Michal Hubnik: – Nie czuję się gorszy od obecnych kadrowiczów

redakcja

Autor:redakcja

09 grudnia 2011, 19:19 • 10 min czytania

Pompowanie balonika przed mistrzostwami Europy się rozpoczęło. Nie tylko u nas. Pompują też Czesi, Grecy i Rosjanie, bo każdy uważa, że skąd, jak skąd, ale z tej grupy po prostu trzeba awansować. O nastrojach naszych południowych sąsiadów, atmosferze w reprezentacji i nadziejach na Euro rozmawiamy z napastnikiem Legii Warszawa – Michalem Hubnikiem.
Czeski „Sport” po losowaniu w Kijowie napisał z entuzjazmem: „Dzięki, Zizou”. Ty też jesteś zadowolony z grupy na Euro?
Ja jestem trochę bardziej sceptyczny. U nas wszyscy się cieszą, radują, są bliscy euforii. Wiadomo, spodziewaliśmy się znacznie mocniejszej grupy, w której raczej nikt nie wymieniałby nas w gronie faworytów. Nie mówię, że teraz nimi jesteśmy, ale w Czechach wszyscy liczą na awans. Presja rośnie.

Michal Hubnik: – Nie czuję się gorszy od obecnych kadrowiczów
Reklama

Tomas Rosicky powiedział, że to najsłabsza reprezentacja Czech, jaka kiedykolwiek startowała w mistrzostwach Europy. Zgadzasz się z nim?
Powiem inaczej. Przechodzimy teraz przemianę pokoleniową. Ta generacja znakomitych piłkarzy z Nedvedem na czele, to już przeszłość. Teraz budujemy nową drużynę. Jest wielu młodych piłkarzy i myślę, że potrzeba dwóch – trzech lat, aby wskoczyć na ten najwyższy poziom.

Wasz awans na Euro rodził się w bólach…
Zgadza się. Na początku graliśmy bardzo słabo. Porażka 0:1 z Litwą, i to w kiepskim stylu, jest tego najlepszym potwierdzeniem. Nawet z Liechtensteinem się męczyliśmy. Wydaje mi się, że pewnym przełomem był wyjazdowy mecz z Hiszpanią. Prowadziliśmy 1:0 do 70. minuty, graliśmy wybornie, ale skończyło się na porażce 1:2. Pamiętajmy jednak, że to Hiszpania. Oni grają piłkę z innej planety.

Reklama

A jakim trenerem jest Michal Bilek?
Na pewno dobrym, bo awansował z reprezentacją na Euro (śmiech).

A charakterologicznie?
Bardzo spokojny. Daleko mu do nerwusa. Wie, co może powiedzieć piłkarzowi, ma odpowiednie wyczucie i dzięki temu utrzymuje dobre relacje z zawodnikami.

No właśnie, wydaje się, że twoi koledzy z kadry pójdą za nim w ogień. Wspólne lżenie Radka Drulaka na lotnisku w Podgoricy, tylko to potwierdziło.
Na pewno poszlibyśmy za trenerem w ogień, ale o tej akcji z Drulakiem, wybacz, jednak nie zamierzam rozmawiać.

Ale paradoksalnie wtedy pokazaliście, że jesteście drużyną. Oglądając filmik z całego zajścia czuć w powietrzu ten „team spirit”. Tylko pozazdrościć.
To wszystko działo się pod wpływem dużych emocji. Później na piłkarzy spadła za to duża krytyka. Z różnych stron. Nie mnie to oceniać. Rozmawiałem o tym z bratem, wszystko mi opowiedział, ale chcę to zachować dla siebie. Podkreślam tylko, że działo się to zaraz po wygranym meczu barażowym z Czarnogórą. Emocje wzięły górę.

W wywiadzie dla „Olomouckiego Vecernika” powiedziałeś, że oglądając ten mecz w domu popłakałeś się ze szczęścia.
Tak, to prawda (śmiech). To dla nas wielki sukces. Każdy piłkarz marzy o grze na Euro czy mistrzostwach świata. Ja również.

Widzisz siebie w tej kadrze?
Na razie rozegrałem tylko cztery spotkania w reprezentacji. Może byłoby ich więcej, gdyby nie ta kontuzja Achillesa. To zresztą najpoważniejszy uraz w mojej karierze. Teraz muszę wrócić do formy, odzyskać miejsce w podstawowym składzie Legii i dopiero później mogę myśleć o grze w reprezentacji. Ale do tego daleka droga. Przede wszystkim muszę bardzo mocno pracować, aby ta forma „top” przyszła już na początku rundy wiosennej.

A trener Bilek lub ktoś z jego sztabu szkoleniowego jest z tobą w kontakcie? Dzwonią, pytają o zdrowie?
Tak, zresztą konsultowałem z nimi leczenie tego urazu. Zabieg i rehabilitację przeszedłem w Ołomuńcu. Będąc w Warszawie od dłuższego czasu miałem problemy z Achillesem i już za bardzo nie wiedziałem, co mam zrobić, bo nie było widać poprawy. Ból nie ustępował. Pojechałem więc do Czech, gdzie przebadał mnie bardzo dobry doktor, przeprowadził zabieg i muszę mu serdecznie podziękować, bo od razu widać poprawę. Rehabilitacje przechodziłem też na obiektach Sigmy. Miałem zajęcia z fitnessu, chodziłem na basen, a ponadto indywidualnie zajmował się mną trener od przygotowania fizycznego. فącznie gips nosiłem przez miesiąc, a chciałem jeszcze wrócić na ostatnie trzy tygodnie rundy do Legii. I udało się. W Warszawie już normalnie trenowałem, grałem w małych gierkach, więc efekty są naprawdę zadowalające.

Wróćmy do Euro. Konkurencję w reprezentacyjnym ataku masz naprawdę dużą, a na mistrzostwa pojedzie pewnie czterech, górą pięciu napastników.
A kto wie, może pojedzie nas więcej, niż pięciu? (śmiech). Nie wiadomo. Konkurencja jest bardzo duża, ale to normalne w reprezentacji. Ja jednak patrzę tylko na siebie i wiem, że jeżeli będę w formie, to sobie poradzę. Na pewno nie czuje się gorszy. Nie załamuje się też kontuzją. Myślę pozytywnie, a najważniejszym dla mnie celem jest obecnie powrót do składu Legii. Na tym się skupiam.

Fakt, że wszystkie mecze grupowe rozegracie we Wrocławiu, to dla was duży handicap?
Handicap? U nas w Czechach, to oznacza coś negatywnego (śmiech). A tak poważnie, to wiadomo, Wrocław, to dla nas najlepsza lokalizacja z możliwych. Godzina z kawałkiem samochodem i już jesteśmy na miejscu. Problemem mogą być jednak bilety, bo niełatwo będzie z ich kupnem. Większość została już rozlosowana, a raczej mało kto się spodziewał, że zagramy trzy mecze we Wrocławiu. W tym mieście chyba też będzie nasza baza na Euro, przynajmniej tak wczoraj słyszałem w czeskiej telewizji.

A jakie są najmocniejsze punkty reprezentacji Czech?
Wydaje mi się, że kolektyw i dyscyplina taktyczna. Mamy bardzo wyrównany skład, w zasadzie z jedną gwiazdą – Petrem Cechem w bramce. W środku pola rządzą Tomas Rosicky z Jaroslavem Plasilem, a więc piłkarze o uznanej marce, grający w super klubach. Defensywą bardzo dobrze dyryguje mój brat – Roman, a w ataku jest oczywiście Milan Baros, którego chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Co prawda miał on ostatnio swoje problemy, ale to wciąż świetny napastnik. Przeciwnicy na pewno nie będą mieli z nami łatwo.

Rewelacją ostatnich miesięcy jest jednak prawy obrońca – Theodor Gebre Selassie.
Chłopak jest niesamowity. W krótkim czasie zrobił niesamowity postęp. Wcześniej mało się o nim pisało, mało się mówiło, bo specjalnie się nie wyróżniał. Ale zeszły sezon miał bardzo dobry. Grał naprawdę znakomicie, a już w reprezentacji, przynajmniej według mnie, był jednym z najlepszych na boisku. Bardzo pewny w defensywie, często włączający się do akcji ofensywnych, z mocną psychiką. Świetny zawodnik, a prywatnie wyjątkowo spokojny, cichy chłopak.

A któryś z czeskich talentów może przebojem dostać się do kadry na Euro?
Mamy kilku bardzo utalentowanych piłkarzy. Na pewno jednym z nich jest Vaclav Kadlec, ale on już chyba za długo gra w Sparcie Praga, więc powinien wyjechać za granicę, by dalej się rozwijać. W Czechach stoi w miejscu. Dalej jest Janek Chramosta z Mladej Bolesław, no i u mnie w Ołomuńcu, jest dwóch zdolnych chłopaków: Tomas Horava i Jakub Petr. To są wszyscy, poza Tomasem, chłopaki z dziewięćdziesiątych roczników, a każdy z nich gra w lidze czeskiej co najmniej od trzech lat. Nie zapominajmy też o piłkarzach Viktorii Pilzno, którzy teraz grali w Lidze Mistrzów.

Wcześniej mówiłeś o najmocniejszych punktach waszej reprezentacji, a jakie są te najsłabsze na pół roku przed Euro?
Czasami zbyt łatwo tracimy gole. I co gorsza, te bramki nas mocno podłamują. Z drużyny automatycznie schodzi powietrze i morale spada o kilkadziesiąt procent. To chyba takie największe mankamenty, może wynikające trochę z braku doświadczenia u niektórych zawodników.

A w jakiej kondycji jest wasz ligowy futbol? Polska ekstraklasa jest dla was, czeskich piłkarzy, atrakcyjna?
Myślę, że tak. Na pewno w Czechach czy na Słowacji, ten kryzys ekonomiczny jest teraz bardziej odczuwalny, niż w Polsce. Co do poziomu, to myślę, że jest on porównywalny. Jeszcze jako piłkarz Sigmy, kilka razy grałem przeciwko polskim klubom i były to bardzo wyrównane mecze. Różnicę robi jednak cała otoczka wokół ligi oraz atmosfera na trybunach. W Czechach na mecze przychodzi nieraz i po tysiąc widzów. Tutaj, wiadomo, frekwencja jest zdecydowanie lepsza.

A gdyby trener Bilek poprosił cię o pomoc w rozpracowaniu reprezentacji Polski, to na co lub na kogo zwróciłbyś szczególną uwagę?
Szczerze powiem, że nie za bardzo śledzę grę waszej reprezentacji. Wiem, jak grają chłopaki z Legii i o tym mógłbym opowiadać, ale kadra? Macie tego napastnika z Borussii Dortmund…

Robert Lewandowski.
O, właśnie. Bardzo dobry piłkarz. Jego kojarzę, no i jeszcze waszych bramkarzy.

To porozmawiajmy o twoim bracie, młodszym o rok – Romanie. On jest pewniakiem w kadrze, gra w Bundeslidze. Nie przeszkadza ci, że od lat pozostajesz w jego cieniu?
Nie, wręcz przeciwnie, bardzo mu kibicuję. Od małego graliśmy razem. Wspólnie też trafiliśmy do Sigmy, z tym, że on szybciej wyjechał za granicę. Najpierw trafił do FK Moskwa, gdzie miał jednak duże problemy z kontuzjami i stracił blisko dwa lata gry. Później wypożyczono go do Sparty Paraga. Tam zagrał kapitalną rundę i zgłosiła się Hertha Berlin.

Od małego był układ, że ty jesteś napastnikiem, a Roman obrońcą? Jakieś gierki jeden na jeden?
Właśnie nie, często się to zmieniało. Graliśmy na różnych pozycjach. I mnie zdarzało się grać na stoperze, czy nawet w środku pola, jako defensywny pomocnik. On też był próbowany z przodu. Naprawdę różnie bywało. W naszej wsi, gdzie się wychowaliśmy, koło Drnovic, graliśmy niemal każdego dnia, na takiej polanie za domem. Non stop biegaliśmy z piłką. Od rana do wieczora.

On miał więcej szczęścia czy większe umiejętności?
Trudno powiedzieć. Może i to, i to (śmiech). Ja na pewno miałem większą konkurencję w swoim roczniku, bo o miejsce w reprezentacjach młodzieżowych musiałem walczyć z Vaclavem Sverkosem czy Tomasem Junem. Z kolei jego rocznik – 1984, był trochę słabszy, ale Roman grał regularnie i prezentował naprawdę dobry poziom. Wcześniej też zaczął, bo już od kadry U-15, a ja dopiero od U-17. Co ciekawe, razem z nim w reprezentacjach młodzieżowych grał wtedy między innymi Tomas Jirsak z Wisły Kraków. Młodzieżówka to takie okno wystawowe, więc tam wpadł w oko menedżerom i jego kariera potoczyła się szybciej, niż moja. Ale absolutnie nie ma między nami z tego powodu jakiejś zazdrości. Cieszę się, że gra w Bundeslidze. Często do siebie dzwonimy. Praktycznie przed każdym meczem, żeby zapytać się o samopoczucie. On ogląda moje mecze w Legii, ja śledzę jego występy w Hercie. Wspieramy się, jak tylko możemy.

Niedawno otworzyliście też szkółkę piłkarską w Ołomuńcu.
Zgadza się, nazywa się „Hubnikova szkola”. Ale to nie jest akademia piłkarska, ani żaden klub, tylko bardziej taki „training camp”. Po prostu dzieciaki z całego kraju przyjeżdżają do nas w wakacje na tydzień i trenują pod opieką naszych współpracowników. Sami z bratem też przyjeżdżamy. On na jeden turnus, ja na drugi. Wiadomo, akurat podczas lata nie mamy za wiele czasu, bo z reguły jesteśmy na zgrupowaniach. Trenują u nas dzieciaki od 6 do 12 lat. Mamy świetne warunki do treningów. Sigma udostępnia nam boiska, zaplecze z odnową biologiczną oraz hotel o bardzo wysokim standardzie. Poza treningami, zabieramy dzieciaki do Aquaparku czy do kina. Prowadzimy zajęcia z języka angielskiego. Wszystko tak, by przygotować ich do profesjonalnego futbolu. W tym roku odbyła się pierwsza edycja naszego obozu i cieszyła się naprawdę dużym zainteresowaniem. Niektóre dzieci przyjeżdżały nawet z Pragi czy Teplic. فącznie przyjechało ponad stu chłopców.

W Warszawie życie chyba płynie nieco szybciej, niż w Ołomuńcu. Nie miałeś problemów z aklimatyzacją?
No tak, Ołomuniec ma niewiele ponad 100 tysięcy mieszkańców, a więc jest małym miasteczkiem w porównaniu z Warszawą. Na początku musiałem się przyzwyczaić do dużego ruchu na drogach, korków, nie wiedziałem gdzie są jakieś sklepy, więc cały czas korzystałem z nawigacji. Teraz już nie mam z tym problemów. Dobrze się tu czuję, swobodnie poruszam się po mieście. Mojej córeczce też się bardzo podoba w Warszawie. Na pewno macie więcej placów zabaw dla dzieci, niż w Czechach. Nie wiem z czego to wynika. No i język – szybko się go nauczyłem, dzięki czemu nie mam problemów z komunikacją, jak sam widzisz.

Ok, to na koniec wróćmy do Legii. Naprawdę wierzysz, że wiosną uda ci się wygrać rywalizację z Danijelem Ljuboją?
Zawsze myślę pozytywnie. To taka moja „tajemniczka”. Wiadomo, Danijel to znakomity piłkarz. Można się sporo od niego nauczyć, bo kapitalnie operuje piłką i gdyby nie on, to pewnie nie byłoby tak dobrych wyników w tym sezonie. Ale żadnej rywalizacji się nie boję. Wierzę, że na wiosnę będę grać w pierwszym składzie Legii. Może właśnie razem z Danijelem? Czas pokaże.

Rozmawiał JAKUB POLKOWSKI

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama