Miały być kontrowersje, dramaturgia. Ustawka, skandal i odpadnięcie Włochów. Najbrzydszy mecz mistrzostw. Sprawdziło się tylko to ostatnie, bo podczas starcia Hiszpanii z Chorwacją bez małej czarnej trudno było wysiedzieć. Najnudniejsza potyczka turnieju zaskoczyła tylko jednym – swoją monotonnością, choć zdajemy sobie sprawę, że mistrzom świata i Europy specjalnie nie zależało. Cel i tak zrealizowali, bo w końcówce wcisnęli jedyną bramkę i ograli odpadających walczaków z Bałkanów 1:0. Ale NIC na dobrą sprawę nie mogło nam się podobać.
Od początku można było odnieść wrażenie, że dzisiejszego wieczoru życiem tętniły co najwyżej gdańskie strefy kibica i trybuny. A na murawie senność. Pojedynek szachistów, mistrzów z… chwilowo kulawą nogą. Budujących akcje z mozołem, niewidzialnym ciężarem. I w dodatku jakby bez przekonania, czy warto. Jakby z pewną wewnętrzną blokadą, że to wszystko nie ma sensu. Bez ochoty do gry, którą mieli – na przykład – Niemcy, ogrywający wczoraj Duńczyków. Dziś najwygodniej było postać, podrażnić telewidzów i tych, którzy mocno zabulili za wejściówki, bo remis gwarantował realizacje planu i grę w kolejnej rundzie. A takich Hiszpanów jeszcze nie znaliśmy.
Chorwaci może i owszem – dla odmiany próbowali i szukali tej jedynej okazji. Ale też lekko hamowali przez własne myśli i świadomość, że nie można rzucić wszystkiego na jedną szalę, bo rywal natychmiast ich skarci. Przejaw fantazji piłkarzy Bilicia widzieliśmy na dobrą sprawę tylko po akcji, w której Casillas wyjął główkę Rakiticia.
Ospałych i wpadających w coraz większe tarapaty gigantów z drzemki na chwilę wybudził del Bosque. Na ten swój dziwny, krytykowany sposób – grą bez napastnika. O dziwo tym razem wszystko zdołało zatrybić, bo „La Furia Roja” przypieczętowała awans już po zejściu Torresa. Chorwatom ostatecznie dusza uciekła w pięty, a dziennik „Jutarnji Post” skwitował to błyskawicznym wpisem na Facebooku: „Hiszpanie nas zabili”.
Nas też próbowano zabić, ale piłkarską narkozą. Zobaczyliśmy bowiem tylko namiastkę, niewierną kopię stylu Barcelony. Fabregas i spółka mają jednak to, czego chcieli – trzy punkty. Nie możemy się jednak pozbyć wrażenia, że autobus Hiszpanów powinien dostać przed ćwierćfinałem nowy ozdobnik – napis „Spiesz się powoli”.
FK