Grzegorz Lato po odpadnięciu reprezentacji Polski z Euro 2012 nie podał się do dymisji. I bardzo dobrze! Mimo zamieszania w mediach, żaden to skandal i żaden wstyd. Wycofanie się ze swoich durnych zapowiedzi to najlepsza rzecz, jaką Lato mógł zrobić, co powinno być oczywiste dla każdej myślącej osoby.
Prezes PZPN nie powinien być rozliczany za wyniki osiągane w czasie mistrzostw Europy, to on powinien z nich rozliczać. A u nas mamy pomylenie pojęć. Gdybyśmy uznali, że Lato za kompromitację w czasie Euro 2012 ma zapłacić głową to musielibyśmy też uznać, że w razie wyjścia z tej żenującej grupy powinien zostać prezesem na następną kadencję. A to przecież się kupy nie trzyma, brak w tym elementarnej logiki. Lato nie ma NIC WSPÓLNEGO z wynikami zespołu, czyli nie powinien być gnębiony w razie porażek i nie powinien być chwalony w razie zwycięstw. Strzały Lewandowskiego nie mogą stanowić alibi dla nieudolnego zarządzania, ale też niedokładne podania Murawskiego nie powinny stanowić amunicji, by do prezesa strzelać.
Pisaliśmy to wtedy, gdy Lato tę durną zapowiedź dymisji złożył (gdy uzależnił swoją pracę od wyników reprezentacji) i piszemy teraz, gdy się z niej na całe szczęście wycofał.
Nagonka na prezesa PZPN w tym momencie prowadzona jest tak bardzo na ślepo, że normalny człowiek musi tego nieudacznika wziąć w obronę. Lato, wiadomo, to łatwy cel, nie nadaje się nawet na operatora koparki, a co dopiero na prezesa tak potężnego stowarzyszenia, ale nawet kogoś takiego powalić należy argumentami innymi niż z dupy wyjęte. Bo dzisiaj – tak, tak – trzeba stwierdzić, że Gregory niczego w czasie Euro 2012 nie spieprzył, nawet wycofał się z pierwszego szeregu, schował, nie palnął w mediach niczego głupiego, nikogo nie obraził, nie oblał winem Platiniego, w ogóle nie dał sobie pstryknąć foty z alkoholem (rzadkość), nie obślinił Komorowskiego, nawet nie opowiedział Tytoniowi o bramkarzach źle trafionych. Nie zrobił niczego, za co można byłoby go krytykować.
Teraz nagle okazuje się, że za ostatnie miejsce w grupie śmiechu odpowiadać ma nie Smuda, nie piłkarze, tylko Grzegorz Lato. Jeszcze raz napiszemy – to nie on ma być rozliczany, tylko to on ma rozliczać! Mówiąc krótko – jest to broń obosieczna. Krytyka Laty za odpadnięcie oznacza, że musielibyśmy go chwalić za awans. A na to nie ma naszej zgody.
Za sto różnych rzeczy należałoby się dobrać do Laty (czy prokuratura zbadała w końcu sprawę nagrań?), ale do cholery – nie za porażkę z Czechami!
PS Podobno w naprawianiu związku – tak zaproponował Kaczyński – miałby pomóc Michał Listkiewicz. Nam się zdaje, że on już związek naprawiał, ale niestety we wszystko władowała się prokuratura.