Reklama

Jak co wtorek: Krzysztof Stanowski

redakcja

Autor:redakcja

12 lutego 2013, 14:17 • 6 min czytania 4 komentarze

Robert Lewandowski jest taki dobry, że podobno chcą go wszystkie topowe kluby świata. I fani Roberta krzyczą: tak jest, dokładnie, wszystkie go chcą, wszędzie go potrzebują, wszędzie się sprawdzi! Jednocześnie reszta reprezentantów PZPN nie jest tak dobra jak Lewandowski – zwłaszcza Obraniak – i dlatego nie strzela on goli w kadrze. I znowu fani Roberta przytakną: dokładnie, wszystko się zgadza co do joty, to przez tych nieudaczników nie strzela tylu goli!
A mi się to jednak nie zgadza.

Jak co wtorek: Krzysztof Stanowski

Zakładając prawdziwość zdania numer jeden – czyli przyjmując, że Lewandowski to faktycznie top topów – powinien strzelać gole wszędzie, jako gwiazda powinien brać zespół na grzbiet i prowadzić do zwycięstw. Ale jednocześnie jest też zdanie numer dwa: że w kadrze nie strzela, bo nie funkcjonuje ona jak Borussia (co oczywiste). Ja się więc pytam: to on jest taki dobry, czy Borussia jest taka dobra? Kto komu więcej zawdzięcza? Robert Lewandowski Borussii czy Borussia Robertowi Lewandowskiemu?

Gdzie jest skutek i gdzie jest przyczyna?

Czy Lewandowski strzela dlatego, że gra w Borussii, czy Borussia zdobywa gole dlatego, że ma Lewandowskiego? Czy każdy w miarę dobry napastnik strzelałby gole w takim zespole jak BVB, czy może podobne osiągi jak te „Lewego” zarezerwowane są tylko dla największych gwiazd? Co by się stało, gdyby w miejsce Polaka wstawić kogoś innego, kto umie kopać w kierunku bramki? Inny zwyczajny egzekutor?

Hmm, przecież zostało to już raz sprawdzone, prawda? W takich momentach najlepiej posłużyć się statystyką – przecież przed Lewandowskim w ataku Borussii grał Lucas Barrios. Postanowiłem ich porównać.

Lucas Barrios w Bundeslidze, kiedy wychodzi w podstawowej jedenastce: 60 meczów, 38 goli. Średnia: 0,63 gola na mecz.

Robert Lewandowski w Bundeslidze, kiedy wychodził w podstawowej jedenastce: 70 meczów, 40 goli. Średnia: 0,57 gola na mecz.

Reklama

Widzicie to, co właśnie ja widzę? Kiedy Barrios wychodził w podstawowym składzie BVB, trafiał do siatki częściej niż Lewandowski. Niewiele częściej, ale jednak. A przecież nie odszedł ani do Manchesteru United, ani do Bayernu Monachium, ani do Realu Madryt, tylko do Guangzhou Evergrande. Nikt nie uważa go za wielką gwiazdę światowego futbolu. Po prostu – sprawdzał się w Borussii, która gra ładną, ofensywną, wymarzoną dla napastnika piłkę. Pewnie Barrios miał moment, gdy poczuł się większy niż klub, zdawało mu się, że to on stanowi o sile Borussii, ale srogo się rozczarował – przyszedł Lewandowski i zaczął robić to samo. Ot, TO SAMO.

Czasami obijało mi się o uszy: Higuain zawodzi w Madrycie! Lewandowski za niego!

Czy naprawdę ktokolwiek sądzi, że Higuain grając w takim systemie, jakim gra Borussia, w każdym meczu w pierwszym składzie… Naprawdę ktokolwiek uważa, że strzelałby mniej goli niż Barrios i „Lewy”? Poważnie? Sądzicie, że David Villa albo Roberto Soldado trafialiby do siatki rzadziej? Ł»e Negredo w Borussii by się nie sprawdził? Albo Hulk? Gomez? Anelka? Demba Ba? Benzema? Dżeko? Lacina Traore? Eto’o? Przypominam – Barrios dawał radę, a oni by nie dali?

Ostatnio oglądałem dwa mecze Liverpoolu i obserwowałem Daniela Sturridge’a. Boże, co za piłkarz! Ma wszystko. Strzał, przerzut, drybling, szybkość, ciąg na bramkę. Przepraszam bardzo, laik ze mnie całkowity, abnegat po prostu, ale jak dla mnie to Lewandowski w Liverpoolu nie wstawałby z ławki – nie przy Suarezie i nie przy Sturridge’u. Obaj potrafią więcej, mają wachlarz zagrań, o jakim „Lewy” może pomarzyć. Nie tylko walkę bark w bark i grę na wyprzedzenie…

My – w znaczeniu, my Polacy – bardzo lubimy klecić przeróżne rankingi, z których wniosek jest taki, że Lewandowski to jeden z pięciu najlepszych napastników grających w Europie. Jeśli ktoś zwróci uwagę, że to jednak bujda na resorach – bo Messi, Ronaldo, Falcao, Ibrahimovic, Van Persie, Rooney, Higuain, Cavani, Suarez itd. – to wtedy szybko przygotowujemy ranking „klasycznych dziewiątek”. I wtedy jest już łatwiej…

– Rooney jest lepszy!
– Wiesz, nie o taki typ napastnika mi chodzi, jego nie licz!

Reklama

Jego nie licz… Proponuję więc stworzyć ranking najlepszych napastników urodzonych w sierpniu 1988 roku, a wtedy na bank już Lewandowski do piątki się załapie.

Podziały na klasyczne dziewiątki i innych snajperów są bez sensu, liczy się to, kto odpowiada za zdobywanie goli i jakich środków używa, by je zdobyć. U mnie Lewandowski nie łapie się do pierwszej dwudziestki napastników grających w Europie, Sturridge też go wyprzedza, bo po prostu nie jest aż tak zależny od partnerów. Lewandowski meczami w reprezentacji pokazuje, że jest zależny w stu procentach, samemu będąc bezradnym jak małe dziecko porzucone przez rodziców na lotnisku.

Tak, „Lewy” jest świetnym piłkarzem oraz – co oczywiste – najlepszym polskim napastnikiem. Tylko udawanie, że jest to piłkarz kosmiczny, wyrastający ponad europejskie poziomy – to zwyczajne chciejstwo, a nie rzeczywistość. Menedżer piłkarza, Cezary Kucharski, gdzieś ostatnio miał powiedzieć, że „Borussii już na Lewandowskiego nie stać”, co jest jakąś piramidalną bzdurą: Borussię stać, tylko najwyraźniej uważa, że nie warto.

Gdyby reprezentacja PZPN grała jak Borussia, to wtedy – rzecz jasna – Lewandowski strzelałby tyle goli, co w Borussii. Jak to kiedyś ładnie określił Boniek: „Kiedy gra Borussia, to na boisku jest taki ruch, jak na skrzyżowaniu autostrad pod Berlinem”. Ale reprezentacja nigdy tak grać nie będzie. To zawsze będzie drużyna inna i to do niej Lewandowski musi się dopasować – innej drogi nie ma. Jeśli się nie dopasuje, to zawsze będzie nieprzydatny, tak jak do tej pory. On z jednej strony chciałby być liderem tej drużyny, bo zna swoją wartość, ale z drugiej – w razie niepowodzeń – odpowiedzialności szuka wśród innych. A przecież w tym rzecz, że skoro jest najlepszy, to ma ciągnąć za sobą pozostałych w górę, zamiast się spłakiwać, że pozostali ciągną go w dół. Moim zdaniem to on w ostatnim czasie ciągnie innych w dół, nie wykorzystując sytuacji strzeleckich.

Waldemar Fornalik też się musi zastanowić nad systemem gry, bo ten aktualny się nie sprawdza – co widać gołym okiem. W tym systemie wszystkie atuty Lewandowskiego są niwelowane. Co z tego, że generalnie chłopak dobry, skoro nie ma z niego pożytku? Warto przemyśleć, czy w ogóle docelowo jest możliwe wypracowanie stylu, w którym „Lewy” będzie snajperem z krwi i kości, czy może docelowo trzeba myśleć o innych rozwiązaniach personalnych z przodu. Wojtek Kowalczyk twierdzi, że „Lewy” powinien grać na pozycji ofensywnego pomocnika, a miejsce w ataku zrobić komuś innemu. Nie wiem, może to jest pomysł. Zmierzam do tego, że rolą trenera jest „coś wymyślić”. Przypomina mi się rok 2000. Na koniec sezonu 1999/2000 tabela strzelców polskiej ekstraklasy wyglądała tak:

19 goli – Adam Kompała.
17 goli – Tomasz Frankowski.
16 goli – Sylwester Czereszewski.
14 goli – Krzysztof Bizacki.
13 goli – Mariusz Nosal.

Czy Jerzy Engel oparł drużynę na Kompale, Frankowskim, Czereszewskim, Bizackim lub Nosalu? Nie, nawet nie przeszło mu to przez głowę. Wziął Olisadebe, który goli strzelił zaledwie 12. I Kryszałowicza, który zdobył tych goli 11. Selekcjoner miał wizję, której nie zakłócały suche sezonowe liczby.

Ten Olisadebe – do którego tak wiele osób ma sentyment – to nigdy nie był żaden wielki piłkarz, co potwierdzają jego strzeleckie osiągnięcia: wspomniane 12 goli to był jego najlepszy wynik w karierze, z dziesiątki drugi raz wyszedł dopiero w Chinach. Jednak dla systemu gry reprezentacji pasował idealnie i zdobywał niezwykle cenne bramki. Miał w kadrze to coś, czego kompletnie brakuje Lewandowskiemu. Miał charakterystykę, która pasowała do zespołu.

Być może więc – do tego zmierzam – za bardzo zafiksowaliśmy się, że atak musi być oparty o Lewandowskiego. Może wcale nie? Może nie da się uciec od stwierdzenia, że „Lewy” jest póki co dobry TYLKO w Borussii? Przynajmniej na szpicy sprawdza się tylko tam. Jak Barrios.

Nie chcę być oryginalny na siłę, więc powtórzę raz jeszcze, żeby nie było niedomówień – Lewandowski to bardzo dobry piłkarz, cenię go. Dzięki polskim mediom trochę przereklamowany, ale ciągle bardzo dobry. Może i przejdzie do Bayernu Monachium, bo – tu się zgadzam z Andrzejem Juskowiakiem – Bayern może chcieć osłabić Borussię, połączyłby przyjemne z pożytecznym. Ale nie zdziwię się też, jeśli „Lewy” w Borussii zostanie, bo tak naprawdę to w poważniejszych od BVB klubach raczej na dziś dla niego miejsca nie widzę (ślepy jestem?).

Najnowsze

Komentarze

4 komentarze

Loading...