Towarzysz Cristiano

redakcja

Autor:redakcja

24 grudnia 2011, 00:09 • 4 min czytania

Włodzimierz Lenin (gdyby jeszcze żył) byłby z niego niezmiernie zadowolony, w pewnym momencie z dumy pękała Italia, a na pewno całe Livorno. Oto przed państwem wielki, lokalny patriota, miłośnik sierpa i młota, a przy okazji całkiem niezły piłkarz – Cristiano Lucarelli.
Według niektórych powinien zostać tam, gdzie zaczynał – w dokach pracując ze swoim ojcem, dla innych jest bohaterem o żelaznym charakterze, na wszystkich robi jakieś wrażenie. Pomijając kilka faktów historia Włocha mogłaby posłużyć jako idealna opowieść o spełniających się marzeniach czy lokalnej wierności. Niestety te zdarzenia uderzają sierpem…

Towarzysz Cristiano
Reklama

Urodził się w Livorno i właśnie to miejsce miało stać się centrum wszechświata dla Cristiano. Dorastał w niespecjalnie zamożnej rodzinie z ojcem, który był określany mianem „bardzo namiętnego człowieka”, to właśnie senior Lucarelli zaszczepił w synu miłość do najpopularniejszego klubu w mieście. Trenował w miejscu standardowym dla romantycznych bohaterów – na ulicy, mieszkając niedaleko stadionu. Całymi dniami albo pracował, albo chłonął atmosferę piłki nożnej. Kiedy dostał angaż w jednej z niższych lig postawił sobie za cel powrót do Livorno, ale tylko i wyłącznie w roli zawodnika.

Udało mu się w 2003 roku i z miejsca podbił serca kibiców, do których nie tak dawno nalezał. 29 goli w 38 meczach wydatnio przyczyniło się do awansu na łono Serie A. Lucarelli wcale nie miał zamiaru zwalniać i uznał, że tytuł króla strzelców włoskiej ekstraklasy to coś co by mu się przydało. Osiągnął to po zdobyciu 24 bramek. Cała Italia rozpływała się nad kunsztem Cristiano, a samemu graczowi wyraźnie to schlebiało. Udało mu się wyryć w pamięci fanów również z innego powodu – wierności.

Reklama

– Są zawodnicy, dla których najważniejsze są samochody czy zegarki. To jest powierzchowne. Dla tych, którzy mieli rodziców zaszczepiających w nich ideały ważniejsze jest co innego. Ciężko to zrozumieć, ale tak jest.

Nie były to słowa rzucane na wiatr. Lucarelli odrzucił oferty możnych Serie A stwierdzając, że Livorno to jego raj na ziemi. Nie skusił się również na ruble oferowane przez Zenit ST. Petersburg.

– Walczymy za nasze prawa, a nie pieniądze – tak miało brzmieć jego motto.

Nawet u szczytu nie zapomniał skąd przyszedł, niejednokrotnie naciskając na odcisk zmanierowanym gwiazdeczkom.

– Ł»adnemu mojemu trenerowi nie powiedziałem, że jestem zmęczony. Zmęczony piłkarz? To byłaby obraza dla klasy robotniczej – dobrze wiedział co mówi, praca w dokach bywa cięższa niż kopanie piłki.

Bohater? Wspaniały idealista? Tylko dlaczego część ekspertów nazywa go kretynem? Być może mają z tym coś wspólnego cieszynki prezentowane przez Cristiano.

Tak raczej nie zachowuje się godny podziwu romantyk. Przy innym popisie po zdobyciu bramki dochodzimy do kolejnej kwestii, poglądów. Najpierw jednak obejrzyjmy celebracje gola w wykonaniu Lucarellego:

Lico zdobiące podkoszulek Włocha rozpoznają chyba wszyscy. Che Guevara to postać wysoce kontrowersyjna i utożsamianie się z nim wedle opinii większości chluby nie przynosi. Oczywiście o ile twoje towarzystwo nie jest naszpikowane komunistami, dla których jest uosobieniem mesjasza. Kraj, z którego pochodzi nasz bohater jest wyjątkiem pośród narodów europejskich i nie tylko. Gdy cały świat z całych sił zwalcza skrajne poglądy Włosi przymykają oko. Z jednej strony „salutujący po rzymsku” Di Canio, z drugiej zakochany w sierpie i młocie Lucarelli. Budowniczy włoskich szatni mogą być wdzięczni losowi, że ci dwaj panowie nigdy nie mieli okazji grać w jednej drużynie, dziennikarze żałują do tej pory.

Jaki dzwonek miał w telefonie? Bandiera Rossa. W jaki sposób tłumaczył indolencję sędziowską?

– Nikt nie faworyzuje Livorno, bo jesteśmy komunistami!

To oświadczenie później wycofał, lecz chyba nikt nie wierzy, że zmienił zdanie w tej sprawie. Zafascynowany był zwłaszcza wspomnianym wcześniej Che Guevara. Do tego stopnia, iż doprowadził do spotkania z jego córką, Aliadą. Dodatkowo chciał zaprezentować umiejętności swoje i partnerów z Livorno ciężko pracującemu kubańskiemu proletariatowi. Lobbował długo i intensywnie, ale ostatecznie niewiele wyszło z tych planów.

Nawet numer na koszulce musiał mieć specjalne znaczenie. Teoretycznie 99 nie budzi jakiś niegodziwych skojarzeń, dopóki nie weźmiemy pod uwagę, iż pewna grupa lewicowych ultrasów nie została założona w 1999 roku.

Obecnie powoli zmierza ku końcowi kariery. Większość się cieszy, ja żałuję.

KACPER GAWفOWSKI

JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!

[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama