Jeden przespał prawie całą karierę, drugi chyba nie do końca wykorzystał swój potencjał. Obaj pokazali i wybili się w Polsce dopiero w poprzednim sezonie. Jeden nie miał wcześniej takiej możliwości, drugi miał, ale mu się nie chciało. Profesjonalista i świr. Dwa typy bramkarzy o kompletnie różnej mentalności. W warunkach naszej ekstraklasy – ponadprzeciętni. Sergei Pareiko i Wojciech Kaczmarek pod lupą ekspertów Weszło.
Jeszcze kilkanaście miesięcy temu przeciętny polski kibic, oglądający mecze w barze, miał prawo ich nie kojarzyć. Pareiko pół przygody z piłką spędził w Estonii, a drugie pół w Rosji, zahaczając jeszcze na rok o Włochy. Kiedy trafił do Wisły, większość fanów (nie liczymy maniaków Priemjer Ligi) pukała sobie w głowę. Pareiko? Estonia? Tom Tomsk? Bez jaj. Skąd ten gość w ogóle tu się znalazł? Jak się później okazało, o czym po raz pierwszy poinformował na naszych łamach Andrzej Iwan, Wiśle polecił go Tomasz Frankowski. Snajper Jagiellonii tłumaczył sprawę skromnie, na zasadzie – „e tam, ja tylko przekazałem numer telefonu”. Ale właśnie ten numer telefonu w dużej mierze przyczynił się do wywalczenia przez Białą Gwiazdę mistrzostwa. Pareiko wprowadził się do drużyny błyskawicznie, od początku imponował spokojem, bardzo szybko wywalczył też poparcie kibiców, którzy dziś przed każdym meczem skandują jego nazwisko. Nie dość, że nie puszczał baboli, piłka nie wypadała mu z rąk jak u Pawełka, to popisywał się jeszcze fantastycznymi paradami (vide: obrona karnego Ediego Andradiny). Do pewnego momentu był ostoją drużyny…
Aż dał pokaz katastrofalnej cabajady w kluczowym momencie… – Pareiko nie zasłużył, żeby wieszać na nim psy. Popełnił błąd przy bramce, zgadza się, ale jestem przekonany, że już wcześniej myślał, że piłka przekroczyła linię bramkową i w ostatniej chwili rzucił się na nią desperacko z prostymi rękami. Wypadła. Cóż. Futbol. Zdarza się. Poza tym grał bardzo dobrze, pewnie, na swoim poziomie. Śmiem twierdzić, że gdyby nie on, w ogóle nie rozmawialibyśmy o Wiśle w kontekście Ligi Mistrzów. Z mojej strony, Estończyk ma pełne poparcie – bronił „Ajwen” Pareikę na swoim blogu.
Druga rysa na jego pomniku, choć nie tak poważna, to amok, w który 34-latek wpadł w meczu z Legią. Czerwona kartka tak go rozjuszyła, że najpierw wyżył się na sędziach, a następnie na tabliczce wskazującej drogę do szatni, którą rozbił w pył, wykrzykując przy okazji hasła ze słownika Piotra Leciejewskiego. Wśród fanów Wisły co ciekawe zyskał jeszcze większy szacunek, bo okazało się, że facet zwykle łagodny jak owieczka, ma charakter.
Poza tym wybrykiem zawsze zachowywał pełen profesjonalizm. I na boisku, i poza nim. Kiedy przeniósł się do Krakowa na stałe, pierwsze kroki skierował do księgarni, gdzie nabył samouczek języka polskiego. Efekty były błyskawiczne i dziś Sergei posługuje się naszym językiem bez większych trudów. Przeważnie nie mówi co prawda niczego godnego odnotowania, ale i tak szacunek za podejście.
O Wojciechu Kaczmarku napisaliśmy kiedyś, że piłka uratowała mu życie. Teraz możemy dodać, że Jurij Szatałow uratował mu karierę. Gdyby były trener Cracovii na niego nie postawił, Wojtkowi zrobiłyby się odleżyny od siedzenia na rezerwie. W juniorach Wisły nie przebił się, bo, mówiąc delikatnie, profesjonalizm nie był jego mocną stronę, w Śląsku też w zasadzie nie podnosił się z ławki. Sam nie chce opowiadać o swoich wybrykach, bo stroni od mediów. Twierdzi, że do niczego mu to niepotrzebne. Ogólnie może się wydawać, że wszystko ma gdzieś. W szkole do nauczycielki zwracał się – „ty kurwo”, we Wrocławiu do końca walczył o darmowe wejściówki do aqua parku, a kiedy na jednym z bankietów dowiedział się, że za wódkę trzeba płacić, przestał pić. W odpowiednim momencie się otrząsnął, ale do dziś sprawia wrażenie gościa, który przyjeżdża na mecz odbębnić swój obowiązek. Bez show, bez zbędnego efekciarstwa.
Styl bronienia ma taki jak charakter. Andrzej Iwan nazywa go flegmatycznym. Nigdy nie rzuca się na pokaz. Sam przyznaje, że nienawidzi bronienia na notę. Wystarczy mu, że wykorzystuje swój zasięg ramion. Nawet na Youtube ciężko o jakieś jego spektakularne parady. Ciężko o jakiekolwiek interwencje. Nie broni efektownie, ale efektywnie. W zeszłym sezonie, śmiało możemy to napisać, wybronił Cracovii utrzymanie. Teraz aż tak nie błyszczy, ale i tak jest kluczowym punktem zespołu.
Czas na oceny:
Wojciech Kaczmarek 112:114 Sergei Pareiko
Nasi eksperci nie widzą miażdżącej różnicy w poziomie obu bramkarzy. Generalnie podobna klasa. Warto zauważyć, że obaj dostali też wyjątkowo wysokie noty, dużo wyższe niż ostatnio Sikorski i van der Biezen. Ale Pareiko i Kaczmarek w przeciwieństwie do niedawno ocenianych napastników to fachowcy na swoich pozycjach. Bako i Iwan zgodnie przyznają, że nie widać u nich jakichś rażących mankamentów. Obaj przekonali się też, że bronienie w Krakowie to ciężki kawałek chleba. Szczególnie mając przed sobą Jaliensa i Kosanovicia…
TOMASZ ĆWIÄ„KAŁA


