Kiedy trzy, cztery lata temu pierwsze powołania wysyłał mu Leo Beenhakker, zaraz odezwał się Andrzej Zamilski, zdziwiony, że nikt go nie pyta o zdanie. – Nie polecałbym Grześka. Brakuje mu przede wszystkim ogrania i doświadczenia na seniorskim poziomie – głośno zawyrokował opiekun młodzieżówki. Krychowiak najpierw zagrał z Serbią, później miał pojechać na mecz z Grecją w miejsce Bosackiego, bo Beenhakker, zamiast powołać najlepszych, zorganizował sobie plebiscyt na tych najbardziej perspektywicznych. Krychowiak rokował – bo młody, bo sprawny technicznie, bo ćwiczony we Francji, bo kiedyś strzelił gola Brazylii, bo to, bo tamto… Ostatecznie, Leo i tak go już więcej na boisko nie wpuścił.
Wczoraj po raz pierwszy na swojej liście umieścił go Waldemar Fornalik. Mówiło się, że zamierza obejrzeć go na żywo w lidze, w ostatni weekend w spotkaniu z Sochaux, ale nikt ze sztabu ostatecznie do Francji nie dotarł. – Przynajmniej nic nie wiem o tym, by ktoś był na stadionie – przytakuje Krychowiak, dodając, że od dawna nie miał kontaktu z kimkolwiek z otoczenia kadry, czy to jeszcze Smudy, czy to już Fornalika. Co więcej, w tym samym okresie, na który przypadają mecze z Mołdawią i Czarnogórą, on miał zagrać u Stefana Majewskiego w reprezentacji młodzieżowej. Powołanie już nawet zostało wysłane do klubu.
Fornalik uznał jednak, że zasługuje na więcej.
– Nie będę narzekał. Choćbym miał nie wejść nawet na minutę – zarzeka się Polak, który w tym sezonie akurat, jak dotąd, z minutami nie miał problemów. W trzech spotkaniach Stade Reims zagrał od pierwszej aż do ostatniej, a dziennikarze L’Equipe przyznali mu ex-aequo najwyższą łączną notę w zespole.
Reims to zresztą klub, który, zdaje się, idealnie odzwierciedla jego położenie. Beniaminek, walczący – tak, jak on – o pozostanie jak najdłużej w najwyższej lidze. – W tym sezonie mają jeden z najsłabszych budżetów. Z pewnością będą walczyć o utrzymanie – nie ma wątpliwości mieszkający na stałe we Francji Joachim Marx. – W pierwszym roku po awansie z Ligue 2, niewiele zespołów może liczyć na coś więcej. Z trójki beniaminków, co sezon któryś wraca do drugiej ligi. Najczęściej od razu zlatują dwa – dodaje.
Sam Krychowiak jest ciągle zagadką, na szczeblu reprezentacyjnym szczególnie. Ma jednak jedną widoczną zaletę. Sprawia wrażenie, że wie, co chce osiągnąć. Ucieka od przesiadywania na ławce. Kombinuje, zmienia. Szuka szansy. – Andrzej Szarmach zawsze mu dawniej tłumaczył: w tym wieku trzeba grać. Nawet w drugiej lidze, ale grać. Na pierwszą przyjdzie jeszcze pora. Jak w młodości stracisz cały sezon na ławie, potem możesz tego nie nadrobić – wspomina Marx, a Krychowiak tylko potwierdza. – Do dziś mógłbym siedzieć w Bordeaux, w pięknym mieście. Siedzieć na ławce i czekać. Ale jaki to miałoby sens?
Raz spróbował i się przejechał. Dokładnie rok temu. – Miałem ofertę z pierwszej ligi francuskiej. Otwarcie powiedziałem trenerowi, że wolałbym odejść, bo widzę, że w Bordeaux mogę mieć ciężko z regularnym graniem. Na co on odpowiada, że chce, abym został, że on mnie nie skreśla – opowiada Krychowiak. Został, bo jak mówią jego znajomi „to Bordeaux, gra w pierwszym składzie, zawsze mu się marzyło”. Ł»ycie jednak zweryfikowało plany. Jak usiadł na rezerwie, tak podniósł się po czterech miesiącach. Wreszcie odszedł – na wypożyczenie do Nantes – i do końca sezonu miał pewne miejsce.
W zespole tegorocznego beniaminka, Stade Reims, dobrze wspominał go trener Hubert Fournier. Jeszcze z czasów gry w trzeciej lidze, a potem kolejnego sezonu 2010/11, w którym kibice uznali Krychowiaka numerem jeden w drużynie. Kiedy latem tego roku okazało się, że Bordeaux daje mu wolną rękę, prezesi Reims uznali, że warto postawić na sprawdzonego człowieka. Zaoferowali mu kontrakt. Trzy lata, na stałe, już bez tułaczki po wypożyczeniach. Podpisał papiery i zaczął sezon w wyjściowym składzie, na swojej nominalnej pozycji defensywnego pomocnika.
– Wielu ludzi mówi, że Ligue 1 oznacza większą kulturę gry, ale w drugiej lidze jest, mimo wszystko, łatwiej. Czujesz jakby boisko miało więcej metrów, jakby było na nim więcej miejsca i czasu. A przede wszystkim częściej możesz sobie pozwolić na błąd, którego przeciwnikowi nie uda się wykorzystać – ocenia.
Na inaugurację Reims przegrało z Marsylią, jedyną bramkę tracąc w ostatnim kwadransie. W następnym meczu 1:2 z Bastią, po golu w piątej minucie doliczonego czasu. Dopiero w trzeciej kolejce przyszło pierwsze zwycięstwo, choć w okolicznościach znów jak z thrillera. 1:0 w 93. minucie, po rzucie wolnym i płaskim wstrzeleniu piłki na bliższy słupek. W pierwszej chwili bohaterem został Krychowiak. To jemu zapisano tę bramkę, ale już po kilkunastu minutach zweryfikowano jako samobój zawodnika Sochaux.
– Nie protestowałem. Nie dotknąłem piłki, powtórki to potwierdziły – mówi Polak.
Dwie czerwone kartki obrońców wymusiły na Fourierze wystawienie go na środku obrony. Na nowej pozycji, na której zdarzało mu się grać w młodzieżówce i co najciekawsze, na której zebrał świetne recenzje, zostając wybrany piłkarzem meczu. Na pytanie, jaką rolę trener wymyśli mu na sobotnie spotkanie z Tuluzą, odpowiada krótko: – Nie mam pojęcia.
Jaką rolę przewidział dla niego Fornalik, czy da mu zaistnieć, czy tylko postatystować, tego nie wiem tym bardziej. Hubert Małowiejski twierdzi, że Krychowiak był na odległość wnikliwie obserwowany, że zasłużył, że zrobił postęp, a poza tym Stefan Majewski wystawił mu znacznie lepszą rekomendację niż kiedyś Andrzej Zamilski. Niczego nie można o nim powiedzieć na pewno. W europejskiej piłce na najwyższym poziomie ciągle tylko raczkuje i nie wiadomo, czy kiedyś nauczy się chodzić. Nie przebił się w Bordeaux, w którym teraz Obraniak gra pierwsze skrzypce, ale jednak ciągle idzie do przodu.
A sam, pytany o Ł»yrondystów, odpowiada: nie grałem, ale gorszy się wcale nie czułem.
PAWEŁ MUZYKA
[email protected]