Chelsea zabezpiecza tyły. Mourinho wykonuje ten sam wygodny ruch, który tak pasował mu w Madrycie. Tam miał Dudka. Faceta z doświadczeniem, który jednocześnie nie stroił fochów, ani nie przebierał nerwowo nogami, kiedy słyszał, że w kolejnym meczu zagra – a to zaskoczenie – jednak Casillas. W Londynie będzie miał Marka Schwarzera. Staruszka, ale ciągle nie emeryta. 40-latka którego doświadczenie w grze na poziomie angielskiej ligi wypada opisać jednym słowem – gigantyczne. Australijczyk ma na koncie 504 mecze w Premier League. Gdyby zliczyć mu wszystkie oficjalne, jakie rozegrał w karierze, wyszłoby nam z tego ponad 60 tysięcy minut w bramce. W poprzednim sezonie, w którym bronił w Fulham, tylko raz z powodu kontuzji wypadł na dwa tygodnie. Pozostałe spotkania rozegrał od początku do końca.
Generalnie, nie przywykł do wygrzewania ławki. Przez całą minioną dekadę ani razu na dłużej nie ustępował miejsca komukolwiek, ale dziś – na zdrowy rozum – musi się z tym liczyć. W końcu ma za rywala Petra Cecha, a ten w poprzednim sezonie zaliczył 63 mecze. Bramkarz numer dwa – ledwie 7.
Z końcem czerwca Chelsea pożegnała Rossa Turnbulla. Później składała ofertę za Johna Ruddy’ego, ale nie dogadała się z Norwich w sprawach finansowych. Można zaryzykować, że na szczęście dla samego Ruddy’ego, któremu daleko do pozycji Schwarzera. Australijczyk wiele jeszcze może, ale już niewiele musi. Jeśli wyjdzie z cienia Cecha – świetnie. Jeśli mu się nie uda (a prawdopodobnie nie uda), powie – trudno.
Ciężko dostrzec w tym transferze jakieś wyraźne minusy. Tak dla Chelsea, jak i dla samego zinteresowanego. Schwarzer trafia do wielkiego klubu, w jakim przez 20 lat kariery nie było mu dane chociażby trenować. Zarobi sporo pieniędzy i nawet nie będzie musiał wyprowadzać się z okolicy, w której dotąd mieszkał. Ktoś powie: „Nie będzie bramkarzem numer jeden”. Cóż, wyobrażamy sobie, że mając 40 lat w metryce i 500 meczów w poważnej lidze, przychodzi taki moment, kiedy rzucanie się po trawie nie jest już najważniejsze. Fajnie, jeśli ciągle się udaje, ale pewnie są istotniejsze rzeczy. Schwarzer oczywiście deklaruje, że będzie Cecha naciskał. Każdy na jego miejscu robiłby i mówił to samo, choć sama jego decyzja jest równoznaczna ze świadomością, że może skończyć się wspólnych treningach.
W Australii już podnosi się lament. Robbie Slater mówi o wielkim ryzyku w kontekście przyszłorocznego mundialu. Podkreśla, że Schwarzerowi, szczególnie w takim wieku, potrzebny jest rytm, a nie przesiadywanie na ławce. Australijczycy są rozczarowani, bo liczyli, że ich lider odchodzi z Fulham właśnie z obawy o utratę miejsca po tym, jak londyńczycy wyciągnęli z Romy Maartena Stekelenburga.
Tylko czy Schwarzer aż tak wiele ryzykuje? Nawet jeśli nie wygryzie Cecha z bramki, to i tak z pewnością kilka meczów zagra. I na mundial w Brazylii też raczej pojedzie. Bo i kto miałby go zastąpić? Federici? Inny rezerwista – Langerak? A może ktoś z australijskiej ligi? Mało prawdopodobne.