Michał Probierz nie chce już być trenerem Jagiellonii i teraz pytanie, czy nim nie będzie. Nie do końca wierzymy w jego intencje, raczej spodziewamy się, że próbuje bezboleśnie przeskoczyć do innego wózka i wykorzystuje pretekst, by rozwiązać umowę z „Jagą”. Już wcześniej mówiło się przecież, że prezes Cezary Kulesza zażądał od „Kolejorza” 500 tysięcy złotych za przedwczesne rozwiązanie kontraktu ze szkoleniowcem… Może jesteśmy w tym momencie niesprawiedliwi, ale pamiętamy, jak Probierz chciał z Jagiellonii odejść do Górnika, a potem stwierdził, że nie odchodzi, bo „obiecał to Frankowskiemu”.
Było wówczas tak – a działo się to jesienią 2009 roku – że Cezaremu Kuleszy Probierz przyniósł flaszkę i powiedział, że to na pożegnanie. Sądził, że się razem napiją, a potem prezes Jagiellonii pozwoli mu odejść do Górnika Zabrze. Tymczasem Kulesza powiedział, że Probierz oczywiście może odejść, ale obowiązuje go trzymiesięczne wypowiedzenie. Górnik czekać nie chciał, wziął Adama Nawałkę, a Probierz na konferencji prasowej oświadczył: – Z Górnikiem jestem mocno związany, poza tym w Zabrzu mam chorego ojca i mógłbym być na miejscu. Jednak kilka dni temu dałem słowo Tomkowi Frankowskiemu, że zostaję w Jagiellonii…
Tak było, taki teatrzyk odgrywał przed mediami i przed kibicami. A jak jest teraz, wie tylko Probierz. Ale nie powie, bo to dużej klasy cwaniak.
W każdym razie ta wtorkowa dymisja jest dziwna z kilku względów…
Po pierwsze – Jagiellonia ma szansę na historyczne, drugie miejsce i sam finisz tego sezonu to jeden z najważniejszych momentów w historii klubu. Już w piątek do Białegostoku przyjeżdża mająca tylko dwa punkty mniej Legia, tymczasem gospodarze być może zagrają bez trenera, bo trener zdezerterował (przynajmniej wyraził chęć dezercji). Ł»eby tam był jeszcze jakiś ogarnięty asystent – ale nie, nie ma. Na kilkadziesiąt godzin przed jednym z kluczowych spotkań Jagiellonia zostaje bez szkoleniowca. Kogo niby w tym momencie może ten klub zatrudnić? Kogo znajdzie w 48 godzin? Czy to jest ze strony Probierza zachowanie odpowiedzialne? Czy nie powinien czuć się odpowiedzialny za dowiezienie do końca sezonu Jagiellonii na pozycji gwarantującej start w europejskich pucharach? Jeśli uznał, że zespołowi dobrze zrobi zmiana trenera, to czy nie powinien najpierw obgadać tego z prezesem i sprawdzić, czy prezes w ogóle ma plan B?
Po drugie – trenerzy ciągle narzekają, że niczego nie da się w Polsce zbudować, bo po kilku porażkach działaczom gotują się głowy. No to Probierz miał okazję budować – i co? Po kilku porażkach głowa się zagotowała, ale jemu. Niech nigdy nie narzeka, że w naszej lidze nie szanuje się szkoleniowców i że nie daje się im czasu, by pokazali co potrafią, ponieważ po tej dymisji nie ma do tego moralnego prawa. Oczywiście, ta runda to dla ambitnego Probierza klęska, ale… bez przesady, większe zawodowe dramaty go jeszcze czekają. Real Madryt może być drugi w lidze, to i Jagiellonia może.
Po trzecie – Probierz już od kilku tygodni przy byle okazji przebąkiwał, że być może Jagiellonii przydałaby się zmiana trenera, jakby koniecznie chciał się z tego interesu wypisać. A ponieważ w Białymstoku miał komfort pracy większy niż którykolwiek trener w naszej lidze (działacze spełniali praktycznie wszystkie transferowe zachcianki szkoleniowca, ruch tam był jak na Dworcu Centralnym), to te jego pragnienie odejścia było zastanawiające.
Myślimy o tym, analizujemy i nos nam podpowiada, że ta dymisja nie jest honorowym rzuceniem ręcznika, tylko próbą wykorzystania nadarzającej się okazji, by uwolnić się od kontraktu z Jagiellonią. W związku z tym mamy nadzieję, że Cezary Kulesza dymisji nie przyjmie.
Faktem jest, że Jagiellonia przegrała trzeci mecz z rzędu i zaprezentowała się katastrofalnie. W zasadzie przez 90 minut ten zespół nie był w stanie przeprowadzić ani jednej składnej akcji. Polonia grała zdecydowanie lepiej, z większym rozmachem i wydawało się, że gol dla niej jest kwestią czasu. Szkoda tylko, że tego pierwszego Euzebiusz Smolarek zdobył po frajerskim zagraniu ręką i że sędzia się zdrzemnął i tego frajerskiego zagrania nie widział. Ruch Ebiego nie był może wyraźny, ale chyba nikt nie ma wątpliwości, że napastnik Polonii celowo w taki nieprzepisowy sposób pomógł sobie opanować piłkę. W sensie moralnym byłby antybohaterem spotkania, gdyby nie Thiago Cionek, czyli absolutne moralne dno – ale o tym bałwanie piszemy już w innym miejscu.
Cionek Cionkiem, ale Smolarkowi, za to co zrobił, należy się… Tak, tak, Ebi, niestety, przykro nam… Wielki kolumbijski palec w dupę. Nadstaw się.
Idźmy dalej. Wreszcie dobry, ale taki naprawdę dobry mecz zagrała Legia. Po raz pierwszy to coś przypominało zespół piłkarski, złożony z profesjonalnych sportowców. Biegali, walczyli, nieźle kopali. I wygraliby to spotkanie, gdyby nie Wojciech Skaba, który w ostatniej akcji meczu wypluł przed siebie piłkę po dość łatwym strzale Jeża. Marek Jóźwiak pewnie zaraz powie, że Marjan Antolović by to obronił (o ile by w ogóle musiał – wcześniej akcję przerwałby Kelhar do spółki z Kneżeviciem) i co ciekawe, jest to nawet prawdopodobne. Ten strzał, mianowicie, obroniłby nawet Jóźwiak.
Oczywiście po końcowym gwizdku w ekipie Legii widoczne było podłamanie. Rozbawił nas jednak Maciej Rybus, który wypalił: – Po cichu liczyliśmy jeszcze na tytuł mistrzowski, teoretycznie była taka szansa. W dniu dzisiejszym raczej już ją straciliśmy… Chłopaku, rozumiemy, że nie musisz czytać gazet sportowych, ale odpal chociaż telegazetę i rzuć okiem na tabelę.
Ale faktycznie, Legia miała pecha i to wielkiego. Kto nie oglądał meczu, niech po prostu rzuci okiem na to:
Podobnie wyglądało spotkanie Zagłębia Lubin ze Śląskiem, z tą różnicą, że Śląsk – w przeciwieństwie do Górnika – na dzikim farcie nie zremisował, tylko wygrał. Goście oddali dwa celne strzały, ale oba w jednej akcji. Sebastian Mila źle uderzył z rzutu wolnego, Bojan Isailović jeszcze gorzej interweniował, a Piotr Celeban skierował piłkę do siatki. I jeśli chodzi o grę wrocławian – to by było na tyle. Za to lubinianie sytuacji trochę mieli, ale albo walili obok, albo bronił Kelemen. Jeśli suma szczęścia ma się równać zero – a taką teorię wyznają niektórzy – to Śląsk w przyszłym sezonie może mieć problemy, bo generalnie to farta temu zespołowi nie brakuje. Oczywiście, szczęściu trzeba pomóc i oni to robią, ale… No, farci im naprawdę konkretnie.
Mieliśmy też we wtorek mecz na dnia tabeli, niezwykle istotny. Spotkała się bardzo słaba Polonia Bytom z bardzo słabą Cracovią, ale różnica między tymi zespołami polegała po pierwsze na tym, że goście mieli Ntibazonkize, a po drugie na tym, że Ntibazonkiza miał swój dzień jak rzadko kiedy. Bajeczny strzał tego zawodnika – a mowa o zawodniku, który z reguły strzela Panu Bogu w okno – sprawił, że dziś Cracovia ma tylko jeden punkt straty do bytomian. Nasz scenariusz na najbliższe dni jest następujący:
a) Cracovia przegrywa z Wisłą
b) Polonia Bytom wygrywa z Górnikiem (robią się znowu 4 punkty różnicy)
I potem mamy jeszcze trzy kolejki, niespecjalnie łatwe – patrząc na kalendarz – dla bytomian. Pytanie brzmi, czy Cracovia niczego nie spieprzy, bo faktycznie stanęła przed szansą utrzymania się w lidze.

