Skowyt, krzyk, rozpacz – Reina w Napoli, choć to i tak miękkie lądowanie…

redakcja

Autor:redakcja

30 lipca 2013, 12:06 • 3 min czytania

Kiedyś Złota Rękawica, złote zgłoski na kartach klubowej historii, momentami opaska kapitana w zastępstwie Gerrarda. Dziś zamiast opaski, należy mu się jedynie podpaska, którą obdarowywaliśmy co tydzień w naszych rankingach nieudolnych polskich ligowców. Pepe Reina opuszcza Liverpool rozczarowany, bo lekko wypchnięty z zespołu, choć… raczej zasłużenie. Swoją karierę ma odbudować na rocznym wypożyczeniu w Napoli.
Cieszymy się, ze Reina nie zna polskiego, bo pewnie za słowo „odbudować” atakowałby już prawnikiem jak Dalibor lub Marian. Fakty są bowiem takie, że przez ostatnie lata – mimo renomy – w bramce „The Reds” wyglądał jak ręcznik, choć nie potrafił tego przyjąć do wiadomości. Co potwierdza tylko list otwarty wystosowany do kibiców LFC po odejściu. Niby z klasą, bo z podziękowaniami i wspominkami, ale barwnie wzbogacony o megalomanię.

Skowyt, krzyk, rozpacz – Reina w Napoli, choć to i tak miękkie lądowanie…
Reklama

Jestem rozczarowany, że nie będę dalej częścią tego projektu i to nie ja podjąłem decyzję o moim odejściu. Musze ją zaakceptować, tak jak wszystkie pozostałe względem mojej osoby podejmowane przez Liverpool. (…) Mam prawo mieć pretensje ze względu na styl, w jaki się ze mną pożegnano. Działacze nie konsultowali ze mną niczego, tylko bez żadnych rozmów wypożyczyli mnie do Włoch. (…) Barcelona byłaby dla mnie opcją tylko, kiedy pojawiłaby się oferta.

A zatem – co zdanie, to coraz weselej. Zaczął stonowanie, a później już się tylko wybielał, ale zapomniał o jednym – odszedł, bo nie dawał jakości. A latem jeszcze absurdalnie dolewał oliwy do ognia tłumacząc, że chętnie wyjechałby do „większego klubu”. W efekcie musiał się gęsto tłumaczyć, by po chwili znów wystawić się na strzał. Wymógł bowiem na zarządzie, by pozwolił mu odejść, kiedy a nuż zgłosiłaby się Barcelona. Pomysł nie wziął się znikąd – Pepe to wychowanek Blaugrany i jeden z kandydatów hiszpańskich mediów do zastąpienia Valdesa, który pożegna się z klubem z końcem kontraktu w przyszłym roku.

Reklama

Ale jak na złośliwość losu – faksy i maile z Camp Nou nie trafiły do skrzynki odbiorczej działaczy z Anfield, ani nawet do spamu. Co akurat nas wcale nie dziwi, bo laureat nagrody The Golden Glove dla najlepszego bramkarza ligi w 2006, 2007 i 2008 roku po wielkiej formie pozostawił tylko wspomnienie. A na co dzień gwarantował między słupkami kabaret – daleko nie przemierzając – godny Benny’ego Hilla. Przyszła zatem pierwsza lepsza oferta, niekoniecznie z Katalonii i Reiny na Anfield już nie ma.

100 tysięcy tygodniowo. 5,2 miliona funtów rocznej pensji. Doliczyć podatki i dojeżdżamy 6,7 baniek w skali dwunastu miesięcy. Wyspiarskie eldorado trwałoby w najlepsze, gdyby menedżer Brendan Rodgers nie postanowił zwolnić trochę funduszy w klubowej kasie i nie zakrzyknął w stylu Stanislava Levy’ego: „to je pozorant!”. Wcześniej pozycję zabezpieczył transferem pewniejszego Simona Mignoleta z Sunderlandu za 9 milionów funtów.

A co na powyższe ruchy angielscy kibice? Bez względu na klubowe sympatie – rozbawieni. Na największych forach dominuje myśl przewodnia, że Reina stracił boiskową datę ważności, a list to jedyne czym próbował w ostatnich trzech latach udobruchać własnych kibiców. Miał szczęście, że na ziemi jest jednak osoba, która na jego wszystkie popisy przymknie oko. Nazywa się Rafa Benitez, choć Pepe mógłby mu śmiało mówić per „tato”. Benitez był bowiem pomysłodawcą jego transferu do Liverpoolu jeszcze w 2005 roku, a dziś zamierza postawić go na nogi w Napoli. I przywrócić niczego nieświadomemu rodakowi szansę na zerwanie z łatką „clowna”, którą przyklejono mu na największym forum LFC (Red and White Kop) na świecie po popisie sprzed roku w spotkaniu z Hearts:

– 20 sierpnia 2012, z hearts.

Najnowsze

Hiszpania

Były piłkarz o pobycie w Barcelonie: „Nie chciałem z nikim rozmawiać”

Braian Wilma
0
Były piłkarz o pobycie w Barcelonie: „Nie chciałem z nikim rozmawiać”
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama