Wczoraj zamieściliśmy na stronie list otwarty Jacka Kuklisa do Zbigniewa Bońka, w którym piłkarz przedstawia swoją sytuację w Łódzkim Klubie Sportowym. Streszczając jego dość obszerną treść – „chcą mnie wypieprzyć bez płacenia zaległości, by mnie do tego skłonić, mam treningi indywidualne”. Klasyczny „klub Kokosa”, gość nie mieści się w wizji, więc zarzucamy go gdzieś do parku i niech gnije, póki się pokory nie nauczy. W ŁKS-ie modyfikację stanowi jeszcze zabranie pensji, co w całej sytuacji zdaje się mieć dość istotne znaczenie.
Tak czy owak, klub wystosował odpowiedź. Chylimy czoła przed kąśliwą ironią.
Piłkarz został skierowany na treningi indywidualne ze względu na jego słabą formę sportową, która była poniżej oczekiwań sztabu szkoleniowego oraz Władz Klubu. Na każdym treningu zawodnik był wyposażony w sprzęt sportowy, naszego sponsora technicznego, firmy Zina. Treningi odbywały się pod kierunkiem trenera z indywidualnym harmonogramem pracy, w celu osiągnięcia przez zawodnika formy gwarantującej grę w drużynie. Jednocześnie Pan Jacek Kuklis został poinformowany o możliwości poszukiwania nowego pracodawcy oraz o tym, że Klub nie pobierze ekwiwalentu w przypadku takiego transferu. Niestety do chwili obecnej taki pracodawca się nie pojawił. Dodatkowo piłkarz, na własną prośbę, został zwolniony z obowiązku uczestniczenia w treningach indywidualnych.
Na koniec chcemy podkreślić, że żaden zawodnik grający w Łódzkim Klubie Sportowym S.A. nie jest niewolnikiem. Każdy piłkarz, który jest poniżej pewnego poziomu sportowego i będzie chciał zmienić pracodawcę dostanie taką zgodę, a każda forma treningu indywidualnego nie jest karą, lecz formą pomocy zawodnikowi w celu osiągnięcia jak najlepszych wyników sportowych.
I teraz nasz krótki komentarz do sprawy, od razu w punktach:
1) Zachowanie Kuklisa to dla nas mimo wszystko absurd. Rozumiemy i doceniamy, że ŁKS obiecał mu jakieś pieniądze, ale przede wszystkim ŁKS wyciągnął gościa z trzeciej ligi. Kuklis w życiu nie grałby zawodowo, gdyby w ubiegłej rundzie rozbity organizacyjnie i finansowo klub nie wrzucił go do pierwszoligowej kadry. Patrząc na profil Jacka na 90minut.pl jesteśmy przekonani, że raczej nie trafiłby w najbliższym czasie do Lecha, nie sądzimy również by interesowała się nim Cracovia, albo nawet Bytovia Bytów. Młoda Ekstraklasa, czwartoligowe rezerwy ŁKS-u, potem trzecioligowy Sokół. Wybaczcie, ale mówienie w tym wypadku o „zawodowej śmierci”, to tak jakby pani przedszkolanka, której przedszkole zalega z pensją stwierdziła, że w wyniku ich opieszałości nie zreformuje już w tym roku systemu edukacji i nie zastąpi na stanowisku ministerialnym pani Szumilas.
2) Mierna gra Kuklisa w żaden sposób nie zwalnia ŁKS-u z obowiązku płacenia mu za grę. Fajnie, że pół składu zgodziło się na rozwiązanie kontraktu za porozumieniem stron zrzekając się zaległej kasy, ale to była ich dobra wola, a nie obowiązek. Obowiązkiem można z kolei nazwać płacenie zawodnikowi. Klub z tego obowiązku się nie wywiązuje.
3) Oświadczenie ŁKS-u jest błyskotliwe i zgryźliwe, ale tak jak Kuklis rozpędził się z tą swoją „zawodową śmiercią”, tak i ŁKS delikatnie przeszarżował. Pisanie z pozycji Józefa Wojciechowskiego, gdy w kieszeni ma się dwa cukierki Nimm 2 i trzydzieści pięć groszy, nie jest chyba szczególnie rozsądne. Bardzo imponuje fakt, że ŁKS łaskawie pozwala odejść za darmo swojemu pracownikowi, któremu nie płaci od miesięcy, ale pozwolenie w tym wypadku jest niewiele warte, gdy nie ma woli ze strony pracownika. Jeden nazwie Kuklisa darmozjadem bez honoru, który sępi na dogorywającym klubie, ale rację będzie miał drugi, który określi go oszukanym pechowcem, którego nie dość, że wsadzono na zbyt wysokiego konia, to jeszcze odmówiono jakiejkolwiek zapłaty za wierzganie w siodle. Ł»e z niego mierny dżokej? Trzeba było wziąć lepszych.
4) Radosna działalność związkowych struktur w kwestii zaległości. ŁKS pewnie zagra bez problemu wiosną w I lidze, może nawet jakimś cudem się utrzyma i pewnie dostanie licencję na kolejny sezon. Podobnie będzie z „królewską” Polonią i szeregiem innych klubów. Tolerowana jest rażąca w oczy, bezczelna i niezmienna od lat nienormalność: jawne granie w chuja z piłkarzami w kwestii wypłat, zmuszanie ich do zrzekania się zaległości w zamian za bezbolesne rozwiązanie kontraktu, zupełnie wyluzowane podejście do kwestii terminowości i przede wszystkim słowności. Do kwestii dotrzymywania umów, już nie mówimy o ustnych, dżentelmeńskich, ale nawet tych na piśmie.
Zdecydowane działanie jest potrzebne, tak dla piłkarzy, jak i dla klubów. Jeśli jeden, drugi, czy trzeci zespół dostanie po kieszeni, bo będzie musiał spłacić kasę dla jakiegoś parodysty, choćby grał tak jak Kuklis jesienią, następnym razem będzie myślał osiem razy, zanim zdecyduje się podpisać z zawodnikiem kontrakt. Kwoty na piśmie muszą wreszcie zacząć obowiązywać w rzeczywistości. Inaczej nigdy nie uwolnimy się z błędnego koła – przepłacani piłkarze, cwaniaccy właściciele, rosnące długi, życie ponad stan. A potem krach, i rosną jak grzyby po deszczu kolejne Odry Wodzisław, Polonie Bytom, czy Zagłębia Sosnowiec, które na samym końcu i tak muszą ratować kibice.