Mój komentarz do ostatnich wydarzeń w Watykanie jest następujący: Legia ma Starucha, no i Kościół ma Starucha. Signum temporis! Zapytałem Piotra co sądzi o konkurencji. Odparł żartobliwie: eee, zgred jakiśâ€¦ Ja już żadnego papieża, po tym naszym, specjalnie nie pokocham, pewne emocje się wypalają, niestety. Natomiast co do JP II, kiedyś wizytowali go fani i sportowcy Cracovii, Jego ukochanego klubu z młodości. No i się kłaniają, w pierścień całują, bajerują, a Ojciec Święty znienacka: ” A jak tam Legia?”. Hm, to nie do wiary, nawet w Kościele, ale Legia na pierwszym miejscu z mocnymi szansami na wicemistrza.
 *

Rzadko jest okazja pogratulować tejże Cracovii, a tu proszę: hokeiści są w finale ligi. Niedawno poznałem jednego z ich bardziej znanych fanów, Maćka Maleńczuka. Byłem na jego koncercie, full świetnych piosenek, przy których hymn klubowy to jednak nędza – nie omieszkałem mu tego powiedzieć, lekko się wkurwił. Biegała przy nim tak na oko trzy razy młodsza dziewczyna, dla której zostawił dom i starą. Ta dziewczyna to córka znajomej kosmetyczki – cała jej rodzina zastanawia się, kiedy Basi przejdzie…
*
Dyskusja z kolegą z Anglii, czy Falklandy są brytyjskie czy argentyńskie (po mojej uwadze, że Angole odkryli tam złoża ropy liczone na 60 mld baryłek i stąd tak ostra walka o te skałki – nie o nie, a o wody przybrzeżne. No i Antoni, już rzutem na taśmę chyba tak mi dowalił: „Argentyna w ogóle nie powinna istnieć, bo nawieziono tam hiszpańskich i włoskich nierobów, a Anglikom wiszą pomnik za nauczanie ich futbolu”.
Hm, nieroby? Gdyby nie pszenica i wołowina z Argentyny, Anglia nie przetrwałaby wojny. I nie tylko ona.
A Messi w Anglii nie zaliczyłby nawet zajęć z wf, jako kurdupel.
*
Taki żarcik, bo akurat Mario Piekario mocno filozofuje na temat transferów, jest w tym dobry, bo ma podobny język, zainteresowania i zasób słów jak jego klienci… Kolega opowiada historię, jak to Mariusza sądzą za bigamię i sędzina pyta: – Panie Mariuszu, to nie wiedział pan, że już ma jedną żonę? I że drugiej nie wolno?
A na to oskarżony: – Wysoki sądzie! Tak się zakochałem, że… zapomniałem!
Podobno sędzina mało nie spadła ze śmiechu z krzesła. I dała litościwie zawiasy.
*
Zmarł Władek Stachurski. Znaliśmy się, kiedyś pisałem mu raport z mundialu. Miał ksywkę „Lacha”, ale nie od tego o czym myślicie. O wynikach pisać nie muszę, były wielkie. No, poza tym 0:5 kadry z Japonią.
Miał najdziwniejsze zwolnienie w dziejach PZPN. Mianowicie wraz z Listkiewiczem poszli do leżącego w szpitalu prezesa Dziurowicza. No i dali kwiaty, kompot, czekoladki, a Marian mówi: wyjdź Michał, zostaw mnie na chwilę z Władkiem…
No i po paru minutach wychodzi blady Stachurski i mówi: – Właśnie mnie prezes wyjebał z roboty!
Jakby to skomentował mój mecenas: „Każdy dobry uczynek musi zostać przykładnie ukarany”.
O tym prezesie była kiedyś taka okładka w „PS”: „Przez cały kraj przetacza się pieśń: „Marian Dziurowicz, największa kurwa z Katowic. A on przecież nie z Katowic, tylko z Sosnowca!”. Copyright: Atlas.
A Władek miał patrona Piechniczka. Zawsze kończyli narady w PZPN o 15. Antek spieszył się na ekspres „Ondraszek” do Bielska, a Władek do domu na zupę. Tylko dla was, kibiców, piłka jest najważniejsza. Trenerzy mają tysiące innych spraw.
*
Coś jak Fornalik. Jazda na nartach, dyrygowanie smyczkami. Pan piłkarz się bawi.
Moje przeczucia na Ukrainę? Jak w bramce będzie Boruc, to jest szansa na remis. Ale i tak pójdę. Ja na złe wyniki jestem genetycznie uodporniony.
*
Bełchatów znów zrobił dobry wynik, i znów błyszczał Mateusz Mak. Co ciekawe – chłopak wolał ryzykować spadek z ligi z PGE, niż zostać w Wiśle Kraków. Ł»eby tylko grać, a nie oglądać pleców Sobolewskiego na przykład przez dwa kolejne lata. Mądry gość.
Nie pamiętam czy to on, ale po meczu w Wawie, gdzie robił co chciał z pomocnikami Legii powiedział co go w rywalach zdziwiło najbardziej.
Wiecie co?
Ł»e cały mecz ubliżali sobie wzajemnie. Zwłaszcza Ljuboja z Dwaliszwilim, że aż nieprzyjemnie było tego słuchać.
*
A co do Lecha – żal mi fanów. I powtarzam: Rumak na zieloną trawkę! Ja bym tam zatrudnił Cześka.
*
Legia podobno nawiązuje współpracę z Fluminense – pewnie dlatego, że prezes nigdy jeszcze nie był w Brazylii.
Fajny kraik, od lat powtarzam dowcip, który zobaczyłem w jakiejś ruskiej gazecie. Trener tak tłumaczy zawodnikom, czemu Brazylijczycy tacy dobrzy, a Rosjanie tacy słabi…
„Bo wiecie, kiedy u nas jest noc, no to u nich jest dzień. My śpimy, a oni trenują!”.
*

Jak patrzę na ekipy, to Liga Europy bardziej mi się podoba od Ligi Mistrzów. Jak zawsze jestem za Newcastle (Malcolm Mcdonald, Keegan, Gascoigne, Shearer – mało?). Raz tam byłem na meczu – taksówki spod głównej trybuny odwoziły kibiców z portfelami prosto do knajp i agentur, interesujący klimat połączenia futbolu i zepsucia.
Zupełnie mi to nie przeszkadzało.
*
Mało co Marek Koźmiński nie kupił mojej działki, podesłał emisariusza. Ale dał ofertę jak za Wawrzyniaka, a cena jest jak za Lewandowskiego.
Nie zarobię, ale i nie stracę.
*
Małe sprostowanie. Przed tygodniem cytowałem znajomego policjanta, który szukając w knajpie gangsterów – przez pomyłkę skuł Romka Koseckiego (bo miał złoty łańcuch) i redaktora Pola.
I dostaję esa:
„Cześć Pawełku, w Ambasadorze z Koseckim to byłem ja, i ksiądz Zapolski jeszcze. Wywiad do „Ł»ycia” robiłem. I nikt nie uciekł, wszystkich złapali. Pozdrawiam, Artur Szczepanik”.
No proszę, i tak tu wierzyć policji. Ale że Aszu dał się skuć?
Dziś już pracuje z ochroną.
*
Kasjerka do natarczywego klienta: „Mnie nie można w kaszę dmuchać!”.
A natarczywy klient: „Przepraszam, w co pani nie można dmuchać?”.
Cała kolejka leży, i ja też. Miłego tygodnia, tak do piątku.
Bo cytując klasyka z sąsiedztwa: tu już nie ma co trenować, tu trzeba dzwonić!