Grosicki: – Chciałem być piłkarzem, a nie maskotką

redakcja

Autor:redakcja

18 czerwca 2012, 22:43 • 9 min czytania

– Grosik to, hahaha, Grosik tamto, hihihi. Wolałbym, żeby w ogóle ze mną nie rozmawiał, ale za to, żeby dawał mi grać, żeby traktował mnie jak każdego innego zawodnika. Nie przyjeżdżałem na kadrę w roli piłkarza, z którego można sobie dowcipkować, tylko miałem swoje sportowe ambicje. Niestety, nie było między nami żadnych rozmów na tematy piłkarskie, od czasu do czasu tylko trener powiedział, że mam coś poprawić. Nigdy za nic nie zostałem pochwalony, nigdy nie usłyszałem, że zrobiłem coś dobrze. Za to bezustannie trener Smuda wytykał mi błędy – mówi Kamil Grosicki w wywiadzie dla Weszło.

– Jak na zawodnika, który tak mało grał, spore było wokół ciebie zamieszanie. A to nie wszedłeś na boisko w spotkaniu z Grecją, a ludzie się tego domagali, później wszedłeś z Czechami i zostałeś skrytykowany przez Franciszka Smudę podczas konferencji prasowej.

– Na pewno po obozie w Austrii miałem większe ambicje, myślałem, że będzie mi dane grać więcej, częściej. W meczu z Łotwą pokazałem się przecież z dobrej strony, zagrałem poprawnie, zanotowałem asystę. To rozbudziło moje nadzieje. A potem? Ani minuty ze Słowacją, dwanaście minut z Andorą, ani minuty z Grecją, ani minuty z Rosją. I w końcu spotkanie z Czechami. Niestety, nie dałem dobrej zmiany.

– Nie czułeś się pełnoprawnym zawodnikiem tej drużyny?

– Nigdy nie dostałem zaufania od trenera, nigdy mnie nie popierał. Lubił ze mną pożartować, może nawet traktował mnie jak maskotkę, za to nigdy nie doceniał mnie jako piłkarza. Pierwszy raz spotkałem się z takim podejściem. Przez dwa lata byłem non-stop na cenzurowanym, wiedziałem, że jeśli tylko zdarzy mi się gorsze zagranie to trener na mnie naskoczy. To nie pomaga.

– Ale skoro Smuda lubił z tobą czy też z ciebie pożartować to znaczy, że miałeś z nim kontakt.

– Grosik to, hahaha, Grosik tamto, hihihi. Wolałbym, żeby w ogóle ze mną nie rozmawiał, ale za to, żeby dawał mi grać, żeby traktował mnie jak każdego innego zawodnika. Nie przyjeżdżałem na kadrę w roli piłkarza, z którego można sobie dowcipkować, tylko miałem swoje sportowe ambicje. Niestety, nie było między nami żadnych rozmów na tematy piłkarskie, od czasu do czasu tylko trener powiedział, że mam coś poprawić. Nigdy za nic nie zostałem pochwalony, nigdy nie usłyszałem, że zrobiłem coś dobrze. Za to bezustannie trener Smuda wytykał mi błędy. Błędy… Ciągle to samo – że niby nie walczę, że nogi nie wsadzam. Są różni zawodnicy. Niektórzy się świetnie zastawiają, są lepsi fizycznie, ja natomiast bazuję na szybkości… Ale walczyć – walczę zawsze.

– Dostałeś jakieś wskazówki, gdy wchodziłeś na boisko w meczu z Czechami?

– Takie jak zawsze. Ł»eby pilnować swojego obrońcy i zapierdalać. Wiadomo, że jak wchodzę na boisko to będę zapierdalał i do przodu, i do tyłu, ale ciągle otrzymywałem wskazówki negatywne. Kogoś pilnuj, nie przegraj głowy, nie dostań głupiej czerwonej kartki… Po co zaciągać zawodnikowi hamulec? Przecież ja wiem, że nie warto zbierać kartek, naprawdę. Nigdy natomiast nie usłyszałem: atakuj, wygraj mi mecz, wierzę w ciebie! Taką mam już konstrukcję psychiczną, że męczy mnie ciągle udowadnianie komuś, że nie jestem garbaty. Mam za sobą dobry sezon w Turcji, strzelałem gole i notowałem asysty w spotkaniach z najsilniejszymi przeciwnikami. Tam jak mi jeden mecz nie wyszedł to grałem w następnym i przynosiło to pozytywny skutek. Nie drżałem o miejsce w składzie, miałem luz. W Jagiellonii razem z Tomkiem Frankowskim byliśmy w stanie rozbić każdego przeciwnika w lidze. A teraz tylko słyszałem: Grosik, tak nie, Grosik tamtego nie.

– Czułeś się zaszczuty?

– Na pewno brakowało mi pewności siebie, komfortu psychicznego, lekkości w grze. Ciągle stawiano mnie w takiej sytuacji, jakbym był Leo Messim: wejdź, strzel trzy gole i udowodnij, że w ogóle był sens cię wpuszczać. Trudno gra się w takiej atmosferze. Czułem, że trener tylko czeka na pierwszy mój błąd, żeby ogłosić wszystkim wokół, jak po meczu z Czechami: – I co? Macie swojego Grosickiego! Co dzisiaj pokazał? Powiem tak – byli w tej drużynie zawodnicy, którzy byli chwaleni i grali bez względu na wszystko i byli tacy, którzy nie byli chwaleni i nie grali bez względu na wszystko. Ja zaliczałem się do tej drugiej grupy.

– Gdyby nie dziennikarze w ogóle mogłoby cię w kadrze nie być.

– Nie wiem, może tak. Ile moich meczów w Turcji widział trener? Raz powiedział, że nie będzie leciał, bo nawet nie wie, czy zagram w pierwszym składzie. A ja tam w pierwszym składzie gram zawsze. Po Argentynie zostałem odpalony, bo przegrałem główkę i straciliśmy gola. Przez kolejne miesiące nie było mnie w kadrze. Sławek Peszko czy Maciej Rybus dostali mnóstwo szans, by udowodnić swoją przydatność, czy po to, żeby zgrać się z resztą drużyny, a ja z góry byłem na straconej pozycji.

– Sądziłeś, że na Euro wystąpisz w każdym spotkaniu?

– Po meczu z Łotwą miałem wrażenie, że jestem blisko tego, by co mecz dostawać szansę. Niekoniecznie w pierwszym składzie, ale z ławki, w jakimś rozsądnym momencie. Wydawało mi się, że gdy Przemek Tytoń obronił rzut karny to był dobry moment dla mnie. Grecy atakowali, obie drużyny grały w dziesiątkę, na boisku zrobiło się sporo miejsca, można było tę przestrzeń wykorzystać, rozerwać przeciwnika szybkimi rajdami. To jest gra, jaką lubię, w jakiej czuję się pewnie, wymarzona… A zostałem wezwany w 93. minucie, taka zmiana na alibi… Wiesz, ja tak naprawdę nie miałem pojęcia, z kim rywalizuję o miejsce w składzie. Wydawało mi się, że z Maćkiem Rybusem, ale jak on stracił miejsce to nastąpiła zmiana systemu…

– Zagrałeś w końcu z Czechami.

– I dałem fatalną zmianę, nic mi nie wychodziło. Za ten mecz godzę się z każdą krytyką, chociażâ€¦ Chociaż zabolała mnie wypowiedź Marka Koźmińskiego. W sumie nie pamiętam go z boiska, aż taki dobry był?

– Dość dobry, na pewno ma prawo się wypowiedzieć. Jak ty skończysz karierę też będziesz miał prawo wypowiadać się na temat innych zawodników. Zresztą to chyba dobrze, gdy oceniają byli piłkarze, a nie dziennikarze.

– No tak, jasne. Tylko o samym sobie po turnieju w Korei Koźmiński aż tak ostro się nie wypowiadał, wobec siebie nie był aż tak stanowczy. Teraz przemawia jakby we Włoszech zrobił karierę na miarę Zbigniewa Bońka i jakby w kadrze zdobywał medale mistrzostw świata. Gdyby Boniek ze mną pojechał to jasne – głowa na dół i niech mówi, co tylko chce. Ale Koźmiński z racji tego, że i jemu nie wyszło w turnieju podobnej rangi mógłby zachować pewien umiar. Ech… Po prostu boli mnie, gdy mówi coś były piłkarz, który zna specyfikę takich meczów, potrafi wczuć się w rolę ocenianego zawodnika, a jednak brakuje mu odpowiedniego dystansu.

– Jak powiedziałem – za lat dwadzieścia ty będziesz krytykował swoich następców.

– Mam nadzieję, że nie, a przynajmniej nie w taki sposób.

– Zaczęliśmy temat Czechów…

– Nie jestem z siebie zadowolony, bo w żaden sposób nie odwróciłem tego meczu. Ale tak naprawdę ile ja piłek dostałem? A jak dostawałem to gdzie? Na środku boiska… Zespół już wtedy grał jak grał, stracił impet, stracił rozpęd, wszyscy siedli… Tak w ogóle to w ilu ja meczach wszedłem z ławki, tak na trzydzieści minut? Ile razy przygotowywano mnie do takiego zadania? Jak miałem się z kimś rozumieć, jak miałem być zgrany, skoro w tej kadrze wcześniej prawie nie dostawałem szans, a jeśli już to w otoczeniu innych zawodników. Z Łotwą nie grał przecież ten skład. Dopiero z Czechami jak strach zajrzał w oczy – to do Grosickiego!

– Wróćmy do osoby trenera Smudy. Twoim zdaniem sprostał zadaniu, zrobił co mógł?

– Każdy trener ma swoją taktykę, nie mnie oceniać, czy dobrą, czy złą. Ale byłem zdziwiony, że na Czechów wychodzimy z trzema defensywnymi pomocnikami, chociaż potrzebowaliśmy zwycięstwa. Oczywiście, że widziałem dla siebie miejsce w składzie od początku, ale jeśli nie ja, to mógł zagrać Adrian Mierzejewski, który na treningach prezentował się świetnie, jest zawodnikiem, który zawsze szuka gry do przodu. Moim zdaniem w tym akurat momencie turniej by się przydał.

– Jak było z motywowaniem was, z mentalnym wprowadzeniem w mecz? Mam na myśli motywację ze strony trenera, nie waszą wewnętrzną.

– My, piłkarze, motywowaliśmy się sami, atmosfera wewnątrz grupy była znakomita, kibice też nas fantastycznie nieśli. Trener w to nie wnikał.

– A wiedza na temat przeciwników? Czy gdy wchodziłeś na boisko z Czechami to wiedziałeś wszystko o zawodniku, z którym za chwilę będziesz walczył?

– Tak, o to dbał trener Małowiejski, nie można mu niczego zarzucić. Każdego rywala mieliśmy rozpracowanego.

– Fizycznie czułeś się dobrze?

– Bardzo dobrze. Nie wiem, jak inni zawodnicy, ale ja nie mogę powiedzieć złego słowa na temat przygotowania fizycznego.

– Generalnie jesteś mocno rozgoryczony tym turniejem.

– Czuję się dumny, że w ogóle w nim zagrałem, ale jest we mnie także żal. Po pierwsze z tego powodu, że jako drużyna zawiedliśmy wspaniałych ludzi. Atmosfera, która nam towarzyszyła była niesamowita, nikt z nas nigdy więcej czegoś takiego nie przeżyje. Mieliśmy wszystko w swoich rękach i nie daliśmy rady… To bardzo boli. Oczywiście jestem też zawiedziony samym sobą i tym, jak zostałem wykorzystany w tym turnieju przez trenera. Tak naprawdę nie chodzi tylko o mnie, tylko w ogóle o zawodników rezerwowych. Franciszek Smuda mógł na ten turniej zabrać dwunastu piłkarzy i też by mu to wystarczyło. Cała reszta była wzięta na odczepnego. Trener za bardzo przywiązywał się do nazwisk i moim zdaniem to go zgubiło.

– Ł»al ci Franciszka Smudy?

– Tak. Przecież ja nie życzę mu źle. To starszy człowiek, będzie teraz przeżywał ciężkie dni.

– Smuda Smudą, ale dlaczego wy – jako piłkarze – aż tak daliście ciała? Zająć ostatnie miejsce w takiej grupie to jest ogromny wstyd.

– Zagraliśmy trzy dobre połówki i trzy słabe. Nie wiem, dlaczego. Nie wiem… Nie czuję się na siłach, by wypowiadać się w imieniu zespołu i by oceniać tych, którzy grali więcej, ale ze swojej strony mogę tylko powiedzieć, że nie brakowało nam niczego. Organizacyjnie wszystko było dopięte na ostatni guzik, wszystko mieliśmy podane na tacy.

– A słynna już sprawa biletów?

– Jestem za małą rybką, by wychodzić przed szereg. Było w pewnym momencie tak, że nie wiedzieliśmy, ile otrzymamy biletów, czy znajomi będą mogli wejść. Wiem, że trwały na ten temat rozmowy.

– Grzegorz Lato mówi, że każdy z was dostał po jedenaście biletów.

– Czy po jedenaście… Może tak. Chyba po osiem, potem po jeszcze dwa czy trzy. Może i po jedenaście. Rozmowy dotyczyły jakichś dodatkowych wejściówek, bo np. cztery lata temu niektórzy zawodnicy dostawali po dwadzieścia biletów. Niektórzy zawodnicy chcieli te dodatkowe wejściówki kupić i nie do końca było wiadomo, czy będą mogli, czy nie.

– Nikt wam nie będzie jednak współczuć. Dostaliście wystarczająco biletów.

– Ależ ja nie oczekuję żadnego współczucia. Jak dla mnie wszystko było super – obozy, hotele, treningi, przejazdy. Mieliśmy tylko wyjść i wygrywać. Tutaj zawiedliśmy. Natomiast jeszcze raz zaznaczam – mówię w swoim imieniu, każdy zawodnik mógł mieć inne odczucia.

Rozmawiał KRZYSZTOF STANOWSKI

Grosicki: – Chciałem być piłkarzem, a nie maskotką
Reklama

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama