Reklama

Polscy księża najlepszymi piłkarzami w Europie. Gdy kolega z drużyny przychodzi do spowiedzi…

redakcja

Autor:redakcja

14 maja 2013, 11:10 • 8 min czytania 0 komentarzy

Na co dzień ubierają sutannę, lecz gdy jest mecz, zamieniają ją na krótkie spodenki i koszulkę swojego klubu lub trykot reprezentacji. Pod warunkiem, że nie muszą w tym czasie odprawić Mszy świętej. Reprezentacja Polski Księży rządzi i dzieli na Starym Kontynencie. W tym roku w Słowenii, już po raz czwarty w historii, wygrała europejski czempionat. W całym turnieju straciła tylko jednego gola.

Polscy księża najlepszymi piłkarzami w Europie. Gdy kolega z drużyny przychodzi do spowiedzi…

Polscy duchowni nie rywalizują jednak tylko z innymi księżmi. Wielu z nich na co dzień gra w zespołach ligowych.

Piłka przegrywa z powołaniem

Ksiądz Tomasz Winogrodzki jest dwukrotnym królem strzelców Mistrzostw Europy. Niedawno zakończył ligową karierę w A-klasowym Echu Zawada. Kiedyś nie mógł nawet marzyć o tym, by zostać piłkarzem. Jako dziecko uległ bowiem poważnemu wypadkowi, po którym prawie pięć lat spędził w szpitalach. Gdy jego koledzy biegali ze futbolówką, on przechodził żmudną rehabilitację. Doszedł jednak do pełnej sprawności. Występował nawet w IV-ligowym Roztoczu Szczebrzeszyn. Oczywiście jako napastnik. Jednak pogodzenie obowiązków kapłana i piłkarza nie było rzeczą prostą.

– I tak miałem szczęście, bo na mojej parafii jest aż czterech wikariuszy. Jak miałem ważny mecz, to mówiłem do kolegi: „weź za mnie ten pogrzeb, w najbliższym terminie ci odpracuję”. Podobnie jak w normalnej pracy. Można się było dogadać – mówi ksiądz Tomasz. – Ale IV liga to już inna bajka. Treningi 3-4 razy w tygodniu, dalekie wyjazdy na mecze. Nie dałem rady tego pogodzić z obowiązkami na parafii. Jednak mimo 39 lat na karku, wcale nie ustępowałem prawie dwa razy młodszym kolegom.

Reklama

Wtóruje mu ksiądz Marcin Łosak z Kielc, kapitan reprezentacji. W przeszłości z powodzeniem występował w IV-ligowym Spartakusie Daleszyce. Zrezygnował, gdy podjął decyzję o wstąpieniu do seminarium. – Miłość do piłki przegrała z powołaniem. To było największe wyrzeczenie. Pamiętam, że ostatni mecz grałem w niedzielę, a w poniedziałek przekroczyłem już progi seminarium – wspomina ks. Marek, który w czasie szkoły w lidze występował już jedynie epizodycznie. – Najzabawniejsze jest w tym to, że aby osiągać sukcesy piłkarskie musiałem zakończyć karierę – dodaje z uśmiechem.

W szatni nie ma księży

Kto choć przez chwilę żył w piłkarskiej szatni, wie jak bardzo specyficzne jest to miejsce. Tu radości po zwycięstwie stykają się z rozgoryczeniem po porażce. Wszystko to uczucia intensywne i mocne. Szatnia lubi rubaszny dowcip i proste żołnierskie słowa. Z pewnością nie jest to naturalne środowisko dla osoby duchownej. – W szatni nie jesteś lekarzem, księdzem czy prawnikiem. Jesteś piłkarzem – mówi ksiądz Marcin Olszewski, zawodnik Pilczanki Pilica. – Młodszych graczy jednak rzeczywiście obecność księdza trochę krępuje. Czuć ten dystans, lecz z czasem bariery znikają – dodaje.

Ksiądz Tomasz w szatni bywał rzadko. Zwykle wpadał zaraz przed meczem, albo w jego trakcie, a zaraz po, wracał do obowiązków na parafii. Miał jednak bardzo bliskie relacje z kilkoma kolegami z drużyny. Był ich spowiednikiem. – Ludzie świeccy czasami dziwnie do tego podchodzą, bo wstydzą się przyjść wyspowiadać u znajomego księdza. Ja wolę, gdy to jest ktoś, kogo znam. Wiem, czy ma żonę, dzieci, znam jego problemy. Łatwiej mi wtedy takiej osobie coś mu doradzić, podpowiedzieć. I cieszę się, że darzy mnie takim zaufaniem – wyjaśnia. – To co jest w konfesjonale, zostaje w konfesjonale. Tak samo jak to, co się dzieje w szatni, powinno zostawać w tym miejscu – dodaje.

Kartka – podwójna kara

Na boisku księża nie mają taryfy ulgowej. Są bacznie obserwowani przez kibiców-parafian, a przeciwnicy się z nimi nie patyczkują. Tego księża jednak nie potrzebują, bo jak sami podkreślają, na boisku nie są tacy święci. – Czerwoną kartkę dostałem raz, ale to był faul taktyczny, więc jestem trochę usprawiedliwiony – mówi ksiądz Marcin. – Kartka dla księdza to podwójna kara. Jesteś ukarany na boisku i poza nim, bo lokalne media zaraz o tym napiszą. Ludzie wiedzą kim jestem. Zobaczą „Winogrodzki” i wyobrażają sobie nie wiadomo co – że gram brutalnie, że fauluję. A ja żółte kartki dostawałem rzadko, głównie za dyskusje z sędziami – dodaje ks. Tomasz.

Reklama

Transfery księży zdarzają się często. Sprawa nie leży jednak wyłącznie w gestii klubów, a biskupa, który decyduje o losach duchownych. W okresie wikariatu, mogą oni pełnić służbę w jednej parafii przez maksymalnie przez 5 lat. – Jest to trudna sytuacja, wiem to nie tylko ze swojego doświadczenia. Nie w każdej parafii można się poświęcić grze w piłkę – mówi ks. Marcin. – Ksiądz biskup wydając swoje dekrety, na pewno kieruje się innymi kryteriami niż gra w piłkę. Losy księży pokazuje moja historia. W 2001 roku byłem w Krzeszowie, gdzie zakładałem klub o nazwie Rotunda. Minął rok i byłem już w innym zespole, grałem przez 4 lata w A-klasie w Juvenii Cieszanów. Później były kluby IV-ligowe jak Roztocze Szczebrzeszyn i Omega Stary Zamość. Kilka tych klubów zwiedziłem, ocierając się o piłkę amatorską i półprofesjonalną – dodaje z uśmiechem ks. Tomasz.

Z orłem na piersi, z modlitwą na ustach

Mistrzostwa Europy Księży odbyły się do tej pory siedmiokrotnie. Polacy imprezę wygrali aż cztery razy. W lutym tego roku do Polski przywieźli złote medale, wywalczone w Słowenii. Podczas turnieju wygrali wszystkie mecze, a w finale rozgromili 4-0 księży z Bośni i Hercegowiny. Poprzednie tytuły zdobyli w: Sarajewie (2007), Porto (2009) i Kielcach (2011). Podczas turnieju rozgrywanego w Polsce, na mecz finałowy do Hali Legionów, w której na co dzień występują szczypiorniści Vive, przyszło ponad 3 tysiące osób! Przed każdym spotkaniem księża zbierają się w kółku i modlą się.

– Prosimy o to, by nikomu nie przytrafiła się kontuzja. Dodatkowo modlitwa nas uspokaja i jednoczy jako drużynę. Nie chodzimy nabuzowani jakimś okrzykiem, z myślą, że zaraz będziemy wszytskich roznosić. Nie modlimy się też o wygraną, bo mamy świadomość, że to sport i wygrać może tylko jedna drużyna. Raczej o dobrą grę w duchu fair-play – przekonuje ksiądz Tomasz. – Gra z orzełkiem na piersi i wysłuchanie Mazurka Dąbrowskiego to zawsze wzruszające i poważne chwile – dodaje.

Poziom mistrzostw z roku na rok wzrasta. Najmocniejszymi drużynami są reprezentacje: Chorwacji, Bośni, Portugali i oczywiście Polski, ale pozostali już naciskają czołówkę. Dodatkowo coraz więcej krajów zgłasza chęć udziału w imprezie. Do turniejów rangi mistrzowskiej polskich księży przygotowuje trener Marek Parzyszek, były piłkarz Korony Kielce, który obecnie pracuje z grupami młodzieżowymi w kieleckim klubie. Za organizację spraw wokół reprezentacji odpowiada głównie ks. Marek Łosak, kapitan drużyny.

– Kandydaci do gry w reprezentacji oglądani są przede wszystkim na Mistrzostwach Polski Księży. Jeśli ktoś się wyróżnia to ma szansę zaistnieć, lecz aktualnie mamy bardzo mocny skład i wskoczyć na ten poziom nie jest łatwo – mówi ks. Marek. – Planujemy zorganizować niebawem coś w rodzaju konsultacji szkoleniowej, na której będą mogli pokazać się kandydaci do gry w reprezentacji. Być może rozszerzymy naszą działalność i utworzymy kadrę na duże boisko. Mamy bardzo wiele zaproszeń do udziału w meczach towarzyskich i charytatywnych.

Pokrycie kosztów związanych z drużyną, księża organizują na własną rękę, m.in. szukając sponsorów. Reprezentacja współpracuje również z Polskim Związkiem Piłki Nożnej, który pomaga kapłanom w zakresie sprzętu opatrzonego narodowym godłem.

Ewangelizacja przez piłkę

Wszyscy księża przekonują, że piłka nożna to nie tylko sposób na spędzenie czasu. Jest to również doskonały sposób na dotarcie do ludzi młodych. Przez sport księża chcą odciągnąć dzieci od komputerów, a także pokus, które pojawiają się w tak młodym wieku. Wszystko w myśl maksymy – w zdrowym ciele, zdrowy duch.

Ksiądz Tomasz Winogrodzki posiada uprawnienia trenerskie, jest również założycielem i prezesem Diecezjalnego Klubu Sportowego Gaudium Zamość. Obecnie piłki uczy się tam około 150 chłopców, ale w szkółce są także dziewczynki. Nie brakuje dzieci z trudnych rodzin, czasem nawet patologicznych, choć ksiądz Tomasz nie lubi używać tego słowa. Sukces klubu mierzy inną miarą niż zdobyte gole i miejsce w tabeli.

Słowo Gaudium oznacza radość i dzieci mają właśnie odczuwać radość z gry w piłkę, lecz nie tylko. Chodzi też o radość z tworzenia wspólnoty. Zawsze „moim” dzieciom powtarzam, że gdyby ich tu nie było, to ta wspólnota byłaby wybrakowana – mówi ks. Tomasz. – Może komuś się to nie podobać, ale powiedziałem wszystkim, również księdzu biskupowi, że przez piłkę chcę wychowywać dzieci w duchu wartości religijnych i patriotycznych. Uważam, że jako Kościół musimy wychodzić do ludzi młodych. Powiem nawet odważniej – musimy wychodzić po ludzi młodych.

W klubie księdza Tomasza jest siedmiu trenerów. Wszyscy są osobami świeckimi. Na zebraniu poprosił ich, aby przed każdym meczem i treningiem chwytać się za ręce i odmawiać wspólną modlitwę. Młodzi piłkarze modlą się do Anioła Stróża, by nie przydarzyła się im żadna kontuzja. Za mecz dziękują słowami modlitwy „Chwała Ojcu”. Po zakończeniu sezonu drużyna planuje pojechać do Częstochowy na Mszę św. dziękczynną. W tych warunkach, sportowe sukcesy przychodzą niejako same. Wychowankowie księdza Tomasza powoływani są do kadr wojewódzkich, a jako drużyna – rywalizują z klubami o długiej tradycji, jak na przykład AMSPN Hetman Zamość.

– Każdy człowiek ma jakieś talenty otrzymane od Boga. To z nich będzie rozliczany. Moim talentem – pomijając powołanie – jest piłka nożna. Najpierw grałem w piłkę, później zrobiłem kurs trenerski, założyłem szkółkę. Znalazłem sposób na dotarcie do dzieci. To mi pomaga w pracy duszpasterskiej. Talentu chyba nie zmarnowałem. Z niego będę rozliczany przez Bogiem, a nie przed ludźmi.

MATEUSZ ROKUSZEWSKI

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...