Cracovia awansowała do Ekstraklasy w potwornych mękach. Zawodnicy długo irytowali samych siebie, kibiców i prezesa Filipiaka, który na własne szczęście interesu dogląda ze Szwajcarii. Dość powiedzieć, że w decydującym momencie sezonu, tę najważniejszą bramkę dla krakowian zdobył… Michał Wróbel z Olimpii Grudziądz. Nie Bernhardt, Boljević czy Zieliński, a dwumetrowy bramkarz innego klubu. Wymowne, prawda? Jednak z drugiej strony, przyglądając się Pasom dokładniej i nadstawiając ucho, gdzie trzeba, obraz beniaminka nabiera barw. Jest lepiej, niż było niedawno, ale wciąż kilka elementów pozostawia wiele do życzenia. Wynotowaliśmy osiem punktów – po cztery na plus i minus. Zaczynamy od wbijania szpilek.
NA –
Prezes bez pojęcia o piłce
O tym, że prezes Filipiak o piłce pojęcie ma mgliste, wiadomo od dawna. W środowisku krąży nawet plotka, że mimo trwającego już 11 lat związku z Cracovią, niektóre futbolowe przepisy wciąż stanowią dla niego zagadkę, a gdy menedżerowie proponują mu usługi swoich piłkarzy, sięga po telefon i wystukuje numer starego druha, Stefana Majewskiego. Filipiak niby pełni funkcję prezesa, niby przybija stempel na każdej decyzji, ale od tego do znajomości wewnętrznych problemów klubu jeszcze daleka droga. Jak z Krakowa do Szwajcarii, gdzie prezes mieszka na stałe.
Brak długofalowej wizji klubu
Czy jest w Cracovii przynajmniej jedna osoba, która wie, gdzie Cracovia będzie za dwa-trzy lata? Tabisz? Szaraniec? Bez szans. Nieustannie trwa wojna podjazdowa i zawzięta walka o względy Filipiaka. Przy Kałuży na moment zagościła normalność, gdy dyrektorem sportowym zrobiono jednego z dwóch Polaków, legitymujących się tytułem FIFA Master, z tym, że zanim Pasieczny urządził się w swoim gabinecie, powoli mógł zacząć się pakować. Taki urok pracy w tym środowisku. Na tę chwilę jedyne, co w Cracovii nie odbiega od europejskich standardów, to stadion. I może najstarsze roczniki juniorów, choć przecież nie ma pewności, że z Jaroszyński, Szewczyk czy Kapustka odpalą w seniorskiej piłce.
Niepewna przyszłość trenera
Filipiak w dalszym ciągu nie zadeklarował, kto będzie trenerem Pasów w kolejnym sezonie. Niby jest Stawowy, on zresztą początkowo miał pozostać na stanowisku nawet w przypadku braku awansu, ale skoro do Krakowa wcale nie w celach turystycznych podróżowali w ostatnim czasie Stokowiec z Probierzem, a ofertę dostał też Kiereś, to mówienie choćby o strzępach zaufania wobec obecnego szkoleniowca, zwyczajnie graniczy z absurdem. Można mieć uwagi do jego stylu pracy i trzymania się za wszelką cenę jednego wariantu gry, tyle że bronią go wyniki. Po prostu. Poprzednie sukcesy – pomijając jeden solidny sezon wykręcony za Majewskiego – Cracovia osiągała za… Stawowego właśnie.
Niskie nakłady finansowe
O tym mówi się i pisze rzadko, bo drużyna spektakularnie lecąca z Ekstraklasy jawiła się jako wesoła gromada zagranicznych przebierańców, którzy za swoje występy kasowali miesięcznie dziesiątki tysięcy w europejskiej walucie. Suart, van der Biezen, Puzigaca czy Visnakovs piątki przybijali jedynie przy klubowej kasie. Po spadku Filipiak zacisnął pasa o kilka dziurek na raz. Pożegnano Suvorova, ograniczono kieszonkowe dla dochodzącego od roku do zdrowia Ntibazonkizy, do zespołu weszło kilku wychowanków, a pozostali sprowadzeni zawodnicy musieli pogodzić się z relatywnie niskimi zarobkami. W tym okienku kokosów również nie będzie. Średnia pensja w granicach dolnej części stanów średnich ekstraklasowej tabeli.
NA +
Zalążki tiki-taki, czyli zagraj to jeszcze raz, Cracovio
Choćby się waliło i paliło, Stawowy z uporem maniaka próbuje wskrzesić ducha Cracovii sprzed dziewięciu lat – tej ze Skrzyńskim, Węgrzynem, Gizą, Banią, Baranem, Bojarskim i Moskałą. Dużo krótkich podań, gra piłką za wszelką cenę, ciągła wymienność pozycji i pressing na całej długości boiska. Powtarzalność. Pasom nie sprawia trudności płynne przejście z obrony do ataku i zdobywanie terenu, za to w druga stronę sytuacja wygląda zdecydowanie gorzej. Każdy zawodnik wie, gdzie ma biegać i w które miejsce kopnąć piłkę, jednak faza powrotu na swoje pozycje po stracie leży na całej linii. Mamy małe deja vu, bo rok temu dokładnie w ten sposób opisywaliśmy ówczesnego beniaminka, Piasta Gliwice. Co było później, wszyscy pamiętamy.
W Ekstraklasie będzie łatwiej?
W pierwszej lidze, w której przeciwnicy stawiali autokar przed własnym polem karnym, a później wyprowadzali błyskawiczne kontry, wykorzystując luki w obronie, Cracovii było pod górkę. Pach, pach, pach – i znów gonitwa za wynikiem, a jeśli swojego dnia nie mieli Bernhardt czy Bojlević, najczęściej kończyło się na bezradnym waleniu głową w mur. Wrzutki na głowę pierwszego obrońcy, niedokładne zagrania, narastająca irytacja na trybunach. W 17 meczach w roli gospodarza, strzelili tylko 24 gole. Średnio 1,4 na mecz. Tyle, ile na wyjazdach i zdecydowanie mniej od pierwszego w tabeli Zawiszy. W sparingach Cracovia wygląda nieźle, w weekend wygrała nawet towarzyski turniej o dumnie brzmiącej nazwie „Puchar Tatr”, będąc wyraźnie lepsza od dobrze dysponowanego wiosną Podbeskidzia. Być może to, co nie sprawdzało się w pierwszej lidze, na rywali z Ekstraklasy okaże się w sam raz?
Rozwojowi kluczowi zawodnicy
Bernhard – 27, Kosanović – 23, Straus – 26, Boljević – 25, Marciniak – 25. Cała piątka może nie najmłodsza, ale zgrana i wciąż w wieku gwarantującym rozwój, gotowa na kolejny krok. Do tego doświadczeni Kuś, Ł»ytko, Pilarz, reprezentant Słowenii Struna, rehabilitant Ntibazonkiza, a także kilku solidnych zawodników, przed którymi w nadchodzącym sezonie perspektywa wypłynięcia na głębsze wody. Dąbrowski powinien dać radę, Budziński, Zejdler, Steblecki, Danielewicz i Kita – raczej też. Nie zdziwimy się ani trochę, jeśli Bernhardt zostanie odkryciem na miarę Podgórskiego.
Niezłe ruchy transferowe
Biorąc poprawkę na ograniczone fundusze i relacje na linii menedżerowie-Cracovia, dotychczasowe ruchy na rynku transferowym oceniamy na mocną czwórkę. Wykupiono wypożyczonych Zejdlera i Dąbrowskiego, za jednym zamachem z Górnika Zabrze przechwycono Kusia, a od Turków jego certyfikat . Na tym nie koniec. Stawowy od dłuższego czasu testuje Ł»urka, którego pierwsze podejście do Ekstraklasy zakończyło się kompletną klapą, ale jego potencjał techniczny i nieszablonowe zagrania powodują, że akurat w Pasach ma szansę nawiązać do udanych meczów z Młodej Ekstraklasy. W tym wyliczeniu z premedytacją nie uwzględniliśmy Nowaka, bo jego angaż traktujemy bardziej w kategoriach wymiany doświadczeń między sztabami medycznymi z Bełchatowa i Krakowa. Coś z serii: „Zobaczcie, przeziębił się, a jak pójdzie do apteki, to strzeli mu dwugłowy”.