Zapraszamy do przeglądu siedmiu codziennych tytułów prasowych w poszukiwaniu ciekawszych materiałów.
FAKT
I ty możesz zagrać w Polonii Warszawa.
W czwartek drużyna Polonii rozpocznie przygotowania do nowego sezonu. Czarne Koszule wystartują w lidze okręgowej. Cały czas nie wiadomo, jacy zawodnicy zagrają przy Konwiktorskiej. Nowym szkoleniowcem Polonii zostanie Piotr Dziewicki (34 l.), który na razie kompletuje kadrę. Wiadomo, że zespół będzie oparty na wychowankach z rocznika 1994. Szansę na grę w stołecznej drużynie dostaną jednak wszyscy chętni! Niech się zgłaszają. Stowarzyszenie Kibiców ogłosiło właśnie otwarty nabór do zespołu Czarnych Koszul. Chętni zawodnicy mogą wysyłać swoje zgłoszenia na adres mailowy: [email protected]. Wiadomość musi zawierać krótki życiorys i dane kontaktowe. To wielka szansa dla piłkarzy z niższych lig, którzy chcieliby zagrać w zespole z bogatą tradycją. Testy będą się odbywały w najbliższych dniach, prawdopodobnie na bocznym boisku przy Konwiktorskiej. Przedstawiciele kibiców Polonii przekonują, że są przygotowani finansowo na utrzymanie zespołu w najbliższych latach. Stowarzyszenie chce wypuścić pakiet akcji, które będą kupowane przez fanów. Dzięki wpływom budżet klubu ma zamknąć się w kwocie kilkuset tysięcy złotych. To właśnie drobni sponsorzy mają utrzymać nową Polonię. Celem na najbliższy sezon jest oczywiście awans do IV ligi.
Siejewicz czyli bukmacherka, kredyty i długi.
Sędzia międzynarodowy Rafał Rostkowski (41.) mówił o problemie zakładów bukmacherskich w świecie sędziowskim już dawno temu. W 2008 roku udzielił nawet wywiadu, w którym wyraźnie stwierdził, że sędziowie i obserwatorzy, wykorzystując swoje wpływy, regularnie obstawiają wyniki. Zasugerował nawet, że mogą stawiać na mecze, które sami prowadzą albo te, w których gwiżdżą ich dobrzy znajomi. Czy miał na myśli także Huberta Siejewicza (39 l.)? Dla Rostkowskiego rozwiązanie mogło być tylko jedno – absolutny zakaz takich praktyk dla wszystkich ze świata piłki, do tego konieczność podpisania specjalnego oświadczenia, zabezpieczonego wekslem, na którym widnieje na przykład kwota miliona złotych. Wywiad przeszedł bez echa, ale w środowisku sędziów zawrzało. Duża część arbitrów zaprotestowała przeciwko wekslom, w tym właśnie Siejewicz i ludzie z jego otoczenia. Zadzwoniliśmy w tej sprawie do Rostkowskiego. Stwierdził krótko: – Nie zamierzam odnosić się konkretnie do tej sprawy. Powiem tylko, że wszystko to, o czym mówiłem w tamtym wywiadzie, jest dzisiaj aktualne. Bardzo aktualne. – Nie jest tajemnicą, że Hubert obstawia od lat. Pamiętam, że w rozmowach prywatnych mówił, że u bukmachera gra tak naprawdę nie on, a wujek lub brat, czy inny członek rodziny – opowiada nam jeden ze znanych polskich sędziów piłkarskich. A potem dodaje: – Nieźle się ubawiłem, gdy tłumaczył, że stawiał na Radwańską, a zaraz potem okazało się, że Polka wtedy już grała. Chyba, że chodziło mu o jakąś Radwańską, która kopie piłkę w lidze chińskiej lub singapurskiej…
RZECZPOSPOLITA
Depresja piłkarza.
W nadchodzącym tygodniu w Anglii ma pojawić się film dokumentalny opowiadający o depresji i samobójstwach wśród piłkarzy. Carlisle chciałby pomóc zawodnikom walczyć z myślami o odebraniu sobie życia. Uważa, że gracze mają dziś większe problemy z psychiką, niż kilkanaście lat temu. – Uparcie twierdzę, że z tego powodu cierpią setki piłkarzy. W naszym społeczeństwie jedna osoba na cztery boryka się z problemem depresji. A przecież zawodnicy są częścią społeczeństwa – mówił były zawodnik Queens Park Rangers. Jego zdaniem głównym problemem graczy jest to, że znajdują się pod ciągłą obserwacją. Są osobami publicznymi i wstydzą się poprosić o pomoc. Obawiają się, że ich kłopoty staną się obiektem zainteresowań mediów. Szef PFA opowiadał, że do tej pory przyszło do niego dwudziestu piłkarzy, którzy „czuli, że coś w ich życiu nie jest tak, jak być powinno.” Nie wiedzieli, co robić i dokąd udać się po ratunek. Wszyscy mieli jedno pragnienie – uciec poza otaczający ich system, skończyć z piłką nożną. – Zwrócili się do mnie tylko ci, którzy mieli mój numer telefonu. Ilu zawodników chciałoby poprosić o pomoc, ale nie mają pojęcia, gdzie mogą ją otrzymać? Nie możemy tego lekceważyć – twierdzi Carlisle. Aby chociaż częściowo rozwiązać problem, planuje uruchomić telefon zaufania dla piłkarzy. Każdy gracz będzie mógł anonimowo zwrócić się o poradę. Szef PFA ma nadzieję, że dzięki temu piłkarze nie będą bali się przyznać, że mają kłopoty.
GAZETA WYBORCZA
Ibrahim Sunday – nietypowy agent.
Ibrahim Sunday nie wygląda jak menedżer, a pracy nie ułatwiają mu urzędnicy. W Wiśle znaczy coraz więcej, a na testy właśnie podesłał Daniela Mendiego. W bazie „Gazety” znajduje się zdjęcie z 2001 r., na którym Sunday cieszy się z mistrzostwa Polski z przykrywką pucharu na głowie. Dziś też nie przypomina podręcznikowego menedżera, choć pierwszy udany transfer już zaliczył, a teraz liczy na kolejny. Na sobotni mecz z GKS-em Katowice przyjechał z Mendim. Sunday długo rozmawiał z trenerem Franciszkiem Smudą i widać było, że darzą się sympatią. Przywitał się też z częścią zawodników, a z Maciejem Ł»urawskim przekomarzał się, kto dziś byłby większym wzmocnieniem Wisły. Przy Cedo Gospiciu nie wyglądał jednak na poważnego gracza ma rynku. Agent Ostoi Stjepanovicia (również jest testowany przez Wisłę) przechadzał się z telefonem w ręce i w dokładnie wyprasowanej koszuli, a Nigeryjczyk zaprezentował się w krótkich spodenkach i czapeczce. – Ty jesteś menedżerem amerykańskich koszykarzy? – żartowali członkowie sztabu Wisły, a Sunday z uśmiechem odpowiadał, że taki ma styl i zmieniać go nie zamierza. Przed sobotnim meczem menedżer wyściskał się też z Emmanuelem Sarkim, którego polecił Wiśle, a niedawno wynegocjował mu dwuletnią umowę. – Kiedyś pomagałem nigeryjskim zawodnikom za darmo. Jak któryś w Polsce nie miał klubu, to dzwoniłem w parę miejsc. Od kilku lat zajmuje się menedżerką i zamierzam postarać się o licencję. Wcześniej nie mogłem tego zrobić, bo grałem w piłkę [jeszcze w 2012 r. był w kadrze LZS Piotrówka] – podkreśla Sunday.
Thomas Phibel wrócił do Łodzi.
Thomas Phibel odejdzie z Widzewa Łódź czy zostanie w nim na kolejny sezon? Odpowiedź na to pytanie być może poznamy już we wtorek. Na rano zaplanowane jest bowiem spotkanie piłkarza z szefami klubu. Wszystko wskazuje na to, że trwająca od początku przygotowań telenowela z Phibelem dobiega wreszcie końca. 27-letni obrońca wczoraj wieczorem wrócił do Łodzi. – Jestem umówiony na ważną rozmowę z szefami klubu. Chcę dowiedzieć się, jak wygląda moja sytuacja i jakie plany wobec mnie ma Widzew – tłumaczy „Gazecie”. Francuz nie chce się wypowiadać, czy bliżej mu do pozostania w Łodzi, czy do odejścia. – Nie wiem, jak to wszystko się skończy. Decyzja w tej sprawie nie należy do mnie, tylko do klubu – mówi tylko. Jak już pisaliśmy, zatrudnieniem Phibela interesowało się kilka klubów, w tym m.in. z Belgii, Anglii i Lech Poznań. W Widzewie zapewniają jednak, że żadna oferta nie wpłynęła. – Najważniejsze jest dzisiejsze spotkanie. Zobaczę, co o tym wszystkim sądzi Widzew, jakie są cele klubu i jak widzi naszą dalszą współpracę – mówi obrońca o swojej przyszłości. Dodaje przy tym, że jest po rozmowie m.in. z trenerem Radosławem Mroczkowskim, który dalej chce go widzieć w prowadzonej przez siebie drużynie. – Mam dobry kontrakt z trenerem. Powiedział mi, że rozumie moją sytuację, dlatego jeśli ostatecznie zostanę w Widzewie, to myślę, że nie będzie z tym problemu – uważa Phibel.
SPORT
Marek Kostrzewa o Sobolewskim: To nie jest piłkarz na ławkę!
Marek Kostrzewa był szkoleniowcem Sobolewskiego, kiedy ten występował w Dyskobolii Grodzisk Wielkopolski. Teraz jednak widzi, czego faktycznie dotąd zabrzanom brakowało. – Górnik nie zagra w pucharach między innymi dlatego, że wiosną nie było w tej drużynie piłkarza, który „rządziłby” na boisku. To także skutek polityki transferowej, bo często żegnano się z zawodnikami, którzy mieli swoje zdanie – rozpoczyna Kostrzewa. – Tymczasem z ławki trenerskiej nie da się wszystkiego kontrolować – kontynuuje, wplatając wątek 37- letniego Sobolewskiego. – „Sobol” to absolutny zawodowiec, nie odpuści nawet na metr i doskonale zabezpieczy teren przez własną bramką. Pod warunkiem, że jest w pełni sił, ale wierzę, że został dobrze przebadany – zauważa. – Ma końskie zdrowie, ogromny autorytet i potrafi „pociągnąć” zespół, kiedy jest ciężko. To nie jest piłkarz na ławkę, tylko do pierwszej jedenastki. Górnik nie straci jakościowo! – kończy Kostrzewa.
Miał być Grozny, a jest… zgrupowanie Górnika Zabrze.
Prejuce Nakoulma do Tereka Grozny nie trafi – to można przyjąć za pewnik. Gdzie więc powędruje napastnik zabrzan? W chwili obecnej… do Górnika. Zawodnik dojechał na obóz przygotowawczy. Nakoulma miał się związać z rosyjskim Terekiem, ale ostatecznie wynegocjowane warunki zostały zmienione, co nie spodobało się „Prezesowi”. Ten zakończył rozmowy z Rosjanami i wrócił do Polski, a następnie wyjechał na słoweńskie zgrupowanie Górnika Zabrze. Zabrzanie dziś rozegrają kolejne mecze sparingowe, jednak w nich nie powinien pojawić się Nakoulma. Powodem zdaje się być forma piłkarza, który od trzech tygodni w piłkę grał sporadycznie. Najpierw odpoczywał po meczach reprezentacji, a później negocjował umowę z Terekiem.
DZIENNIK POLSKI
Modlił się o grę w Wiśle.
– Chciałbym grać w Wiśle. Bardzo mi się tu wszystko podoba. Widzę, że jest dobra atmosfera – mówi Daniel Mendie, lewy obrońca z Nigerii, który przyjechał na testy w zespole „Białej Gwiazdy”. Zjawił się już na sparingu Wisły z GKS-em w Katowicach. Przybył tam ze swoim rodakiem i menedżerem, byłym piłkarzem „Białej Gwiazdy” Sundayem Ibrahimem (grał w Wiśle w latach 1998-2002, kiedy jej trenerem był m.in. obecny szkoleniowiec Franciszek Smuda). W Katowicach chwilę porozmawiali ze Smudą. Zimą Sunday polecił Wiśle swojego rodaka Emmanuela Sarkiego, z którym także zamienili kilka słów. 23-letni Mendie miał dołączyć do krakowskiego zespołu już wcześniej, ale miał problemy z otrzymaniem wizy. – Modliłem się o to, abym dostał szansę i mój przyjazd do Krakowa był możliwy. Jestem szczęśliwy, że tu jestem – przyznaje piłkarz. Sunday po obserwacji zawodnika w nigeryjskim klubie Sunshine Stars uznał, że warto polecić go trenerowi Smudzie. – Daniel ma bardzo dobrą technikę jak na obrońcę. Jego atutami są też pracowitość i odpowiedni charakter – wylicza były zawodnik, a dziś menedżer. – Jeżeli tylko potwierdzi to, co ja widziałem, to może grać w Wiśle i stać się gwiazdą. Sunday przyznaje, że jeżeli Wisła chciałaby zatrudnić Mendiego, to musiałaby zapłacić za transfer. Nigeryjczyk wczoraj trenował już z drugą drużyną „Białej Gwiazdy”. Kadra pierwszego zespołu miała bowiem dwa dni wolnego po męczącym zgrupowaniu w Grodzisku Wielkopolskim.
SUPER EXPRESS
Dossa Junior: W Legii mogę być nawet King Kongiem.
W Internecie można znaleźć kompilację twoich akcji z tytułem „King Kong z Limassol”. Pewnie takie określenie niezbyt ci się podobaÂ…?
– To zależy, jak na to spojrzeć. Jeśli chodzi o urodę, to absolutnie się z tym nie zgadzam, bo King Kong jest brzydki. a ja uważam się za dużo przystojniejszego od niego (śmiech). Jeśli natomiast ten przydomek odnosiłby się do siły, to nie mam nic przeciwko. Siłownia to jedno z moich ulubionych miejsc. W Legii mogę więc być nawet King Kongiem, jeśli moja siła i umiejętności pomogą drużynie.
To prawda, że miałeś dużo innych ofert, lepszych finansowo niż ta z Legii?
– Niektóre oferty były wyższe niż propozycja z Warszawy, ale pieniądze to nie wszystko. Zanim podjąłem decyzję, zebrałem sporo informacji o Legii. Nie natrafiłem na nic, co by sprawiło, że zacząłbym się wahać.
Na pewno spory wpływ na twoją decyzję miał fakt, że umowę z Legią podpisał Helio Pinto, twój szwagierÂ….
– Zawsze chcieliśmy grać w jednym klubie i fajnie, że w Polsce się to uda. To, że w Warszawie będę miał obok siebie siostrę i szwagra, bardzo ułatwiło mi podjęcie decyzji.
Ugochukwu Ukah: Matka Boska i anioły prowadzą mnie do zwycięstw.
Ostatnio przybyło mi kilka tatuaży. Nad moim losem czuwa Matka Boska oraz anioły. To dzięki nim wiem, że nie stanie mi się nic złego. To one prowadzą mnie do zwycięstw – mówi w rozmowie z „Super Expressem” Ugochukwu Ukah (29 l.), obrońca Jagiellonii Białystok. Na lewym przedramieniu Nigeryjczyka widnieje obecnie pięć tatuaży. Najważniejszym jest postać Matki Boskiej. Ostatnio jednak stoper klubu z Podlasia wytatuował sobie dwa anioły. – Ten z harfą chroni mnie przed złem i zapewnia spokój – wyjawia Ukah. – Z kolei ten drugi daje mi siłę do walki.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Alexander Gorgon: Nie będę grał dla Polski.
Chce pan grać dla reprezentacji Polski?
– Mam tylko austriackie obywatelstwo i musiałbym się go zrzec żeby dostać polskie, a tego nie zrobię. Poza tym jestem już powoływany do austriackiej reprezentacji. I na tym się koncentruję.
Orientuje się pan w polskiej ekstraklasie?
– Nie. Ciężko mi ją śledzić, bo nie mam w Austrii polskiej telewizji. Nad moją ewentualną grą w ekstraklasie w przyszłości też nigdy się nie zastanawiałem.
Jak pan ocenia zetknięcie z polską piłką na żywo i turniej Deyna Cup?
– Organizację i samą inicjatywę tego turnieju odebraliśmy bardzo pozytywnie. Wszystko najwyższych lotów, stadion, hotel. Sam turniej potraktowaliśmy poważnie, bo był dla nas dobrym testem przed kwalifikacjami Ligi Mistrzów i ligą. Największe wrażenie zrobił na nas stadion Legii. Taki ma w Austrii tylko Red Bull Salzburg. Doping kibiców Legii nagrywaliśmy telefonami. Czegoś takiego brakuje w Austrii. Nie ma takiej atmosfery na wielu meczach. Chłopakom z drużyny to zaimponowało.
Marcin Burkhardt: Azerowie są mocni.
Co pan teraz porabia? Mówiło się, że trafi pan do Zawiszy Bydgoszcz.
– To nieprawda. Trenuję z trenerem od przygotowania fizycznego i rozglądam się za klubem. W ubiegłym roku około miesiąca zajęło mi znalezienie drużyny, ale gdzieś słyszałem, że moim „problemem” jest wiek. Czy 29 lat to piłkarska starość? Nie sądzę. Może opinia o „starym” Burkhardzie bierze się stąd, że od siedemnastego roku życia gram w seniorskiej piłce? Nie wiem. Oldbojem nie jestem, a powiem więcej: fizycznie czuję się kapitalnie, najlepiej od paru lat. W Simurqu rozegrałem 24 mecze, w których radziłem sobie przyzwoicie. Jasne, szybkościowcem to ja nigdy nie byłem, ale wydolność mam jak najlepszą. Śmieję się, że w polskiej lidze najbardziej pożądany zawodnik to taki, który ma 21 lat, za sobą 150 meczów w ekstraklasie i za którego można po pół roku wziąć dwa miliony euro.
Przez rok grał pan w Azerbejdżanie. Tamtejsza liga raczej nie rzuca na kolana.
– W Azerbejdżanie powoli powstaje mocna piłka. Piast Gliwice, który zagra w kwalifikacjach Ligi Europy z Karabachem Agdam, będzie miał bardzo, bardzo ciężko. Karabach i mistrz – Neftczi Baku grają najlepszy futbol. Oba zespoły spokojnie zajęłyby miejsce w pierwszej piątce tabeli ekstraklasy. Reszta drużyn stara się dogonić tę dwójkę, ale na razie trudno to osiągnąć. Mój Simurq Zaqatala był „młodszym bratem” Interu Baku, klubem filialnym. W Azerbejdżanie jeden właściciel może mieć dwa lub więcej klubów. To bez sensu, bo można dowolnie mieszać zawodnikami i trenerami albo robić inne rzeczy…
Klub podkłada się klubowi?
– Powiedziałem inne rzeczy (śmiech).
Lech zatrzymuje Kamińskiego.
HSV Hamburg musi jeszcze poczekać. Marcin Kamiński w najbliższych dniach przedłuży kontrakt z Lechem. Tym samym, oznacza to odłożenie w czasie transferu piłkarza do klubu z Bundesligi. Hamburger SV zmobilizował władze Lecha. Władze niemieckiego klubu od dłuższego czasu są zainteresowani pozyskaniem Marcina Kamińskiego. Władze HSV wyceniły stopera Lecha na 700 tys. euro. Dlatego tak skromnie, że młodemu piłkarzowi w czerwcu przyszłego roku kończy się kontrakt z Kolejorz. Władze Lecha musiały szybko zareagować. Raptownie przyspieszyły rozmowy z piłkarzem na temat przedłużenia umowy. Kamiński lada dzień podpisze nowy, trzyletni kontrakt. Ucieszy to z pewnością trenera Mariusza Rumaka (36 l.), który przez kontuzje, urazy i inne problemy ma do dyspozycji tylko 13. piłkarzy.