Zapraszamy na czwartkowy przegląd materiałów prasowych, zdominowany tym razem tematami pucharów i Roberta Lewandowskiego. Oto co dziś wybraliśmy:
FAKT
Lewandowski dla Faktu: po ślubie nic się nie zmieniło.
Długo zajęło przetrawienie tego, że zostaje pan w Bayernie?
– W trakcie letniej przerwy miałem inne sprawy na głowie (ślub przyp. red) i to pomogło mi nieco zapomnieć o zamieszaniu wokół transferu do Bayernu. Z drugiej strony cały czas gdzieś to we mnie siedziało. W klubie powiedziano mi, że będzie inaczej, ale cóż. Stało się jak się stało. Jestem w Borussii Dortmund i dopóki tu gram, dam z siebie wszystko.
Po meczu Superpucharu Niemiec powiedział pan, że niektóre osoby obiecywały co innego i nie chodzi o transfer. Obiecali podwyżkę?
– Tego nie mogę potwierdzić. Ale rzeczywiście znów się zawiodłem, bo najpierw jest tak, że osoby w klubie mówią mi jedną rzecz prosto w oczy, a potem jest odwrotnie niż się umawialiśmy. Biorę takie rzeczy bardzo poważnie, bo kiedy sam coś obiecuję, to dotrzymuję słowa. Zawsze byłem wobec klubu fair. Daję z siebie sto procent.
Joachim Watzke powiedział ostatnio: „Rozumiem żal Roberta, ale jego gra w Superpucharze pokazała, że zrobiliśmy dobrze dla klubu.” Jak pan to odbiera?
– Zawsze staram się grać jak najlepiej, bo pracuję na swoje nazwisko. Nie oszczędzam się, jestem profesjonalistą, ale powtarzam, że zachowanie wobec mojej osoby nie jest fair. I nie chodzi o to, co powiedziano mojemu menedżerowi, ale co powiedziano mnie. Prosto w oczy. Mecz w Superpucharze z Bayernem to dopiero początek sezonu. Nie wiem, czy ta cała sytuacja nie będzie miała gdzieś na mnie wpływu. Ł»e przeniknie do podświadomości i przyjdzie moment, że zagram gorsze spotkanie.
Andrzej Iwan: Nie rozumiem Roberta.
Sam grałem w Niemczech – w czasach dużo gorszych niż teraz – i wiem, że tam wśród dżentelmenów słowo mówione jest równe słowu pisanemu. Trochę nie chce mi się wierzyć, żeby panowie Watzke i Zorc doprowadzili BVB do takich sukcesów, mając reputację osób, które nie dotrzymują umów. Naprawdę jestem zaskoczony tym, że Lewy coś takiego powiedział. Obawiam się, że właśnie obserwujemy drugi akt przedstawienia, które oglądaliśmy po finale Ligi Mistrzów. Okienko transferowe jest jeszcze otwarte i może menadżer Roberta, Cezary Kucharski próbuje coś jeszcze ugrać? Jeśli nie zmianę klubu, to może chociaż podwyżkę? Nie do końca rozumiem o co w tym wszystkim chodzi. Zresztą już kilka miesięcy temu na antenie Orange Sport mówiłem, że Kucharski jest politykiem, więc nie do końca powinniśmy mu wierzyć. Czy to całe zmieszanie będzie miało wpływ na grę Roberta? Wydaje mi się, że nie. Lewy zarabia takie pieniądze, że wychodząc na boisko nie powinien o nich myśleć. Na chleb mu przecież spokojnie wystarczy. Powinien więc zostawić swoje żale w domu i nie przenosić ich do szatni, czy na boisko. Dla niego najważniejsze jest teraz to, by ugruntować swoją pozycję w europejskiej piłce. I mam nadzieję, że tak właśnie zrobi. To profesjonalista, która w ostatnim czasie zrobił olbrzymi postęp i szkoda byłoby gdyby teraz to zmarnował.
Brożek w pierwszym składzie na Śląsk. I bez 23. na koszulce.
Piotr pozostaje bez klubu od zakończenia poprzedniego sezonu, gdy rozstał się z Lechią Gdańsk. Na początku lipca przebywał na testach w Górniku Zabrze, ale nie otrzymał propozycji podpisania kontraktu. Na razie piłkarzem Wisły jest tylko Paweł. Chciał znów zagrać z numerem 23 na koszulce, ale okazało się, że jest już zajęty przez Fabiana Burdenskiego (22 l.). – Negocjowaliśmy zamianę, ale nie doszliśmy do porozumienia – mówi Paweł. No cóż, najwyraźniej niemiecki pomocnik nie zostanie najlepszym kolegą Brożka, a to źle wróży jego przyszłości w klubie. Paweł natomiast szybko nadrabia braki kondycyjne. Wiele wskazuje na to, że zagra już w niedzielę w meczu ze Śląskiem Wrocław. – Jedno mogę powiedzieć! Paweł będzie w pierwszym składzie – mówił po środowym treningu szkoleniowiec Wisły Franciszek Smuda (65 l.).
RZECZPOSPOLITA
Marek Zub: Nawet mali mają swoje marzenia.
Zbigniew Boniek czy Krzysztof Warzycha, grając w barwach zagranicznych klubów strzelali bramki Polakom. Ale polski trener prowadzi obcą drużynę przeciw rodakom pierwszy raz.
– Czyli już jest ciekawie, chociaż mecz jeszcze się nie zaczął. Nie wiedziałem o tym, ale też, bądźmy szczerzy, nie ma to większego znaczenia. Nieważne czy pracuję w Widzewie, Polonii, Bełchatowie czy Ł»algirisie. Mam do wykonania pracę, muszę to zrobić dobrze. Sentymenty w sporcie oczywiście są, ale wychodzimy na boisko nie po to, żeby się rozczulać, tylko żeby wygrać.
W Polsce panuje przekonanie, że choćby pan nie wiem jak dobrze się przygotował, szanse na zwycięstwo nad Lechem są niewielkie. Za dużo was dzieli.
– Dzieli nas rzeczywiście dużo, więc na pewno więcej szans ma Lech. To co w związku z tym mam zrobić? Pokazywać swoim zawodnikom mecze Lecha, mówić jak pięknie gra i zachęcać żeby bili im brawo? Staram się znaleźć sposób na tę grę. Wsiadłem więc w samochód i pojechałem na mecz do Poznania. Wilno–Warszawa–Poznań i z powrotem. Półtora tysiąca kilometrów w półtora dnia. Zobaczyłem jak Lech gra z Cracovią i droga powrotna na Litwę upłynęła mi w miłym nastroju.
Lech raczej nie grał. Ani z Cracovią, ani z Ruchem.
– No właśnie. To jest bardzo dobra drużyna, ale jeszcze w wakacyjnej formie. Oglądałem mecz szukając oczywiście jakichś słabych punktów. Ale nawet gdybym patrzył jako nie zainteresowany trener, zobaczyłbym sytuacje, świadczące o tym, że po letniej przerwie i transferach, Lech tworzy się na nowo. Na razie niektórzy zawodnicy chodzą tam swoimi ścieżkami, są samotni i jeszcze się nie rozpoznają.
GAZETA WYBORCZA
Felieton na temat meczu Lechii z Barceloną.
Od lat kibicuję Barcelonie, wyłączony ze świata oglądam jej niemal wszystkie mecze, kilka razy byłem na Camp Nou, a moi królowie piłki to Koeman, Stoiczkow, Romario, Ronaldo, Ronaldinho czy teraz oczywiście Messi. Przyjazd mistrza Hiszpanii do Gdańska był więc dla mnie czymś wyjątkowym, wielkim darem, powodem do dumy. Ale we wtorek, celebracja i upajanie się bliskością gwiazd Dumy Katalonii mieszały się u mnie z dużym rozczarowaniem, irytacją, a momentami wręcz zażenowaniem. Nie chcę wywracać światowych schematów, odbierać gwiazdom prawa do wielkości, ale jednocześnie nie godzę się na to, aby gwiazdy lekceważyły tych, bez których by tak nie świeciły – fanów. Nie będę obłudny – sam nie mogłem narzekać. Byłem pod szatnią, na murawie, przy ławce rezerwowych i rozgrzewających się piłkarzach Barcy. Ale jednocześnie wyobrażam sobie, jak mogły się poczuć setki kibiców na lotnisku czy przed hotelem, a potem dziesiątki tysięcy na stadionie, kiedy ich idole odwracali się do nich plecami. Czy naprawdę, przechodząc obok tłumu rozentuzjazmowanych fanów, ciężko choć podnieść głowę, uśmiechnąć się, pomachać? Albo przed hotelem wyjść na pół minuty do kibiców, rozdać kilka autografów, pozwolić zrobić sobie kilka zdjęć? A na stadionie symbolicznie podziękować za doping kibicom, którzy z uwielbieniem skandują twoje nazwisko lub nazwę twojego klubu? Koszt naprawdę niewielki, a radość ludzi, którzy wydali duże pieniądze na bilety, podróż do Trójmiasta, noclegi w hotelach i ślęczeli godzinami na lotnisku czy przed hotelem – bezcenna. To oczywiste, że nie mogę się odwoływać do ludzkich reakcji gwiazd Barcelony, ale może następnym razem to organizatorzy powinni zadbać o to, aby atrakcją dla klienta był nie tylko mecz, ale też jego okolice. To organizatorzy zapłacili Barcelonie za przyjazd ok. 1,5 mln euro i może warto było zastrzec w umowie choć kilkuminutowe spotkanie z fanami, krótką sesję autografów, kilka zdjęć czy parę słów do kibiców przed samym meczem.
Co wiedzą Belgowie o Śląsku? Ł»e ma szalonego trenera.
Belgijski dziennikarz przyjechał do Wrocławia relacjonować mecz Śląska z Club Brugge w eliminacjach Ligi Europy i opowiedział o nastrojach panujących w obozie rywala wrocławian. – Tam w zasadzie nikt nie wyobraża sobie, żeby drużyna mogła odpaść już na tym etapie. Tak naprawdę starcie ze Śląskiem ma być dopiero początkiem drogi do sukcesów. W klubie liczą bowiem, iż w tym sezonie zespół zdobędzie mistrzostwo kraju i pokaże się z dobrej strony w Europie – opowiada Buyse. Co ciekawe, w tym sezonie w Club Brugge zastosowano inną metodę budowy zespołu niż w latach poprzednich: – Wcześniej zdarzało się, że przed rozgrywkami do składu dołączało nawet po 11-12 piłkarzy. Teraz na dobrą sprawę ściągnięto tylko trzech: Wanga, Simonsa i Suttera. Liderem zespołu może być ten drugi, który wrócił do klubu z Bundesligi i jest bardzo doświadczony – opowiada dziennikarz, który dodaje: – Stawianiem na kontynuację ma być też osoba trenera Juana Carlosa Garrido, który pracuje z zespołem od listopada 2012 roku. Wcześniej byli tu nawet sławniejsi trenerzy: Georges Leekens czy Christoph Daum, ale szybko byli zwalniani. Zdaniem Franka Buyse największym problemem Belgów jest defensywa: – Biorąc pod uwagę jeszcze bramkarza Mathew Ryana, to za obronę w meczu ze Śląskiem będą odpowiadać między innymi 19-latek i dwóch 21-latków. Oni wszyscy są utalentowani, ale nie dają pewności i stabilności w każdym meczu – ocenia.
SPORT
Maciej Tataj może zagrać w Polonii Bytom.
Po pierwszym ligowym meczu, wyraźnie przegranym z Chrobrym Głogów, Polonia szuka wzmocnień w ataku. Bytomscy działacze zauważyli, że ostatnio miejsce w podstawowym składzie Dolcanu Ząbki stracił doświadczony Maciej Tataj, więc postanowili ściągnąć go do siebie. Tataj nie zagrał w pierwszym meczu, w którym Dolcan w sobotę rozbił na wyjeździe 5:0 Olimpię Grudziądz. W poniedziałkowym sparingu z Ursusem Warszawa strzelił trzy gole, ale znów nie wyszedł w podstawowym składzie. – Zwróciliśmy na to uwagę. Będziemy sprawdzali możliwości angażu tego doświadczonego zawodnika – powiedział Tomasz Kupijaj, dyrektor bytomskiego klubu.
DZIENNIK POLSKI
Surma: Gram tak długo w piłkę, bo jestem z pokolenia podwórkowego.
Ma Pan już 416 występów w polskiej ekstraklasie. Rekordzista – Marek Chojnacki, który już od dawna nie gra w piłkę – 452. Według nowego regulaminu w sezonie będzie aż 37 meczów. Naprawdę już dużo nie brakuje, aby go pobić..
– Z jednej strony niedużo, a drugiej jednak sporo. Co prawda w klubach, w których dotąd występowałem, grałem systematycznie, ale zdarzyło się i tak, jak pod koniec poprzedniego sezonu w Lechii Gdańsk, że straciłem miejsce w składzie i zaraz potem miejsce pracy.
Kiedy nieco ociężały już Wojciech Kowalczyk zobaczył, jaką ma Pan sylwetkę podczas ostatniego meczu Ruchu z Lechią, stwierdził, że w takiej kondycji to Surma może grać w lidze do 45. roku życia.
– Chyba coś w tym jest, bo znam swój organizm i świetnie się czuję fizycznie w wieku 36 lat. Może być tak, że przestanie mi się chcieć grać w piłkę, zanim stracę siły. Przyznam, że niedawno nawet to mi przez myśl przemknęło. Zdecydowałem jednak, że jeszcze trochę pociągnę.
Dlaczego chciał Pan zrezygnować?
– Bo nie miałem żadnej propozycji z ekstraklasy. Ja wiem, że mój organizm biologicznie jest młody i nadal mogę zasuwać na boisku, zawsze te 90 minut wybiegam. Ludzie, którzy decydują w klubach, patrzą jednak na datę urodzenia i mówią: No nie, za stary jest.
SUPER EXPRESS
Kolejna rozmowa z Robertem Lewandowskim.
Od ślubu z Anią Stachurską minął już ponad miesiąc. Opadły emocje?
– Tak, bo już rozpocząłem treningi w Borussii i zdołałem się przyzwyczaić do ponownego życia w Niemczech. Ale faktycznie, emocji przed, w trakcie i po ślubie było co niemiara.
A ten cały zgiełk i zamieszanie, jakie towarzyszyło wam przez kilka tygodni, nie denerwowało?
– Do tego, że ktoś za mną jeździ, robi zdjęcia czy zbiera informacje, jestem przyzwyczajony. Dla mnie to OK, ponieważ to praca tych ludzi. I wszystko jest fajnie, dopóki ktoś nie zacznie przesadzać. Wtedy każdy może się zirytować.
Wszystko udało się tak, jak zaplanowałeś?
– Było wręcz idealnie. Właśnie tak wymarzyłem sobie nasz ślub. Bezsprzecznie to była najpiękniejsza chwila w moim życiu. A ten czas związany ze ślubem był czymś nowym, pięknym. Z pewnością będę wspominał te chwile do końca życia.
Kiedy pojawił się pomysł o przekazaniu pieniężnych prezentów ślubnych na cel charytatywny?
– Jeszcze przed ślubem. Kiedy dowiedzieliśmy się, że jest taka możliwość, długo się nie zastanawialiśmy. Warto wykorzystać każdą możliwość, żeby pomóc potrzebującym. My nie zrobiliśmy tego, żeby ktoś nas pochwalił czy o tym napisał, ale żeby dać trochę radości tym, którzy nie mają łatwego życia.
Sebastian Mila przed dzisiejszym meczem pucharowym.
Które oblicze Śląska jest prawdziwe? To z pucharów, gdzie rozbiliście Czarnogórców, czy to z ligi, gdzie kiepsko sobie radzicie?
– Wierzę, że to z pucharów. Pracujemy nad wypracowaniem fajnego ofensywnego stylu. Chcemy grać ładną piłkę, taką, która będzie się podobać. Niestety, nie zawsze to wychodzi i czasem zderzamy się ze ścianą. Nieraz dajemy powód, żeby nas krytykować, ale nie chciałbym, żebyśmy zeszli z tej drogi poszukiwania własnego stylu.
Obyście ten styl pokazali już dzisiaj, bo rywal jest o wiele trudniejszy niż Czarnogórcy.
– To najsilniejszy zespół, z jakim przyszło grać Śląskowi w pucharach w ostatnich latach. Club Brugge jest mocniejszy niż norweskie Molde, z którym walczy Legia. Belgowie to bokser wagi ciężkiej. Może nie Kliczko, ale taki zawodnik, który może ci przyładować mocnego „gonga”. Takiego, że już się nie podniesiesz. To Brugia jest zdecydowanym faworytem, ale nic tak nie smakuje jak pokonanie silniejszego.
W barwach rywali gra słynny Islandczyk Eidur Gudjohnsen. Macie w Śląsku piłkarza o choćby zbliżonych umiejętnościach?
– Ciężko z nim rywalizować na CV, bo ma przepiękne. Chelsea, Barcelona. Ale ma już swoje lata. Moim zdaniem Waldek Sobota jest w tej chwili lepszy od niego i może dać na boisku taki show, jaki Gudjohnsen dawał kilka lat temu.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Mała debata na temat sytuacji Lewandowskiego.
Czy Robert ma rację, nagłaśniając konflikt z BVB?
WALDEMAR MATYSIK (były piłkarz m.in. Hamburger SV): Sami z żoną i synem, jako fani Borussii, zastanawiamy się nad tym. Ja mu wierzę, że powiedział prawdę i wcale nie mam mu tego za złe. Watzke coś mu obiecał i się z tego nie wywiązał.
ANDRZEJ JUSKOWIAK (były piłkarz m.in Borussii Mönchengladbach i VfL Wolfsburg): Nie jest to najlepszy moment, by wylewać żale. Z drugiej strony każdy by się czuł pokrzywdzony, gdyby złamano obietnicę, tym bardziej że w Niemczech słowna umowa jest bardzo ważna.
ARTUR WICHNIAREK (były piłkarz m.in. Herthy Berlin i Arminii Bielefeld): Wiemy, że Borussia nigdzie go nie puści. Gierki słowne nikogo już nie interesują.
JACEK KRZYNÓWEK (były piłkarz m.in. Bayeru Leverkusen i VfL Wolfsburg): Ma prawo tak mówić. Wyrzucił z siebie to, co mu leżało na sercu. Jak jego słowa zostaną odebrane, zobaczymy. Piłeczka jest po drugiej stronie. Jeśli będzie miał słabszy okres, wszystko będzie wywlekane.
Gdzie zagrają bracia Mak?
Lech Poznań i Piast chcą skrzydłowego PGE GKS Bełchatów Mateusza Maka. Gliwiczanie złożyli już oficjalną ofertę. Najchętniej ściągnęliby obu braci Maków – także Michała. Cena za nich wynosi jednak 500 tysięcy euro. Piast proponuje 100 tysięcy teraz i duży procent od ewentualnego kolejnego transferu Mateusza. Po załatwieniu pomocnika działacze będą chcieli powalczyć o napastnika. Ślązacy pilnie potrzebują nowych zawodników w ofensywie, bo za chwilę mogą stracić Marcina Robaka. Napastnik znalazł się pod lupą skautów z ligi tureckiej. Ma w kontrakcie cenę odstępnego rzędu 150 tysięcy euro, co dla tamtejszych klubów wielką przeszkodą nie jest.
Marek Saganowski po meczu z Molde.
Dlaczego tak słabo wyglądaliście do przerwy? Presja was przytłoczyła?
– Nie. Myślę, że to nie presja. Jesteśmy na początku sezonu. Trener rotuje składem, jedni grają więcej, inni mniej, stąd może te wahania.
Ł»eby na razie za bardzo nie narzekać, jesteście po tym remisie bliżej awansu do 4. rundy?
– Chyba tak. Wszystko zależy od nas. Mamy dobry wynik pierwszego meczu, ale pamiętamy, że mogło być gorzej. Chociaż bramkowy remis zapewne przed spotkaniem wzięlibyśmy w ciemno.
Nie układa się panu współpraca z Wladimerem Dwaliszwilim.
– Teraz się nie układała, wcześniej było inaczej. To kwestia czasu. Przyjdzie mecz, kiedy to wszystko zaskoczy. Jak w poprzednim sezonie, kiedy grając z przodu we dwóch zdobyliśmy mistrzostwo Polski.