Tekst kibiców: Marketing Śląska Wrocław, czyli od 42 do 10 tysięcy widzów w 303 dni

redakcja

Autor:redakcja

30 sierpnia 2012, 10:28 • 9 min czytania

Parę miesięcy temu na łamach weszlo.com pojawił się artykuł komentujący wywiad, którego udzielił prezes Śląska Wrocław Pan Piotr Waśniewski. W wywiadzie tym znalazły się między innymi słowa o „marketingowych sukcesach” klubu. Ponieważ od tamtego czasu Pan Waśniewski mocno ograniczył niemądre wypowiedzi, a po pojawieniu się artykułu na Weszło, nawet w klubie coś się zaczęło zmieniać np. poruszana sprawa płatności kartą za bilety w kasach i asortymentu internetowego sklepu, wydawać się mogło, że skończył się czas gadania a zaczął czas pracy. Niestety pomimo obiecujących początków tak naprawdę zmieniło się niewiele i nie pomogło tu nawet zdobycie Mistrzostwa Polski.
Bodźcem do napisania niniejszego tekstu stał się artykuł z portalu Gazety Wrocławskiej, autorstwa Marcina Torza i Tomasza Szuchty, w którym pojawiły się wypowiedzi szefa marketingu Śląska – Pana Jacka Kubiaka. Tak jak nie mogliśmy znieść andronów wygadywanych przez Prezesa Waśniewskiego, tak samo nie możemy milczeć teraz. Zanim jednak przejdziemy do „mądrości” Pana Kubiaka, podsumujmy sobie, jak wyglądał Śląsk pod względem marketingowym w ciągu ostatniego półrocza, czyli w okresie walki o mistrzostwo.

Tekst kibiców: Marketing Śląska Wrocław, czyli od 42 do 10 tysięcy widzów w 303 dni
Reklama

Zacznijmy od pozytywów tego okresu, jeżeli czyta ten tekst szef marketingu Śląska to radzimy się nie cieszyć, bo dużo tego nie było. Na zdecydowany plus postanowiliśmy wyróżnić dwie rzeczy: darmową komunikację miejską na stadion dla kibiców w dniu meczu, chociaż zasługa Pana Kubiaka raczej w tym niewielka, bo decyzja zapadła zapewne we wrocławskim ratuszu, ale nie czepiajmy się, plus jest. Drugim pozytywem była akcja zaproszenia uczniów z dolnośląskich szkół, wraz z opiekunami, na mecz Pucharu Polski z Arką Gdynia. Pomijamy fakt, że stała za tym świadomość mizernej frekwencji i w ten sposób próbowano ją uratować, niemniej jednak na meczu stawiło się 6461 dzieciaków a ponieważ kibiców trzeba wychowywać od najmłodszych lat, dlatego drugi plus ląduje na koncie Pana Kubiaka. W tym momencie przestaje być miło a szef marketingu wrocławskiej drużyny, jeżeli źle znosi krytykę, proszony jest o przerwanie lektury tego artykułu.

Powiedzmy sobie najpierw, czym jest marketing (z pomocą przyjdzie nam tu wikipedia) : Marketing – handel aktywny, wychodzący naprzeciw potrzebom klienta, próbujący odgadnąć skryte potrzeby klienta, usiłujący te potrzeby uświadamiać oraz pobudzać, a nawet kreować i zaspokajać je. Bardzo zgrabna regułka, problemem jest tylko to, że zupełnie nie mająca odzwierciedlenia we wrocławskiej rzeczywistości. Zacznijmy od tego, jak klub reklamuje się we Wrocławiu. Najczęściej są to billboardy, które pojawiają się przed każdą rundą, zachęcające do kupowania biletów/karnetów. Są też takie, które przesłania nie mają żadnego, bo ciężko domyślić się co autor miał na myśli widząc „Nasze serca biją za Śląsk, pokaż znajomym prawdziwe emocje”. Gdzie mamy im te emocje pokazać? Tego się nie dowiemy, możemy się domyślać, że chodzi o mecz piłkarski, ale kiedy odbędzie się najbliższy, w jakim dniu, o jakiej godzinie i ile kosztuje bilet nie wiemy. Nie wiemy, więc na mecz nie idziemy – proste, czyli kilka tysięcy złotych na podobne plakaty w całym mieście zmarnowane, cytując klasyka „jak krew w piach”. Pierwszy minus dla Pana Kubiaka.

Reklama

Idziemy dalej do „promocji”, jakie klub od czasu do czasu funduje swoim kibicom. 14 lutego 2012 r. czyli 4 dni przed meczem z Ruchem Chorzów, sympatykom Śląska zaproponowano promocję walentynkową, każdy kto kupił bilet od tego dnia aż do dnia meczu, mógł otrzymać za darmo drugi dla swojej lepszej połówki. Co z tymi którzy bilety na to spotkanie nabyli wcześniej, lub posiadali karnety? Oczywiście mogli obejść się smakiem. 1 czerwca z okazji Dnia Dziecka dział marketingu wymyślił zniżkę na gadżety klubowe, jednak z małym dopiskiem „zniżka nie dotyczy kolekcji mistrzowskiej ani artykułów Pumy”, patrząc na asortyment można było zapytać: to czego poważnego ta promocja dotyczyła?

Skoro jesteśmy już przy gadżetach klubowych warto wspomnieć o tym jak wygląda sklep Śląska na nowym stadionie. I tu mamy problem, może ktoś posiada jakieś wizualizacje z czasów budowy nowej areny bo na dzisiaj fakty są takie, że sklepu nie ma a produkty sprzedawane są systemem bazarowym, czyli namiocik, coś w kształcie łóżka polowego i handel kwitnie. Przy okazji tematu nowego stadionu warto wspomnieć o szumnie zapowiadanym muzeum Śląska, które nie powstało do dnia dzisiejszego, a ci, co je zapowiadali, obecnie siedzą cicho. Nie jest to oczywiście kamyczek do ogródka Pana Kubiaka, lecz bardziej do jego przełożonych, ale przypomnijmy, co prawie dokładnie rok temu mówiła Pani Malara ze spółki Wrocław 2012: „Obecnie trwa przygotowanie ostatecznej koncepcji wyglądu muzeum. Na stadionie zostało zarezerwowane 400 metrów kwadratowych na ten cel. Powierzchnia zostanie podzielona na trzy sektory: sprzedażowy, rozrywkowy i muzealny. Będzie gotowe na Euro 2012.” Nie jesteśmy pewni, ale Euro chyba się już skończyło a o muzeum dalej cisza. Minus więc dla Pana Kubiaka za akcje „promocyjne” i minus dla spółki Wrocław 2012 za niedotrzymywanie obietnic.

Wspomnieliśmy wcześniej o wywiadzie szefa marketingu Śląska dla Gazety Wrocławskiej, w odpowiedzi na pytania o zbyt małą ilość punktów dystrybucji biletów (słownie dwa) pojawiły się tam takie słowa: „Zdecydowaliśmy, że będą to dwa punkty, ale maksymalnie wydolne. Przy obecnych możliwościach technicznych uruchomienie nowych punktów osłabiłoby te, które już funkcjonują”. Nie wiemy, o jakiej wydolności mówi Pan Kubiak, czy o tej, jaką widzieliśmy w zeszłym sezonie przed meczem z Jagiellonią, kiedy to na trybunach pojawiło się 20 tysięcy kibiców, a zapewne połowa z tej liczby odbiła się przed meczem od kasowych okienek, bo stojąc w kolejkach po 2,5 godziny nie zdążyli kupić biletu na mecz? Jeśli tak, to gratulujemy samopoczucia. Nie wiemy też w jaki sposób nowe punkty miałyby osłabić te istniejące? Mamy rozumieć, że z obecnych kas zabrane zostałyby komputery i drukarki oraz personel? Czy naprawdę zakup nowego sprzętu, biurek, wynajęcia 6 metrów kwadratowych powierzchni w galeriach handlowych i opłacenia osoby do obsługi byłby aż tak wielki? My sądzimy, że zwróciłby się po jednym, góra dwóch meczach, ale specami od marketingu nie jesteśmy i dobrze, że teraz już wiemy, iż otwieranie nowych placówek sprzedaży to osłabianie już istniejących. Całe szczęście, że nie wiedzą o tym np. sprzedawcy samochodów bo musielibyśmy po nie jeździć do Szwecji, Niemiec, Włoch czy Japonii. Niestety minus.

Patrząc na naszych przyjaciół z Wisły, możemy się cieszyć, że udostępniono nam sprzedaż wejściówek przez Internet, jednak ponieważ do wygody człowiek się szybko przyzwyczaja, a jak się przyzwyczai, to zaczyna narzekać, to my nie jesteśmy w tym względzie wyjątkiem. Za pomocą sieci nie można kupić biletów ulgowych, nie istnieją również ulgowe karnety (ich się w ogóle nie da w ten sposób nabyć, pomimo, że we Wrocławiu pod pojęciem „karnet” kryje się osiem osobnych wejściówek). Przed wejściem na stadion i tak ochroniarze porównują dane z biletu z dokumentem stwierdzającym tożsamość, więc w czym problem aby kontrolowali również te uprawniające do zniżek? Odpowiedzi nie znamy, więc kolejny minus.

Piłkarze praktycznie nie pokazują się kibicom poza stadionem, nie ma akcji promocyjnych wśród wrocławian, Pan Kubiak ma na to odpowiedź, twierdząc, że „klub to w obecnych czasach produkt. I nie może być tak, że piłkarze wszędzie pojawiają się za darmo. Klub musi też na takich akcjach zarabiać.” Mamy rozumieć, że akcje marketingowe Wisły, gdzie piłkarze kopali piłkę na krakowskim Rynku, a potem rozdawali najmłodszym bilety, oraz Legii, gdzie na Placu Zamkowym w Warszawie podobnie zachowywali się Marek Saganowski i jego koledzy, kończyły się tak, że Maor Melikson, bądź Danijel Ljuboja brali w rękę czapkę i zbierali od kibiców „co łaska”, bo przecież nie mogą się wszędzie pojawiać za darmo? Bardzo wygodne tłumaczenie, jednak my go nie przyjmujemy do wiadomości. Piłkarze oprócz gry w klubie mają OBOWIÄ„ZEK go promować i na całym świecie nie robią z tego powodu łaski. Inaczej jest tylko we Wrocławiu gdzie wszystko kręci się wokół wirtualnego pieniądza (mityczna galeria- sic!) od samego początku i mimo, że piłka nożna to raczej męski sport to ani właściciele, ani Pan Kubiak, ani sami piłkarze nie wiedzą, że żeby wyjąć to trzeba najpierw włożyć i ludzie nie mogą chodzić na stadion oglądać popisów naszych gwiazd, jeśli nie wiedzą o ich istnieniu. Minus!

Dowodem nieudolności marketingu Śląska była też „feta” zorganizowana z okazji zdobycia Mistrzostwa Polski. Trzykrotnie okrążyć wrocławski ratusz i wracać to mogliby z radości kolarze torowi bo taką jazdę mają we krwi, od mistrzów Polski w najpopularniejszej dyscyplinie w naszym kraju kibice mają prawo wymagać czegoś więcej, podobnie jak od działu marketingu mistrzowskiego klubu. Przyznamy szczerze, takiej prowizorki to naprawdę ze świecą szukać. Śląsk to nie jest klub w którym klubowe gabloty uginają się od zdobytych trofeów i mistrzostwo zdobyte po 35 latach powinno być świętowane tak hucznie, jak na to zasłużyli kibice pamiętający pierwszy tytuł. Był czas na organizację, bo przecież mecz odbywał się w Krakowie, a potem piłkarze udali się jeszcze na galę kończącą sezon, nie wierzymy, że nie było też pieniędzy, kilkudziesięciu tysięcy złotych na postawienie sceny z której piłkarze mogliby podziękować kibicom za doping oraz cieszyć się razem z nimi dłużej niż przez pół godziny. Tak jak przed rokiem z kibicami zwyciężyła zamknięta impreza we wrocławskim zoo tak teraz wygrała kolacja z prezydentem Dutkiewiczem. Można w tym miejscu śmiało postawić pytanie: dlaczego klub w tym najważniejszym momencie sezonu kolejny raz pokazał, że na kibicach mu zależy tylko do momentu nabycia wejściówki na mecz? Zresztą ze świętowaniem mistrzostwa wiąże się jeszcze jedna zabawna sprawa. Wiecie jaki klub zarobił na mistrzostwie Śląska? Wisła Kraków, która w dniu ostatniego meczu sprzedawała mistrzowskie szaliki. We Wrocławiu w dniu mistrzowskiej „fety” sprzedaży żadnych gadżetów z tym związanych nie stwierdzono. Sądzimy, że każdy potrafi to rozsądnie ocenić i porównać, a więc kolejny minus.

Nie chce nam się dalej wyliczać, bo artykuł i tak już zrobił się długi, ale w tym momencie szef marketingu Śląska przegrywa 2:5, więc pozwolicie, że nie będziemy już kopać leżącego i pokusimy się tylko o małe podsumowanie…

Panie Kubiak, mówimy to z całą stanowczością i świadomością znaczenia swoich słów, nie może być tak, że Pana tłumaczeniem własnej indolencji są słowa, że najlepszą formą reklamy są wyniki drużyny. Bo to w ogóle stawia pod znakiem zapytania sens Pana dalszej egzystencji we wrocławskim klubie. Jeżeli rzeczywiście chce Pan się posługiwać tą śmieszną wymówką to niech szefem marketingu zostanie Sebastian Mila, w końcu według Pana to on i jego koledzy mają w tej kwestii najwięcej do powiedzenia. Najłatwiej się tłumaczyć słabymi wynikami, brakiem pieniędzy, ale prawda jest taka, że kiedy te wyniki były a pieniądze można było zdobyć Pan nie zrobił NIC. Ogromna szansa, jaką było zdobycie Mistrzostwa Polski, z marketingowego punktu widzenia, została zaprzepaszczona a „plony” braku jakichkolwiek działań zbierane są obecnie w postaci frekwencji rzędu 13 tysięcy na meczu z Hannoverem, czy 10 tysięcy na meczu z Koroną, chociaż już wiemy, co na temat tej drugiej liczby miałby Pan zapewne do powiedzenia, ponieważ była to najwyższa frekwencja w 2. kolejce ligowej.

Na koniec mała prośba do prezydenta Rafała Dutkiewicza, który jako jedna z nielicznych (jeśli nie jedyna) z osób zarządzających wrocławskim klubem rzeczywiście ma na celu jego dobro. Powiedział Pan kiedyś: „To nie będzie tak, że z dnia na dzień Śląsk stanie się europejską potęgą, ale my myślimy o tym, żeby krok po kroku budować coraz mocniejszy klub. Jestem zdeterminowany w tej sprawie”. Mamy nadzieję, że ten artykuł pomógł Panu podjąć decyzję, w którym dziale wrocławskiego klubu powinien Pan najpierw pokazać swoją determinację.

Kibice sukcesu

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama