Tego lata oglądamy prawdziwy festiwal bezmyślności wśród naszych ekstraklasowców. Najpierw Thomas Phibel wyszedł z założenia, że wszystko mu wolno i do klubu wróci, kiedy mu się zachce, mimo że wszelkie zaległości, jakie Widzew mógł uregulować, to uregulował (poza tymi z upadłości układowej). Piłkarza postraszono jednak karą finansową i roczną dyskwalifikacją, to nagle z uśmiechem na twarzy zameldował się w Łodzi. Teraz zawieszony może zostać Rafał Kosznik z GKS Bełchatów, który zdecydował się na jeszcze większą samowolkę.
Klub z Bełchatowa może Kosznika teraz ukarać – finansowo, przesunięciem do trzecioligowych rezerw albo właśnie zawieszeniem. I, szczerze powiedziawszy, bylibyśmy poważnie zaskoczeni, gdyby tego nie zrobił.
Ale po kolei… Kosznik przyszedł do Bełchatowa zimą i podpisał półroczny kontrakt z opcją przedłużenia o kolejny sezon. Prezes w odpowiednim terminie poinformował zawodnika i jego menedżera o zamiarze przedłużenia kontraktu, a piłkarz zaczął wojować, że z terminem się spóźnił i kontrakt jest nieważny. Kosznik wziął więc do pomocy swojego szwagra, który jest prawnikiem i, powołując się na przypadek Marcina Kowalczyka oraz trenując już z Górnikiem Zabrze, przekonywał, że jest wolnym piłkarzem. Oczywiście, nie jest i ani przez chwilę nim nie był. GKS ze swoją decyzją wcale się nie spóźnił, a piłkarz w odpowiednim czasie nie wypowiedział umowy. Potwierdza to PZPN – racja leży po stronie klubu z Bełchatowa. Trener Kamil Kiereś przyznaje, że pomysł zawodnika od samego początku wydawał się utopijny.
Najbardziej w całym tym zamieszaniu ośmieszył się bowiem sam piłkarz. Najpierw ubzdurał sobie, biorąc pod pachę szwagra, że kontrakt z GKS-em jest nieważny (klub nie miał wobec niego żadnych zaległości), a potem wyjechał bez słowa na obóz z innym zespołem. Kosznik – wbrew temu, co myślał – nie znajdował się w położeniu Kowalczyka, nie miał doradców podobnie rozgarniętych i jak Kowalczyk też nie skończy. Zawróciły mu w głowie pieniądze – w Zabrzu, mimo ograniczeń płacowych, zarabiałby więcej, a przede wszystkim za sam podpis otrzymałby 100 tysięcy złotych. Ostatnie wydarzenia i tak odbiją się na jego kieszeni, bo w Bełchatowie nie puszczą tej sprawy płazem. Prezes Marcin Szymczyk nie dość, że nie zgodził się na odejście zawodnika, to teraz zapewne wlepi mu też karę finansową, a może nie tylko. Trenując przez kilkanaście dni z innym zespołem Kosznik mocno podpadł. Z naszych informacji wynika, że jeśli nie stawi się w klubie jutro do godz. 15, to prawdopodobnie zostanie zawieszony.
Jak widać, chytry traci dwa razy.