Nie trzeba chyba wiele tłumaczyć. Kto zasłużył na pochwałę, błysnął formą, kto nas pozytywnie zaskoczył, a kto dał dupy po całości… Nominacje w dwóch kategoriach, jak w tytule: kozaków i patałachów dziesiątego dnia turnieju. Największy problem był z tymi, którzy pokazali się z dobrej strony w meczu Hiszpania-Chorwacja, bo tak naprawdę to nikt nas nie olśnił.
KOZAKI
Federico Balzaretti
Na wstępie przyjmijmy założenie, że zapominamy o jego bezmyślnym zachowaniu z początku meczu, kiedy w niegroźnej sytuacji szarpał rywala i za wszelką cenę próbował powalić go na ziemię. Brakowało tylko, żeby zaczął go kopać… W nowym ustawieniu Włochów w końcu znalazło się miejsce dla klasycznych bocznych obrońców, w tym z lewej strony dla Balzarettiego. Zaprezentował się tak, jak dziś oczekuje się tego od piłkarzy na tej pozycji – grał bardzo ofensywnie, często się podłączał, stanowił niemałe zagrożenie z przodu, a i w obronie nie popełniał błędów.
Mario Balotelli
Powiększa się grono napastników, którzy się odbudowali, którzy wrócili na prostą. Najpierw Torres przypomniał sobie, jak trafia się do siatki, potem Ronaldo pokazał, jak grał w Realu, a teraz Balotelli udowodnił, że nie przypadkiem zgarnia ok. pół miliona funtów miesięcznie w Manchesterze City. Mecz z Irlandią zaczął na ławce i wcale nie był pierwszym, a trzecim wchodzącym. To była kara za to, co pokazał w dwóch pierwszych spotkaniach, czyli totalną nonszalancję, ignorancję, indywidualizm i przede wszystkim kiepską skuteczność. Wczoraj okazało się jednak, że ten turniej wcale nie jest dla niego jeszcze przegrany.
Jesus Navas
Wyróżniamy go trochę na siłę, bo ze zwycięskiej Hiszpanii wyróżnić po prostu kogoś by wypadało. Padło na niego, bo to w końcu on zdobył bramkę na wagę awansu i ugasił płomień nadziei Chorwatów. Tuż przed końcem pozbawił ich jakichkolwiek złudzeń. Jego wejście z ławki sprawiło powrót do ustawienia 4-6-0, co tym razem wypaliło. Duży, naprawdę duży musi mieć mętlik w swojej głowie trener Vicente del Bosque – czy lepsza jest Hiszpania z Torresem, czy z Fabregasem, a może z Navasem? Póki co wychodzi jednak na jego.
Kto poza tym? Warto wspomnieć o genialnym, ale to genialnym podaniu Luki Modricia, które moglibyśmy oglądać do znudzenia. Znów z dobrej strony zaprezentował się Antonio Cassano, autor gola, na którego barkach spoczywała ofensywna gra Włochów.
PATAŁACHY
Reprezentacja Hiszpanii
Nie od dziś wiadomo, że Hiszpanie swoimi ciągłymi, niezliczonymi podaniami chcą zamęczyć rywali. Tym razem zamęczyli widzów. Ich mecz z Chorwacją można by puszczać zamiast dobranocki. Słodkich snów, drodzy kibice. Są pewne granice cierpliwości i wytrzymałości, ale teraz zostały one przekroczone. Hiszpanie przegięli – tych podań wszerz było o jakieś sto za dużo, a tych do przodu o pięćdziesiąt za mało. Wyglądali tak, jakby chcieli osiągnąć remis, a nawet jeśli zamiary mieli inne, to mistrzowie świata i Europy nie powinni nawet sprawiać takiego wrażenia. Podenerwowany przez większość czasu był też sam del Bosque. Bo z tego ich klepania wynikało tak niewiele, że do ostatnich minut nie mogli być pewni awansu do ćwierćfinału.
Shay Given
Momentami było nam go żal. Po pierwsze, wyjmował piłkę z siatki najwięcej razy spośród wszystkich bramkarzy – aż dziewięć. Po drugie, wyjmował ją co pół godziny. Po trzecie, ciężko być bramkarzem, jeśli ma się przed sobą tylko jednego obrońcę – prawego, dodajmy. Po czwarte, ten brak defensorów naprawdę przeszkadza, gdy wśród atakujących są Torres, Mandzukić czy Balotelli. Mimo to, stojący między słupkami Irlandczyków Given nie powinien wyglądać tak, jakby z chęcią uciekł do domu albo schował się za bramką. Nie po raz pierwszy był zagubiony niczym dziecko we mgle, nie po raz pierwszy dla drużyny przeciwnej był tylko ręcznikiem. Pierwszy gol to jego „zasługa” – najpierw przypadkowo odbił piłkę na rzut rożny, potem przy strzale Cassano machał rękami, jakby odganiał muchy.
PT