i zwyczajnie gorzej trzymających się na nogach od niego. Pod względem umiejętności, szybkości gry, kreatywności i dostosowywania się do gry kombinacyjnej… Przerastał kolegów z Widzewa o trzy głowy, ale czy to wystarczy, by poradzić sobie w Hiszpanii?

Do tej pory zawodził tylko w Katowicach i Białymstoku, w pozostałych miejscach robił furorę – od II-ligowego Jaroty, przez pierwszoligową Wartę, aż po Ekstraklasowy Widzew. Take it to the next level – krzyczała kiedyś słynna reklama Nike. Pawłowski właśnie wciela w życie to reklamowe hasło. Pozostaje życzyć mu powodzenia. Buena suerte.

Najnowsze

Hiszpania

Były piłkarz o pobycie w Barcelonie: „Nie chciałem z nikim rozmawiać”

Braian Wilma
0
Były piłkarz o pobycie w Barcelonie: „Nie chciałem z nikim rozmawiać”
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama