– Na mojej pozycji był wtedy Jacek Popek, Marcin Kowalczyk, dwóch masażystów i dopiero ja. Wszystko, co było złe, to wiadomo – Komorowski. Zawsze opieprz dostawałem ja, za byle co. Wydawało mi się, że trener ma działać na piłkarza motywująco, jak pozytywny bodziec, ale dla mnie Lenczyk był hamulcem ręcznym. W końcu nadszedł moment, że stresowałem się przed każdym treningiem. Znowu mnie opierdoli czy tym razem mnie oszczędzi? To był czas, kiedy miałem dość piłki. Chciałem to wszystko rzucić – opowiada w rozmowie z Weszło Marcin Komorowski, piłkarz Legii Warszawa.
Czytałeś piątkowy Przegląd Sportowy?
Ł»ona i tata czytają gazety, ja nie czytam.
Ale wiesz co było w piątkowym wydaniu?
Paulina coś mi wspominała. Ł»e lista piłkarzy na Euro, stworzona przez dziennikarzy, tak?
Przez Franciszka Smudę, nie przez dziennikarzy.
Tak? OK, trener ma możliwość wyboru. Może mnie na Euro wziąć lub nie wziąć. Opcje są dwie.
Jakiś czas temu mówiłeś, że to, czy nadajesz się do kadry, pokażą listopadowe powołania. Powołanie dostałeś, z Węgrami też coś zagrałeś.
No, coś tam zagrałem… Powiedzmy sobie szczerze, każdy chce grać na Euro. Ale dziś nie można stwierdzić, kto w tej kadrze będzie. Jest pewna grupa chłopaków, która stanowi o sile drużyny, więc oni pojadą na pewno. Rozumiem, że mamy koniec roku, że turniej już za sześć miesięcy, to i dziennikarze musieli coś napisać. Nie wierzę, żeby selekcjoner odkrył wszystkie karty już teraz. Przecież przed nami jeszcze jedna runda.
Nadajesz się do kadry? Twoim zdaniem. Szczerze.
Światełko w tunelu jest, wszystko zależy ode mnie. Jak ci powiem teraz, że się nadaję, a wiosnę zawalę, to po mnie pojedziecie. Wielu już było takich, co mówili, że kadrze by się przydali, a nagle przestawali grać w klubie. Ja jesień miałem dobrą, grałem pewnie, na niezłym poziomie, ale muszę to powtórzyć albo zagrać jeszcze lepiej.
Ten poziom to był, ale na środku obrony. Smuda w kadrze ustawia cię na lewej stronie.
Jak jechałem do Korei, to byłem pewien, że trener widzi mnie na środku. Lewa obrona to był dla mnie powrót do dawnych czasów. Byłem zaskoczony, bo dawno na tej pozycji nie grałem.
Smuda nie mówił ci, jaką ma dla ciebie rolę w zespole?
Nie. Wiesz, ja z trenerem to właściwie w ogóle nie rozmawiałem. Na treningach ustawiał mnie na lewej obronie, to domyśliłem się, że to ma być moja pozycja.
Wcześniej byłeś już w kadrze Leo Beenhakkera. Zagrałeś tam cztery mecze, tak?
Coś koło tego. Nie pamiętam dokładnie.
Jak mówisz na głos „Grałem u Beenhakkera”, to czujesz dumę reprezentanta czy wiesz, że tym kadrowiczem byłeś na wyrost?
Leo pierwszy raz powołał mnie, jak grałem w Bytomiu. Miałem dobrą rundę, zaliczyłem hat-tricka, miałem kilka asyst. Najpierw byłem w reprezentacji ligowej, potem w normalnej. Czułem, że jestem na fali. Ale będąc już w Legii, jak wróciłem po kontuzji, to albo siedziałem na ławie, albo grałem słabo. Mimo to, przychodziły powołania. Czułem się nieswojo, bo wtedy na kadrę nie zasługiwałem.
Ty też uległeś magii Leo? Wielu piłkarzy się nim zachwycało.
Beenhakker to wielka osobowość. Człowiek, który wie, co chce osiągnąć. Piłkarze mówili, że jest z innego świata, a on miał po prostu inny warsztat. Holenderska szkoła trenerska, czyli dużo zajęć z piłką, gra na „press”. To było coś nowego. Wszyscy się tym zachłysnęli. Leo był to człowiek z klasą, potrafiący się… Dobra, stop. Bo za dużo powiem.
Ale dokończ myśl…
Nie, bo potem to napiszesz. Aha, i chcę autoryzację.
Nie ma sprawy. Czemu nie dokończysz tego o Beenhakkerze?
To nawet nie o Leo chodziło. Koniec tematu, dawaj dalej.
To była twoja najlepsza jesień w karierze?
Najlepsza dopiero przede mną, a ta na pewno była przełomowa. Za dużo robiłem jednak prostych błędów, chyba poczułem się zbyt pewnie, grałem trochę nonszalancko… Wszyscy mówią, że cały czas ustawia mnie Ł»ewłak. Ale że jak, to on za mnie biega, ciągle mi mówi, gdzie mam stać? To bzdura.
Rola Ł»ewłakowa w Legii została trochę wyolbrzymiona przez media?
Nie wiem. Nie mnie to oceniać. Od Ł»ewłaka nauczyłem się sporo i mam nadzieję, że jeszcze więcej się nauczę.
Dziś w prasie wiele mówi się o młodych piłkarzach Legii. Kto robi na tobie największe wrażenie?
Najwięcej chyba piszą o Wolskim i Ł»yro. Rafał jest dobry technicznie, Michał ma odpowiednie warunki fizyczne. Kucharczyk też ma papiery na grę, tak jak Łukasik czy Kosecki. Prawda jest jednak taka, że jak ktoś nowy kilka razy dobrze kopnie, to od razu się nim zachwycają. W Polsce niewiele potrzeba. Dajcie im czas. Kucharczyk poprzednią rundę miał bardzo dobrą, strzelał i asystował, ale teraz nie odpalił.
Podobno ciągle go coś bolało. W pełni się nie wyleczył, a i tak normalnie trenował.
Pamiętam, jak kiedyś szybko wróciłem po kontuzji, ale nie byłem jeszcze w pełni zdrowy, czasem bałem się uderzyć, asekurowałem się. Zobaczył to trener Urban, ostro mnie zjebał. I bardzo dobrze. Albo wychodzisz i grasz na 100 procent, albo nie grasz. Jak ktoś ma dać z siebie 60 procent, to jedyne, co go może spotkać, to mocna krytyka. Ostatnio po meczu z Zagłębiem powiedziałem „pas”, że muszę się wyleczyć. Nie było sensu, bym ryzykował, by ryzykował trener Skorża.
Wolski to najlepiej wyszkolony technicznie polski piłkarz w ostatnich kilku latach. Tak uważa Wojtek Kowalczyk.
Skoro tak twierdzi, to pewnie ma z nim styczność na co dzień… Cztery dobre mecze Rafała i wszyscy od razu – łaaaaał. A jak teraz zagra cztery złe, to co? Pocisną po nim? Nie odbieram Wolskiemu umiejętności, jest świetnie wyszkolony. Ł»yczę mu jak najlepiej.
Radović w pewnym momencie jesienią odleciał?
Dokąd? (śmiech)
Wiesz, o co chodzi.
Rado nie był ulubieńcem trenera Urbana, obrywało mu się na treningach, rzadko grał. Teraz ma za sobą kapitalną rundę, bo strzelał i w lidze, i w Europie. Niczego zarzucić mu nie można
Na boisku nie, ale w szatni – podobno już tak, i to pod wpływem Danijela Ljuboji.
Czy ja wiem? Nie, chyba nie… Co do Ljuboji, to nikt się nigdy nie czepiał, że jest zadufany czy chamski. Pozytywna postać.
Ale czasami mu się nie chce. I ty, jako obrońca, też to chyba widzisz.
Niezręcznie jest mi oceniać.
Chyba najlepszy mecz Legii w tej rundzie to rewanż ze Spartakiem Moskwa. Mecz, który ty oglądałeś w telewizji.
Przy stanie 0:2 wyłączyłem telewizor. Ale tylko na chwilę. Jak oglądam mecz z ławki, patrzę w ekranie, to nie mogę wysiedzieć na tyłku. Nosi mnie. W końcówce już wiedziałem, że będzie dobrze, że idzie awans. Kapitalna sprawa… Słyszałeś historię z taksówkarzem?
Słyszałem, ale możesz opowiedzieć.
W dniu rewanżu przyjechaliśmy z żoną pociągiem do Warszawy, wsiadamy do taksówki. Mówię, jedziemy na Łazienkowską, bo tam samochód zostawiłem.
– Oglądał pan pierwszy mecz ze Spartakiem? – pytam taksówkarza.
– Daj pan spokój. Myślałem, że telewizor przez okno wyrzucę. Jak tak można było, 2-2 z takim zespołem! Teraz są już bez szans na awans. Zwłaszcza, że do Moskwy pojechali bez trzech. Bez Radovicia, Manu i jeszcze jednego – kierowca spogląda w lusterko wsteczne i pyta. – A pan co, piłkarz?
– Nie, kibic – zachowuję powagę i dalej go podpuszczam. – Jak pan w ogóle tę Legię ocenia?
– Kiepsko. W Moskwie na pewno nie wygrają. Idę o zakład.
– Ja panu mówię, że wygrają.
– Jak wygrają, to daję panu ten samochód. Jak nie, to pan mi płaci jego równowartość.
– Nie, dzięki. Ja hazardzistą nie jestem.
Dwa dni później zamawiam taksówkę. Patrzę, podjeżdża ten sam facet.
– Straciłby pan samochód, co?
– A pan to mówił, że kibicem jest!
Twoi koledzy awans świętowali w innym stylu.
Każdy świętuje na swój sposób.
Wszystko poszło do mediów.
Jak już jadą w takie miejsce, to niech tak się z tym nie afiszują. Nie każdy musi wiedzieć. Mają nauczkę na przyszłość. A po tym całym zdarzeniu można było przynajmniej ponabijać się z tej całej sytuacji.
Fazę grupową przeszliście szybko i łatwo, ale PSV było poza waszym zasięgiem. Zgadzasz się?
Nie do końca. Łatwo w grupie nie było, dopisało też szczęście. PSV? Gdyby nie czerwona kartka dla Kuciaka, mogło skończyć się różnie. Inna sprawa, że Holendrzy prezentują się bardzo dobrze.
Sporting Lizbona to poziom PSV czy poziom wyższy?
Powiem ci po meczu.
Pocieszasz się, że nie trafiliście na Manchester czy zazdrościsz Wiśle?
Pamiętasz, co mówili po losowaniu IV rundy Ligi Europy? Ł»e Śląsk trafił wyśmienicie, a my mamy pecha. Każdy nas skreślał, a my daliśmy radę. To w piłce jest fajne, ta nieprzewidywalność. Może jakbyśmy trafili na Manchester, to byśmy przeszli dalej… A na razie zbieram koszulki rywali, z którymi gramy w Europie. Kolejna taka szansa może się szybko nie nadarzyć.
To komu już koszulkę zabrałeś?
Nawet nie wiem. Ale z PSV to mam… Cholera, nie pamiętam. Jak ją w końcu powieszę, to i tak przodem (śmiech).
Słyszałem, że niedawno byłeś na gali MMA.
Dostaliśmy z Pauliną zaproszenia i pojechaliśmy po raz pierwszy. Walka Najman-Saleta (śmiech). Było spoko. Wiesz to od Pawła Zarzecznego?
Nie, dlaczego?
Jednego dnia spotkałem się z Pawłem na Nowym Świecie, a następnego natrafiliśmy na siebie właśnie na gali.
Wiesz, że Warta Poznań zatrudniła dwóch kolejnych specjalistów od przygotowania fizycznego? Pierwszy to rugbista, a drugi z MMA.
Niech wezmą jeszcze kogoś od pływania, lekkiej atletyki i gimnastyki. Może też instruktor jazdy konnej? Bądźmy poważni. Niektórzy myślą, że jak mają pieniądze, to zwojują cały sportowy świat, a piłka rządzi się własnymi prawami. To nie jest tak, że skoro budujesz bloki, sprzedajesz mieszkania i wszystko gra, to w sporcie też będziesz kozakiem.
Słyszałem o tobie pewną anegdotkę, związaną z Orestem Lenczykiem.
Czekałem, kiedy tylko poruszysz ten temat.
Lenczyk, pracując w Bełchatowie, powiedział: Słuchajcie, jak nam wypadnie lewy obrońca, to mamy na tę pozycję masażystę. Jak nam wypadnie masażysta, to mamy drugiego masażystę. A jak wypadnie nam drugi masażysta, to mamy Marcina Komorowskiego…
W Bełchatowie przeszedłem prawdziwą szkołę życia. Na mojej pozycji był Jacek Popek, Marcin Kowalczyk, dwóch masażystów i dopiero ja. Wszystko, co było złe, to wiadomo – Komorowski. Zawsze opieprz dostawałem ja, za byle co. Wydawało mi się, że trener ma działać na piłkarza motywująco, jak pozytywny bodziec, ale dla mnie Lenczyk był hamulcem ręcznym. W końcu nadszedł moment, że stresowałem się przed każdym treningiem. Znowu mnie opierdoli czy tym razem mnie oszczędzi?
Za co była ta największa zjebka?
Nie pamiętam już. Wystarczyło jedno niecelne podanie, złe dośrodkowanie i zaraz ze mną „jechał”. Czego bym nie zrobił, to słyszałem jakiś komentarz pod swoim adresem.
A kiedy najbardziej podpadłeś?
Czarę goryczy przelał finał Pucharu Ekstraklasy. Przegraliśmy z Groclinem 0-1, gola strzelił Telichowski, a ja go kryłem. Opieprz dostałem na boisku, w szatni i znowu na boisku. Jak mawiają, co cię nie zabije, to cię wzmocni… Dziś patrzę na młodych chłopaków w Legii i wygląda to zupełnie inaczej. Nie chcę mówić, że u Skorży mają super, ale narzekać nie mogą. Trener ma dobre podejście, nie karci za pierdołę. Jak komuś raz coś nie wyjdzie, to nie ma takiej suszarki, że grać się odechciewa. Zachęca ich, żeby się nie poddawali, próbowali dalej. Ja kiedyś się zaciąłem, przestałem w siebie wierzyć. Miałem przeświadczenie, że czego bym nie zrobił, to będzie źle.
To pewnie miałbyś dodatkową mobilizację, zgarniając tytuł mistrzowski sprzed nosa Lenczyka.
Chcę być mistrzem, ale nie ze względu na trenera Lenczyka. Nie jestem mściwy. Jak wygram, to nie będę opowiadał, że ten to jest taki i inny. Są takie osoby, ale ja się do nich nie zaliczam.
Miałeś z kimś jeszcze takie problemy, jak z Lenczykiem?
Raczej nie, choć w Legii trener Urban też lubił na mnie pokrzyczeć.
Za co?
Za wszystko… Urban był bardzo dobrym zawodnikiem, z piłką potrafił wiele. Ale wydaje mi się, że nie rozumiał, że ktoś nie potrafi wykonać prostego ćwiczenia, więc od razu się denerwował. Trenera wspominam jednak bardzo pozytywnie, super człowiek.
Wiele osób ma o nim dobre zdanie, ale z Legią niczego nie zdobył.
Zobacz, w jakiej byliśmy wtedy sytuacji. Z kibicami był konflikt, a stadion dopiero budowali. Na Łazienkowską dziś średnio przychodzi 24 tysiące ludzi, wtedy przychodziło cztery tysiące. I cisza, bez dopingu.
Za Urbana postępu nie zrobiliście.
Wydaje mi się, że byliśmy cały czas na jednym poziomie. Nie było tak, że kryzys i szczyt możliwości, kryzys i szczyt możliwości. Była równa forma przez długi czas.
Mistrzostwa nie zdobyliście.
Niestety, nie. Było drugie miejsce.
Teraz o mistrzostwo też może być trudno. Cztery punkty straty to dużo?
Hmm, cztery? A nie sześć? Śląsk ma 37 punktów, a my… Poczekaj, sprawdzę. (Komorowski wyjmuje telefon, spogląda tabelę) OK., masz rację.
Dużo to czy mało?
Dużo. Szansę na pewno jednak mamy. Spójrz na zeszły sezon – Wisła załapała wtedy, jak cała reszta poszła w dół. Dwa lata temu – świetna seria Lecha.
Co takiego ma w sobie trener Lenczyk?
Osobowość (śmiech).
Wyobrażasz sobie jeszcze was dwóch w jednym klubie?
Nie wiem. Półtora roku w Bełchatowie jakoś przeżyłem. Podejrzewam, że teraz zachowywałbym się inaczej.
To znaczy?
To zostawię dla siebie. Ale pewne rzeczy moglibyśmy sobie z trenerem wyjaśnić.
Miałeś kiedyś prawdziwą chwilę zwątpienia?
Tak, właśnie w Bełchatowie. Doszedłem do wniosku, że daję sobie z tym wszystkim spokój, że to nie ma sensu. Piłka przestała dawać mi radość. Skoro się stresowałem na samą myśl o treningu, to znaczyło, że jest ze mną bardzo źle.
Byłeś wtedy bliski depresji?
Aż tak to nie (śmiech). Tata mnie wspierał, powtarzał, żebym zacisnął zęby. Ł»e jak tylko zmienię klub, to się odbuduję. A ja myślałem, że jak rzucę futbol, to postawię na naukę.
Stanąłeś na nogi niedługo później, w Polonii Bytom.
Pytali o mnie co pół roku, ale ja nie byłem zbyt chętny. Widziałem, co tam się działo i to był dramat. W końcu się zdecydowałem. Miałem odłożone pieniądze i stwierdziłem, że nawet jak mi nie będą płacić, to jakoś dam radę. Mieliśmy w Polonii fajną ekipę. Finansowo było kiepsko, ale trzymaliśmy świetną atmosferę. Do tego trener Motyka, bardzo pozytywny człowiek.
Pamiętasz coś ciekawego?
Kuba Zabłocki, barwna postać, choć ludzie mają o nim różne zdanie. On „robił” atmosferę w Bytomiu. Pamiętam, jak wygraliśmy z Legią, wszyscy w świetnych nastrojach, pobalowaliśmy w szatni. Wiadomo, jak to po Legii. Siedząc w jednym z pokoi Kuba zadzwonił do kierownika, który był za ścianą. Pytał o konkretne oceny piłkarzy, ciągle go podpuszczał w świetny sposób. Wszyscy się śmiali, a Motyka z nami. Był częścią drużyny.
Twój tata, były piłkarz, chyba też bardzo ci pomógł.
Zawsze powtarzał, że poza umiejętnościami trzeba ciężko pracować i mieć kupę szczęścia. Przekonałem się o tym na własnej skórze. Inna sprawa jest taka, że trzeba się zdecydować. Albo stawiasz wszystko na jedną kartę, albo mówisz jedno, a robisz drugie. Ja piłce poświęciłem wiele. Sporo było tych wyrzeczeń, ale niczego nie żałuję.
To znaczy? Wieczorem jedna butelka mniej?
Może nie od razu jedna mniej, a pół (śmiech). Ł»artuję, oczywiście. Mało imprezowałem, rzadko przesiadywałem z kumplami pod blokiem. Nauka, treningi. To się liczyło.
Niektórzy próbują pogodzić bujne życie towarzyskie z sukcesem piłkarskim.
Niewielu się udaje. Ja próbowałem pogodzić naukę z piłką i też nie osiągnąłem tego, co planowałem. Licencjat mam, z magisterką nie dałem rady. Studiowałem Wychowanie Fizyczne wspólnie z żoną, bardzo mi pomogła.
Twoja żona jest instruktorką tańca. Nauczyła cię tańczyć?
Mówi, że w tej kwestii jestem niereformowalny.
Czyli jak jest impreza, to…
… Paulina prowadzi (śmiech).
Rozmawiał PIOTR TOMASIK