Reklama

Kiepski mecz zakończył piękną przygodę Lecha

redakcja

Autor:redakcja

24 lutego 2011, 22:34 • 5 min czytania 0 komentarzy

Brzydki koniec fantastycznej przygody – tak można podsumować to w skrócie. Lech osiągnął nieprawdopodobny, zaskakujący sukces dochodząc tak daleko w Lidze Europy. Sukces ponad stan – i za to czapki z głów. Jednak apetyty rosły w miarę jedzenia, a los sprawił, że śmiało można było myśleć o kolejnej rundzie. Zdziesiątkowany Sporting Braga, bez najlepszych jesienią piłkarzy, był rywalem, z którym można było podjąć walkę. “Kolejorz” nie podjął. Zapomnijmy o krótkim, chaotycznym i przypadkowym zrywie w ostatniej minucie. Poznaniacy zaprezentowali się katastrofalnie i zasłużenie przegrali.
Przypominają nam się teraz zachwyty nad Jose Bakero, po meczu z Manchesterem City. Jakie zmiany! Jakie decyzje! Jaka odwaga! Polski trener nigdy by nie wpuścił Możdżenia, a Bakero, proszę – wpuścił! I do niektórych nie przemawiały argumenty, że nawet nie wiedział, kogo wpuszcza i że tak naprawdę ta drużyna grała obok niego, bo wciąż czuła rękę Jacka Zielińskiego. Są zaślepieńcy, dla których wszystko co zagraniczne jest bezsprzecznie lepsze. I tacy zaślepieńcy nie przyjmowali wówczas oczywistych argumentów, że drużynę Bakero dopiero zobaczymy, w przyszłości.

Kiepski mecz zakończył piękną przygodę Lecha

Wtedy Hiszpan był wielkim zwycięzcą, a dziś widzi się w nim głównego winowajcę. Ani wtedy nie był wielkim zwycięzcą, ani teraz nie jest głównym winowajcą.

Chociaż teraz jego wina wydaje się większa niż wówczas zasługi.

Stilić w ataku, Rudnevs na lewej pomocy… Dobry piłkarz poradzi sobie “jakoś” na każdej pozycji. Można wystawić Roberta Lewandowskiego na prawej pomocy, a Jakuba Błaszczykowskiego w ataku i “jakoś” zagrają. Można było rzucić kiedyś Deynę na skrzydło i Gadochę do środka i “jakoś” by się zaprezentowali. Albo ze świeższych przykładów – można było wstawić Leszka Pisza do ataku, a Wojtka Kowalczyka na bok pomocy. I też “jakoś” dociągnęliby do ostatniej minuty. Sęk w tym, że nie ma być “jakoś”, tylko ma być najlepiej. Taktyka powinna być tak dobrana, żeby wyeksponować plusy, a gdzieś schować minusy. Każdy piłkarz powinien czuć się na swojej pozycji maksymalnie komfortowo.

Czy Rudnevs czuje się komfortowo w pomocy? Nie. A Stilić w ataku? Tym bardziej nie.

Reklama

Ustawienie Lecha było bezsensowne, bo w jednym z najważniejszych spotkań piłkarze zagrali na pozycjach, na których nie grali nigdy wcześniej, nawet w sparingach. Ktoś tu widzi sens? Ktoś widzi logikę? Czasami aż nam głupio krytykować Bakero, bo to żywa legenda futbolu, ale może legendą jest między innymi dlatego, że nie trafił nigdy na trenera, który wymieniłby go pozycjami z Romario…

Ale nie chcemy tu skupiać się na Bakero, bo przy innym szkoleniowcu ten dwumecz mógł się skończyć dokładnie tak samo. Po prostu piłkarsko zawodnicy “Kolejorza” odstawali. I tyle. Szczegóły są ważne, ale zazwyczaj w futbolu wszystko sprowadza się do jednego: która drużyna ma większą liczbę dobrych piłkarzy. Większą ma Braga. Nawet ta zdziesiątkowana. Przykre to, ale prawdziwe.

Co nas natomiast niesamowicie irytowało…

Po pierwsze – pieprzenie o “braku świeżości”. Pewnie wielu z was uczyło się angielskiego poprzez czytanie artykułów o angielskiej piłce, czy słuchanie angielskich komentatorów. Ale tam coś takiego jak “brak świeżości” nie funkcjonuje. Ktoś wie, jak jest “brak świeżości” po angielsku? Ktoś trafił na takie sformułowanie przy okazji tekstów o futbolu? Nie mówią o tym Anglicy, Włosi, Hiszpanie, Francuzi. Czy czytaliście kiedykolwiek wywiad z piłkarzem zagranicznego klubu, który powiedziałby, że brakowało mu świeżości? Nie. To nowomowa, wtłaczana nam do głów przez polskich zawodników i przede wszystkim dziennikarzy. Piłkarz nie ma być świeży. Piłkarz ma być – jak to mawia Łobodziński – “zajebany”. Maratończyk nie biegnie ostatnich 10 kilometrów na luzie, Kliczko nie boksuje na luzie dwunastej rundy, a Otylia Jędrzejczak na luzie nie płynie (nie pływała) ostatnich dwudziestu metrów. Zmęczenie jest częścią sportu, a ekstremalne zmęczenie to część sportu na najwyższym poziomie. Różnica jest taka, że słaby i zmęczony piłkarz jest znacznie bardziej nieporadny niż dobry i zmęczony piłkarz. Wolniej myśli, wolniej podejmuje decyzje, wolniej kopie. I tyle.

Przestańmy więc ciągle usprawiedliwiać każdą porażkę brakiem świeżości, bo sprowadza się to zawsze do jednego wniosku: gdyby był inny trener, to na pewno byśmy wygrali. Z Zielińskim Lech by przeszedł Bragę, ze Smudą Liverpool, z Kasperczakiem Sewillę, a na koniec – z Kaczmarkiem – wygrał całą Ligę Europy. Gówno prawda. Gówno prawda…

Po drugie – o co Romanowi Kołtoniowi chodzi z tym Krzysztofem Kotorowskim? “Kotor” mu opylił samochód z komisu swojego brata, czy co? Byle jaką piłkę złapie bramkarz Lecha, a komentator Polsatu dostaje orgazmu. Ewidentnie zawalił gola, a Kołtoń mówi: “Kotorowskiego winiłbym najmniej”. To są jakieś kpiny? Kotorowski nigdy nie był i nigdy nie będzie bramkarzem wysokiej klasy, o czym wie każdy trener, który chociaż przez pięć minut go prowadził. To dobry materiał na rezerwowego, bo zna swoje miejsce w szyku i nie przychodzi na treningi podpity, nawet jak przez rok nie powącha murawy, ale jeśli chodzi o zalety – tak z grubsza, to by było na tyle.

Reklama

A Kołtoń winiłby Kotorowskiego najmniej… Jeśli za rok spytacie nas, co nam się kojarzy z grą Lecha w Lidze Europy, to odpowiemy, że ten piskliwy wrzask “Kotorowski!!!”. Koszmar. Po prostu koszmar.

Po trzecie – pora sprostować PR-owską bzdurę, wymyśloną po to, by otumanić kibiców. Ubiparip nie kosztował 700 tysięcy euro, ale 250 tysięcy, czyli milion złotych. Mniej więcej tyle samo działacze “Kolejorza” wydali na Krzysztofa Chrapka, kimkolwiek jest Krzysztof Chrapek. Fajna jest też ta legenda o tym, jak Prosinecki zachwycał się Ubiparipem. Jak śpiewał Kazik: “To nie moje są słowa, to jest legenda ludowa”.

Po czwarte – w Bradze najgorzej zagrali Djurdjevic, Injac, Wołąkiewicz i Kotorowski, dalej Arboleda (Bosacki miał pecha – grał zdecydowanie lepiej od Arboledy, ale popełnił fatalny błąd). Zachwycanie się, że Kiełb po wejściu na boisko jest widoczny, to nieporozumienie. Był widoczny, bo ciągle wchodził w drybling i w efekcie za każdym razem tracił piłkę. Idąc tym tropem – gdyby wysikał się na środku boiska, byłby jeszcze bardziej widoczny, bo pokazałyby to wszystkie telewizje świata. Ale nie o to przecież chodzi.

I to by było na tyle. Nie ma co się znęcać nad Lechem – przegrał i tyle. Taki jest sport. Ktoś przegrywa. Lechu, dzięki za jesień. Dzisiaj było do dupy, ale wszystko co dobre, kiedyś się kończy. Teraz stadion w Poznaniu, zamiast znanych, europejskich drużyn, będzie odwiedzać już tylko CBA.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...