Słuchamy tak tego Kazimierza Węgrzyna w Canal+, nawet uśmiechamy się w duchu, że chłop jest taki przejęty, taki zaangażowany, taki podniecony. Poprzednia niedziela i opowiada, jacy to legioniści ambitni, jak się starają, jak Iwański chciałby Śląskowi zajść za skórę, ale nie może. Bo jest źle przygotowany. Sił mu brak. Chciałby, ale nie może. Gdzieś popełniono błąd. Tymczasem mija tydzień i ten sam piłkarz jakoś biega.
W Lidze+ Extra w zeszłą niedzielę gościem był Rafał Ulatowski. Rafał – chociaż jako asystent Beenhakkera miał kilka dziwnych wypowiedzi – jest człowiekiem bardzo inteligentnym, wypada znakomicie. Widać, że patrzy na tego Kazimierza Węgrzyna dziwnie. Węgrzyn ciągle o przygotowaniu, a Ulatowski mówi: “Zacznijmy rozmawiać o grze w piłkę”. Ale jego słowa gdzieś tam uciekają, trafiają w próżnię. Węgrzyn wie swoje. Twierdzi, że kiedyś “Ula” zrobił błąd i nie przygotował zespołu na czas, czego efektem były porażki na początku rundy, ale teraz wyciągnął wnioski i proszę – udało się. Ulatowski, chociaż może próbuje to ukryć, spogląda na niego jak na wariata.
I teraz, w środku rundy, nagle Bełchatów przegrywa dwa mecze. Zaraz się zacznie – kryzys, zacięli się, coś się popsuło, forma uciekła, przyszło zmęczenie, przygotowania takie, a nie inne. Cały ten polski bełkot.
Przegrali, bo taka jest piłka – raz masz pecha, raz masz szczęście. W meczu z Wisłą jedyny strzał Bełchatowa w światło bramki nie musiał zakończyć się golem, ale z kolei w meczu z Ruchem Wróbel mógł strzelić na 1:0 dla Bełchatowa i pewnie byłyby trzy punkty. Teraz, z Zagłębiem, Sapela mógł nie zaliczyć wpadki przy pierwszej bramce, a Micanski mógł nie zanotować pierwszego w karierze takiego gola z 20 metrów. Przypadek. Chociaż nie wszyscy chcą to przyjąć do wiadomości, przypadek jest bardzo ważnym czynnikiem, znacznie ważniejszym niż osławione “przygotowanie”. Ł»aden napastnik nie ma takiego wpływu na grę swojego zespołu, jak… Pan Przypadek.
Spokojnie, zejdźmy na ziemię. Ulatowski tak samo dobrze/średnio/słabo prowadził drużnę gdy wygrywała, jak teraz, gdy przegrywa. Element losowy jest – przy zbliżonych potencjałach drużyn – naprawdę kluczowy. Czy gdyby Kapsa nie wrzucił sobie piłki do bramki w meczu z Legią, to Lechia na pewno by przegrała? Nie. Wszystko mogłoby się zdarzyć.
Przestańmy gadać o przygotowaniach, przestańmy analizować pracę trenerów. Zacznijmy rozmawiać o szczęściu, o przypadku. Czyli o tym, co naprawdę odgrywa decydującą rolę. Bo tak zwani fachowcy naprawdę nic nie wspominają o farcie. Można pracować na 100%, można skupiać sie na każdym szczególe, a i tak na koniec karty rozdaje Mr Fart. Przy takim poziomie ligi, w której rzadko który piłkarz jest w stanie kopnąć piłkę w ten sam sposób (o zdobyciu dwoch identycznych bramek nie wspominamy), Mr Fart wyrasta na gwiazdę.