Makuszewski zaczyna grać w Tereku: – To będzie przełomowy sezon

redakcja

Autor:redakcja

30 lipca 2013, 10:22 • 5 min czytania

Stwierdzenie, że miniony sezon był dla niego stracony, będzie nieco na wyrost. Ale z pewnością nie tak swój pierwszy rok w Rosji wyobrażał sobie Maciej Makuszewski. Regularnie grać w Tereku, i to w podstawowym składzie, zaczyna właściwie dopiero teraz – z trzech dotychczasowych meczów w pierwszej jedenastce wychodził dwukrotnie, w miniony weekend stworzył parę skrzydłowych z Maciejem Rybusem. Z nieco zapomnianym Makuszewskim rozmawiamy o byciu jedynym skrzydłowym na obozie, problemach z taktyką, falstarcie Tereka i ciepłym powitaniu Nakoulmy.
W pierwszych trzech kolejkach tego sezonu zagrałeś połowę tego, co przez cały poprzedni sezon. Dotychczas raczej odbijałeś się od ściany…
Wiadomo, różnie bywało z trenerem Czerczesowem. Przychodziłem do klubu, kiedy drużyna była na fali i wygrywała. Szybko dostałem szansę debiutu, przegraliśmy wtedy z Lokomotiwem 0:3 i chyba trener się trochę sparzył. Wpuścił mnie wtedy na ostatnie minuty, myśląc, że pociągnę grę, a potem jakby nie do końca we mnie wierzył. Zagrałem w kolejnym meczu – znów przegraliśmy i ława. Wówczas jesienią zagrałem jeszcze trzy razy, z czego dwa w krajowym pucharze i złapałem kontuzję.

Makuszewski zaczyna grać w Tereku: – To będzie przełomowy sezon
Reklama

Potem przyszła przerwa zimowa.
To był pierwszy raz, kiedy zimą miałem tak wielkie obciążenia. Ale serio, wtedy pracowaliśmy mega ciężko. Ja jestem typem szybkościowca, więc jak jestem trochę „podjechany”, moje walory zanikają. Jak jestem zmęczony, to nie mogę się w pełni pokazać… W drugiej połowie kwietnia pojechaliśmy do Rostowa, przegraliśmy w Pucharze Rosji, ale zostaliśmy na miejscu, bo kilka dni później graliśmy z nimi ligę. Czerczesow zmienił praktycznie cały skład, mnie wpuścił po przerwie i już do końca sezonu dostawałem szansę.

I ten zacząłeś w pierwszym składzie.
Nie ukrywam, miałem trochę szczęścia. Maciek Rybus miał lekki uraz, było trochę zawirowań z Jonathanem Legearem i jego umową. On chciał odejść, były z nim dziwne sytuacje, więc… na obozie byłem jedynym skrzydłowym. Grałem w sparingach, zdobyłem dwa gole, zaliczyłem asystę, wyszedłem w pierwszym składzie na inaugurację, wypadłem nieźle i… usiadłem na ławce.

Reklama

Wiesz dlaczego?
Tak po prostu. Po pierwszym meczu trener chodził zdenerwowany przez cały tydzień, przed drugim zawołał mnie do siebie. Mówił, że dobrze wyglądałem w pierwszej kolejce, że potrzebuje teraz innej taktyki i wejdę w drugiej połowie. Mecz ułożył się jednak tak, że konieczne były inne zmiany. Ale w trzecim spotkaniu, z Rubinem grałem znów od początku.

Poprzedni sezon spędzałeś albo na ławce, albo na trybunach. Teraz proporcje się odwróciły – masz najwięcej rozegranych minut z trójki Polaków.
Nie można tak tego liczyć, bo Maciek Rybus miał problemy zdrowotne. Z Rubinem graliśmy obaj, ale on powinien mieć pewne miejsce, ja natomiast dalej będę udowadniał, że warto na mnie stawiać.

Twoje początki w Tereku były ciężkie. Słyszeliśmy, że trener Czerczesow mocno krytykował cię za grę w defensywie, miał wiele zastrzeżeń. To był faktycznie największy problem?
Kurczę, masz rację, trener miał w tym elemencie trochę uwag. U niego było jednak inaczej, na każdego rywala miał właściwie inną taktykę, często zmieniał ustawienie – raz trójką obrońców, raz czwórką. Jak grałem w Jagiellonii, to było mi znacznie łatwiej, a tutaj wymagania były wyższe. No i nie znałem języka. Krzyczał do mnie po rusku boczny obrońca albo środkowy pomocnik, a ja nie rozumiałem, o co im chodzi. Chłopaki na co dzień tłumaczyli mi rozmowy, ale trudno, żebym w trakcie meczu przez całe boisko krzyczał do „Komora” z pytaniem, czego oni ode mnie chcą. Czasem zawodnik przychodzi i od razu aklimatyzuje się w nowym środowisku, a mnie nie przyszło to tak łatwo. Przechodziłem z Jagiellonii, niewielkiego klubu, po jednej dobrej rundzie do drużyny w Rosji ze sporymi aspiracjami. Potrzebowałem czasu.

Czerczesow zawsze podkreślał, że uwielbia pracować z Polakami. Tobie ta zmiana trenera… pomogła?
Byłem zdziwiony, że Czerczesow nie został z nami dłużej. Niewykluczone jednak, że u niego grałbym jeszcze więcej, niż dziś. Końcówkę sezonu miałem dobrą, trener się do mnie przekonał i byłem pierwszym wchodzącym. Dziś znam język, mogę dogadać się z kolegami, przyzwyczaiłem się do ligi i czuję się coraz pewniej. Wierzę, że to będzie przełomowy sezon.

W poprzednim sezonie mierzyliście w europejskie puchary – nie wyszło. W tym cel jest podobny, ale zanotowaliście spory falstart.
Już pierwszy mecz był dziwny. W końcówce prowadziliśmy z Rostowem 1:0, w 90. minucie poszło wyrównanie z rzutu karnego i jak każdy się zastanawiał, jak do tego mogło dojść, straciliśmy kolejnego gola. Nie chcę mówić, że dwa punkty w trzech meczach to dołek, ale musimy się odbić. Mamy nowego trenera, nową koncepcję i wizję gry, do której musimy się przyzwyczaić. Nie wystarczy zmienić szkoleniowca, żeby drużyna od razu grała o mistrzostwo. Spokojnie. W Polsce po dwóch meczach wszyscy też ogłosili Legię mistrzem, a skreślili Lecha, bo zdobył dwa punkty.

Powiedz jeszcze, co z tym Nakoulmą? Mieliście mieć nowego kolegę z Ekstraklasy, to już właściwie było pewne…
Ostatnio zagadał nas półżartem dyrektor sportowy, mówiąc, że zupełnie nie wie o co w tym wszystkim chodzi. „Prezes” przyjeżdżał tu dwukrotnie i dwukrotnie wyjeżdżał. Rozmawialiśmy z nim i twierdził, że właściwie jest dogadany. Ł»eby było ciekawiej, na jednym treningu nawet z nami ćwiczył. Trener go przedstawiał: „To Prezes Nakoulma, dziś podpisze kontrakt, przyjmijcie go ciepło”. Przychodzę na kolejny trening, a Marcin mówi, że… jego już nie ma. Potem przyjeżdża ponownie i znowu się nie dogaduje. Kuriozalna sytuacja.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama