Przyznajemy bez bicia – nie widzieliśmy meczu z Finlandią (w końcu udało się odpuścić mecz kadry – gdyby stało się to regułą, zapewne bylibyśmy szczęśliwszymi ludźmi) i teraz czytamy, co o tym sparingu napisali inni. Natrafiamy na taki oto fragment. “Ireneusz Jeleń bardzo starał się w czasie meczu z Finlandią, chciał strzelić gola. Teraz jednak najważniejsze jest jego zdrowie. Uznaliśmy, że powinien on o nie zadbać – powiedział trener”. I cała masa cytatów, że już przed meczem było wiadomo, że Jeleń musi poddać się czyszczeniu kolana, że nie ma co czekać.
Sam piłkarz stwierdził: – Przez cały sezon lekarze aplikowali mi środki przeciwbólowe i jakoś to działało. Ale w końcu, jak już rozgrywki dobiegły końca, postanowiłem, że z tym bólem trzeba skończyć na dobre. Dlatego muszę poddać się zabiegowi, bo przecież kolano sami się nie wyleczy i tym samym ból nagle nie zniknie.
No to na cholerę on grał? Skoro Smuda mówi, że zdrowie zawodnika jest najważniejsze, to po co wypuszczał go w jakimś nieistotnym meczyku z Finlandią, na kilkanaście godzin przed zabiegiem? Granie z kontuzją to igranie z ogniem. Dla niektórych akt ofiarności, dla innych zwykła głupota. Kolano albo kwalifikuje się do gry, albo kwalifikuje się do zabiegu. Nie ma innej opcji. Oczywiście, czasami mogą pojawić się okoliczności, w których z gry zrezygnować jest trudno – finał mistrzostw świata albo chociaż decydujący mecz sezonu w lidze. Bierzesz środki przeciwbólowe, zaciskasz zęby i walczysz.
Ale mecz z Finlandią?! Nawet gdyby Jeleń chciał w nim zagrać, ktoś powinien powiedzieć mu – Irku, idź już do lekarza, żebyś nam się nie rozkraczył, gdy naprawdę będziemy cię potrzebowali.