Dobra wiadomość – jeszcze tylko 28 kolejek i Cracovia wyląduje tam, gdzie jej miejsce. Czyli w pierwszej lidze. Nic nie mamy do tego klubu, do kibiców, ale na Boga – są jakieś granice przyzwoitości. Ci piłkarze, prowadzeni przez tego trenera – funkcjonujący zbiorczo jako TA DRUŁ»YNA – nie potrafią grać w piłkę. Razem stanowią wstyd dla polskiej ekstraklasy. Słabsza chyba była tylko Pogoń Szczecin z brazylijskimi sprzedawcami kaktusów w składzie.
Tym razem Cracovia przegrała 2:6 z Lechią. Marcin Cabaj, pokraczny bramkarz, stwierdził: – Po takim meczu można się zastanowić tylko nad zakończeniem gry w piłkę. Takie słowa padały w szatni, bo płakać to chyba mało po takim meczu. Na zwycięstwo może nie zasłużyliśmy, ale porażka 6:2 to za dużo. Co się stało? Nie wiem. Myślę, że trener nam to w niedługim czasie powie.
Trener wam może tego nie powie, za to my bardzo chętni – JESTEŚCIE CHUJOWI. Słowa o zakończeniu kariery nie są takie bardzo głupie. Szczerze byśmy się nad tym zastanowili. Sądzimy, że Cabaj ogłaszający koniec z futbolem nie byłby powodem do stu samobójstw w Małopolsce. Raczej spodziewalibyśmy się jednego, wielkiego westchnienia ulgi. Weszło w razie zakończenia kariery przez Cabaja wystosuje apel do prezydenta Kaczyńskiego o ogłoszenie święta narodowego. Nie może być tak, że mówi się o polskiej szkole bramkarskiej, a gdzieś tam funkcjonuje sobie taki… taki… taki Cabaj (lepszego określenia oznaczającego pierdołowatość jeszcze nie wymyślono).
Spodobało nam się też tłumaczenie Płatka. Leciało jakoś tak: – Pierwsza bramka padła w bliźniaczej sytuacji do tej we Wrocławiu, tylko minuty były inne. Drugi gol to był totalny przypadek. Trzeci z kolei padł, bo nie potrafiliśmy wyprowadzić piłki z pola karnego.
Hmm… Czyli w zasadzie mecz na remis. Drogi panie P. – czy wy czasem nie mieliście właśnie udowodnić, że zasługujecie na ekstraklasę? Bo jeśli już skończyliście udowadniać – mając w perspektywie kolejne miesiące rozgrywek – wolelibyśmy jednak tych dziadków z Łodzi, z siwiejącym Świerczewskim na czele, niż was…