– Skoro już zimą do Legii dołączył Ismael Blanco, który w barwach AEK-u dwukrotnie sięgał po koronę króla strzelców, to czemu w jego ślady mają nie pójść inni zawodnicy? Uważam, że ten transfer przetarł pewien szlak na rynku transferowym. Macie piękny kraj, stadiony, boiska. My, Grecy czujemy się tutaj fantastycznie. Polacy traktują nas tutaj jak swoich. Trochę szkoda, że nie awansowaliście razem z nami, bo macie fantastycznych kibiców – opowiada mistrz Europy z 2004 roku, a obecnie dyrektor greckiej federacji Takis Fyssas w ekskluzywnym wywiadzie dla Weszło.
W 2004 roku sięgnąłeś po złoty medal Mistrzostw Europy. Czy twoim zdaniem obecny zespół ma potencjał żeby powtórzyć tamto historyczne osiągnięcie?
– Od naszego sukcesu minęło już osiem lat. Owszem jest trzech zawodników, którzy mieli też miejsce w kadrze z 2004 roku, ale generalnie ten zespół nie ma nic wspólnego z tym, w którym ja występowałem. Teraz gramy inną taktyką, mamy nowego trenera, nowych piłkarzy…Nasze przygotowania do turnieju znacznie się różnią od tych z 2004 roku. Uważam, że teraz funkcjonuje to wszystko bardziej profesjonalnie. Sam nie wiem na co nas tak naprawdę stać. Przed meczem z Rosją nikt nie dawał nam większych szans, ale boisko zweryfikowało, że jesteśmy lepsi. Nasze morale jest wysokie. Wierzę, że w meczu z Niemcami po raz kolejny sprawimy niespodziankę. Mogę zapewnić, że do tego meczu będziemy przygotowani najlepiej jak się da. U nas wszystko chodzi jak w zegarku.
No właśnie, gracie z Niemcami. Odnoszę wrażenie, że ten pojedynek będzie miał podtekst polityczny. Wasi kibice chcą popsuć dobry humor Angeli Merkel, która nie oszukujmy się: nie cieszy się sympatią w waszym kraju.
– Dla mnie kontekst polityczny nie ma większego znaczenia. Nie mówię tego, bo tak wypada. Po prostu: dla mnie piłka jest ważniejsza od polityki. Jasne, że zdaje sobie sprawę z tego co dzieje się w naszym kraju, ale jestem przeciwnikiem mieszania polityki w sport. Chcemy dać radość naszym kibicom – to jest nasze zadanie.
Co w Grecji wywołało większe zadowolenie: wyniki wyborów czy wasz awans?
– Myślę, że to i to. Przed wyborami polityka była tematem numer jeden, ale teraz kadra cieszy się większym zainteresowaniem. Takie odnoszę wrażenie.
Prezes greckiej federacji Sofoklis Pilavios powiedział, że kryzys może wam jedynie pomóc.
– Jeśli chodzi o reprezentacje, to muszę się z nim zgodzić. Kluby z powodu kryzysu są zmuszone do stawiania na wychowanków. Mamy zdolną młodzież, która będzie dostawała więcej szans na grę w pierwszych zespołach. Ten fakt bardzo mnie cieszy, bo jeszcze niedawno narzekano, że w naszej lidze gra zbyt wielu cudzoziemców. Greckich klubów nie stać już na kupowanie drogich piłkarzy z zagranicy. Reprezentacja może na tym jedynie skorzystać. Gorzej z klubami. Wystarczy popatrzeć na osiągnięcia Olympiakosu, Panathinaikosu i AEK-u z poprzednich lat z tym co dzieje się teraz. Jeszcze nie tak dawno te kluby grały z powodzeniem w Lidze Mistrzów, a teraz? Teraz to wygląda znacznie gorzej. Uważam, że polska liga znajduje się obecnie w lepszym położeniu od naszej. Wasze drużyny w ciągu dwóch ostatnich sezonów pokazały się z dobrej strony w Lidze Europejskiej. Mam tu na myśli Legię Warszawa i Lech Poznań.
Myślisz, że polska liga może stać się atrakcyjnym kierunkiem dla greckich piłkarzy?
– A czemu nie? Skoro już zimą do Legii dołączył Ismael Blanco, który w barwach AEK-u dwukrotnie sięgał po koronę króla strzelców, to czemu w jego ślady mają nie pójść inni zawodnicy? Uważam, że ten transfer przetarł pewien szlak na rynku transferowym. Macie piękny kraj, stadiony, boiska. My, Grecy czujemy się tutaj fantastycznie. Polacy traktują nas tutaj jak swoich. Trochę szkoda, że nie awansowaliście razem z nami, bo macie fantastycznych kibiców.
Kibiców tak, ale drużyny nie…
– Uważam, że mieliście pecha. W moim odczuciu macie lepszy zespół od Czechów. Wasza porażka była dla mnie sporą niespodzianką. Mówię poważnie…. Ale taka jest piłka, wszystkiego nie da się przewidzieć. W meczu z Czechami trzymałem kciuki za Polskę.
Może dlatego, że w trakcie swojej kariery grałeś z kilkoma polskimi piłkarzami.
– Tak, muszę przyznać, że zawsze miałem z Polakami dobre relacje. Józef Wandzik, Krzysztof Warzycha, Igor Sypniewski. Z każdym z nich potrafiłem znaleźć dobre relacje. Właśnie, co się dzieje z Sypniewskim? Słyszałem, że trafił do więzienia…
Już z niego wyszedł, ale słuch po nim zaginął. Z podobnymi problemami boryka się wielu polskich piłkarzy po zawieszeniu butów na kołku.
– To trochę przykre. Sypniewski był bardzo sympatycznym gościem i był cholernie utalentowany. Nie byliśmy może jakimiś mega przyjaciółmi, ale nasze relacje były dobre. Szkoda chłopaka, ale tak to jest z młodymi piłkarzami: głowa nie zawsze nadąża za nogami. Za czasów naszej wspólnej gry nic nie wskazywało, że kiedyś będzie borykał się z takimi problemami jak teraz. U nas w Grecji bardziej szanuje się emerytowanych piłkarzy. Każdy po zakończeniu kariery może liczyć na wsparcie ze strony federacji. Moim zdaniem tak powinno być w każdym szanującym się kraju. Przykro jest patrzeć na upadek byłej gwiazdy.
Ty jesteś przykładem na to, że zakończenie kariery nie zawsze oznacza emeryturę. Opowiedz naszym czytelnikom, czym się teraz zajmujesz.
– Jestem dyrektorem technicznym greckiej federacji piłkarskiej. Odpowiadam za sprawy organizacyjne i za skauting.
Czyli odpowiadasz za system szkolenia młodzieży?
– Też, ale nie tylko. Generalnie dziele się swoimi doświadczeniami, które zdobyłem na zachodzie. Zwiedziłem kawał świata, poznałem kilka języków obcych: to procentuje. Dzięki znajomości portugalskiego mam ułatwiony kontakt z selekcjonerem Fernando Santosem. Trener nie zna greckiego, więc często wcielam się w rolę tłumacza.
Z tego co pamiętam wasze drogi skrzyżowały jeszcze za czasów twojej piłkarskiej kariery.
– Zgadza się. Pierwszy raz pod wodzą Santosa miałem okazje pracować będąc jeszcze piłkarzem: 10 lat temu w Panathinaikosie. Już wtedy wiedziałem, że mam do czynienia z wielką osobowością. Niestety, kiepskie wyniki sprawiły, że musiał bardzo szybko odejść. Drugi raz spotkaliśmy się w Lizbonie, ale tym razem stanęliśmy po przeciwnych stronach barykady. Ja byłem piłkarzem Benfiki, a Santos był trenerem naszego największego rywala, Sportingu. Nam szło lepiej, zdobyliśmy mistrzostwo i puchar Portugalii. Myślę, że wtedy trener Santos obdarzył mnie szacunkiem, mimo że byliśmy jakby nie patrzeć wrogami. Bardzo chwalę sobie naszą współpracę, to fantastyczny trener, od którego wiele się nauczyłem.
Czym różni się Rehhagel od Santosa?
– Rehhagel pracował w innych czasów. Nie ma sensu porównywać go z Santosem, bo to klasyczny przykład portugalskiego trenera. Jego metody treningowe są bardzo podobne do tych, które zastałem w Portugalii. Chodzi mi przede wszystkim o organizacje pracy. Zauważyłem, że u portugalskich trenerów wszystko musi chodzić jak w zegarku. Ten kraj zrobił na mnie wielkie wrażenie. Tamtejsze kluby potrafią od podstaw wyszkolić znakomitych piłkarzy. O sile Porto, Benfiki czy Sportingu stanowią głównie wychowankowie. Ich sprzedaż do silniejszych lig jest ogromnym zastrzykiem pieniędzy dla portugalskich potentatów – z tego się głównie utrzymują. Ten pomysł przenosimy powoli do Grecji.
Odnoszę wrażenie, że jesteś typem człowieka, który jest uzależniony od futbolu.
– No tak, czuje się mocno związany z piłką: szczególnie z reprezentacją. Praca ku chwale ojczyzny daje mi dużą satysfakcje. Chciałbym zaznaczyć, że nie byłoby to możliwe bez pomocy Otto Rehhagela. To właśnie on otworzył mi dwa lata temu drzwi do greckiego sztabu szkoleniowego. Jestem mu za to niezmiernie wdzięczny. Ludzie z zagranicy cały czas wracają myślami do naszego spektakularnego sukcesu z Euro 2004, ale doświadczenie, które procentuje dzisiaj zebraliśmy także z innych turniejów. Jakby nie patrzeć dostaliśmy się na ME w Austrii w 2008 roku. Graliśmy też na ostatnim mundialu w RPA. Na dwóch ostatnich turniejach nie poszło nam najlepiej, ale wyciągamy słuszne wnioski z naszych niepowodzeń. Przeanalizowaliśmy popełnione przez nas błędy, a efekt jest taki, że gramy w ćwierćfinale. Nie zamierzamy osiadać na laurach, cały czas będziemy pracować nad rozwojem.
Generalizując: grecki futbol zmierza w dobrym kierunku?
– Zdecydowanie tak. Nasza kadra będzie z roku na rok coraz silniejsza. Mamy zdolną młodzież, a skauting działa u nas na najwyższym poziomie. Ł»aden utalentowany młodzian nie przejdzie obojętny naszej uwadze. Obserwujemy nie tylko młodzież z Salonik i Aten, ale także z mniejszych miejscowości i wiosek. Opracowaliśmy nowy, skuteczny program wyławiania talentów. Za moich czasów pod tym względem nie było tak różowo. Jestem bardzo zadowolony z poziomu szkolenia, mamy uzdolnioną młodzież. Bardzo możliwe, że za kilka lat nowe pokolenie stworzy jeszcze silniejszą drużynę od tej z 2004 roku. Odnoszę wrażenie, że reprezentacja cieszy się coraz większą popularnością wśród Greków. Jeszcze do niedawna społeczeństwo dzieliło się na kibiców Olympiakosu, Panathinaikosu, AEK-u i PAOK-u – reprezentacja była w tle. Teraz jest inaczej: na pierwszym miejscu jest drużyna narodowa, a dopiero później przywiązanie do barw klubowych. To zjawisko bardzo mnie cieszy i inspiruje do dalszej pracy.
Czym to jest spowodowane?
– My, Grecy, jesteśmy wielkimi patriotami. Sam często powtarzam piłkarzom z młodzieżowych reprezentacji, że gra z naszą flagą na piersi jest najwyższym z możliwych zaszczytów. To procentuje. Poza tym nie oszukujmy się: magia sukcesu z 2004 roku trwa do dziś. Nasze społeczeństwo wie jak smakuje triumf i bardzo chcieliby przeżyć coś takiego jeszcze raz.
Czujesz się spełnionym piłkarzem?
– Zostałem mistrzem Europy i wybrano mnie do jedenastki turnieju, rozegrałem 60 meczów w kadrze, byłem mistrzem Grecji i Portugalii, wygrałem puchary Grecji, Szkocji i Portugalii. Jestem zadowolony ze swoich osiągnięć. Gdy patrzę wstecz to czuje dumę. Ale dla mnie to wciąż za mało. Chcę się dalej rozwijać.
Rozmawiał RADOSŁAW BUDNIK