W piątek decyzją tarnowskiego Sądu Okręgowego, prezes Okocimskiego Brzesko został skazany na miesiąc ograniczenia wolności i 20 godzin pracy na cele społeczne (w zawieszeniu na dwa lata). O dziwo, mimo że rzecz tyczy się prezesa klubu piłkarskiego, jego zbrodnie nie dotyczyły korupcji, ustawiania meczów, ani nawet strzelania gangsterom w stopę (pozdrowienia dla Warty Poznań). Pan Czesław dość ostrą karę otrzymał za… wpuszczenie na stadion w Brzesku zbyt dużej liczby kibiców. Zamiast regulaminowego 1068 osób, prezes wpuścił ich niemal 1500.
Pierwsza nasza myśl – a z pewnością i skojarzenie wielu z was – czy ich w tym sądzie kompletnie pojebało? Skazywać gościa za taką drobnostkę, za działalność na rzecz kibiców, za chęć zapewniania rozrywki 400 osobom więcej? Przecież nic się nie stało, nie doszło do żadnych burd, ot, po prostu czterysta głów zamiast wpatrywać się w telewizor oglądało pucharową kopaninę Okocimskiego ze Śląskiem Wrocław.
Potem jednak na chwilę przystanęliśmy. Heysel. Hillsborough. Przez głowę przeleciały obrazki ludzi wypadających przez barierki wprost na murawę, kibiców tratowanych pod nogami napierającego tłumu. Okej, w 1500 osób ciężko byłoby zorganizować masakrę, szczególnie na stadionie piłkarskim, gdzie w krytycznych przypadkach można by upchnąć całą publikę na murawie. Ale czy puszczając całą awanturę zupełnie bez odzewu, nie stwarzamy niepokojącego precedensu? Prezes Okocimskiego wpuścił 400 osób więcej nie tylko z uwagi na sympatię do fanatyków, dla których większa frekwencja to również lepszy doping i większa rywalizacja na trybunach. Wpuścił ich także z sympatii dla królów na banknotach, które ci fanatycy trzymają w swoich portfelach i kieszeniach.
A co jeśli w ślad za Brzeskiem ruszyłby Poznań? I zamiast 40 tysięcy, wpuściłby 60? 500 osób to nie to samo co dwadzieścia tysięcy, ale przecież można to przeliczyć procentowo. A wtedy okaże się, że w Brzesku nadwyżka była naprawdę solidna.
Dlatego też nie sądzimy, by panu Czesławowi zaszkodził ten wyrok, dwadzieścia godzin prac społecznych raczej nie odbije się negatywnie na jego zdrowiu, a reszta klubów zobaczy, że podobne przekręty nie pozostaną bezkarne. Drugi wniosek? Mniej samowoli w ustalaniu dopuszczalnej frekwencji, ale nie ze strony prezesów, tylko ze strony policji i innych organów, które najchętniej ograniczyłyby liczbę widzów do tysiąca odgórnie, dla wszystkich miast, dla każdej ligi. Spójrzcie bowiem na fragmenty tego meczu (mniej więcej od połowy filmiku):
Naprawdę stadion wygląda na przeludniony, zapchany w 150%? Więc jeśli mecz obejrzało komfortowo półtora tysiąca widzów, czemu ktoś chciał zmniejszyć ich liczbę? I dlaczego nie zapytał o zdanie prezesa, który jak widać nieco lepiej zdiagnozował dopuszczalną pojemność?
Bezduszne przepisy i bzdurne ograniczenia zamiast negocjacji, a z drugiej strony kompletna samowola. Obie strony barykady powinny wykorzystać sytuację i wyciągnąć na przyszłość wniosek rodem z legendarnego programu telewizyjnego. Warto rozmawiać.