“Dla nich powinno się stworzyć obóz, coś jak KL Auschwitz”. “Powiedz, że jesteś kurwą”. “Nie bądźmy tacy humanitarni, to zwierzęta”.
Stacja Kraków Mydlniki. Na pozór podrzędny dworzec jak wiele innych. Ale nie dla kibiców GKS Katowice, którzy w nocy z 22 na 23 marca 2008 roku przeżyli w tym miejscu koszmar mrożący krew w żyłach. Dziś mija jedenasta rocznica tych wydarzeń, co oznacza, że już równiutkie jedenaście lat wielu uczestników tamtych zdarzeń pozostaje absolutnie bezkarnych. Zarówno po stronie kibiców, jak i – co szczególnie bulwersujące – po stronie policji.
***
CZĘŚĆ PIERWSZA. TARNÓW
22 marca 2008, GKS Katowice jedzie na wyjazd do Stali Stalowa Wola. Godzina meczu wybitnie nie sprzyja wyjazdom: samo południe. Mimo to z Katowic rusza pociągiem specjalnym około siedmiuset kibiców. Docierają na miejsce z godzinnym opóźnieniem – awaria, połamany pantograf – i w konsekwencji na obiekt wejdą około 65 minuty.
W trakcie powrotu ze stadionu dochodzi do pierwszych napięć pomiędzy kibicami a eskortującą ich policją. Policja używa gazu pieprzowego. Spięcia mają też miejsce na dworcu, gdzie – według akt policyjnych – dokonuje się ostrzał policji kamieniami z torowiska. Konkretna przyczyna konfliktu jest nieznana.
O 18:30 pociąg zatrzymuje się na przystanku w Dębicy. Według policji część kibiców weszła do znajdujących się na terenie dworca PKP sklepów. Jeden z nich miał zostać okradziony, chodziło o produkty spożywcze. Czy tak było w istocie – możliwe, natomiast w akcie oskarżenia nie ma oficjalnego zarzutu pod tym kątem.
Postój w Tarnowie wywołany jest koniecznością zmiany maszynisty. Część kibiców chce wykorzystać przerwę udając się na teren dworca PKP oraz jego okolic. Policjanci są rozstawieni w miejscach początkowo niewidocznych: w przejściu podziemnym, obok budynku dworca przy restauracji, między budynkiem dworca PKP a budynkiem Poczty Polskiej. Policjantów – zgodnie z aktami sądowymi – jest łącznie sześćdziesięciu dwóch. Znów dochodzi do starcia między kibicami i policją. W ruch idą kamienie z jednej strony, pałki policyjne i gaz z drugiej.
Walki trwały do momentu, w którym ogłoszono, że pociąg specjalny do Katowic odjeżdża. Chwilę po ruszeniu, pociąg znów się zatrzymał.
Damian, kierownik pociągu, wspomina Tarnów tak:
– Jechałem do Rzeszowa z Katowic jako kierownik, potem wracałem z kibicami GKS-u, a koledzy z Rzeszowa przejmowali szlak. Kierownik z Rzeszowa w Tarnowie poinformował mnie, że odbywa się jakaś bijatyka z policją. Potem poinformował, że nie możemy ruszyć z Tarnowa, bo są techniczne usterki. Musiałem wyjść. Każdy się bał wysiąść na peron w Tarnowie. Ja wyszedłem, założyłem hamulec, pojechaliśmy w dalszą drogę.
Nikt z GieKS-iarskich rozmówców nie udaje, że w Tarnowie nic się nie stało, choć część argumentuje, że policja sprowokowała zajścia. Według innej wersji, kibice nie chcieli iść na dworzec, tylko wykorzystali postój w Tarnowie w celu przesiadki do innej części pociągu, czego nie dało się zrobić w trakcie podróży, bo PKP wynajął kibicom stare “żółtki”, w których przemieszczanie się po pociągu jest niemożliwe. Jeden z kibiców miał zostać brutalnie poturbowany w trakcie przesiadania się, co zostało zarzewiem zamieszek. Nie da się jednak wykluczyć również najbardziej niekorzystnej dla kibiców wersji – chcieli wyjść na “promocję” do kolejnego sklepu, a gdy okazało się, że na dworcu roi się od policji, po prostu zaatakowali funkcjonariuszy.
– Kibice zatrzymali pociąg na stacji w Tarnowie za pomocą hamulca awaryjnego, zaraz potem, grupa stu osób wtargnęła na peron i zaatakowała policjantów, rzucała w nich ławkami, w wyniku czego, poszkodowani zostali nasi policjanci – w sumie 21 – jeden ma złamaną rękę, inny nogę – komentował wówczas w rozmowie z portalem “Nasze Miasto” Andrzej Sus, rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Tarnowie.
Jaka jest prawda, nie dowiemy się. Najpewniej leży gdzieś po środku – materiał filmowy raczej nie potwierdza wersji o tak masowym ataku kibiców GKS-u, a czysta matematyka każe sądzić, że w zamieszaniu brała stosunkowo nieduża grupa, skoro po drugiej stronie stanęło sześćdziesięciu funkcjonariuszy. GKS miał tego dnia setki kibiców – większość została w pociągu. Poza tym: od tej pory nadrzędnym celem organów ścigania powinno się stać złapanie tych, którzy faktycznie atakowali policjantów. Czy tak się stało?
Na razie pociąg rusza dalej.
***
CZĘŚĆ DRUGA. MYDLNIKI
Według raportu PKP, pociąg specjalny miał zatrzymać się w Krakowie Mydlnikach o 19:57 na trzy minuty. Dojechał o 22 i zatrzymał się jednak na około sześć godzin.
Tyle czasu trwała akcja policji, której celem był odwet. Pasażerowie pociągu specjalnego wspominają, że pociąg jechał do Krakowa bardzo wolno; jak się później okazało, w tym czasie policja organizowała siły, by całą mocą uderzyć w Mydlnikach. Zjechać mieli funkcjonariusze z Tarnowa, Katowic, Krakowa i Kielc. Dworzec został otoczony szczelnie, policja jest wszędzie.
– W Krakowie, gdzie dojechały już nasze posiłki, policja przeprowadziła akcję, w której zatrzymanych zostało 39 najbardziej agresywnych uczestników rozróby z Tarnowa – komentował wspomniany rzecznik policji w rozmowie z Naszym Miastem. Brzmi jak standardowe czynności. Nowe światło rzucają filmy, nagrania i przede wszystkim – relacje kierownika pociągu.
Protokół przesłuchania jednego z kibiców:
“W drodze powrotnej nie wysiadałem z pociągu w Dębicy i Tarnowie. W Tarnowie była awantura, ale ja w niej nie uczestniczyłem. Jak się tam uspokoiło pociąg ruszył dalej w stronę Katowic. Jechał strasznie wolno i zatrzymał się dopiero w Krakowie Mydlnikach. Spałem i obudziłem się w momencie jak pociąg stanął na wyżej wymienionej stacji. Zobaczyłem przez okno bardzo dużo policji, było ich na pewno powyżej stu, może dwustu. Stali w pełnym rynsztunku – z tarczami, pałkami, w hełmach, kominiarkach, kamizelkach. Widać było jakieś reflektory, były też psy policyjne. Jak zatrzymaliśmy się, to do przedziału wpadło co najmniej pięciu policjantów z jednej strony przedziału i z drugiej strony następnych pięciu. Oni byli w kominiarkach i z tarczami. Te osoby, które stały w przejściu zostały przez tych wbiegających policjantów zbite pałkami, powalone tarczami i wepchnięte do przedziałów. Nikt się nikogo o nic nie pytał. Kiedy stłoczyli wszystkich w środku, policjanci kazali położyć się nam, na ziemi. Okładali przy tym ludzi bez powodu pałkami. Potem policjanci zamknęli okna i drzwi i wpuścili do środka gaz. Widziałem jak jeden z policjantów wszedł do środka i zaczął wpuszczać gaz. Miał przy sobie butlę z gazem i był w kominiarce. (…).
Leżeliśmy w tym gazie na ziemi. Każda prośba o możliwość otwarcia okna kończyła się tym, że taka osoba była uderzana pałką. Spotkało to i mnie. Kiedy poprosiłem o to, zostałem uderzony w plecy raz kolbą i usłyszałem “nie ruszaj się kurwo”. Policjanci mówili do nas “leżeć kurwy, teraz wyzdychacie”. W pewnym momencie chłopak obok mnie zaczął się bardzo dusić, jeszcze inny dostał lękowej padaczki. Wtedy policjanci pozwolili otworzyć okno w przedziale, a tego który dostał ataku padaczki wyprowadzili na zewnątrz. Policjanci śmiali się z tego chłopaka i poniżali go. Myśmy leżeli na tej ziemi spokojnie, bo inaczej się nie dało, jak ktoś podnosił głowę, protestował, czy starał się coś nagrać na telefonie był bity pałkami. Co jakiś czas wchodził do przedziału jakiś policjant, za każdym razem inny, i chodził po nas, po głowach, rękach, i wyciągał kogoś z przedziału. Taka wyciągana osoba jeszcze w przedziale była szarpana i bita pałką by szybciej wychodziła. Potem słychać było jak jest taka osoba bita w przedsionku. Ci policjanci byli w kominiarkach, nie byłbym w stanie żadnego z nich rozpoznać, oni starali się według mnie maskować. Policjanci mówili do nas “teraz popamiętacie, będziecie się cieszyć jak przeżyjecie”. Grozili “oduczycie się rzucać w policjantów kamieniami”. (…)
W pewnym momencie zobaczyłem, że mój kolega, który siedział po przekątnej, wyjął telefon i nie wiem, czy chciał zrobić zdjęcie, czy gdzieś zadzwonić. Kątem oka zobaczyłem, że policjanci wtedy wpadli do wagonu i go wyciągnęli. Widziałem jak go rzucili, leżał w przedsionku. Był bity przez tych policjantów. Pociąg co jakiś czas troszkę podjeżdżał. Nie wiedziałem dlaczego, ale słyszałem z zewnątrz głuche uderzenia pałek, jęki, krzyki i policjantów i tych, którzy byli bici. (…). Policjanci co jakiś czas mówili do nas, że mamy się przygotować, bo będziemy mieli “ścieżkę zdrowia”, że “dostaniemy taki wpierdol za Tarnów, że nikt nas potem nie pozna”. Staliśmy tak kilka godzin, w tych warunkach jak wcześniej opisałem. Według mnie policjanci nie rozpoznawali w rzeczywistości tych kibiców, którzy brali udział w zamieszkach w Tarnowie, tylko sobie wybierali z nas tak jak chcieli, np. tego bo miał bluzę z kapturem a tego bo się na nich popatrzył.
Przyszła kolej na nasz przedział, policjanci powiedzieli “wypierdalać z przedziału”. Kiedy opuszczaliśmy wagon, byliśmy popychani i bici pałkami. W tej sytuacji zostałem uderzony w uda i plecy dwa razy pałką. Siedliśmy na ziemi pod wagonem. Wszystko otoczone było policją i były reflektory, które świeciły prosto w oczy”.
Wszyscy kibice mogliby przytoczyć porównywalne zeznania, bo obrywa się wszystkim w ramach swoistej odpowiedzialności zbiorowej, a jedynie pod przykrywką identyfikacji sprawców.
Jeden z kibiców otrzymuje ponad dwadzieścia uderzeń pałką w górne partie, po czym pałka łamie się na nim. Pobity zostaje między innymi trzynastolatek i protestująca dziewczyna. Podkręcono też temperaturę w zagazowanym pociągu. Niektóre inne zeznania, które najlepiej oddadzą sytuację.
“Do mojego przedziału wpadło dwóch policjantów. Jeden z nich bił pałką każdego, widziałem chłopaka, któremu po uderzeniu polał się wodospad krwi z okolic nosa. Po godzinie zostałem wywleczony na ciemny peron. Obok mnie stracił przytomność starszy kibic, oczy mu się wywróciły, brzuch dramatycznie drgał. Wyglądało to na zawał. Nad nim stało trzech policjantów, którzy mówili “dajcie tu jakąś karetkę, bo nam odpłynie ten pajac”.
“Panowie z policji nie wysilając się za bardzo chodzili po leżących kibicach. Jeden kibic był dość mały i jak ten ubrany blisko dwumetrowy policjant na nim stanął, to zaczął krzyczeć z bólu. Policjant mówi tylko do swoich kompanów: “Słyszycie coś? Chyba ktoś próbuje śpiewać, ale mu to nie wychodzi”.
“Raz po raz odzywają się telefony naszych bliskich, bo przewidywany czas powrotu dawno minął, ale każą nam, wyłączyć telefony, zakazują odbierania. Korzystania z toalety też. “Nie bądźmy tacy humanitarni, to zwierzęta”. Wchodzi inny policjant, patrzy po twarzach. Nie rozpoznaje nikogo, kto brał udział w starciach w Tarnowie. Celem numer jeden staje się więc osoba, która wykazała się brakiem subordynacji, gdy kazano padać na twarz po raz pierwszy”.
“Na zewnątrz kibice musieli poruszać się na kolanach do miejsca, gdzie byli spisywani i fotografowani. Co jakiś czas ktoś z tej grupy był odciągany na bok, prowadzony w inne miejsce i po drodze bity”
“Po wylegitymowaniu brali nas w najciemniejsze miejsce na peronie po to żeby nas katować i traktować jak zwierzęta. Skradziono moją smycz z Centrum i szalik GKS Katowice”.
“Ja siedzę w przedziale na samym końcu przy grzejniku a na mnie opiera się kilka osób, grzejnik jest tak gorący, że parzy mnie skóra, zapytałem funkcjonariuszy czy mogę się poprawić bo znajduje się obok grzejnika i mnie parzy lecz nie usłyszałem nic prócz śmiechu”.
“W przejściu przed wejściem stało 3 policjantów i krzycząc i bijąc pałkami zmuszali nas do “wyjścia” z pociągu, tam dostałem pierwszy raz pałką w rękę, nie patrzyli kogo biją czy to był ktoś starszy czy młodszy kibic, każdy dostał pałką”.
“Co jakiś czas pociąg podjeżdżał do przodu, i było słychać że pozostałych kibiców traktują tak samo jak nas. Do teraz pamiętam jak słyszałem krzyki kibica proszące aby go nie bić, krzyczał tak parę minut… W tym czasie nie pozwolono nam zadzwonić do rodziców, a telefony odzywały się co chwile bo godzina powrotu już dawno minęła. Na pytanie jednego z kibiców dlaczego nas tak traktują i nie dadzą siąść policjant odpowiedział: „Zaraz mogę Ci załatwić miejsce wśród zatrzymanych”, więc nikt się nie odzywał obawiając się zatrzymania”.
“Policjanci deptali i biegali po leżących na podłodze w pociągu osobach. Jeden z policjantów powiedział do leżącego – „Powiedz, że jesteś kurwą!”. Gdy ten nie chciał tego przyznać, policjant tak długo skakał mu w buciorach po kręgosłupie, aż ten zgodził się z określeniem policjanta, „że jest kurwą”.
“Za podniesienie głowy groziła sroga kara fizyczna, otwarcie okna zagrażało pojmaniem osoby, która to zrobiła lub wyciągnięciem jej za zewnątrz na „ścieżkę zdrowia i inne atrakcje”. Jeden z policjantów oddał mocz na leżącą na ziemi osobę”
“Kolejnym etapem była „ścieżka zdrowia”. Miałam nadzieje, że mnie to ominie. Jednak podsłuchałam rozmowę dwóch policjantów, która mnie dotyczyła. Jeden z nich zapytał co z kobietą, tamten drugi stwierdził, że skoro chciałyśmy równouprawnienia, powinnam iść jak wszyscy. Na szczęście przetłumaczyli mu, że co by zrobił jakby to spotkało jego żonę. No i widocznie zmiękł, bo wywołali mnie pierwszą, zrobili zdjęcie i posadzili na kamieniach. Zaczęło się wyładowywanie mojego przedziału. Musiałam patrzeć jak pałują moich kolegów i mojego chłopaka. Łzy same ciekły mi z oczu. Nie wierzyłam, że jestem w takiej sytuacji skoro nic nie zrobiłam”.
“Policja wpada do przedziału, na samym początku padają słowa „Jak ruszycie choćby palcem to was tutaj rozjebiemy”. Każą położyć się na ziemi na której na dobrą sprawę nie ma miejsca w związku z czym paru chłopaków w tym ja ma problemy z oddychaniem ze względu na ścisk. Policjantów oczywiście sprawa nie interesuje. Cały czas jesteśmy zmuszeni do słuchania obelg pod adres naszym, naszych rodzin i naszego Klubu. Mówią miedzy sobą tak żebyśmy słyszeli, ze jesteśmy gówno, skurwysyny, ze takich jak my trzeba eliminować”.
“Gdy przyszła moja kolej nie potrafiłem się połapać jak mam stawać bo mi tego nie powiedziano, a jak stanąłem źle to mnie popychano i mówiono: kurwa stój tu! Przodem kurwa! masz brudne uszy? Może ci pomożemy je przemyć pałką? Po kamerze i zdjęciach znów siadałem na kamieniach… wtedy widziałem jak chłopak przede mną usiadł na kamieniach przy betonie tak że kurtka po prawej leżała na betonie na co jeden policjant podleciał i kopnął go w żebra mówiąc: kurwy siedzą na kamieniach (czy coś w tym rodzaju). Po powrocie do wagonu wyczuwalna była nowa porcja gazu, wszyscy kaszleli, i dusili się… Policjanci zabronili nam otwierać okien (bo zamknęli je pod nasza nieobecność) oraz odkręcili grzejniki na max.”
“Był świadkiem uderzenia pałką, kiedy ten poruszył się mimo leżenia na podłodze, a poruszył się, by inna, leżąca pod nim osoba mogła oddychać”.
“Wymieniony był świadkiem, jak po wejściu do pociągu jeden z policjantów zrzucił na podłogę osobę śpiącą na półce bagażowej i uderzył ją kilka razy pałką. W pewnym momencie do przedziału wszedł policjant i chodząc po nim, także po leżących ludziach, wskazał kilka osób każąc im wyjść z przedziału. Słychać było chwilę później jęki tych osób i odgłosy uderzeń”.
“Pobity pałkami, skopany i podeptany przez policjantów na zewnątrz, kiedy skuty leżał na nasypie i oczekiwał na czynności, a następnie zabranie przez więźniarkę. Słyszał, że inne osoby zatrzymane wokół także są bite, słychać było uderzenia pałek i jęki. Po wrzuceniu do więźniarki wymieniony został pobity, a do środka został wpuszczony gaz.
“Czekając na swoją kolej, w międzyczasie policjanci wybierali domniemanych przestępców – jak to później nazwali – najbardziej agresywnych. Aczkolwiek oni sami do końca nie byli pewnie, którzy to, bo sam słyszałem, jak jeden do drugiego mówił ‘to on, w tej szarej bluzie? On? – nie wiem, chyba? Chyba? Co tam, bierzemy go’. I bez gadania, dostał pałką pod kolano, co by na ziemię upadł – i ‘poszedł’ do kółeczka. Każdy tylko myślał, żeby się tam nie znaleźć – kilku policjantów dookoła bezbronnego chłopaka, każdy po kolei podbiegał i pałką go uderzał – zmęczył się, to następny podbiegał i tak w kółko, aż stwierdzili, że chłopak ma dość, czyt. ‘odpływał/tracił przytomność’ Stamtąd był przenoszony na trawę, skuty kajdankami, leżąc głową w dół”.
“W tym czasie ze względu na prawie całkowitą ciszę w przedziale, można podsłuchać rozmowy stojących policjantów przejściu między przedziałami o innych podobnych akcjach.Tyczyły się one m.in. „ujarzmienia” nieposłusznych osób, jakie tam się znalazły, choć i nie obyło się bez wyzwisk klubu, któremu kibicuję, czy też propozycji, co z nami zrobić takich jak wywózki, jakie miały miejsce w czasie wojny do obozów koncentracyjnych: “Dla nich powinno się stworzyć obóz, coś jak KL Auschwitz. Przydałby się taki dr Mengele (…) Drugi mu przyklasnął: “Wagon, komora, wagon, komora, wagon, komora. Wagon do komory””.
“Jakaś laska na końcu pociągu nie chciała się położyć i ponoć te dostała pałą. To dobrze, jedzie z tymi skurwysynami to niech też poczuje co znaczy krakowska prewencja”.
“Jeden chłopak z mojego przedziału nie mógł się położyć na ziemi, ponieważ nie było już miejsca. Wtedy do przedziału wpadł pewien policjant, który zaczął dosłownie okładać pięściami owego chłopaka i przyłożył mu nawet pistolet do twarzy. Inni policjanci kazali nam dalej mieć spuszczone głowy i nawet podpuszczali tego policjanta, żeby wyciągnął kibica z pociągu”.
“Po około godzinie leżenia na ziemi już nie mogłem wytrzymać gdyż straciłem czucie w nodze i z płaczem powiedziałem do policjanta że nie czuję nogi, na co on odpowiedział ”Trudno najwyżej ci ją odetniemy”, kiedy przyszedł policjant chyba z wyższą rangą i zapytał czemu płaczę odpowiedziałem mu w dość ironiczny sposób „że mnie noga boli”. Na to policjant pozwolił przesiedzieć „całą akcję” w toalecie. Stamtąd widziałem sytuacje gdzie pewien chłopak już jęczał z bólu kiedy został przygnieciony przez innych kibiców na co policja nie zareagowała w ogóle. Kiedy nadszedł czas spisywania i kamerowania policjanci wywalali wszystkich, kopiąc, pałując i bijąc dosłownie jak jakieś bydło. Nie mogli normalnie zejść tylko dosłownie spadali z pociągu. Wtedy zostałem zaprowadzony do radiowozu, spisany i odwieziony na komendę w Krakowie z której musiałem zostać odebrany przez rodzica, gdyż mam 14 lat.”
“Zaczęło się wyciąganie ludzi. Łapanka… Głównym wyznacznikiem i świadectwem winy była szara bluza. Pech chciał, że w taką samą bluzę było ubranych ze 150 osób. No to odbyło się swego rodzaju losowanie”.
“W pewnym momencie wszedł policjant odpowiedzialny za wyłapywanie ludzi, krzyknął „mordy w górę”, wszyscy podnieśliśmy głowy, był to jeden z bardziej nerwowych momentów mojego życia, wiedziałem, że ten człowiek może mi zniszczyć życie, tak dla frajdy, mówiąc „ten”, szczęśliwie tak się jednak nie stało, z mojego przedziału nie zabrano nikogo. Po jakimś czasie policja kazała nam wychodzić z przedziału. W związku z tym, że pomagali kopniakami wychodzić, nie zdążyłem zabrać ze sobą dokumentów. Po tym jak wyrzucono nas z pociągu i leżeliśmy każdy na sobie na zimnej, spryskanej gazem ziemi kazano nam się czołgać i położyć każdy obok siebie w lekkich odstępach. Zapytałem policjanta czy mogę się wrócić po dokument, usłyszałem jedynie „leżeć kurwa”. Po kilku minutach leżenia usłyszałem, że jeden z policjantów wykrzykuje moje nazwisko. Wszedłem do przedziału i zobaczyłem, że policjanci przegrzebują nasze rzeczy, znaleźli też mój portfel z wszystkimi dokumentami. Gdy po niego sięgałem jeden z policjantów uderzył mnie pięścią w głowę. Zabrałem portfel, co było trafną decyzją, bo w ten sposób nie zginęły mi pieniądze i poszedłem leżeć dalej”.
“Obrywa się wszystkim jak leci. Podczas ścieżki zdrowia ludzie biegną pomiędzy kordonami policji, otrzymując po drodze pałkami. Każdy zidentyfikowany musiał kłaść ręce na kark, głowa do kolan i tak przez kolejne godziny. Wszyscy byli pilnowani, jak ktoś głowę podniósł, to dostawał”.
“Kilku z policjantów posiadało strzelby broni gładkolufowej, którą z najbliższych odległości kierowali prosto w głowę kilu osób, które akurat nawinęły się na ich linię wzroku. Kilka osób, które próbowało załagodzić sytuację natychmiast zaliczyło uderzenia w głowę bądź w twarz, jedne z nich policyjną pałką inne bezpośrednio pięścią. Jest mi o tyle przykro takich zdarzeń gdyż zabrałem na ten mecz swojego młodszego brata, który był pod moją opieką i niestety bardzo zraził się do takich wyjazdów właśnie ze względu na zachowanie policji”.
To nie zeznania dwóch, trzech czy ośmiu kibiców. To rzeczy potwierdzone przez kilkadziesiąt osób, kilka kobiet, kierownika pociągu, który przypadkowo znalazł się między fanatykami.
Odwet policji staje się faktem dokonanym. Jak natomiast z celem formalnym, identyfikacją sprawców, z której policja będzie rozliczana? Funkcjonariusze są bezradni, co było jasne od samego początku. Część tych, którzy bili się lub rzucali kamieniami w Tarnowie, była w kominiarkach lub miała twarze owinięte szalikiem.
Oczywiście, że najbardziej krewkie osoby, prowodyrzy zajść w Dębicy czy Tarnowie powinni zostać ukarani. Dotkliwie. Dworzec nie zdemolował się sam. Ale identyfikacja jest zwyczajnie niemożliwa, co dobrze pokazują filmy samej policji. Nawet jeśli da się rozpoznać twarze, to są to akurat twarze osób, które na nagraniach nie robią nic szczególnego, ot, palą papierosa. Tymczasem 38 osób zostaje zatrzymanych w praktyce bez obciążających ich dowodów. “Przy okazji” brutalnie potraktowani zostają wszyscy pozostali, którzy z zajściami nie mieli nic wspólnego.
Nawet w aktach sądowych pisze się o maksymalnie stu osobach, które mogły wziąć udział w tarnowskich zamieszkach. Liczba zapewne i tak zawyżona, a nawet w tym układzie doprowadzająca do kilkuset niewinnych, którzy byli bici i poniżani.
CZĘŚĆ TRZECIA. PODWÓJNE STANDARDY
Kibice zgłosili zbiorowy proces wobec postępowania policji w Mydlnikach. Sprawa, mimo udokumentowanych obdukcji, zeznań lekarzy oraz całych tomów zeznań poszkodowanych, z których ustępy czytaliście, została błyskawicznie umorzona.
Po pierwsze, jak pacyfikację w Mydlnikach przedstawiła policja?
– Mogę jedynie powiedzieć, że policja dysponuje nagraniami, które są dowodem agresywnego zachowania pseudokibiców w Tarnowie – powiedział portalowi Nasze Miasto Michał Kondzior z zespołu prasowego KWP w Krakowie. – Dla dobra prowadzonego w tej sprawie śledztwa, nie mogę odpowiedźieć na pytania, jakich metod działań podczas zatrzymania pociągu użyli policjanci, oraz na jakiej podstawie wytypowano i zatrzymano 39 osób, które zdewastowały dworzec w Tarnowie – dodał.
Przejrzeliśmy sądowe akta. Według prezentowanej w raportach policyjnych wersji, po wjeździe pociągu na dworzec w Krakowie Mydlnikach funkcjonariusze zostali obrzuceni kamieniami i butelkami. Kibice blokowali drzwi do przedziałów i nie reagowali na wezwanie do zaniechania działań niezgodnych z prawem. Spowodowało to podjęcie decyzji o użyciu przez policję środków przymusu bezpośredniego. Po opanowaniu sytuacji, taktyka prowadzonych przez policję działań polegała na cyklicznym wyprowadzaniu grup kibiców z poszczególnych przedziałów, gdzie dokonywano kontroli osobistej, a następnie legitymowano oraz fotografowano osoby do celów identyfikacyjnych.
Oto wyciąg z decyzji o umorzeniu:
Z zeznań kibiców podróżujących pociągiem specjalnym i ich rodzin wynika, że na dworcu PKP w Krakowie Mydlnikach, interweniujący funkcjonariusze dokonując identyfikacji i zatrzymań sprawców ewentualnych przestępstw do jakich doszło w Tarnowie, dopuścili się szeregu nieprawidłowości. (…) Przesłuchani w charakterze świadków kibice i ich ich rodziny wskazują przede wszystkim na przypadkowe, “losowe” zatrzymania niektórych osób wytypowanych jako sprawcy zajść w Tarnowie, bezpodstawne użycie środków przymusu bezpośredniego wobec osób podróżujących pociągiem specjalnym, bezpodstawne przeszukania i zatrzymania w/w, nieuzasadnioną brutalność, pobicia, groźby, poniżanie, wulgarność, znęcanie się nad pasażerami pociągu. Niektórzy z przesłuchanych wskazują, że dochodziło także do kradzieży przedmiotów należących do kibiców podróżujących wspomnianym pociągiem przez interweniujących funkcjonariuszy policji”.
Te zarzuty zostają wsparte grubymi tomami zeznań pasażerów, ale nie tylko, bo to także choć by obdukcje.
“Potwierdzeniem wspomnianych wersji prezentowanych przez kibiców świadczących o nieuzasadnionej brutalności policji w czasie akcji w Krakowie Mydlnikach mają być obrażenia ciała stwierdzone u pokrzywdzonych w drodze obdukcji lekarskich wykonanych czy to prywatnie, czy też w toku przedmiotu śledztwa przez Zakład Medycyny Sądowej Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, obrażenia ciała stwierdzone podczas oględzin ciała dokonanych przy osadzeniu w zakładach karnych, czy też potwierdzone zeznaniami innych osób, w tym zwłaszcza członków rodziny (…). “Przedstawiona przez kibiców podróżujących pociągiem specjalnym wersja wydarzeń nie znajduje potwierdzenia w zeznaniach bezpośrednio niezainteresowanych wynikiem śledztwa, 4 zeznaniach pracowników PKP z obsługi pociągu specjalnego Dębica – Katowice, oraz w zeznaniach siedmiu osób – załóg karetek Pogotowia Ratunkowego obsługującego zdarzenia“.
Konduktor nie słyszał wulgaryzmów, nie widział żadnych obrażeń ciała, a żaden kibic nie skarżył się w drodze powrotnej na naganne zachowanie ze strony policjantów. Maszynista nie widział by kibice byli znieważani czy bici. Załogi Pogotowia Ratunkowego nie widziały, by policja używała siły fizycznej. Zapamiętali tylko osobę hospitalizowaną z atakiem padaczki oraz chorą na cukrzycę, która nie miała przy sobie insuliny. Zaskakujące, skoro wyzwiska, krzyki i jęki nagrały się na nielicznych filmach nagranych w Mydlnikach.
Tymczasem w umorzeniu czytamy:
“Nadto wspomniana wersja pozostaje w sprzeczności z zabezpieczoną dokumentacją policyjną z interwencji oraz zeznaniami przesłuchanych w charakterze świadków funkcjonariuszy Policji biorących udział w akcji w Krakowie Mydlnikach. Z dokumentacji tej i protokołów przesłuchań wynika, że przedsięwzięcie przez policję działania zostały przeprowadzone prawidłowo, zaś użyte w trakcie akcji środki przymusu bezpośredniego były adekwatne”.
To jest samo w sobie interesujące. Z jednej strony przyznaje się, że użyto w trakcie akcji środków przymusu bezpośredniego, a jednak opinie obsługi pociągu czy załogi Pogotowia Ratunkowego, która nie widziała i nie słyszała nic, nawet wulgaryzmu, są przedstawiane jako koronny dowód przeciw wersjom kibiców. Nade wszystko jednak najważniejszym argumentem pozostaje to, że faktyczna druga strona w procesie zeznała inaczej.
Tu natomiast relacja kierownika pociągu na trasie Katowice – Rzeszów, ciut inna od kolegów:
– Zagazowali przedział służbowy. Znalazłem się sto metrów od ubikacji, nie było odwrotu. Jakiś Sajgon, nic nie widziałem. Wywlekli mnie na betonowy peron. Kazali się przedstawić z dowodem osobistym. Ja miałem wszystko u maszynisty. Przez radio słyszałem, jak rozmawiają “macie kierownika z Katowic, jest wśród kibiców”, chciałem wstać i oznajmić, że to ja. Nim zdążyłem dostałem parę razy pałą przez plecy, żebym leżał, bo nie było komendy wstawać. Dopiero przy okazaniu tożsamości, gdzie miałem pokazać dowód, otrzymałem możliwość powiedzenia, że jestem kierownikiem. Wpuścili mnie do pociągu. Reszta dalej była maltretowana. Pamiętam jak oni chcieli się wyżyć za ten Tarnów, takie słowa policji. Inny się chełpił “patrzcie, aż pałę złamałem”. Widziałem na własne oczy, jak robili “ścieżkę zdrowia”: ktoś biegł i dostawał pałą od wszystkich. Jak się przypatrywałem to kazali mi, żebym się nie przypatrywał. Mnie nawet pytali, czy chcę coś do picia, ale nic od nich nie chciałem. Człowiek czuł się w szoku. Pociąg dojeżdżał, każdego wywlekano jak nie powiem gdzie. Przyjechałem do domu. Ktoś mi jeszcze poradził, żebym się nie kąpał po gazowaniu. Ale przychodzę, a tu zastawiony stół wielkanocny dla całej rodziny. Co tu robić? Jak ode mnie gaz czuć wszędzie? Ktoś mi doradził, żebym chociaż poszedł się przebiec, na gołą klatę, żeby wywietrzyć chociaż. Ale niewiele pomogło, nie zapomnę tego momentu, jak skóra zaczęła mnie piec pod prysznicem. Czułem się jakbym się palił.
Jak zdeprecjonować obdukcje, wykonywane w niektórych przypadkach nawet przez podmioty Uniwersytetu Jagiellońskiego, a jasno stwierdzające ślady typowe po użyciu pałek policyjnych?
“Obrażenia ciała kibiców, stwierdzone w uzyskanymi w niniejszej sprawie różnego rodzaju obdukcjami, stwierdzają istnienie charakterystycznych śladów w postaci zasinień pochodzących od użycia pałek policyjnych. Nie sposób zanegować tych obrażeń, skoro faktycznie policja była wobec niektórych, najbardziej agresywnych, użyć środków przymusu bezpośredniego, zwłaszcza pałek i siły fizycznej. Natomiast ostrożniej należy podchodzić do obrażeń ciała, a zwłaszcza skali, stwierdzonych u osób zatrzymywanych w Krakowie jako sprawcy zajść w Tarnowie. Nie można wykluczyć, że obrażeń ciała doznały właśnie tam. NIE SPOSÓB TAKŻE WYKLUCZYĆ, ŻE PRZEDMIOTOWE OBRAŻENIA CIAŁA MOGŁY POWSTAĆ U OSÓB POKRZYWDZONYCH W ZUPEŁNIE INNYCH OKOLICZNOŚCIACH (…). Nagrania, dokonane telefonem komórkowym czy aparatem cyfrowym są krótkie, fragmentaryczne, rejestrują tylko pewien wycinek rzeczywistości, wyrwany z szerszego kontekstu, co sprawia, że ich jednoznaczna ocena jest utrudniona (…).
Jest to bardzo istotne, ponieważ wszystkie argumenty, które posłużyły do zbycia zarzutów kibiców wobec zachowania policji w Mydlnikach, zarazem mogłyby posłużyć do zbycia argumentów policji co do zachowania kibiców w Tarnowie. Nagrania policyjne są beznadziejne, nie dają żadnego przekonującego dowodu identyfikacyjnego. Ostatecznie będą nimi tylko relacje policjantów, którym w zasadzie bezkrytycznie dano wiarę, podczas gdy relacje osób z pociągu specjalnego z góry podano w wątpliwość.
Równie dobrze można by wskazać, że obrażenia funkcjonariuszy – bezsprzeczne, udokumentowane – mogły zostać dokonane gdzie indziej i w innym momencie. Oczywiście stanowiłoby to sofistykę, ale porównywalną z nagłymi przypadkowymi i niepowiązanymi ze sobą obrażeniami kilkuset pasażerów pociągu specjalnego.
Nadmieńmy, że poginęła część rzeczy prywatnych kibiców po akcji w Mydlnikach. Zginęło kilka tysięcy złotych, szaliki, koszulki, a nawet… kiełbasa domowa w ilości około 1 kg. Oto wyciąg z umorzenia:
Odnośnie zarzutu dotyczącego niszczenia przedmiotów należących do kibiców bądź wprost ich kradzieży, stwierdzić należy, że postępowanie dowodowe nie dostarczyło dostatecznych uzasadniających przyjęcie popełnienia tych czynów. (…) Nadto po odjeździe pociągu specjalnego na torowisku w Krakowie Mydlnikach policjanci znaleźli i zabezpieczyli porzucone przez kibiców liczne przedmioty, w trym koszulki klubowe, czapki, czapki z daszkiem, szaliki. (…) Brak jest danych, że policjanci przywłaszczyli inne przedmioty należące do kibiców. Nie sposób także wykluczyć, że przedmioty mogli utracić również w innym miejscu, niż w Krakowie Mydlnikach. (…) Odnośnie kradzieży pieniędzy stanowiących własność klubu GKS postępowanie dowodowe nie doprowadziło pod ustalenia sprawców tej kradzieży. (…) Wbrew sugestiom, kradzieży mogli dokonać policjanci, nie można wykluczyć, że kradzieży tej mógł dokonać ktoś z osób jadących tymże pociągiem”.
Innymi słowy nie ma dowodów, a znalezione gadżety GKS-u ochoczo wyrzucili kibice GKS-u. I OK, nie ma dowodów, to nie ma dowodów, kłania się zasada domniemania niewinności. Sęk w tym, że nie poznała jej trzydziestka ósemka zatrzymana jako winni zajść w Tarnowie.
Nadmieńmy, że winni w pociągu na pewno byli. Na peronie w Mydlnikach znaleziono też pogubione ochraniacze na zęby, a tych nie nosi zwykły kibic zainteresowany meczem. Ale czy to się komuś podoba czy nie, takie osoby też są objęte zasadą domniemania niewinności, a aby ich skazać potrzeba dowodów.
CZĘŚĆ CZWARTA. ARESZT
Dalsza część przesłuchania jednego z kibiców, który został wskazany przez policjantów jako winny. Nigdy do winy się nie przyznał.
“Jak siedzieliśmy na tej ziemi to przyszli jacyś trzej policjanci, z których jeden był po cywilnemu. Nie potrafiłbym rozpoznać żadnego z tych policjantów. Spojrzeli na mnie i jeden z nich powiedział “ten będzie dobry”. Zabrali mnie z peronu. Zrobiono mi potem zdjęcie z dowodem tożsamości. Potem policjanci spięli mi bardzo mocno ręce taśmą z tyłu i kazali wsiąść do radiowozu, który stał trochę dalej. (…). Oni byli z Tarnowa. Wiem to z tego, że gdy ich zapytałem to oni powiedzieli, że jedziemy do Tarnowa. Dwóch siedziało z przodu, a dwóch przy mnie. W drodze do Tarnowa ci policjanci, którzy siedzieli przy mnie w radiowozie zaczęli mnie szturchać, jeden uderzył mnie z otwartej ręki w głowę. dostałem także od nich dwa razy w brzuch. Jetem ich w stanie rozpoznać. (…). Po jakimś czasie kazano mi się przesiąść do innego radiowozu. W tym drugim radiowozie byli inni policjanci. Nie pamiętam, 3 czy 4. Ci policjanci mówili, że jak się przyznam to wszystko będzie dobrze, że jestem nagrany na jakimś filmie, że jestem na zdjęciach, że biorę udział w bójce. Powiedziałem im, że jestem niewinny i nie rozmawiam z nimi więcej. (…). Na aresztowanie żaliłem się do Sądu osobiście oraz składał zażalenie mój adwokat. Sąd tych zażaleń nie uwzględnił. Ja w tych zażaleniach podnosiłem, że zostałem zatrzymany przypadkowo przez policjantów, oni nie okazali mi żadnych dowodów np. zdjęć czy filmów, o których mówili, które świadczyłyby o moim uczestnictwie w zamieszkach w Tarnowie. (…)”.
Trzydzieści osiem osób zostaje bez żadnych twardych dowodów, z łapanki, rozwiezione po aresztach. Zarzut? Czynny atak na policjanta, u niektórych jeszcze udział w zbiegowisku.
Pomyłki są nieuniknione, wręcz pewne. Policjanci chyba sami zdają sobie z nich sprawę, w ich szeregach pojawiają się coraz większe wątpliwości. Podczas zatrzymania powyżej cytowanego kibica i porównywania zdjęć z zajść w Tarnowie, nawet między policjantami dochodzi do różnicy zdań. Jeden twierdzi, że to nie on, drugi, że “nada się”. W zasadzie najważniejszym dowodem jest kolor bluzy. Sęk w tym, że większość bluzy miała takie same, bo reprezentowały osiedle, z którego przyjechała cała grupa; przykładowo kibice z osiedla tysiąclecia mieli takie same bluzy z napisem “TAUZEN”.
Jak to wygląda w liczbach? Według policji dworca w Tarnowie pilnowało trochę ponad 60 policjantów, z czego 1/3 została poszkodowana. Zostaje 40 osób oraz materiał filmowy, do przebycia zaś droga z Tarnowa na stację Mydlniki. Przyjmując za prawdziwą wersję policji, ciąg zdarzeń był następujący – przez trzy godziny czterdziestu policjantów świeżo po odbytej batalii z setką kibiców analizowało filmy, jednocześnie poruszając się w kierunku Krakowa. Przez jakieś 180 minut trasy udało im się bezbłędnie wytypować blisko czterdziestu winowajców, którzy następnie są wyłuskiwani spośród siedmiuset kibiców.
Za osadzonych są ustalone wysokie kaucje, sięgające nawet 20 tysięcy złotych. W uzasadnieniu czytamy, że są ustalone stosownie do możliwości osadzonych i ich rodzin, choć również w akcie oskarżenia czytamy, że wielu z nich uczy się, studiuje lub zarabia poniżej dwóch tysięcy złotych.
Ostatecznie bez zaprezentowania jakichkolwiek twardych dowodów oskarżeni spędzą trzy miesiące w areszcie.
Najczęstszą praktyką w aresztach była próba zmuszenia do zeznań. Niektórych mamiono perspektywą, że jeśli przyznają się do zarzucanych im czynów, to będą mieli łatwiejsze życie. U niektórych zmieniano strategię, co wiązało się również rzekomo z biciem w areszcie. Czystym przypadkiem do winy przyznają się w zasadzie tylko najmłodsi, nastolatkowie, w opinii innych oskarżonych “złamani” przez funkcjonariuszy, a nie faktycznie zamieszani w sprawę. Przyznanie się całkowicie ich pogrążyło, znaleźli się w najgorszej sytuacji.
Inny wyciąg z aktu oskarżenia:
“Pierwotnie przyznał się do popełnienia czynu objętego zarzutem. (…). Na kolejnych etapach zmieniał przyjęte dotychczas stanowisko procesowe i nie przyznawał się do winy. Przed Sądem nie podtrzymał wyjaśnień, w toku których przyznawał się do popełnienia zarzucanego mu czynu, albowiem był wtedy zastraszany i zmęczony. Policjanci poinformowali go, że jak się przyzna, to zostanie zwolniony do domu. Dodał oskarżony, iż posiadał ówcześnie pracę, którą bał się utracić, rodziców rencistów, którym pomagał. Policjanci poinformowali oskarżonego, że jak się przyzna, to będzie odpowiadał z wolnej stopy. Oskarżony oświadczył ponadto, że po zatrzymaniu cały czas do niczego się nie przyznawał. Później gdzieś psychika pękała. Policjanci zaczęli mu mówić “chłopie, przyznaj się, to nie będziesz miał sankcji” i tak doszło do przyznania”.
Sąd oddalił zmiany stanowisk. Co do osób, które od początku się nie przyznawały, w uzasadnieniu wyroku czytamy:
“Nie mieli rzeczowych argumentów, by obalić zeznania świadków – funkcjonariuszy Policji – którzy ich rozpoznali, a których zeznania Sąd ocenił jako wiarygodne”.
Sąd pełną wiarygodnością obdarzył zeznania pokrzywdzonych funkcjonariuszy policji. Wytłumaczył nawet… nieścisłości w ich zeznaniach, na przykład dotyczące problemów z rozpoznaniem osób na planszach.
Uwaga, poniższa lektura jest dość wstrząsająca dla wszystkich tych, którzy bezkrytycznie wierzą w wymiar sprawiedliwości.
“Pojawiające się nieścisłości w zeznaniach wymienionych osób, co do zaobserwowanych okoliczności, dość oczywiście wynikają z dynamizmu zajścia, jak i różnych perspektyw z których osoby te nie tylko obserwowały, ale brały czynny udział w tych wydarzeniach. Wspólną cechą depozycji wskazanych osób było to, iż świadkowie ci nie byli w stanie rozpoznać sprawców czynnej napaści na funkcjonariuszy Policji. (…)
Odrębnego omówienia wymaga grupa świadków – funkcjonariuszy policji – którzy uczestniczyli w zabezpieczaniu przejazdu pociągu i brali udział w przeprowadzaniu okazań wizerunków. (…). Trudno zarzucić wyżej wymienionym świadkom, że częściowo, uczestnicząc w czynnościach okazania wizerunków mijali się z aktami. Po prostu bardzo chcieli pomóc ustalić winnych uszkodzeń ciała ich i ich kolegów chuliganów, którzy dokonali też zniszczeń mienia (….)
Sama czynność okazania w niniejszej sprawie obarczona jest wadami. Te same osoby brały udział w typowaniu potencjalnych sprawców w pociągu i na terenie stacji PKP w Krakowie-Mydlnikach, a następnie na drugi dzień okazywano im fotografie tych wytypowanych wcześniej osób i dokonywali rozpoznań. Należy zatem zadać proste pytanie: czy świadkowie ci rozpoznali aktywnych uczestników zajść na dworcu PKP w Tarnowie czy też osoby, które wcześniej były przez nich widziane, czy też typowane w Krakowie-Mydlnikach? Nadto nie wszystkim świadkom okazywano wszystkie sporządzone tablice poglądowe z wizerunkami osób i nie dopytywano lub nie zapisywano szczególnych cech po których osoby zostały przez świadków rozpoznane. Wydaję, że stwierdzenie “po ogólnym wyglądzie” czy “po rysach twarzy” to zdecydowanie za mało by mając na względzie okoliczności obiektywne, jak czas obserwacji, warunki obserwacji i upływ czasu między spostrzeganiem a okazaniem uznać te dowody za pełnowartościowe. (…). Dobór okazywanych na fotografiach osób też pozostawia wiele do życzenia. Jeśli wykonano w Mydlnikach zdjęcia wszystkim podróżującym pociągiem, to dlaczego nie okazano ich wszystkim świadkom, ograniczając się do osób, które zostały zatrzymane? Po trzecie, zdarzało się, że na tablicach poglądowych osobami przybranymi byli ludzie, których uczestnicy w procesie rozpoznawania wizerunków osób policjanci mogli znać z prowadzonych wcześniej czynności zawodowych. (…). Po czwarte, nie wszystkie okazania były przeprowadzone w sposób wyłączający sugestię. Wiadomo, że pokrzywdzeni zostali funkcjonariusze, że uszkodzony został należący do Policji sprzęt, a także elementy wyposażenia dworca PKP. Zajścia zostało nagłośnione w mediach. Prowadzący sprawę oraz interweniujący funkcjonariusze policji czuli zapewne ogromną presje, aby ustalić i ukarać sprawców tych chuligańskich zajść. (…). W tym miejscu należy się odnieść do jeszcze jednego elementu materiału dowodowego, zapisu video. Zapis jest na tyle złej jakości i sporządzony z tak dużej odległości, że nie mógł być za bardzo pomocny przy rozpoznawaniu agresywnych i aktywnych pseudokibiców (…).
W zasadzie trudno mieć tu jakiekolwiek zastrzeżenia co do toku rozumowania. Wszystko czarno na białym: błędy, słabość dowodów pamięciowych, presja medialna, ale i osobista. Dlatego tym bardziej zastanawia jak to możliwe, mimo wskazania tylu racjonalnych uchybień, że doszło do prawomocnego skazania. Powyższe słowa powinny być podstawą uniewinnienia, a nie wyroku skazującego. Być może pewną wskazówką jest akapit w uzasadnieniu wyroku, który traktuje o zbliżającym się Euro 2012, a w perspektywie którego należy zaostrzyć kary wobec pseudokibiców. Wyrok zwraca też uwagę na źle pojętą solidarność, w ramach której nikt z pociągu specjalnego nie pomógł w ustaleniu sprawców chuligańskich wybryków.
Tak czy siak oskarżeni nie tyle zostali objęci zasadą domniemanie niewinności, a zasadą domniemania winy. Oskarżeni musieli prezentować przekonujące dowody braku winy, nie oskarżyciele przekonujące dowody winy oskarżonych.
Nie miejmy złudzeń: przez to poważne kłopoty dotknęły także zupełnie niewinne osoby. Kierownik pociągu opowiada o swoim dobrym koledze:
– Jestem stuprocentowo przekonany, że nie zrobił absolutnie nic. Ale trafił do aresztu, spędził tam miesiące. Załamał się. Ciężko mu później było dojść do siebie. Do mnie też odezwał się jakiś ojciec innego kibica, który chciał, żebym był świadkiem jego syna. Mówił, ze jego syn został bezpodstawnie zamknięty i żeby go ratować.
W odwołaniu obrońców wskazywano szereg uchybień. Niektóre, najpoważniejsze:
– Odmówienie wiarygodności wyjaśnieniom oskarżonych wyłącznie z uwagi na fakt, iż “nie obalały one zeznań funkcjonariuszy Policji, którzy rozpoznali wyżej wymienionych”, bez jakiejkolwiek oceny ich wiarygodności, spójności z pozostałym materiałem dowodowym czy też logiką;
– Wewnętrzna sprzeczność uzasadnienia, sąd w całości nie daje wiary wyjaśnieniom oskarżonych, a jednocześnie w innych częściach dokonuje istotnych ustaleń faktycznych w sprawie na podstawie owych wyjaśnień oskarżonych, które nie zostały w ogóle obdarzone walorem wiarygodności;
– Rozpoznawanie na podstawie samego ubioru w sytuacji, gdzie mnóstwo osób miało podobny ubiór;
– Umieszczenie na tablicy poglądowej wizerunków oskarżonych z widocznymi śladami obrażenia ciała, co sugerowało rozpoznającemu osobę;
– Umieszczenie na tablicy poglądowej wizerunków osób, które rozpoznający znali z innych czynności zawodowych;
Sąd Rejonowy przyjął wyrok w oparciu o działanie wspólne i w porozumieniu. W tym ujęciu, nawet gdy było ono ograniczone do jednorazowej formy, rzucenia kamienia lub plastikowej butelki, tak samo mieści się w ramach zbiorowego wspólnego wystąpienia przeciw policjantom. Wspólne działanie rodzi wspólną odpowiedzialność za wywołane skutki, bo dzieje się za akceptacją współdziałających, choćby nie było możliwe ustalenie przez które osoby konkretnie. Na wspólne działanie – cytat z akt – wskazują natomiast przytaczane już wcześniej chóralne śpiewy “Zawsze i wszędzie policja jebana będzie”.
Nawet o to możemy postawić szereg zajmujących pytań. Czy widać, że wszyscy oskarżeni śpiewali? A co jak ktoś nie śpiewał? A jak śpiewał w tym czasie coś zupełnie innego? Czy łatwo nawet na filmie wyodrębnić w tłumie kilkuset osób, w środku nocy, na peronie, kto co śpiewał?
Czy te pytania same w sobie nie mówią najwięcej o przewodzie sądowym?
Osiem osób przyznało się do zarzucanych im czynów, aczkolwiek do tej grupy zaliczono również osoby, które później z zeznań się wycofały. Dostały areszt w zawiasach, a kolegialnie do zapłaty 200 tysięcy złotych. W tej kwocie jest spłata między innymi za samą finansową stronę organizacji akcji w Mydlnikach.
Dwadzieścia osób nie przyznało się, dostało wyroki w zawiasach, a areszty liczone na poczet kary. Do spłacenia kolegialnie około 50 tysięcy na policję z Brzeska i około 30 tysięcy na policję z Tarnowa.
Wszystko wciąż się spłaca. Nie spłacają wszyscy – niektórzy wycofali się z kibicowania, niektórzy wyjechali za granicę i słuch o nich zaginął.
Kibicowska Polska jak nigdy zjednoczyła się wtedy we wsparciu kibiców GKS-u. Bannery pojawiły się na stadionach w całym kraju.
Mydlniki trafiły nawet do… teatru.
***
Co najbardziej przeraża w tej historii? Bezkarność. Od samego początku aż do końca, którym okazało się odrzucenie skargi prawników GKS-u do Strasburga. Bezkarność bandytów, którzy obrzucili policjantów kamieniami na dworcu w Tarnowie. Popytaliśmy w środowisku – nieoficjalnie mówi się, że wyroki otrzymało dosłownie kilku faktycznych sprawców. Reszta skazanych prawdopodobnie odpowiada za czyny ludzi, z którymi miała pecha podróżować jednym pociągiem. Wstrząsająca jest jednak również bezkarność policji, bezkarność funkcjonariuszy na dworcu w Mydlnikach, ale i tych, którzy obciążali swoimi zeznaniami ludzi, których po prostu nie mogli rozpoznać. Bezkarni są sędziowie podtrzymujący wyroki.
Optymistyczny finał? Skok technologiczny wykonany w ostatniej dekadzie już nie pozwoli ani na drugi Tarnów, gdzie bezkarnie kamieniowano policję, ani na drugie Mydlniki, gdzie miał miejsce bezkarny odwet.
LESZEK MILEWSKI