“Bild” ujawnił, co stoi na przeszkodzie w transferze Roberta Lewandowskiego do Borussii. Tą przeszkodą jest oczywiście zachłanność działaczy poznańskiego klubu, którzy jednego dnia czarują przed kamerami i opowiadają, iż dali słowo swojemu zawodnikowi, że po sezonie będzie mógł odejść i jako dżentelmeni tego słowa dotrzymają, a drugiego… próbują bagatelizować zapisy w kontrakcie.
Niemiecka gazeta donosi o dziesięciu procentach od kwoty transferu, którą ma dostać Lewandowski i jego menedżer, Cezary Kucharski. Tak naprawdę chodzi nie o dziesięć, ale o dziewięć procent (niewielka różnica) dla zawodnika. Kiedy przychodził do Poznania, zagwarantował sobie właśnie taki “bonus”. Nikt się wówczas nie spodziewał, że ten bonus będzie wart prawie pół miliona euro.
Teraz Lech naciska na zawodnika, żeby się tych pieniędzy zrzekł. On nie za bardzo chce, bo niby dlaczego? To dżentelmeńskie umowy obowiązują, a to, co zapisane w kontrakcie – już nie? Druga opcja jest taka, że różnicę pokryje Borussia (czyli dołoży kolejne pół miliona euro), ale Niemcy nie wyglądają na frajerów. Jak tak dalej pójdzie, to Robert – niestety – ulegnie i odda to, co mu się należy.
Tyle w Polsce warte są kontrakty. Coś tam wpisaliśmy – ok, zróbmy aneks, anulujmy. Są kraje, w których słowo jest święte, a uścisk dłoni zobowiązujący, ale sa i takie, w których nawet to, co na papierze, niespecjalnie ma znaczenie. Papier zawsze można podrzeć.