Co będzie, gdy dorosły facet zagra w piłkę z mierzącą 150 centymetrów dziewczyną? Na wszelki wypadek lepiej nie próbować, bo jak to później wytłumaczyć kumplom?
– Wygrałeś?
– Przegrałem.
– Z kim?
– Z dziewczynami.
– Ale dorosłymi?
– Nie. Szesnastolatkami.
No obciach jak sto pięćdziesiąt, nie da się z takiej sytuacji wyjść z twarzą. Przegrać z dziewczyną w piłkę to jak przegrać ze szczerbatym w konkursie na najładniejszy uśmiech. Mimo wszystko, nasza dzielna reprezentacja dziennikarzy zaryzykowała (i w dodatku nie przegrała). Za to chylimy czoła, tak jak chyliliśmy przed Marcinem Grzywaczem, gdy na potrzeby artykułu postanowił stanąć w ringu z Agnieszką Rylik, w efekcie i dostał oklep od kobiety.
Mecz żeńskiej reprezentacji Polski do lat 17 z kadrą dziennikarzy zakończył się remisem 2:2, chociaż zaznaczyć trzeba, iż dziewczyny strzeliły trzy prawidłowe bramki, lecz sędzia jednej nie uznał. W sumie, to chyba największy sukces zespołu dziennikarzy, a nawet jeśli było coś większego – spory postęp w porównaniu z ostatnim miesiącem, kiedy na benefisie Wojtka Kowalewskiego przegrali 0:8 z reprezentacją PZPN-u.
Z ciekawości poszliśmy na Konwiktorską i zobaczyliśmy całkiem sympatyczne spotkanie. To była zabawa. Festyn. Forma uhonorowania dziewczyn, które kilka tygodni temu w Szwajcarii osiągnęły niewątpliwy sukces. Mogliśmy zobaczyć, jak drybluje Ewa Pajor, jak strzela Ewelina Kamczyk albo jak nie drybluje i jak nie strzela Tomasz Zubilewicz. I aż szkoda, że w tak miłej atmosferze zabrakło miejsca dla Wojtka Jagody, znanego miłośnika tiki-taki, fana wektorów i taktyk wszelakich. Na ławce trenerskiej zastąpił go Andrzej Zamilski, w którego talii pierwsze skrzypce grali m.in. Marcin „Davids” Lepa i Krzysztof „Sabrosa” Marciniak.
W pierwszej połowie wypadli słabo, dając się niemiłosiernie ogrywać licealistkom, ale w drugiej, gdy poszła w ruch siła mięśni, a może też nadszarpnięta ambicja – w końcu nadrobili, zdecydowanie przejęli kontrolę nad meczem i pokazali klasę. Akcję meczu na 2:2 zrobili Robert „Breitner” Błoński” razem z Michałem „Gravesenem” Kociębą, czym wprawili w zachwyt samego Bońka. Błoński podał, Kocięba z gracją przerzucił piłkę nad bramkarzem, a potem skierował ją do siatki. Ostatnio wydawało się to takie proste, kiedy Messi przerzucał bramkarza Arsenalu.
Nie możemy się tak do końca zdecydować, czyim sukcesem jest ten remis, a czyją porażką. To jednak zawsze głupio, gdy dorośli mężczyźni remisują z dziewczynkami, które dopiero niedawno przestały jeździć w fotelikach. Ale można na to spojrzeć inaczej: to jednak sportsmenki nie dały rady mniej lub bardziej podstarzałym facetom, którzy piłkę oglądają głównie w telewizji. Wygranego więc nie ma, dosłownie (w końcu 2:2) i w przenośni. Ot, utwierdziliśmy się w przekonaniu, że futbol kobiet to jednak dyscyplina skrajnie niepoważna. Bo jeśli mistrzyni Europy (nieważne, że do lat 17) ma problem z minięciem cięższego o 70 kilogramów pracownika telewizji, na co dzień odpowiadającego za zapowiadanie pogody, to – mimo całej sympatii dla płci pięknej i dla tych konkretnych dziewczyn – nie świadczy to o nadzwyczajnym kunszcie. Na tle rówieśniczek z innych krajów, futbol oferowany przez te nasze piłkarki jednak wydawał się poważniejszy.
Ale dziewczyny miłe, sympatyczne. Jak za trzy lata zamienią korki na szpilki, będziemy je lubili jeszcze bardziej.