Nie zdziwimy się, jeśli przejście Bartłomieja Pawłowskiego z Widzewa do Malagi przerodzi się w transferową sagę, ciągnącą się bardzo, bardzo długo. Wszystko z powodu dość skomplikowanej sytuacji prawnej. Łodzianie twierdzą, że zawodnik został wykupiony z Jagiellonii, natomiast Jagiellonia… nic o tym nie wie. – Pawłowski jest piłkarzem Jagiellonii Białystok. To tak, jakby pan chciał sprzedać samochód z wypożyczalni. Nie wolno! Oczywiście, on teraz może sobie przebywać w Hiszpanii, może tam przechodzić badania albo jeść obiad, bo jest do grudnia wypożyczony i do tego czasu ma prawo robić, co chce – powiedział nam Cezary Kulesza, prezes Jagiellonii.
I wytłumaczył: – Gdyby Widzew przelał kwotę, na jaką się umówiliśmy, wówczas Pawłowski byłby jego piłkarzem. Ale my nie dostaliśmy ani złotówki. No to jak pan to sobie wyobraża? Jak dla mnie nie ma problemu: niech Widzew zapłaci, a potem go sprzeda. Tylko nie wiem, jak Widzew może go od nas wykupić, skoro ma zakaz transferów. Okręgowy związek nie może zarejestrować Pawłowskiego jako piłkarza Widzewa, skoro obowiązuje kara od komisji licencyjnej. Sam jestem ciekawy, jak się to potoczy, muszę skonsultować się z naszymi prawnikami, ale niech mi pan powie: jak można handlować czymś, za co się nie zapłaciło?
W PZPN też czytają informacje o Pawłowskim i już się zastanawiają, co z tym fantem zrobić. Jest możliwe, że związek nie wyda certyfikatu zawodnika, a wtedy pewnie sprawa skończyłaby się w FIFA.
Oby na zamieszaniu nie ucierpiał sam piłkarz, który stanął przed życiową szansą transferu do dobrego zespołu Primera Division.