Ruch Radzionków – gdzie się podział najlepszy beniaminek w historii I ligi?

redakcja

Autor:redakcja

09 lipca 2013, 23:46 • 10 min czytania

Końcówka lipca, rok 1998. Szczelnie wypełnione trybuny dość prowincjonalnego obiektu na obrzeżach Bytomia. Podniosły moment. Dziewięćdziesiąt minut, które będzie tutaj wspominane jeszcze dwie, trzy, może pięć dekad wprzód. Metalowa trybuna dla dziennikarzy i VIP-ów ugina się pod ciężarem działaczy z Łodzi, z wielkiego Widzewa, który jeszcze dwa sezony temu walczył w Lidze Mistrzów z późniejszym triumfatorem z Dortmundu. Jeden. Dwa. Pięć. فódzcy biznesmeni, którzy przywędrowali tu za czterokrotnym mistrzem Polski przecierają oczy ze zdumienia, podobnie zresztą jaki kibice w żółtych barwach, którzy o tak udanym debiucie nie śmieli nawet marzyć. Ruch Radzionków wjechał do Ekstraklasy z orkiestrą, na wstępie gromiąc 5:0 niedawnego potentata.

Ruch Radzionków – gdzie się podział najlepszy beniaminek w historii I ligi?
Reklama

Trzynaście lat i 51 tygodni później. Osiemnasty lipca, 2012. Tomasz Baran, na kilkanaście dni przed rozpoczęciem rozgrywek pierwszej ligi, w tym samym miejscu w którym Ruch Radzionków gromił Widzew wypowiada zdanie powtarzane później na każdym radzionkowskim podwórku, w każdym radzionkowskim sklepie. – Nie możemy się dalej czarować i oszukiwać: Radzionkowa nie stać obecnie na 1. ligę. Nie żałuję niczego. Moim celem była gra Ruchu w I lidze i ja swojego słowa dotrzymałem – powiedział Baran, co zabrzmiało jak wyrok śmierci. Ruch Radzionków wycofał się z ligi, automatycznie skazał się na degradację o dwie klasy rozgrywkowe, uratował tyłek swoim rywalom z Bytomia, Polonii, która utrzymała się ich kosztem na zapleczu Ekstraklasy. Cidrów czekał rok odpoczynku od piłki. I co najmniej dwa lata odpoczynku od poważnego grania na ogólnopolskim poziomie.

Dziś Ruch po raz kolejny wstaje z kolan. Historia zatoczyła koło, tak jak pięć lat temu, tak jak dwadzieścia pięć lat temu – Radzionków rozpoczyna niemal od zera, z czwartego poziomu rozgrywkowego. Postanowiliśmy sprawdzić, czy są szanse, by wkrótce znów o nich usłyszeć.

Reklama

Ciderland

W poszukiwaniu stadionu Ruchu Radzionków można jednocześnie poznać cały folklor tych terenów. Bytomskie osiedle Vitor, zamieszkiwane przez kibiców Ruchu i Polonii Bytom sąsiaduje ze Stroszkiem, na którym wiodącą siłą jest Polonia. Bloki na południe stąd to fanatycy bytomskiego klubu, bloki na północnym wschodzie – to już Ciderland. Na ścianach czterokrotnie zamazywane napisy, żywe świadectwo mieszających się kibiców z dwóch wrogich obozów. Wreszcie dojeżdżamy. Obiekt jest w dokładnie takim samym stanie, jak wówczas gdy oglądaliśmy go w relacjach Canal+ z meczów Ekstraklasy. Budynek klubowy dość ciekawy architektonicznie, ale przywołujący na myśl domki letniskowe w Charzykowach, a nie siedzibę profesjonalnego klubu. Pojemność całkiem przyzwoita, problemem są jedynie coraz wyraźniejsze ślady walki z nieubłaganym czasem – pokruszone schody, zarośnięte sektory na łukach. Trochę rdzy, chociaż ciężko powiedzieć, by obiekt był zaniedbany.

Trafiliśmy akurat na mecz młodzieży, bodajże juniorów młodszych. W czasie lokautu, gdy seniorski zespół przestał istnieć, główną murawę zagarnęły dzieciaki. A dla nich ciężko zorganizować jakieś remonty, nie wspominając o budowie nowego stadionu. – Miasto obiecało, że postawi nowy obiekt, gdy tylko awansujemy do I ligi. Na środku trawy stanął burmistrz z megafonem, który zapewniał, że wszystkim się zajmie, wszystko załatwi, potrzebny jest jedynie awans. Nasz prezes, Tomasz Baran, bardzo konkretny człowiek, któremu sporo zawdzięczamy, włożył tu kupę kasy, zrobił awanse z czwartej do trzeciej, z trzeciej do drugiej i wreszcie do pierwszej ligi. No i dupa… – mówią nam kibice Ruchu Radzionków, z którymi spotkaliśmy się na ich wysłużonym stadionie. Buldożery nie miały okazji wjechać na wały. Biznesplan Barana był krojony na miarę. Skoro miasto zapewniało, że powstanie stadion – Baran uwzględniał w swoich planach nowy obiekt. Niestety rzadko kiedy profesjonalne analizy ludzi biznesu wytrzymują starcie z brutalnym światem politycznych obietnic.

– Nie mogliśmy nic zrobić, musieliśmy się wycofać. Nas przecież też nie cieszyło, że przez cały sezon nie obejrzymy ani jednego meczu, ale zdawaliśmy sobie sprawę, że ciężko tu o sponsorów, gdy otaczają nas kluby z Ekstraklasy i I ligi, takie jak Gieksa, Ruch Chorzów czy Górnik – oceniają kibice Ruchu.

Wysoki lot

Cofamy się o 14 lat, do czasów, gdy w radiach samochodowych królowały kasety, a w Ameryce właśnie kończono pracę nad filmem braci Wachowskich o tajemniczej nazwie „Matrix”.

Rafał Jarosz trafił do bramki po dwunastu minutach gry, Marian Janoszka sześćdziesiąt sekund później. W szesnastej minucie trzeci cios zadał Ł»ymańczyk, potem znów Janoszka i wreszcie Tomasz Fornalik, na dwadzieścia minut przed końcem. Tak Ruch Radzionków przedstawił się I lidze 24 lipca 1998 roku, tuż po spektakularnym awansie, gwarantującym wszystkim radzionkowianom, że ich miasto już zawsze będzie kojarzyć się w pierwszej kolejności z Ruchem, „Ecikiem” Janoszką i fenomenalnym debiutem na najwyższym poziomie. Skąd wziął się Ruch? Skąd wytrzaśnięto taką ekipę, z uśmiechniętym wąsaczem na czele, która bez kompleksów walczyła z najmożniejszymi polskiej piłki? Skąd przyszli ci goście, którzy na wstępie zgolili Widzew 5:0? Skąd przyszli ci, którzy aktualnego wówczas mistrza, فKS فódź, zlali 4:0? فodzianie ledwo wrócili z Old Trafford, gdzie walczyli z Giggsem, Beckhamem i spółką, a potem pojechali do Ciderlandu i dostali czwórkę. Widzew dostał na początku piątkę, a później zajął drugie miejsce w lidze. A Ruch sklepał też 4:1 na przykład poznańskiego Lecha, który zakończył sezon na czwartej pozycji.

Właściwie trudno ocenić na czym polegał sukces Ruchu. Umiejętne zebranie piłkarzy niechcianych w silniejszych śląskich klubach? Potężna baza w postaci setek chłopaków szkolonych w licznych szkółkach z Katowic, Zabrza, Chorzowa i Bytomia? Marian Janoszka, który spędził na tym obiekcie ponad dwadzieścia lat? Tak czy owak, udało się zmajstrować skład, który jako beniaminek zajął szóste miejsce w najwyższej polskiej klasie rozgrywkowej. Rok później spokojne utrzymanie i dopiero w trzecim sezonie spadek. To był jednak naprawdę wysoki lot, nie skok ze spadochronem, raczej szybowanie lotnią. Na poziomie, o którym kilka lat wcześniej nikt nie śmiał marzyć. Grzyb. Bonk. Jarosz. Janoszka. Tytuł najlepszego śląskiego klubu w 1999 roku, nad 14-krotnymi mistrzami Polski z pobliskich Chorzowa i Zabrza.

Jak zawsze po tego typu wyskokach, przyszedł jednak i czas na twarde lądowanie. Zniknęła magia Ekstraklasy, która była w stanie przyciągnąć wielkie nazwiska. Zniknęli entuzjaści radzionkowskiego futbolu, pojawiła się za to bieda, po odcięciu kasy z Canal+. Spadek do II ligi był zaledwie początkiem. Potem nastąpił bowiem zjazd do III, a w końcu i do IV ligi. W tym stanie klub zastał Tomasz Baran, były wojskowy, lokalny przedsiębiorca z dużym serduchem do piłki. Sytuację w klubie dobitnie opisała Gazeta Wyborcza. Użyła sformułowania: „do kontuzjowanych zawodników masażysta biegł z… butelką wody z kranu”.

Dom starości „Spokojna Przystań”, który stał się rewelacją pierwszej ligi

Baran postanowił wymienić tę butelczynę z kranówką na profesjonalne medykamenty, a chłopaków kopiących się po czołach podmienić na piłkarzy, którzy przywrócą Radzionkowowi chociaż część dawnego blasku. W 2007 roku, po zainwestowaniu w klub przez Barana, Ruch rozpoczął marsz po kolejnych ligowych szczeblach. Startował z IV ligi i rok po roku dobił aż do rozgrywek ogólnopolskich, na zaplecze Ekstraklasy. Po latach gry w Ekstraklasie, to największy sukces w historii klubu.

– Paka była naprawdę silna – wspominają z sentymentem kibice z Radzionkowa. Baran nie oszczędzał, nie próbował też na siłę grać „młodymi zdolnymi”. Zamiast tego wolał sprawdzone nazwiska, które były w stanie czegokolwiek nauczyć utalentowaną śląską młodzież. Pojawili się ludzie tacy jak Adam Kompała, Piotr Gierczak czy Jacek Wiśniewski. Chociaż to nie była już Ekstraklasa, nazwiska pozostały ekstraklasowe. Co przyciągało tak zasłużonych zawodników? – Nie chodziło wyłącznie o pieniądze, bardziej chodziło o wypłacalność, regularność i punktualność w kwestii pensji i premii – przyznają jednogłośnie piłkarze, którzy grali w Ruchu, m.in. Jarosław Kaszowski, czy Jacek Wiśniewski. Karta żarła, kolejne pieniądze wpływały do klubu z kont Barana, ale wokół zaczęło się pojawiać sporo „doradców”, „wiceprezesów” i tym podobnych działaczy. فukasz Mazur, który przez moment miał okazję pracować w Radzionkowie opisywał to wyjątkowo obrazowo. – Akurat Tomka Barana winiłbym najmniej, zawiniła przede wszystkim organizacja. Zarząd pięcioosobowy, w którym również ja przez moment się znalazłem. Nie da się działać w takim składzie, mówili o tym wielokrotnie Andrzej Grajewski czy Marek Koźmiński. Demokracja nie sprawdza się w futbolu, tutaj potrzeba dyktatora. W pięć osób nie dało się niczego ustalić, to było głównym powodem mojego odejścia, a myślę, że również aktualnej sytuacji klubu.

W szybki sposób rozeszły się pieniądze głównego dobrodzieja, miasto zaniechało budowy stadionu, a… zespół był silny jak za najlepszych lat. Bez finansów, z przesuniętymi pensjami udało się ugrać szóste miejsce w bardzo silnie obsadzonej wówczas I lidze. „Wiśnia” czy Rocki, a w ślad za nimi i dojrzewający młodzieżowcy jak Przybecki, bracia Mak oraz Giel walczyli do upadłego. – Czasem tak jest, że gdy nie ma pieniędzy, robi się nagle wyśmienita atmosfera – opisywał to w niedawnym wywiadzie dla Weszło Jarosław Kaszowski. Bez pieniędzy udało się zrobić wynik ponad stan, ale startować po raz kolejny… nie miał już kto. To właśnie wtedy Tomasz Baran wygłosił emocjonalne przemówienie. – Uczono mnie: „per aspera ad astra”, przez ciernie do gwiazd. Teraz jednak tych cierni jest już zbyt wiele.

Ruch Radzionków zniknął z mapy piłkarskiej.

W trzeciej lidze nie jest źle

Teraz? Ruch jako jedyny z upadłych w ostatnim roku klubów ma szansę zacząć od III ligi. فKS i Polonia odcięły się od starych, zadłużonych i wielokrotnie skompromitowanych spółek, zakładając na przejrzystych zasadach nowe stowarzyszenia. Ruch postąpił inaczej. Wycofując się z rozgrywek przed ich startem zaoszczędził pieniądze na kontraktach, wyjazdach i innych bieżących kosztach, spłacił wierzycieli i rusza od III ligi, ze skromniejszą niż zwykle pomocą Barana, ale i wielką werwą w całym Radzionkowie.

– Myśleliśmy że ten sezon bez gry nas zniszczy, ale ci którzy mieli odejść od klubu, zrobili to już wcześniej. Wracamy do III ligi w tej ekipie, z którą widzieliśmy się na zakończeniu sezonu na zapleczu Ekstraklasy – zapewniają kibice, którzy przez ostatnie dwanaście miesięcy stawali na głowie, by o Ruchu nie zapomniano. Turnieje, spotkania, działalność grupy ultras, a nawet… kibicowski turniej paintballa. – Nie nudziliśmy się. Staraliśmy się cały czas „żyć” kibicowsko, czy to przy okazji jakichś manifestacji patriotycznych, czy też tak jak co roku, gdy uczciliśmy pamięć zmarłego kibica. Do tego ten paintball – wyjaśniają gospodarze w Ciderlandzie. Działa fundacja „Ł»ółto-czarna Ojczyzna” z Marianem „Ecikiem” Janoszką na czele, która wspierała i wciąż wspiera radzionkowską młodzież, do tego jest twarzą całego przedsięwzięcia.

Miejscowi politycy? Problemów jest sporo. Choć podjęto rozmowy o nowym stadionie, nic się w tej sprawie nie dzieje. – Na terenach, na których miał powstać jest jakiś sad z aroniami, w grę wchodzą jakieś fundusze z Unii Europejskiej, jeszcze inne problemy. Zamiast zmienić lokalizację, mamy grę na czas. A bez nowego stadionu będzie ciężko się rozwijać – tłumaczą kibice. – Staramy się przypominać na sesjach rady miasta, że wciąż istniejemy i mamy swoje potrzeby. Zresztą, jesteśmy jakąś siłą, skoro opozycja zwracała się do nas z różnymi zapewnieniami o budowie stadionu, wspieraniu kibicowskich zbiórek i tym podobnych inicjatyw. Cóż… Mówiąc dosadnie, myślą że jesteśmy debilami. Na szczęście kibice to jedna z bardziej ogarniętych pod względem polityki grup i bezustannie patrzymy na wszystko realnie – zapewniają radzionkowscy kibice. Realne uprawianie polityki zmusza zresztą Ruch do… oryginalnych sojuszy.

– Wprowadziliśmy swojego człowieka do bytomskiej rady miasta, w końcu na terenie Bytomia mamy swój stadion. Zmobilizowaliśmy duże siły, udało się mu uzyskać odpowiednią liczbę głosów, ale niestety ktoś z opozycji doniósł, że zbyt krótko zamieszkuje na terenie Bytomia, by móc współtworzyć radę. Był zameldowany od kilku tygodni, a wymagany okres to trzy miesiące. Mimo to nie poddaliśmy się, rozmawialiśmy wielokrotnie z prezydentem Bartylą, który jest przecież byłym prezesem Polonii. Mimo animozji, człowiek tego środowiska łatwiej rozumie nasze potrzeby, niż władze Radzionkowa. Dzięki temu mamy choć odrobinę łatwiej w kwestiach stadionowych – objaśniają kibice Ruchu. Czy dało się „uciec” z administracji bytomskiej, by wszystkie problemy rozwiązywać wyłącznie na własnym podwórku? Na to nie pozwala… infrastruktura.

– W Radzionkowie nie ma ani jednego pełnowymiarowego boiska, a Bytom, gdzie administracyjnie leży nasz stadion, nie będzie nam udostępniał obiektu za darmo. Nawet jeśli chcielibyśmy zacząć jako kibice, od B-klasy, nie mamy gdzie tego zrobić, od razu musimy rozpoczynać na tym stadionie, płacąc czynsz dla Urzędu Miasta w Bytomiu – wyjaśniają kibice, którzy sondowali już możliwość rozpoczynania od najniższego ligowego szczebla. Miasto Radzionków nie może przejąć nawet części kosztów, jeśli miałyby trafiać do sąsiedniego Bytomia. Ł»adnego boiska spełniającego choćby minimalne wymagania B-klasy nie ma. Duży stadion na Stroszku niszczeje z każdym sezonem. Sytuacja bez wyjścia?

– Na tle innych trzecioligowców nie wyglądamy źle – odpowiadają kibice, choć ich aspiracje sięgają o wiele wyżej. Wciąż mają również żal do miasta. – To trochę tak, jakby obiecano ci dom, ty kupujesz meble, tynki, gipsy, a okazuje się, że ktoś jednak się rozmyślił. Przez te lata, gdy Ruch zdobywał kolejne awanse, pieniądze wrzucane w klub zaczęły się odbijać na kondycji jego firm. Nie było już możliwości dalej tego ciągnąć – tłumaczą. Prezes Baran, lojalny wobec Ruchu, radzionkowian i kibiców z tego miasta postanowił pozostać blisko klubu i wciąż finansować zespół, naturalnie na poziomie III-ligowym. 10 sierpnia Ruch wróci na murawę. Czy kiedyś wróci do Ekstraklasy? Tego nie wiadomo. Jasne jest jednak, że każdy Polak słysząc Radzionków, od razu myśli o Ruchu.

Tego kibicom nikt już nie odbierze.

JAKUB OLKIEWICZ

Najnowsze

Niemcy

Polak trafił w drugim meczu z rzędu. Jego zespół się odrodził

redakcja
0
Polak trafił w drugim meczu z rzędu. Jego zespół się odrodził
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama