Ilu takich jak on wciąż jest na bezrobociu?

redakcja

Autor:redakcja

28 sierpnia 2012, 23:32 • 3 min czytania

I gdzie miałeś oczy, kochany Franiu? Tak można zapytać Smudę, który twierdzi, że nic by nie zmienił, czyli Sebastiana Boenischa też nie. Jest 29 sierpnia, a pupilek selekcjonera – chociaż kontraktem z nowym klubem związać mógł się już od lutego – wciąż nie ma pracy. To oznacza jedno: rynek zweryfikował go jako bezużytecznego patafiana. Nie mamy siły tego sprawdzać, ale naszą stronę odwiedza masa szaleńców, więc może znajdzie się ktoś, kto powie: ilu zawodników, którzy w czasie Euro 2012 rozegrali wszystkie mecze od pierwszej do ostatniej minuty wciąż nie ma pracy? Czy jest jeszcze jeden taki rodzynek jak Boenisch?
Jego gra podobać się nie mogła, chociaż Franek cmokał z uznaniem. Statystyka nie tyle była przeciwko Boenischowi, ile go po prostu masakrowała: w każdym spotkaniu Euro 2012 miał celność podań na poziomie 50 procent, co oznacza, że – tłumaczymy dla wolno kojarzących – co drugi jego kontakt z piłką kończył się stratą. Widział to byle głupek, który na zlecenie UEFA przy nazwiskach zawodników stawiał po każdym zagraniu plusy i minusy, ale nie widział Franio. Trochę to przykre. Teraz Boenisch robi za letnią atrakcję w Anglii. Kiedyś po wsiach i miasteczkach wożono baby z wąsami, albo karłów z nieproporcjonalnie wielkimi penisami, a teraz jeździ Boenisch i próbuje pokazać, że umie grać w piłkę. Podziękowano mu w Stoke City, w West Hamie. Kto następny? Jeśli wierzyć dziennikarzom to Olympique Marsylia chce rzucić okiem na niemiecko-polskie dziwadło, ale jak wiadomo dziennikarzom się nie wierzy, bo wiedzą tylko tyle, ile zdołają przeczytać u konkurencji. Bardziej wiarygodnie zabrzmiałaby informacja o testach w Yeovil Town.

Ilu takich jak on wciąż jest na bezrobociu?
Reklama

Z Boenischem to już nie są żarty. 29 sierpnia, a on od dawna na bruku. „Bez kontraktu” brzmi nieźle, ale on jest zwyczajnie bezrobotny, jak pan Mietek z Chojnic. Wszystkie ligi ruszyły, kadry pozamykane, o okresach przygotowawczych dawno nikt nie pamięta, a na Boenischa chętnych nie ma. Ktoś może to uznać za przypadek, ale tam gdzie w grę wchodzą wielkie pieniądze, przypadków nie ma. I nie jest chyba przypadkiem, że jedyny trener, który w Boenischu zakochany był do szaleństwa, też jest bezrobotny. Mogą razem rozpalić grilla.

Gdzieś ten Sebastian w końcu trafi, za miskę ryżu i nocleg na poddaszu, to znaczy na warunkach podyktowanych przez klub, a nie takich, jakich sam się naiwnie spodziewał. Inaczej mówiąc – zostanie przygarnięty, tak nam się przynajmniej zdaje. Gdzieś na ławkę, a nuż się przyda, albo gdzieś, gdzie akurat podstawowy obrońca się rozsypie. Pewnie zaczeka na zamknięcie okna transferowego – na moment, gdy upadną negocjacje z poważniejszymi zawodnikami, jako piłkarz bez kontraktu stanie się wtedy jedną z niewielu alternatyw. Ale już wiemy, co o nim sądzi piłkarska Europa. Sądzi tyle, że od Boenischa lepiej trzymać się z daleka, o ile nie zaistnieje wyższa konieczność. Na razie u nikogo nie zaistniała.

Reklama

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama