Wielim Szczecinek, czyli jak powstać od zera wyłącznie dzięki kibicom

redakcja

Autor:redakcja

26 lutego 2013, 10:07 • 10 min czytania

Szczecinek. Niecałe czterdzieści tysięcy mieszkańców, jedno, bardzo ładne jezioro, zadbany deptak, ratusz, całkiem ciekawy ośrodek sportowy, jeden kameralny stadion. Miasto, jak setki innych w całej Polsce. Sportowo? Pewnie tak samo. Kluby są dwa, Darzbór oraz Wielim, ostatnio jeszcze trochę na doczepkę Błękitni, klub z pobliskiej wsi, która została wchłonięta w granice administracyjne Szczecinka. Ł»aden nigdy nie występował w I lidze. Ł»aden nie ocierał się nawet o drugą. Sami kibice nie mają złudzeń, znają swoje miejsce w szeregu, nie marzą im się szarże pokroju فęcznej, czy Ząbek. Plany? Na tej piłkarskiej pustyni przywrócić trzecią ligę, którą w tym miejscu powita się szampanami. Czemu do nich zajrzeliśmy? Bo to zminiaturyzowana wersja całego rodzimego futbolu, gdzie pasja wiecznie walczy ze skostniałymi rozwiązaniami, gdzie każdą złotówkę ogląda się po kilka razy. Ale też miejsce, gdzie piłkarze znają się z kibicami od lat, a grupa wariatów zakochanych w piłce chce wywracać do góry nogami całe senne miasteczko. Gdzie na piasku i błocie wyrasta coś naprawdę ciekawego.
Kiedy oglądamy wielki futbol, czujemy się trochę jak podczas premiery hollywoodzkich produkcji, w których efekty specjalne wbijają w wygodny fotel. Naszą ekstraklasę w tym porównaniu dałoby się zastąpić filmami Smarzowskiego, albo innego Pasikowskiego. Brudne, z dala cuchnące wódką i nieświeżym tatarem, ale prawdziwe, wywołujące reakcje – śmiech, albo łzy, bliskie. Nasze. A schodząc jeszcze niżej? Cóż, największe emocje i tak wywołuje przecież nasz kręcony z ręki film z imprezy po pierwszej komunii. Tak właśnie czuliśmy się w Szczecinku, który okazał się małą makietą, pokazującą doskonale jak codziennie, w wielu miejscach w całej Polsce, trwa walka o przetrwanie pasji. O przekazywanie sobie bakcyla futbolowego, o zrobienie czegoś więcej, niż odbębnienie swoich kilku godzin w pracy i spędzenie reszty dnia przed telewizorem.

Wielim Szczecinek, czyli jak powstać od zera wyłącznie dzięki kibicom
Reklama

Wielim. Po raz pierwszy usłyszeliśmy tę nazwę jakieś pół roku temu, gdy okazało się, że jest to klub w całości zarządzany przez kibiców. Pierwsze zaskoczenie – że faktycznie komukolwiek się chce. Wielim nigdy nie powąchał prawdziwej piłki, nie ma tradycji bytomskich Szombierek, nie jest zlokalizowany w mieście takim, jak Gdańsk, gdzie po prostu nie wypada nie mieć poważnej drużyny, nie ma rzeszy fanatyków, jak choćby Cracovia. A jednak. Od trzech lat, tydzień w tydzień, trwa walka kilkudziesięciu, może kilkuset chłopaków o to, by czterdziestotysięczne miasto mogło mieć swój klub, swój zespół i swoje barwy, z którymi mogą się identyfikować. Sami o swoim klubie mówią „Prawdziwa Duma Miasta”. I coraz więcej mieszkańców Szczecinka zaczyna się z tym hasłem utożsamiać.

Ktoś musiał to zrobić

Reklama

– Poczekaj chwilę, rozliczę się tylko z kierowcą i chłopakami – mówi nam Bogusław فosek, członek zarządu klubu. Teoretycznie: działacz. Ale jak każdy facet z młodego pokolenia niespecjalnie lubi takie nazewnictwo. Działacze pełną gębą są w leżącym po sąsiedzku Darzborze, ale nie w Wielimiu, w którym większość decyzji to tak naprawdę wola kibiców. Zresztą sam zarząd to również aktywni fanatycy, którzy zanim ruszyli do gabinetów, nie raz i nie dwa zdzierali gardło na wyjazdach za swoim klubem. فysy chłopak, któremu daleko jeszcze do wieku Chrystusowego wykłada własne pieniądze, potem może uda mu się rozliczyć z klubem, by wyjść na zero. Ł»artuje z trenerem, zna się z zawodnikami, co jakiś czas wysyła MMS-y do kolejnego kibica-członka zarządu, który momentalnie wrzuca je na profil facebookowy. Brakuje chyba jedynie minutowej relacji live. – Staramy się wychodzić z jak największą ilością inicjatyw, także po to, by popularyzować klub, zwiększać frekwencję, promować go w mieście – tłumaczy فosek, który wraz z dwoma kolegami tworzy trzon organizacyjny 66-letniego klubu. Wielim bowiem, choć w obecnej postaci trwa dopiero od kilku lat, założony został w 1947 roku. – Mawiało się, że Wielim pełnił funkcję takich cichych rezerw Zawiszy Bydgoszcz, gdyż grali tu zawodnicy odbywający służbę wojskową. Od samego początku w mieście był jeszcze Darzbór, klub kolejowy. Wiadomo, że w takim układzie najlepsze czasy kluby przypadły na przełom lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych – tłumaczy nam Bogusław. Rekordy frekwencji? Kilka tysięcy osób, na trzeciej lidze, wtedy jeszcze będącej faktycznie trzecim poziomem rozgrywkowym. Dochodziło nawet do specjalnego przekładania meczów na niedzielne poranki, by odciągnąć ludzi od chodzenia do kościoła.

Jak zwykle w podobnych przypadkach, koniec komunistycznego systemu przyniósł ulgę i radość mieszkańcom miasta, za to potężne problemy piłkarskim działaczom. Zaczął się czas stopniowej degrengolady, zakończonej zresztą – jakżeby inaczej – fuzją dwóch, nieszczególnie lubiących się klubów. W Polsce były Polonia/Szombierki Bytom, Lechia/Olimpia Gdańsk i szereg innych, mniej lub bardziej irracjonalnych połączeń. W Szczecinku, który od samego początku wydawał nam się soczewką przeszczepiającą na małą skalę wszystkie historyczne i aktualne problemy rodzimego futbolu, nie mogło zabraknąć i takiej, wątpliwej jakości próby wyjścia z kryzysu obu klubów.

– To od początku było skazane na porażkę, nawet nie poprzez jakieś kibicowskie animozje, ale targi na „górze”. Piłkarze jeszcze jakoś się dogadywali, ale działacze obu klubów toczyli bezustanne kłótnie: „a, bo ci są nasi, a ci wasi” i tym podobne. Musiało skończyć się rozłamem, nie było innej możliwości – wspomina nasz rozmówca. KP Szczecinek zyskało szybko przydomek – Koniec Piłki, a sam projekt trwał zaledwie dwa sezony. Potem pierwsza drużyna KP stała się na powrót Darzborem, a piątoligowe rezerwy Wielimiem. – Darzbór oczywiście zleciał z hukiem, co nikogo raczej nie zdziwiło. Wielim utrzymał się wówczas wyłącznie dzięki zdolnym juniorom i wróciliśmy do gry na jednym poziomie. Bardzo niskim poziomie ligi okręgowej…

To właśnie wtedy, w ligach okręgowych narodził się ruch, który aktualnie przywraca w mieście wiarę w możliwość oglądania i wspierania lokalnego futbolu. Obecni włodarze klubu zaczynali swoją przygodę z kibicowaniem w ostatnich latach ubiegłego wieku, gdy Wielim powoli dochodził do siebie po wyniszczającej fuzji, a wreszcie awansował nawet do czwartej ligi. Gra w drużynach juniorskich, jednoczesne debiutowanie na trybunach, do tego coraz lepiej zorganizowany i cywilizujący się ruch kibicowski w mieście. Choć wtedy pewnie niewielu postrzegało to w ten sposób, całkiem niezła gra z końcówki wieku przyciągając setki kibiców pozwoliła jednocześnie na przetrwanie tradycji.

– Po spadku z ligi okręgowej zapadła decyzja o wycofaniu drużyny seniorskiej, pozostały jedynie zespoły juniorów, w których grałem i ja – wspomina فosek. – Gdy dokończyliśmy wiek juniora, postanowiono pozbierać z okolicznych klubów chłopaków związanych z tym klubem, wesprzeć ich „młodą krwią” i wziąć sprawy w swoje ręce.

Reaktywujmy sobie klub

Zanim dotarliśmy do Szczecinka, wpadliśmy na sparing Wielimia z Chojniczanką. Widać było, że to klub, w którym panują raczej przyjacielskie stosunki, ale nie spodziewaliśmy się, że wieczorem spotkamy się w pubie w gronie złożonym z członka zarządu, jednego z piłkarzy, który kilka godzin wcześniej biegał w barwach Wielimia, oraz kilku kibiców. Wszyscy od lat tworzą zgraną paczkę, kibicowanie i działalność na rzecz Wielimia łączą zresztą ze wspieraniem warszawskiej Legii, która ma w Szczecinku silny fanclub. Lokalny przeciwnik, Darzbór nie dorobił się jak dotąd ultrasów, czy wyjazdowiczów, i pod tym względem rywalizacja jest zdecydowanie mniej wyrównana, niż ma to miejsce na piątoligowych boiskach. Dlaczego wspominamy o kibicach? – Zarząd klubu składa się wyłącznie z aktywnych kibiców Wielimia. Wraz z nami działa dwóch szkoleniowców, którzy też są w klubie „od zawsze”, czyli ich również można nazwać fanatykami. Przyznajemy, że ciężko było początkowo zmienić szalik na krawat, trzeba było się nauczyć dystansu, dyplomatycznego podejścia – tłumaczyli kibice Wielimia na łamach czasopisma „To my kibice”. – Przyjęliśmy jednak model, w którym klub ma swój budżet, a trybuny swój. To dużo wygodniejsze i wiadomo kto za co odpowiada – wyjaśniają.

Rządy kiboli trwają w Szczecinku od 2010 roku i póki co – sprawdzają się nieporównywalnie lepiej, niż „tradycyjny” model zarządzania klubem, który stosowany jest po drugiej stronie miasta, w Darzborze. Działaczy obu klubów dzieli wszystko – tamci starsi, do bólu klasyczni, zabetonowani od zawsze w klubowych gabinetach, ci z Wielimia młodzi, aktywni, bezustannie szukający nowoczesnych rozwiązań. – W lipcu skończy się nasza trzyletnia kadencja, bo tak zaplanowaliśmy przejmując formalnie władzę w klubie. Najpierw chcieliśmy dać sobie czas na uporządkowanie pewnych spraw, nabranie doświadczenia w organizacji meczów i prowadzeniu klubu piłkarskiego, teraz organizacyjnie i sportowo przygotowywaliśmy grunt pod awans do IV ligi. Nie udało się niestety na 65-lecie klubu, mamy nadzieję, że uda się tym razem. Póki co jesteśmy zdecydowanym liderem.

Wszystko jest na dobrej drodze nie tylko do awansu sportowego, ale i do organizacji godnej wyższej ligi. Już teraz Wielim bywa doceniany – jak choćby na rozdaniu nagród miasta dla wolontariuszy, gdzie w kategorii indywidualnej nagrodzony został właśnie Bogusław فosek działający w zarządzie klubu, a w kategorii organizacji cały Klub Sportowy Wielim Szczecinek. Przykładowe akcje? Wielki mecz na 65-lecie, w którym uhonorowano wszystkich ludzi związanych z klubem na przestrzeni lat, zbiórki pieniędzy dla Kresowiaków, turnieje charytatywne, coroczne paczki dla dzieciaków w ramach „Mikołajek z Wielimiem”, wsparcie finansowe dla chorej dziewczyny spod Szczecinka. Pełen wachlarz aktywności charakterystycznych dla kibiców, ale i takich skopiowanych wprost od działów marketingowych ekstraklasowców. – Taką akcją było na pewno wyjście z piłkarzami na rynek, ustawiliśmy tam bramki i rozegraliśmy pokazowy mecz, a chłopaki rozdawali przy okazji zaproszenia na nasz mecz – wspomina فosek. „Gazu”, więc im nie brakuje, choć z drugiej strony…

– Wiadomo, że to nie każdemu przypada do gustu, trudno niektórym zaakceptować, że młodzi ludzie dają sobie radę w prowadzeniu klubu – ubolewają kibice ze Szczecinka. Choć mieszkańcy, okręgowy związek piłki nożnej, czy sponsorzy nie widzą nic złego w wieku, czy „kibolskim rodowodzie” działaczy, wciąż zdarzają się dość… oryginalne artykuły, czy komentarze.

„Wielim to siedlisko zła naszego miasta. (…) To są złego początki i nie trzeba będzie długo czekać jak coś nowego wywiną. (…) Mam nadzieję, że OSiR, Policja i Ratusz na czele z D. Rakiem im się dokładniej przyjrzą. W tym środowisku degeneratów jest mnogo. Jedyne wyjście to wygonić ich tam gdzie ich korzenie, za rzeczkę nad jezioro Wielimie.”

– Wiadomo jak jesteśmy przedstawiani w mediach, zmiana myślenia i wizerunku to proces długotrwały. Do teraz wiele osób wnikliwie patrzy nam na ręce, nie ma też mowy o jakimś preferencyjnym traktowaniu, choćby przy wynajmowaniu stadionu – przyznaje فosek. – Jeśli chodzi o media, są w mieście podzielone. Nie brakuje takich, które potrafią pochwalić nas za prowadzone przez Wielim inicjatywy, ale i takich, które czekają jedynie, by wytknąć nam nasze błędy. – zaznacza członek zarządu klubu.

Inna skala, problemy te same

Choć Szczecinek to nie Łódź, czy Katowice, problemy klubów pozostają niezmienne. Czy to Ekstraklasa, I liga, czy też koszalińska okręgówka – wszystko rozbija się o fundusze i problemy organizacyjne. Wielim nie jest wyjątkiem, choć jako klub głęboko wrośnięty w świadomość mieszkańców, może liczyć na wsparcie szeregu mniejszych firm związanych ze sportem w Szczecinku nie tylko umowami sponsorskimi, ale przede wszystkim sentymentem. – Większość sponsorów zna nas od wielu lat i już chyba zatarła się w ich świadomości ta granica kibic-działacz – wyjaśniali na łamach „TMK” kibice Wielimia. Poza tym od strony organizacyjnej naprawdę nie wygląda to u nich najgorzej.

Obiekt jest niewielki, ale bardzo zadbany, zarządzany zresztą przez miasto. Bardzo sympatycznie wyglądają dwa jednakowe skrzydła budynku na stadionie – jedno „zamieszkiwane” przez działaczy Darzboru, drugie, w którym biuro urządzili ludzie z Wielimia.

– Faktycznie, nie mamy co narzekać na obiekty, chyba że na cenę ich wynajmowania i reguły organizowania meczów. Choć to tylko okręgówka, zasady są te same co w Ekstraklasie, trzeba wynajmować agencję ochrony, dbać o wszelkie zgody. No i jako klub prowadzony przez kibiców, musimy o wszystko dbać ze zdwojoną uwagą, jesteśmy na „cenzurowanym” – wyjaśnia فosek. Inna sprawa, że nie każdemu w smak jest budowanie piłkarskiej marki, także poprzez akcje wykraczające poza stadion. Faworytem w wyścigu po pieniądze z miasta zawsze był Darzbór…

Teraz jednak przeszłość nie ma znaczenia. Wielim prowadzi w tabeli i tylko katastrofa może pozbawić ich awansu. – Nie wyobrażam sobie, żebyśmy nie dobili wreszcie do IV ligi. Już teraz staramy się organizować wszystko właśnie pod występy ligę wyżej. To jest naszym jedynym celem, by to czterdziestotysięczne miasto miało wreszcie swojego reprezentanta na stopniu wojewódzkim, a nie okręgowym – mówi فosek, który walczy o dopięcie budżetu, znalezienie sponsorów i dobrodziejów na zgłoszenie, utrzymanie i bezbolesne prowadzenie zespołu w IV lidze. – Szczecinek na to zasługuje.

Trudno się z tym ostatnim stwierdzeniem nie zgodzić. Szczególnie po naocznej obserwacji pasji, z jaką działają ci młodzi ludzie, determinacji, z jaką stawiają czoła problemom. Tym samym problemom, które dręczą działaczy w Łodzi, Poznaniu, Bytomiu, Katowicach i szeregu innych, większych miast, w o wiele większych stowarzyszeniach. Zmienia się jedynie skala.

JAKUB OLKIEWICZ

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama