Reklama

Jak co poniedziałek… PAWEŁ ZARZECZNY

redakcja

Autor:redakcja

03 grudnia 2012, 17:33 • 7 min czytania 0 komentarzy

Gdzie jest Zarzeczny? Tak się rozlega co poniedziałek, jak się opóźniam. Otóż taki zwykły dzień – powinienem napisać do południa. Ale na 9 pojechałem do Konstancina zapłacić za prąd. Bo stali pod domem i chcieli mi zabrać światło i ogrzewanie, za jakieś 3 tysie długu. Mimo ze już trzy tysie im w lipcu zapłaciłem. OK., poddany szantażowi, pojechałem do kasy. Byłem w czterech okienkach, straciłem czas do piętnastej, a nikt tak mnie jeszcze nie wkurwił, jak ludzie przerzucający mnie z okienka do okienka. I wszędzie po półtorej godziny. A ja gdzieś z tyłu głowy mam świadomość, że to PGE, to samo PGE, kaleczy futbol w Ekstraklasie. A spadajcie! Do piekła!
Ł»e ja muszę stać godzinami, żeby dorzucić klubikowi ze Sportowej?

Jak co poniedziałek… PAWEŁ ZARZECZNY

Tylko mi nie bredźcie o siatkarzach. To ja muszę stać godzinami, żeby Wlazły znów gaworzył, ze nie dostał skarpetek?

O nie. Przegięcie. Ja PGE sponsorować muszę, to monopolista, ale będę im życzył jak najgorzej.

Tak, wiem, mam 150 nowych wrogów.

Przy tych kilku milionach – dam radę.

Reklama

A w ogóle zadzwonił Panas i pyta czemu nie mogę pogadać. Opowiadam, że 6 tysi za prąd i jestem zły, bo nie wystarczy zapłacić, trzeba poczekać sześć godzin…

A on: „O, żesz kurwa, a ja akurat dom kupiłem! To ja nie wiem jak wyrobię. Chociaż na koncercie sprzedałem wszystkie bilety i czterysta płyt…”.

No właśnie, nie kupujcie domów. W Polsce Tuska najlepiej być bezrobotnym gejem i wynajmować kawalerkę, a jak się zachoruje – położyć się na ulicy. Muszą cię zabrać na pogotowie.

Ohyda, dawno nie byłem tak zły na własny kraj.

*

Dobra, piła musi być. Stanisław Levy zasłabł na meczu, który zresztą ludzie mu wygrali (nie on przecież, nie wygląda na czarodzieja). Powiedział, że poprzedniego dnia przyjął za mało płynów.

Reklama

Hm, nowina, u nas trenerzy słabli raczej wtedy, gdy przyjęli płynów za dużo. Levy, ty naprawdę jesteś jakiś Levy!

Ponieważ znam wszystkich selekcjonerów – pili wszyscy, nawet Strejlau.

Najmniej Boniek.

*

A propos tego trenera Śląska, pogadałem trochę z Tarasiem, o tym co napisała Wyborcza. Ł»e co z niego za legenda, jak z klubu wziął półtora miliona odszkodowania. I że legendę swoją zepsuł.

Ja bym wolał, żeby ten dziennikarz Wyborczej napisał co zostało z legendy Michnika. Co z odszkodowaniami dla zwalnianych dziennikarzy jego gazety… czy Taraś ma się wstydzić, że ktoś podpisał z nim umowę o pracę, a on miał czelność domagać się jednego – dotrzymania słowa, danego i poręczonego podpisem…

Taraś, należało ci się jak psu zupa. Za te dwadzieścia lat wierności Śląskowi i jeżdżenie małym fiatem.

O tych golach, o awansach, o transferach – to już nawet nie mówię.

Taraś nauczył mnie strzelania z rzutów wolnych, czegoś co nikt w Polsce lepiej od niego nie robił. Otóż przed kopnięciem należy obciągnąć palce stopy w dół, wtedy wzmacnia się podbicie. No i trzeba kopać piłkę z dołu w górę, jak w ping pingu, nadając rotację.

Spróbujcie, efekt jest zajebisty.

Myślicie, że Levy czegoś może nauczyć? Poza niepiciem?

*

Jutro, we wtorek, pogrzeb Wiktora Stasiuka. Mojego serdecznego kolegi, trenera, który wychował kilkudziesięciu wybitnych, młodych polskich piłkarzy (tak z tych znanych obecnie – Tomek Hajto, Czarek Kucharski). Wyniki jego juniorów i młodzieżowców? Takie 4:0 z Holandią, może być? Albo 2:1 z Anglią, na wyjeździe? I setka innych zwycięstw. Ale nie za to go cenię i nie chodzi o kopnięcie kilku goli. Otóż Wiktor, zwyczajny nauczyciel w-f, został kiedyś, najzupełniejszym przypadkiem, dyrektorem Agrykoli. Bo prowadził tam grupy dzieciaków.

Nikt nie chciał być dyrektorem takiego zapyziałego klubu. Jedno piaszczyste boisko, syf, na którym ja czasem grałem mecze z „Trójką”. Wygrywaliśmy 22:0, albo 18:1, ja waliłem piętnaście goli, w ekipie rywali wasi obecni ulubieńcy z mediów: Sianecki, Miecugow, Kuba Strzyczkowski i kompania…

No więc Witek wychodził gdzieś w kuratorium oświaty dofinansowanie na budowę stadionu. Potem poszedł za ciosem – na budowę hotelu dla młodzieży.

No i dziś jest to najpiękniejszy obiekt w Wawie. Jednocześnie upamiętniający najważniejsze miejsce – geograficznie – dla polskiej piłki.

Na Agrykoli grała pierwsze mecze reprezentacja Polski. Grały Legia, Polonia i Warszawianka, pierwsi ligowcy, bo własnych boisk nie mieli.

Witek zrobił coś z niczego.

A na tej Agrykoli, co wam będę mówił, było jak w Polsce.

Murzyn zrobił zwoje, i wyjebali go z roboty.

Zapamiętam chłopaka, jak jeździł zdezelowanym żukiem i myślał tylko o jednym. Czy murawa na stadionie się nie spierdoli. Nie o własnych butach.

Ł»egnaj Witku.

*

No dobra, cos dla rozbawienia. Jadę przez Wawę tramwajem (jeżdżę też range roverem i chryslerem, spoko dzieciaki) i widzę reklamę. Wielka kamienica, fota, na niej Messi.

Co reklamuje?

Tureckie linie lotnicze.

Nie pomyliłem się. Tureckie.

Jak nie jestem głupi, a nie jestem, oznacza to najwyraźniej, że wypłaty w Barcelonie nie trafiają na czas.

Koło Messiego siedzi w tej reklamie Kobe. Już widzę ten tekst – gramy z Miami, to polecę tureckimi liniami!

Ale szajs.

*

Becks skończył karierę w MLS. Wypada go pożegnać, zatem to czynię (nigdy nie widziałem ani jednej jego genialnej akcji).

Time to say good bye.

*

Z kontaktów z piłkarzami – wpadłem na Ł»ewłaka, fajnie pogadaliśmy. Kupowałem ciuchy na Legii dla wnuczki. Różowe i w każdym innym kolorze, szkoda, ze smoczków nie było. Cztery stówy, ale dobrze się prezentuje i ma szczęście. Na dzień dobry trójka z Ruchem. Oczywiście niejeden cymbalista powie, że czemu jestem za jakimś klubem? Zwłaszcza za znienawidzonym?

Otóż ja jestem za każdym klubem. A nie moja wina, ze wnuczka urodziła się, jak ja, jakiś kilometr od Legii. To co jej miałem kupić? Ciuchy Liverpool FC?

Ochłońmy. Ważne, że jej nie kupiłem lalki Barbie.

Kuba Kosecki zresztą też ładny, jak Ken.

*

Fajną opowieść wam sprzedam z Ligi Mistrzów. Koleś jest obserwatorem, ważna personą. Jedzie do zamówionego hotelu, siada na obiadku…

Naprzeciw niego, a starszy gość, siada super laska i bawi się… kluczami od pokoju. 105…

Koleś, mocno skacowany po podróży, nie wchodzi w bliższą relację. Jak mówi, marzy o łóżku, ale samemu…

Kobieta, piękna, lecz rozczarowana, odchodzi. Znika.

Koleś oddycha, sączy browar i łapie powietrze…

Przez chwilę. Podchodzi… młody chłopak. Przystojny.

Bawi się kluczem. 105.

Myślcie co chcecie. Ale koleś pożałował, że pogonił tamtą laskę.

Liga Mistrzów, jakiej w transmisjach nie widać.

*

Sporo ludzi obraziło się na mnie za to co piszę – mianowicie Mirek Skorupski (za handel Murzynami karmionymi pączkami), Bobowski (za wyśmianie pomysłu, by sponsorować jego nową żonę), Wąs za przypomnienie wyroku, żona Fryzjera (za podanie info, że jest ministrantem).

Kochani, ja nie piszę, żebyście mnie kochali, tylko żebyście czytali.

Dlatego miałem na ten pieprzony prąd w PGE, na dom i na te auta. I na kobiety też.

*

Aha, żeby nie wyszło, że odcinek pogrzebowy, ale… Zmarł prezes PZPN Zbigniew Jabłoński. Z funkcji milicjant, prezes Wisły.

Dla bardziej wtajemniczonych – człowiek, który pomógł znaleźć – we własnych szeregach – morderców księdza Popiełuszki.

Jeden z nich, bezczelny, pracował potem w „Przeglądzie Sportowym”. Dali mu jakieś lewe nazwisko, chyba Nowak. I podszedł do niego na jakiejś imprezie Janek Atlas. I powiedział: „Wiem kim jesteś. Nigdy nie podam ci ręki. Wypierdalaj”.

I wypierdolił. W jeden dzień.

Wśród milicjantów były kanalie, ale byli i przyzwoici ludzie.

Jak wszędzie.

Andrzej Iwan opowiada, jak kiedyś wraca ze swoim prezesem z rozprawy. Akurat nalutował ze trzech milicjantów. I zatrzymują się w jakimś zajeździe…

Jabłoński sadza przed sobą osiemnastolatka, i nieoczekiwanie pyta:

– To chyba głupio zabrzmi. Ale chyba powinniśmy się napić wódki.

I się napili. Smarkacz z szefem milicji, tuż po pobiciu milicjantów.

Ludzie są wszędzie.

*

Przeczytałem fajny tekst o Stoke. Podziwiałem zawsze, że mają po 25 tysi na trzeciej lidze, jakiegoś Shiltona w dorobku.

Ale kiedyś jadę w Anglii pociągiem z Londynu do Manchesteru. I pociąg staje, pełny wagon, jakiś mecz w planie, dużo piwa na stolikach.

I słychać tekst ze stacji, z otwartych drzwi:

„Coś tu śmierdzi. To chyba Stoke”.

Poznałem od razu. Tomek Burnos, Radio Zet.

Fajny jest dowcip kibica, w każdym miejscu planety.

Bo przecież tam nie śmierdzi bardziej, niż gdziekolwiek w Anglii.

*

Wow, przypomniała mi się anegdotka o Stasiuku.

Jak przyjechał do Wawy na studia, jechał tramwajem. I zabrzmiał dzwonek, na przystanek.

I Witek… uklęknął.

Bo myślał, że to procesja idzie.

*

Wracam do PGE. Panathinaikos zgłosił, że chce grać mecze w dzień. Ł»eby nie płacić za prąd.

Też nie dają rady.

Ja bym jeszcze grał latem, a nie zimą. Boniu, zrób coś do cholery! Przecież to kompletnie bez sensu!

*

Wondolowski MVP amerykańskiej ligi, warszawiak z pochodzenia, 27 goli w sezonie, San Jose.

U nas by się nie udało. Palikot by powiedział, że klub ma religijną nazwę.

Maja szczęście Amerykanie, że nie mają Palikotowców.

(piszę to w jednym celu – żebyście jadu popuścili).
*

Pierwsza minuta Bonia w PZPN. Urzędujący pyta:

– To może małą lufeczkę, prezesie?

Bonio:

– Chyba pana popierdoliło.

*

Messi może przegonić Gerda Muellera w liczbie goli strzelonych w jednym roku.Nie chciałbym, kocham stare legendy. A z Gerdem przypomina mi się historia, jak przyszedł na pierwszy trening Bayernu. I trener Zlatko Czajkowski miał powiedzieć mu tak (facetowi, który w każdym meczu w życiu strzelał przynajmniej jednego gola):

„Nie potrzebujemy tu niedźwiedzi”.

Jak widzicie, w piłce nie ma reguł. I kurduple, i niedźwiadki, każdy.

Dlatego ją kocham.

*

A za tydzień napiszę wam o przecweleniu piłkarza. Mistrza Polski. W pale się nie mieści. Ale warto będzie poczekać.

Najnowsze

Felietony i blogi

EURO 2024

Pracował dwa dni w Niecieczy, teraz pojedzie na Euro. Wielki sukces Probierza

Patryk Fabisiak
0
Pracował dwa dni w Niecieczy, teraz pojedzie na Euro. Wielki sukces Probierza
Felietony i blogi

Futbol w dobie późnego kapitalizmu – czyli jak firma ubezpieczeniowa z Miami szturmuje piłkarskie salony?

redakcja
7
Futbol w dobie późnego kapitalizmu – czyli jak firma ubezpieczeniowa z Miami szturmuje piłkarskie salony?

Komentarze

0 komentarzy

Loading...