Za nami już niemal cała kolejka ekstraklasy. Najważniejszy jest drugi z rzędu remis poznańskiego Lecha, trochę na życzenie samego Mariusza Rumaka, który zastanawiał się z miesiąc, czym tu błysnąć i czym zaskoczyć całą Polskę – aż w końcu wymyślił: postawię na Kotorowskiego, a nie na Buricia! W efekcie Kotorowski puścił absurdalną bramkę i „Kolejorz” tylko zremisował z Cracovią. Ogólnie wynik mniej więcej sprawiedliwy, chociaż musimy zaznaczyć, że na swój sposób arbiter orżnął oba zespoły: Lechowi należał się rzut karny za faul na Arboledzie, a Cracovii (a konkretnie Kusiowi) nie należała się czerwona kartka po pajacowaniu „Kotora”, który odstawił teatrzyk godny pożałowania.

Ogólnie rzecz biorąc, wszystkie dzisiejsze mecze dało się obejrzeć (przy czym w Poznaniu znośna była tylko końcówka), o ile uprzednio wyłączyło się fonię. W skrócie, komentarz Canalu+ w tej kolejce brzmiał mniej więcej następująco…
Pierwszy komentator: – Dzień dobry, witamy ze stadionu, na którym jest bardzo gorąco.
Drugi komentator: – Ja również witam i od razu potwierdzam, jest tak gorąco, że nie da się grać w piłkę.
Pierwszy komentator: – Jakiego meczu się spodziewasz, biorąc pod uwagę panujący upał?
Drugi komentator: – Myślę, że warunki są tak trudne, że powinniśmy być wyrozumiali wobec piłkarzy. Aż trudno się rozmawia, nie wspominając o grze w piłkę.
Pierwszy komentator: – Proszę państwa, kto dopiero włączyć telewizor, tego chcielibyśmy od razu poinformować: jest piekielnie gorąco i nie da się grać.
Drugi komentator: – To prawda, jest naprawdę bardzo, bardzo duszno.
Pierwszy komentator: – Czas na pierwszą rozmowę!
Reporter: – Witamy, z nami jest piłkarz gospodarzy. Czy nie uważa pan, że jest gorąco?
Piłkarz gospodarzy: – Eeee, yyyyy, to prawda (czy oni mnie podpuszczają?).
Reporter: – Czy nie uważa pan, że nie da się biegać w takich warunkach? Ł»e pogoda nie sprzyja do grania w piłkę?
Piłkarz gospodarzy: – Pogoda nie sprzyja do… (czy to jest ukryta kamera, mam być Ćwielongiem?) Warunki są identyczne dla obu zespołów!!!
Reporter: – Dziękuję, oddajemy głos komentatorom, zanim się spalimy!
Pierwszy komentator: – Witamy ponownie. Uff, naprawdę, jest lato i jest ciepło. Nie zazdrościmy piłkarzom.
Drugi komentator: – Oj, zgadzam się z tobą w stu procentach, żar leje się z nieba.
Pierwszy komentator: – Bardzo ciepło.
Drugi komentator: – Bardzo.
Pierwszy komentator: – Prawda?
Drugi komentator: – Uff…
* * *
Pierwszy komentator: – Zapraszamy na drugi niedzielny mecz. Będzie on rozgrywany w bardzo trudnych warunkach. Gorrrrrąco!
Drugi komentator: – To prawda, my tu sobie siedzimy w kabinie, a tymczasem piłkarze będą musieli na tym słońcu biegać.
Pierwszy komentator: – Nie zazdrościmy im, prawda?
Drugi komentator: – Oj nie, to prawdziwy koszmar.
Pierwszy komentator: – Myślę, że powinniśmy porozmawiać o warunkach atmosferycznych, bo nie wiem, czy już wspominaliśmy, że jest ciepło, ale najpierw oddajmy głos naszemu reporterowi.
Reporter: – Witam bardzo serdecznie prosto z rozgrzanej jak patelnia murawy. Szybko porozmawiamy sobie z naszym gościem, nie będziemy go w tym upale męczyć. Jak tam, wytrzymujesz?
Piłkarz gości: – Tak.
Reporter: – Ale przyznaj, że jest tak gorąco, że można by tu jajka smażyć!
Piłkarz gości: – No, przyznaję.
Reporter: – Zadałbym ci jakieś pytanie, ale jest chyba zbyt upalnie, nie sądzisz?
Piłkarz gości: – Ł»e co?
Reporter: – Tak właśnie myślałem, czym prędzej oddaję głos komentatorom tu się nie da wytrzymać!!!
Pierwszy komentator: – Dziękujemy bardzo za ten głos prosto z murawy, na której aż trudno ustać.
Drugi komentator: – My tu siedzimy i jest ciepło. Płyniemy!
* * *
Pierwszy mecz…
Pierwszy komentator: – Piłkarze przesuwają się powoli, widać, że doskwiera im ta lipcowa temperatura!
Drugi komentator: – Napiłbym się wody…
* * *
Drugi mecz…
Pierwszy komentator: – Nie wiemy, jak na innych stadionach, ale tutaj jest bardzo gorąco.
Drugi komentator: – Powiem krótko: nie da się grać, koniec!
* * *
Trzeci mecz…
Pierwszy komentator: – To zapewne będzie dla państwa nowość, ale musimy to powiedzieć. Dzisiaj jest tak upalnie, że nie spodziewamy się wielkiego widowiska. Powiedz, grałeś kiedyś w takich warunkach?
Drugi komentator: – Raz grałem i zemdlałem! Ojej, chyba mam to znowu…
* * *
Największymi Ćwielongami w Polsce zostali więc pracownicy telewizji, piłkarze to w porównaniu z nimi ultra-profesjonaliści. Przez kilka godzin „canalowcy” wzdychali, prychali i ocierali pot z czoła, wyczekując ostatniego gwizdka sędziego, a wcześniej: przerwy na uzupełnienie płynów. Przygrzało zwłaszcza Adamowi Westfalowi, który usilnie nazywał Dariusza Trelę Dariuszem Klyttą, a Trela przez grzeczność nie prostował.
Najciekawsze było spotkanie Śląsk – Jagiellonia, w którym goście z wielką łatwością wyszli na prowadzenie 3:0, a potem z podobną łatwością dali sobie wbić dwa gole i zapewnili kibicom trochę emocji w końcówce. Piłkarzem meczu widzowie Canal+ wybrali Dalibora Stevanovicia (od razu wyjaśnienie grafiki: w rzeczywistości dostaje od nas czwórkę), czego Robert Skrzyński i Remigiusz Jezierski do końca nie rozumieli. Jak się odezwie do nich adwokat i wezwie przedsądowe wezwanie do zapłaty, to zrozumieją. Jak widać, zwykli telewidzowie więcej mają oleju w głowie… „Jaga” wygrała ostatecznie tylko 3:2, ale lepsza była zdecydowanie, dojrzalsza, bardziej poukładana. Kupisz miał nawet sytuację na 4:0, ale trafił tylko w słupek. Jak komuś po meczu z czarnogórską ruderą wydawało się, że Śląsk to kandydat na mistrza, dzisiejszy dzień stanowił dość bolesną weryfikację.
Ponownie przegrało Zagłębie Lubin, mimo że przez większość meczu miało swój wynik, dodatkowo miało też okazję, by strzelić na 2:0 (Cotra po podaniu Przybeckiego!). Lubinianie niezmiennie sprawiają wrażenie zespołu, który chciałby zarówno wygrać, jak i się nie spocić, co nie jest takie łatwe (przy czym ważniejsze jest, by się nie spocić, wygrana przy okazji). Entuzjazmu nie ma tam żadnego, jest za to wiecznie zmęczony Robert Jeż, który przez 90 minut ma taką minę, jakby chciało mu się kupę. Jeśli Hapal lada moment straci pracę (jeszcze raz podkreślamy: nic nam na ten temat nie wiadomo), to nie zostawi po sobie nic, poza kilkoma kontraktami do rozwiązania. Zapewne u każdego polskiego trenera do pierwszej jedenastki bliżej miałby jednak Rakowski, a nie Bilek…
Piast za to imponował, bo może i było w tym zwycięstwie trochę fuksa, ale przede wszystkim była systematyczna gra, bez podpalania się, bez nerwowego spoglądania na zegar. Podopieczni Marcina Brosza robili swoje, dodatkowo sporo jakości wnieśli rezerwowi: Robak i Podgórski. Robak to zagadka: w kraju, w którym nie ma napastników, on akurat zimą był za darmo, a nikt się o niego nie bił. Latem można go było przechwycić za marne 50 tysięcy euro, a chętnych i tak zabrakło… Szukaj logiki na rynku transferowym, a dostaniesz kręćka i sąsiedzi zadzwonią po pogotowie.

