Obaj do niedawna palili za sobą mosty, dziś walczą o dobre nazwisko. Pierwszemu znudziła się już Bułgaria, choć był jednoczesnie za słaby na Rosję, drugi nie miał dłużej czego szukać we Włoszech. Jeszcze parę tygodni temu zdawało się, że poniosą kolejną porażkę i drzwi pokażą im wkrótce w Polsce, ale obudzili się w samą porę. Cwetan Genkow i Edgar Cani, pomimo ostatnich przebłysków, mają nadal wiele do udowodnienia swoim krytykom. Jeśli jednak wykonają solidną robotę w meczu Wisły z Polonią, na urlop będą mogli wyjeżdżać z dużym spokojem.
Z czym najlepiej kojarzą nam się obaj piłkarze? Na razie tylko z nierówną formą. Genkow był na wiosnę strzałem w dziesiątkę Valckxa, ale dziś kibice „Białej Gwiazdy” wolą oglądać Dudu Bitona. Wraz z kontuzjami zatrzymał go wyjątkowy marazm strzelecki, choć cień szansy na odzyskanie zaufania fanów dał sobie po golu z Widzewem. Bardziej zaimponował ostatnio Cani, który odpalił dopiero, gdy… przygniatała go wielka presja. W pełni uwolnił się od niej dopiero hat-trickiem na Lechii, więc doszliśmy do wniosku, że skoro bałkański duet wychodzi na prostą, pora zapytać o nich naszych etatowych ekspertów.
Ocena ogólna:
Cwetan Genkow 133:153 Edgar Cani
– Genkow i Cani nie wydają mi się czołówką napastników w lidze. Obaj mają o co walczyć, ale Albańczyk ma ostatnio dużo szczęścia i widać po nim, że zależy mu na promowaniu własnego nazwiska. To typ Rudniewa, egzekutor, który niechętnie podaje i gra bez przyjęcia. Genkow dla odmiany częściej pracuje dla dobra zespołu – twierdzi Andrzej Iwan, któremu wtóruje Radosław Gilewicz.
– Rzadko oddają piłkę partnerom, bo ewidentnie nie odnajdują się w grze kombinacyjnej. Są stworzeni do czegoś prostego, brakuje im szybkości i przyzwoitego dryblingu. Po przyjęciu piłki nie szukają kolegi z zespołu, tylko starają się minąć maksymalnie jednego obrońcę i oddać strzał – mówi „Gilu”. Wady dostrzega także ekspert Weszło i Orange Sport: – Genkow to nie jest gracz wysokich lotów, zdecydowanie brakuje mu szybkości. Piłkarz na nasza ligę i nic więcej. Cani ma perspektywy, bo przy dobrych dośrodkowaniach robi użytek ze swoich warunków fizycznych.
Podobnej jednomyślności zabrakło naszym fachowcom na hasło „gra pod presją”, bo wątpliwości budzi osoba Bułgara: – Moim zdaniem potrafią odnaleźć się w trudnych warunkach. Kiedy zaczęła się nagonka na Caniego, zaczął strzelać. Genkow też się odblokował, jak wszyscy go krytykowali. Trzeba zwrócić uwagę, że cały czas kibice domagają się na boisku Bitona, co też mu nie pomaga – kontynuuje „Ajwen”. Nieco innego zdania jest były piłkarz Austrii Wiedeń: – Cani, owszem, udowodnił, że potrafi grać pod presją, ale kiedy Genkow się zatnie, potrafi notować bardzo długie serie bez bramki.
Tak właśnie było, kiedy Bułgara wypróbowano w Rosji. Zaraz po transferze do Dinama Moskwa za 2,5 miliona dolarów, Genkow miał swoje jedyne pięć minut. Już w piątym meczu w nowych barwach strzelił dwie bramki Spartakowi i trafił na listę życzeń PSV, ale minęło kilka tygodni, a zaczął się kolejny koszmar. W dziewiątej kolejce ukąsił po raz ostatni i sezon zakończył z czterema golami. Rok później uznano go już największym rozczarowaniem sezonu 2009 według serwisu sports.ru, a niedawno w ogóle najgorszym napastnikiem dekady w Dinamie. Kryzys pokrywał się z drobnymi urazami, które oszczędzały piłkarza na krótko po powrocie do Bułgarii, ale zaatakowały ponownie w Krakowie. Tym razem nie wygląda jednak na to, by „Gienek” wywieszał białą flagę, bo zamierza jak najszybciej powrócić do podstawowego składu.
– Ciekawi mnie, czy Kaziu postawi dzisiaj na niego. Wygląda to tak, że ceni go wyżej niż Bitona albo chodzi zwyczajnie o to, że Bitona nie chcą kupić, bo jest za drogi. A z każdą kolejną bramką kibice domagaliby się jego transferu. Szczerze? Ja bym go nie wziął za te pieniądze – puentuje „Ajwen” i daje nadzieję Bułgarowi, który w ostatecznym rozrachunku i tak przegrywa w oczach naszych ekspertów z Canim. Spora różnica punktowa w ocenie nie może specjalnie dziwić, jeśli weźmiemy pod uwagę kryteria Gilewicza.
– Nie patrzę w przeszłość i oceniam piłkarzy po ich aktualnej dyspozycji. Jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz, a na ten moment więcej atutów na pewno po swojej stronie ma Albańczyk – kończy Gilewicz. Jego opinii nie sposób podważyć, bo Cani prowadzi w zdobytych bramkach 8:2.
FILIP KAPICA

