Wiosenna powtórka z rozrywki – Sobiech nisko, coraz niżej…

redakcja

Autor:redakcja

12 lutego 2013, 22:24 • 3 min czytania

Zaczynamy odnosić wrażenie, że Artur Sobiech od jakiegoś czasu w Polsce jest delikatnie pomijany. Ciągle słyszymy, że Boenisch z Ojgenem wyglądają coraz lepiej, trio z Dortmundu – wiadomo, o Klichu się mówiło nawet jak nie grał, a medialne wyczekiwanie, kiedy Milik zadebiutuje/pierwszy raz dotknie piłkę/zagra po raz drugi/wyjdzie od początku w Leverkusen powoli robi się męczące. A Sobiech? Praktycznie zero wywiadów (chyba, że na temat Wszołka), żadnych konkretnych informacji, po prostu sobie jest. Czy ma się dobrze? No właśnie, niekoniecznie.
Jako że wszyscy co chwila podniecają się tematem Milika (nie mówimy, że to złe), sprawdziliśmy, jak w Bundeslidze radzi sobie były polonista. W końcu też napastnik, wyjeżdżał bodaj dwa lata starszy, z nieco większym bagażem doświadczeń, do drużyny z nieco mniejszym potencjałem i niezłymi konkurentami w ataku. Choć niedługo stuknie mu już drugi pełny sezon w Niemczech, to wciąż w klubie traktowany jest jako melodia przyszłości. A przecież nie tak to miało wyglądać…

Wiosenna powtórka z rozrywki – Sobiech nisko, coraz niżej…
Reklama

Spoglądając na same liczby, wyjątkowej tragedii nie ma, bo zawsze może być gorzej (patrz: Klich) – prawie 600 minut na boisku, trzy gole, szesnaście meczów. Sobiech, owszem, w pierwszym składzie wychodził, ale tylko na początku sezonu, wtedy zdobył dwie bramki i wtedy „Bild” grzmiał: Teraz rządzi król Artur!

Szesnaście spotkań może faktycznie i Sobiech w Hannoverze rozegrał, ale w aż dziewięciu na boisko wchodził, żeby za chwilę i tak z niego zejść. Czyli na murawie przebywał a to minutę, a to trzy, czasem cztery, albo nawet pięć. To „czas”, jaki zalicza w minionych tygodniach… Nas najbardziej martwią jednak ostatnie cztery miesiące, bo wtedy polski napastnik w wyjściowym składzie wychodził zaledwie trzy razy. Najpierw ze Stuttgartem i trafił do siatki, potem z Bayernem i przegrał 5:0, schodząc w przerwie, a ostatnio z Schalke, ale kiedy jego kumple fruwali wysoko nad ziemią (porażka 5:4), on właściwie był poza grą.

Reklama

I właśnie fakt, że na Schalke Sobiech wyszedł w wyjściowej jedenastce, mógł napawać optymizmem. Po pierwsze, to był znak, że zimę przepracował bardzo dobrze i w końcu coś może się ruszyć. Po drugie, Didier Ya Konan przebywał akurat na PNA, więc dla Polaka to była znakomita szansa. Szansa, którą – jak brutalnie zweryfikowały następne kolejki – zmarnował:
Wolfsburg – 0 minut
Werder – 4 minuty
Hoffenheim – 0 minut

W marcu ubiegłego roku pisaliśmy, że „dopiero co wydawało się, iż Sobiech wychodzi na prostą”. Już zaczynał grać, a nawet jak Hannover sprowadził nowego napastnika, to Polaka nie chciał sprzedać i zapewniał, że jest niezbędny. A co było dalej – wystarczy przypomnieć tamten tekst: Polak w weekend wystąpił w meczu rezerw. Na boisku przebywał przez 80 minut, nie zdobył bramki. Co ciekawe, w drugiej drużynie Wolfsburga zagrał również Mateusz Klich. Jeśli Franciszek Smuda chce wiedzieć, w jakiej formie są kandydaci do gry w jego reprezentacji, musi wybrać się na mecz czwartej ligi niemieckiej.

Na szczęście przypominamy je tylko ku przestrodze. Przynajmniej na razie…

Najnowsze

Anglia

Wolves nie wygrali w lidze od kwietnia

AbsurDB
0
Wolves nie wygrali w lidze od kwietnia
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama