Barcelona oddaje Villę za frytki – wyraz ambicji „El Guaje” i braku wiarygodności mediów

redakcja

Autor:redakcja

08 lipca 2013, 18:11 • 2 min czytania

Przykład Davida Villi pokazuje, ile warte są hiszpańskie spekulacje transferowe oraz ile faktów faktycznie wycieka do mediów, a ile jest zwyczajnie zmyślonych. Liczba klubów, jakie wymieniano w kontekście przyszłości „El Guaje”, była niewyobrażalna. Tottenham, Arsenal, Manchester United… Każdy tydzień dorzucał kolejne nazwy. Tylko nikt jakoś nie wspomniał o faktycznym kupcu. Ani „Marca”, ani „Sport”, ani „AS”, ani „Mundo Deportivo”. Milczały media katalońskie i madryckie, a przecież transfer dotyczył ich wszystkich. Aż tu nagle bach… „Fichado”. David Villa przechodzi do Atletico Madryt.
Dwa miliony z hakiem, dwa kolejne za następny sezon gry + ewentualny milion, jeśli „El Guaje” pozostanie na Vicente Calderón w sezonie 2014/15. I 50% od ewentualnego transferu. Tyle zarobi Barca na sprzedaży Villi, za którego w 2010 zapłaciła… okrągłe 40 baniek. To już wystarczający powód dla madryckich prześmiewców, ironizujących, że Barcelona zaliczyła kolejny deal na miarę transferu Dmytro Czyhrynskiego. To też jednak spore uproszczenie, bo Villa wykręcił w barwach „Blaugrany” całkiem niezłe liczby (77 meczów/33 goli) i zdobył praktycznie wszystkie możliwe trofea, więc nikt z Camp Nou przy zdrowych zmysłach nie uznaje jego transferu za wtopy. Ostatnio jednak, po ściągnięciu Neymara, zrobiło się dla niego za ciasno i stało się jasne, że ktoś będzie musiał opuścić Katalonię. Ktoś, czyli Alexis, Tello lub Villa. Postawiono na weterana.

Barcelona oddaje Villę za frytki – wyraz ambicji „El Guaje” i braku wiarygodności mediów
Reklama

Atletico zyskało tym samym idealnego następcę Falcao za niebywale wręcz promocyjną cenę. Kolumbijczyk odszedł do Monaco za 60 milionów euro, a jego sukcesor przychodzi za frytki. Rozwiązanie to raczej tymczasowe, ale Villa powinien zagwarantować „Rojiblancos” wystarczającą liczbę bramek, by awansować do Ligi Mistrzów i powalczyć o coś konkretnego w pucharach. Jemu samemu zależało natomiast na utrzymaniu się przed mundialem w reprezentacji Hiszpanii, z której powoli wypychają go kibice (ponad połowa w ankiecie „Marki” nie widzi dla niego miejsca w kadrze) i pięknym zakończeniu kariery. Pięknym, czyli z dala od dużej kasy w Chinach/Emiratach/Arabii (niepotrzebne skreślić), a blisko wielkiej piłki.

Braku ambicji ani minimalizmu nikt więc Villi nie zarzuci.

Reklama

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama