Marek Koźmiński mieszkał w pokoju z Guardiolą i podwoził na treningi Pirlo, Grzegorz Rasiak strzelał gole po asystach Garetha Bale’a, a Radosław Matusiak rywalizował o miejsce w składzie z Edinsonem Cavanim i twierdził, że nie może być gorszy od gościa, który na treningach strzela dwadzieścia metrów nad bramką. Jedenastka kumpli – tak zatytułowaliśmy tekst, w którym wzięliśmy pod lupę wszystkich polskich piłkarzy grających za granicą i sprawdziliśmy, kto miał okazję grać z naprawdę dużymi nazwiskami.
Skąd ten pomysł? Trochę z nudów, a trochę z ciekawości, bo skoro Bale ma iść do Realu za 98 milionów euro, a Cavani już poszedł do PSG za 64 miliony, to warto podkreślić, że są to piłkarze, którzy jeszcze nie tak dawno grali z Polakami. Każdy z nas kojarzy kogoś, kto lubi opowiadać w towarzystwie, że zna kogoś ważnego. Polityka, aktorkę, showmana telewizyjnego… Nie ważne, kogo, byleby miał nazwisko. W przypadku piłkarzy jest o tyle dobrze, że można to zweryfikować. Sprawdzić kadry i gotowe.
No więc sprawdziliśmy.
Od razu zaznaczmy: braliśmy pod uwagę tylko XXI wiek. Nie znajdziecie więc tu Platiniego, Zoffa, Tardellego i całej plejady gwiazd z lat 80. Nie ma też ani słowa o szerokiej liście kontaktów Piotra Świerczewskiego, bo po kilku godzinach grzebania w archiwach okazuje się, że najzwyczajniej w świecie…. niektórzy mają lepsze.
Nie ma kolegów Dudka, bo Cristiano Ronaldo i Iker Casillas popsuliby zabawę. Nie ma też Kuszczaka, bo każdy wie, że grał w wielkim klubie i dzielił szatnię z Rooneyem. Dużych nazwisk, których drogi skrzyżowały się z drogami Polaków w średnich europejskich klubach wypisaliśmy z czterdzieści. Zawodników o stosunkowo znanych nazwiskach – jakąś setkę. Wybraliśmy jedenastkę. Proponowane ustawienie 3-4-3.
Andreas Koepke
Z Casillasa już się wytłumaczyliśmy, z van der Sara – też. Ktoś może powiedzieć, że Sławek Wojciechowski zamienił kilka słów z Oliverem Kahnem, ale… no nie – facet zagrał tam 64 minuty, więc nie ma sensu brać go pod uwagę. Został więc tylko Roman Weidenfeller, który grał z Tomaszem Kłosem w Kaiserslautern i Andreas Koepke, kumpel Jacka Krzynówka z Norymbergi. Wybrać możemy tylko tego drugiego. Trzykrotny uczestnik mistrzostw świata, sześćdziesiąt występów w reprezentacji Niemiec. Był nawet czas, że został uznany najlepszym bramkarzem świata.
– Wśród bramkarzy zdecydowanie największe nazwisko, z jakim grałem. Był jeszcze młody Adler i Tom Starke w Leverkusen, ale Koepke to instytucja. Bardzo sympatyczny, normalny człowiek. Wyciszony, mimo że osiągnął ogromne sukcesy. Wrócił do Norymbergi po przygodzie z Marsylią. Niedaleko mieszkał, więc to był jego ostatni klub. Grał w nim wcześniej osiem lat, zaliczył ponad dwieście występów. Dzisiaj trener bramkarzy w reprezentacji Niemiec. Spotkaliśmy się, gdy grali w Gdańsku, a ja miałem wtedy pożegnanie z reprezentacją. Wymieniliśmy się telefonami, jesteśmy w kontakcie – mówi Jacek Krzynówek.
Gareth Bale
Najgłośniejsze nazwisko ostatnich tygodni. Być może już niedługo piłkarz Realu Madryt i potencjalny rekordzista, jeśli chodzi o transfery. A jeszcze osiem lat temu czekał na debiut w Southampton, gdzie grali już wtedy Tomasz Hajto i Kamil Kosowski. W kadrze był też Bartosz Białkowski. Największy kontakt miał z nim jednak Grzegorz Rasiak. W sezonie 2006/2007 razem grali w pierwszym składzie „Świętych”.
– Nieprawdopodobne umiejętności. Zasłużył sobie na ten szum, jaki jest teraz. Drugi po Walcottcie najmłodszy debiutant w historii Southampton, umiejętność gry na boku, ciąg na bramkę. Zaczynał na lewej obronie, ale i tak w pierwszym sezonie miał pięć goli z rzutów wolnych. Ja sam strzeliłem chyba pięć goli po jego asystach. Pamiętam taki mecz, gdzie graliśmy z Derby, ostatnia minuta, a on podchodzi do piłki i strzela na 2:2. Albo akcja z Sheffield Wednesday – mija trzech rywali, dogrywa mi na pole karne i strzelam. Jak przyjął piłkę, to minął tych zawodników jak tyczki. Poza boiskiem spokojny chłopak, bardzo skoncentrowany na tym, co robi – opowiada Grzegorz Rasiak.
Vincent Kompany
W poprzednich latach dwukrotnie wybierany do jedenastki Premier League. Raz nawet uhonorowany jako zawodnik całego sezonu. Poza tym – wiadomo, Manchester City, reprezentacja Belgii i status jednego z najlepszych obrońców na świecie. Grał z nim Michał Ł»ewłakow w Anderlechcie, gdzie Kompany debiutował jako 17-latek, a potem od razu wskoczył do pierwszego składu i ani razu nie poddał w wątpliwość tych, którzy wywróżyli mu wielką karierę. Opowiadał o nim kiedyś Przemek Rudzki, jak wziął numer od „Ł»ewłaka” i do niego przedzwonił, ale cała rozmowa nie potrwała długo, bo Kompany… był w szkole i rozmawiał w trakcie przerwy. Taki to zawodnik. Zdaniem wielu największy talent belgijskiej piłki od czasów legendarnego Paula van Himsta. Jeszcze przed osiemnastymi urodzinami dostawał telefony od zagranicznych dziennikarzy, a do Manchesteru United chciał go ściągnąć Alex Ferguson.
Nemanja Vidić
Umówiliśmy się, że odpuszczamy Kuszczaka i wielkie kluby, ale Vidić jeszcze za nim trafił do Anglii grał w Spartaku Moskwa z Wojciechem Kowalewskim. Przegrał z nim nawet kiedyś jeden z plebiscytów. „Gibon” wygrał wtedy głosowanie na najlepszego piłkarza drużyny i dostał w nagrodę Hummera, a Vidić uplasował się tuż za nim i musiał zadowolić się Audi TT. Nie był to typ duszy towarzystwa jak Aleksiej Zujew, który wyciągał gitarę i grał pieśni Wysockiego. Raczej twardo stąpający po ziemi bałkański charakter. Rozbita głowa, pęknięty nos… Z tego słynął w Rosji i z tego też słynie nadal.
Andrea Pirlo
Mózg reprezentacji Włoch. Mistrz świata. Dwukrotny zdobywca Ligi Mistrzów. Karierę rozpoczynał w Brescii, gdzie kapitanem był Marek Koźmiński. – Skryty, skromny chłopak. Dwa razy ze sobą graliśmy – mówi „Koza”. – Raz jak miał 18 lat i był napastnikiem. Drugi raz, jak wrócił z nieudanej przygody w Interze i wypożyczenia z Regginy. Zaczął grać jako pomocnik. Na początku widać było, że ma problemy motoryczne, bo to nie jest geniusz, jeśli chodzi o szybkość. Miał problemy, ale potem jak znaleźli mu inne miejsce na boisku – odpalił. Często jeździliśmy razem samochodem, mieszkał obok. Brałem go na treningi, a on zmęczony czasem zasypiał. W środku grał razem z Guardiolą, co nie było chyba dobrym pomysłem, bo grali podobnie i zabierali sobie piłkę. Poza tym – perfekcjonista. Zostawał z Baggio po treningach i katowali się, który więcej. Już wtedy miał dobrze ułożoną stopę. Pamiętam też taką sytuację, że przegraliśmy w derbach z Atalantą i kibice Brescii byli tak narwani, że jak spotkali go z dziewczyną w dyskotece, to dali mu po głowie. To było dla mnie pierwsze zaskoczenie, że takiego młodego chłopaka obarczono współodpowiedzialnością za wynik.
Youri Djorkaeff
Czyli Kaiserslautern i Tomasz Kłos. „Kłosik”, jak przejrzeliśmy jego kluby, nazbierał całkiem ładną liczbę nazwisk – choćby wspomniany już Weidenfeller, Miroslav Klose, Taribo West, Mario Basler, Criaco Sforza, Lukas Podolski albo Andrei Woronin. Na czoło dajemy jednak Djorkaeffa, trochę ze słabości do dawnych nazwisk, ale przede wszystkim ze względu na bogatą karierę reprezentacyjną – mistrzostwo świata i mistrzostwo Europy, poza tym kilka niezłych klubów jak PSG czy Inter. W Kaiserslautern grał z Kłosem trzy sezony, ale to już nie był ten sam piłkarz. Obaj odeszli w tym samym czasie. Djorkaeff pokłócił się z trenerem Andreasem Brehme i trafił do Boltonu, a Kłos – choć przez moment miał pójść jego śladami – ostatecznie wylądował w FC. Koeln.
Pep Guardiola
Nie załapał się hegemonię i wielkie sukcesy Hiszpanów, ale miał ponad dwieście występów w Barcelonie, zdobył m.in. sześć mistrzostw kraju, no i jest teraz genialnym trenerem. Osobistością, z którą na początku XXI wieku grał w jednej drużynie Marek Koźmiński. Znana jest zresztą anegdota, jak polski obrońca biegał przez cały mecz po lewej stronie i krzyczał do Pepa „zagraj, podaj”. Raz, drugi. Pep w końcu nie wytrzymał i mówi: „Ty, nie krzycz tyle, bo ja wszystko widzę!”.
– No tak, w piłce często jest mało lewonożnych zawodników, więc wszyscy wolą grać prawą stroną. Guardiola wybitnie grał na prawą stronę – opowiada Koźmiński. – W pewnym momencie zaczęliśmy się denerwować. Poza tym nie miałem z nim żadnych problemów. Ukształtowany, pewny siebie człowiek. Miał wysokie mniemanie o swojej wartości, było widać, że ma cechy przywódcze. Trenowałem z nim w parze, mieszkaliśmy też w jednym pokoju. Nie powiedziałbym wtedy, że to będzie tak wielki trener. Nie za dużo o tym świadczyło. Miał duże zdolności językowe i w pewnym momencie miał bardziej zapędy prezesowskie, dyrektorskie. Lubiłem z nim rozmawiać, bo to inteligentny facet. Opowiadał mi dużo o swoich początkach. Wywodził się ze szkółki Barcelony. Jego pierwszy trener powiedział mu tak: nie jesteś wirtuozem fizycznym, nie masz wydolność. Musisz grać głową! Chodź na boisku. To piłka ma latać. Kazał mu chodzić, no więc chodził. To był taki piłkarz.
Rivaldo
Przyjechał kiedyś prosto z wakacji na mecz z Wisłą Kraków i strzelił jej trzy gole. Miał świetne CV, manianę w nogach i błysk geniuszu, dzięki któremu przez lata mówiliśmy o nim, że to piłkarz z top level. A on nagle zdecydował się grać w Grecji. Wybrał mecze przeciwko Kerkyrze i Ionikosowi, ale przynajmniej znowu było o nim głośno. Największy transfer w historii greckiej piłki. Zarobki na poziomie 1,9 miliona euro rocznie. W Olympiakosie strzelał spektakularne gole (finał Pucharu Grecji i lob nad bramkarzem), do tego kąsał Panathinaikos, gdy w jednym spotkaniu dwukrotnie trafił z rzutu wolnego. Trafiał średnio w co drugim meczu, a obok niego biegał Michał Ł»ewłakow. – Nigdy nie będę co prawda takim piłkarzem jak on, ale mogę np. podpatrzeć jak wykonuje rzuty wolne. Bo tak się składa, że właśnie Brazylijczyk i ja jesteśmy wyznaczeni do ich wykonywania – mówił wówczas „Ł»ewłak”.
Robin van Persie
Przechodzimy do formacji ataku, a tu problemy są największe. Krzynówek grał z Dżeko, Jeleń z Hazardem, Krychowiak w Nantes spotkał mistrza Europy Wiltorda, a Janota postawił się kiedyś w szatni Feyenoordu Maakayowi. Nie chce nam się kontynuować tej wyliczanki, chociaż sam Tomasz Rząsa grał i z Huntelaarem, i z Kuytem, i nawet z wytypowanym przez nas ostatecznie van Persiem.
– Graliśmy dwa lata na jednej stronie. On wchodził wtedy jako młody 17-letni albo 18-letni chłopak. Był jednym z najbardziej utalentowanych piłkarzy młodego pokolenia. Niesforny, z fajnym poczuciem humoru, no i mocno skupiony na sobie. Tak go pamiętam. Przeżywał tylko swoje zagrania. Mniej skupiał się na zespole. Była taka sytuacja, że przegraliśmy mecz z De Graafschap, gdzie Robin był najgorszy i został zmieniony w przerwie. Potem jak wracaliśmy autokarem pytał kogoś tam, czy w telewizji pokazali jedyną akcję, która mu wyszła. Chłopak był najgorszy na boisku, a potrafił wypytywać o tę jedną akcję… Taki lekkoduch trochę. Za Van Maarwijka, jak mecz był o 13, przychodził o godzinę za późno na zbiórkę i tylko dlatego lądował na ławie. Ale trzeba mu oddać, że rzadko tracił piłkę i zawsze robił z niej coś dobrego. Warto było mu podawać. Arsenal nieprzypadkowo wziął go tak szybko do Anglii. Dla nas było to zaskoczenie, że tak szybko go ściągnęli, ale jak widać, mieli nosa – opowiada Tomasz Rząsa.
Edinson Cavani
Przychodził do Palermo w tym samym czasie, co Radosław Matusiak. – Nie jest ode mnie lepszy. Ma młodzieńczą fantazję, dlatego ma lepsze notowania – mówił polski napastnik, ale to nie on, tylko zagadkowy Urugwajczyk zaczął piąć się w górę. Z Palermo poszedł do Napoli, a tam w pierwszym sezonie zaliczył sześć hat-tricków, chociaż wcześniej w karierze nie zaliczył żadnego. Teraz poszedł jeszcze wyżej – do PSG za 64 miliony euro.
– Przychodził do nas jak miał 19 lat. Trochę przestraszony był. Wtedy nikt nie zakładał, że zajdzie tak wysoko. On potrafił strzelać z zupełnie nieprzygotowanych piłek. Totalnie bez sensu. Strzelał dwadzieścia metrów nad bramką. Ale może właśnie w tym był mocny, że się nie załamywał. Strzelił potem ze sto bramek, które nie miały prawa wpaść, a wpadły. Pamiętam jego zabawny debiut z Fiorentiną. Wszedł na chwilę pobiegał, nagle w rogu pola karnego spada świeca, a on pach i posłał piłkę do bramki. To był jego trzeci kontakt z piłką. To był szok. Prywatnie – zamknięty w sobie. Kolegował się z takim jednym zawodnikiem z Ameryki Południowej i to wszystko. Lubił torebki Louis Vuitton, kosmetyczki itd. – mówi Radosław Matusiak.
Roberto Baggio
Tego wyboru nie musimy nikomu uzasadniać. Ponad dwieście goli w lidze włoskiej, reprezentacja Włoch, mundial w Stanach. No po prostu Baggio. Artysta. Zadzwoniliśmy do Marka Koźmińskiego, który miał okazję grać z nim w Brescii.
– Absolutnie wielki piłkarz, który przyszedł na koniec kariery do mniejszego klubu. To był profesjonalista pod każdym względem. Przychodził dwie godziny przed treningiem i wychodził dwie po. Miał problemy z kolanami, więc aż tak dużo nie grał, ale średnią goli pozostawił po sobie znakomitą. Graliśmy z Napoli na wyjeździe, 93. minuta, a on ustawia piłkę na rzut wolny i obserwuje, co robi bramkarz. Bierze nabieg i hamuje. Mur się rusza, bramkarz też. Sędzia mówi, żeby uderzył. Bramkarz szedł w swoją lewą stronę. Liczył na strzał, a on puścił mu kaczkę. Dał taką piłkę w drugi róg, że gdyby bramkarz został na miejscu, to przyjąłby tę piłkę i zrobił z nią jeszcze pięć żonglerek. Taki był Baggio, choć poza boiskiem raczej wybierał własne ścieżki, był wyciszony. Nie miał charakteru, żeby liderować w grupie.
Jedenastka rezerwowych:
Weidenfeller (Kłos) – Van Buyten (Świerczewski), Sagna (Jeleń), West (Kłos), Mexes (Włodarczyk) – Ballack (Matysek), Karambeu (Kuźba), Davids (Rasiak), Hazard (Jeleń) – Dżeko (Krzynówek), Berbatow (Krzynówek).
Aha, od następnego tygodnia będziemy zapraszać byłych lub obecnych piłkarzy, by specjalnie dla nas wytypowali swoją jedenastkę, czyli najlepszych piłkarzy, z jakimi mieli okazję grać w jednym zespole. Kilka osób już szykuje pierwsze listy.
PAWEŁ GRABOWSKI