Zwinął się z Bełchatowa, powalczy o mistrzostwo z Beckhamem…

redakcja

Autor:redakcja

08 listopada 2011, 02:11 • 5 min czytania

Nie tak dawno temu na treningach dostawał piłki od Kamila Poźniaka, strzelał فukaszowi Sapeli i odgrywał Mariuszowi Ujkowi. Był jedną z najbarwniejszych postaci Ekstraklasy. Na boisku od czasu do czasu strzelał gole, poza boiskiem drażnił brakiem profesjonalizmu. W końcu uznał, że trzeba ruszyć za granicę. I ruszył. Tyle że w dół. Najpierw do Birmingham City, potem do FC Vaslui, na koniec do Club Atlas. Nie poszło mu nigdzie. W końcu, po dwóch latach bezowocnej tułaczki Carlo Costly odnalazł swoją przystań. Miejsce, które pokochał z wzajemnością. Houston, w stanie Texas.
Tamtejsze Dynamo stało się właśnie sprawcą największej niespodzianki sezonu. Drużyna niedoceniana, bez nazwisk i większej kasy najpierw w ćwierćfinale play-off ograła Philadelphię Union, a następnie rozprawiła się z faworyzowanym Sporting Kansas City i ku zaskoczeniu wszystkich fanów Major League Soccer awansowała do finału. Wynik drugiego meczu? 2:0. Strzelcy? Andre Hainault i Carlo Costly.

Zwinął się z Bełchatowa, powalczy o mistrzostwo z Beckhamem…
Reklama

– Houston w końcu złapało formę i zaczęło grać lepiej. W lecie wymienili sporo zawodników i ściągnęli m.in. Costly’ego. Ich największą zaletą jest to, że harują na boisku. No i mają Brada Davisa, czyli jednego z najlepiej wykonujących stałe fragmenty gry zawodników w lidze – ocenia Robert Warzycha, trener Columbus Crew. – Costly? Niczym specjalnym mnie nie zachwycił – dodaje.

Reklama

I rzeczywiście patrząc na przebieg całego sezonu, były napastnik Bełchatowa nie do końca zasłużył na te wszystkie zaszczyty, które na niego spływają. Z kilku powodów…

Po pierwsze – Honduranin, do czego zdążyliśmy się przyzwyczaić, znowu ma problemy z komunikacją. Poprosiliśmy zresztą kiedyś Oresta Lenczyka o opinię na jego temat. – Bardzo sympatyczny chłopak, ale nie chciał się gad języków uczyć – usłyszeliśmy w odpowiedzi. Wiele się w tej kwestii nie zmieniło. Amerykańskich dziennikarzy też to nurtowało, tyle że większość piłkarzy Houston bagatelizowała problem. – Carlo jest dobrym duchem szatni, więc nie powinno być kłopotów z dogadywaniem się – twierdził Brian Ching. Costly odpowiadał komplementem na komplement: – Brian świetnie orientuje się, w jaki sposób poruszają się pozostali i nie musimy do siebie krzyczeć – tłumaczył 29-latek. Kilku innych jego kolegów, czego można się było spodziewać, nawiązało do legendarnego „języka futbolu, który przecież na całym świecie jest taki sam”. A Costly na to: – Język futbolu? Co macie na myśli?

Po drugie – jest najlepiej zarabiającym piłkarzem w drużynie.

Carlo Costly – $425,583.37
Brian Ching – $412,500.00
Brad Davis – $278,062.50

Po trzecie – no właśnie, najlepiej zarabiający, a do pewnego momentu W OGÓLE się nie spłacał. Do Houston trafił co prawda dopiero w połowie sezonu zasadniczego, ale jego statystyki zdecydowanie nie powalają. Nie licząc play-offów, rozegrał 11 meczów, 7 w pełnym wymiarze, zdobył jedną bramkę i zaliczył jedną asystę. Oddał 22 strzały, z czego 3 celne. – Było mu ciężko, bo zanim do nas trafił, wystąpił w kilku meczach reprezentacji Hondurasu. Sporo podróżował i to wpłynęło na jego formę – stwierdził Brian Ching. Sam Costly przed podpisaniem kontraktu też się asekurował, podkreślając, że aklimatyzacja może nie być łatwa.

Image and video hosting by TinyPic

Trener Dominic Kinnear jednak uparcie na Costly’ego stawiał i ten w ostatniej chwili spłacił dług wdzięczności. W 32. kolejce w końcu trafił do siatki podczas zwycięstwa 3:1 nad Los Angeles Galaxy. I… oszalał z radości. – Ten gol zdjął z niego ogromną presję. Strasznie mu na tym zależało. Widzieliście zresztą jego radość. Wszyscy piłkarze pobiegli mu pogratulować. Cieszymy się, że mamy kogoś takiego w szatni. Zaczyna to wyglądać wspaniale – nie posiadał się z radości Kinnear. – Carlo od początku ciężko pracował, tyle że brakowało mu szczęścia. Bramka z Galaxy wiele dla niego znaczy – dodał Brian Ching. Większą kreatywnością w formułowaniu pochwał popisali się redaktorzy serwisu dynamotheory.com, którzy stwierdzili, że „kiedy ten chłopak się zagrzeje, najlepiej od razu schować gaśnice”. Gwoli ścisłości dodajmy, że udany występ z Galaxy dał Costly’emu nagrodę dla „Latynosa kolejki”.

– To wszystko nic nie zmienia. Jestem takim samym Carlo, jak byłem. Po prostu cieszę się, że ta bramka wpadła w dobrym momencie, bo bardzo jej potrzebowałem. Teraz czuję się pewniej i koncentruję się na tym, żeby moje nazwisko stale pojawiało się w jedenastce – przyznał sam zainteresowany.

Po ostatnich sukcesach piłkarze Dynama woleli jednak tonować nastroje, tak jak ostatnio Levante. Ł»eby nie zapeszyć. – Wracamy do domu z uśmiechem na twarzy, ale wiemy, że przed nami jeszcze długa droga – mówił Kinnear. – Nie jest przypadkiem, że awansowaliśmy do play-offów. To efekt naszej zwycięskiej mentalności. Mamy wszelkie środki, żeby teraz awansować do finału. Jestem gotowy, żeby wnieść do drużyny to, czego się ode mnie oczekuje. Chcę zostać mistrzem USA z Dynamo Houston – dumnie obwieścił Costly.

W swoim stylu wypowiadał się też na temat życia w USA. W swoim stylu, czyli… z hipokryzją. Zapytany o to, jaki sport poza piłką podoba mu się najbardziej, stwierdził, że ze względu na swoją dynamikę futbol amerykański, ale tak naprawdę nie zna ani zasad, ani nazwisk zawodników. Przypomniała nam się w tym momencie rozmowa, którą przeprowadziliśmy z Costlym przed rokiem i w której opowiadał, jak bardzo zauroczony jest Maciejem Skorżą. Dlaczego? „Wystarczy na niego popatrzeć”. Tyle te jego deklaracje warte, co wypowiedzi Andy’ego Najara z DC United o tym, że Costly jest inteligentny.

Bo prawda jest taka, że za bystry nie jest. Poważnie zawodu też nie traktuje. Ma za to niebywałe szczęście. Po kilku latach niebytu i pałętania się po przeciętnych klubach naprawdę fajnie się ustawił. Ł»yje sobie w Houston jako gwiazda soccera, zarabia bardzo przyzwoite pieniądze, mierzy się na boisku z Henrym czy Beckhamem i nie boi się o swoje bezpieczeństwo, jak to było w Meksyku czy w Hondurasie. Nie czuje też takiej presji wyniku jak w Rumunii. Jednym słowem – sielanka. Pasuje tylko częściej trafiać do siatki niż dwa razy w dwunastu meczach. No i zdobyć mistrzostwo. Ale o to może być akurat ciężko. – Houston pokonało u siebie Galaxy, ale finał będzie rozegrany w Los Angeles. A w tym sezonie Galaxy w domu jeszcze nie przegrało. Nie mam wątpliwości, kto jest faworytem – kończy Robert Warzycha.

***

Drużyny prowadzone przez Polaków, czyli Columbus Crew (Robert Warzycha) i Philadelphia Union (Piotr Nowak) zajęły w konferencji wschodniej odpowiednio trzecie i czwarte miejsce w sezonie zasadniczym. Nieźle, ale jeszcze większe brawa należą się olanemu swego czasu przez Smudę Chrisowi Wondolowskiemu, który stoi przed olbrzymią szansą na zdobycie drugiej korony króla strzelców z rzędu. Z 16 golami zajmuje ex-aequo z Dwaynem de Rosario pierwsze miejsce w klasyfikacji i jeśli Landon Donovan nie wbije 20. listopada w finale trzech bramek, Chris będzie mógł się udać z Dwaynem po odbiór nagrody. Ale Donovana byśmy nie lekceważyli, bo już kiedyś przejechał się na nim Artur Boruc. „Donovan? To jakiś piosenkarz?” – pamiętacie? 🙂

TOMASZ ĆWIĄKAفA

Najnowsze

Polecane

Media: Zaskakujący scenariusz. Polska siatkarka może zmienić obywatelstwo

Wojciech Piela
3
Media: Zaskakujący scenariusz. Polska siatkarka może zmienić obywatelstwo
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama