Szok w Radomiu, jeszcze większy szok w Łodzi: prezesem Widzewa ma zostać Ewelina Dadasiewicz-Studzińska. Pierwszy informację podał Janekx89, później sama zainteresowana potwierdziła ją w portalu Cozadzien.pl.
Kim jest? Dlaczego akurat ona? Jak znalazła się w Radomiaku? Dlaczego jest w futbolu? Czy nie boi się ambitnych wyzwań, które stawia przed sobą Widzew? W jakim stopniu uczestniczyła w kampanii Wojciecha Skurkiewicza? Czy przyjmie propozycję Widzewa, jeśli takowa się pojawi? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie w tekście poniżej, a także rozmowie, którą przeprowadziliśmy z największą faworytką do objęcia fotelu prezesa w Widzewie Łódź.
Dadasiewicz-Studzińska ma 36 lat i funkcjonowała najaktywniej na dwóch polach: futbolu i polityki. Jak specyficzne to związki najlepiej pokazuje ostatni rok: z jednej strony była dyrektorem zarządzającym Radomiaka Radom, zajmując się marketingiem, administracją i działem prasowym. Za sukces uważa się uzyskanie dla klubu licencji, co w II lidze nie jest standardem: Radomiak znalazł się wśród zaledwie trzech klubów, które nie miały żadnych problemów licencyjnych, bardzo ze współpracy z Dadasiewicz-Studzińską byli też zadowoleni w PZPN. Z drugiej strony odpowiadała za kontakt z mediami w kampanii wyborczej Wojciecha Skurkiewicza z Prawa i Sprawiedliwości. Efekt? Skurkiewicz przegrał w drugiej rundzie, a co za tym idzie plan ekipy rządzącej na odzyskanie władzy w Radomiu się nie powiódł.
Tropy polityczne sięgają również wyborów 2014, kiedy startowała z ramienia PSL do rady gminy Wieniawa, z której pochodzi.
Tu jej artykuł w „Głosie Przysuskim” z czasów kampanii.
W Wieniawie zaangażowana była także w miejscowy klub, Chojniak, gdzie znajdziemy jej nazwisko figurujące w komisji rewizyjnej.
Istotniejsza tu może być postać Jakuba Studzińskiego, męża Eweliny. Studziński to niedoszły wielki talent regionu, swego czasu zwerbowany przez Marka Śledzia do SEMP-a Warszawa, a później do MSP Szamotuły. Jego kariera była jednak peryferyjna. Dziś jest trenerem bramkarzy i kierownikiem Radomiaka. Wraz z ojcem prowadzą też stadninę dla koni.
Źródło: 90minut.pl
W poniedziałek odbyła się na Widzewie konferencja prasowa i szczerze mówiąc liczyliśmy, że padną konkrety, również w sprawie potencjalnej nowej prezes. Zapowiadano przecież konferencję jako dyskusję o zmianach organizacyjnych w klubie. Niestety, mimo pojawienia się Remigiusza Brzezińskiego (przewodniczący Rady Nadzorczej Widzew Łódź SA oddelegowany tymczasowo do pełnienia funkcji prezesa spółki), Piotra Szora (wiceprezesa zarządu) i Tomasza Stamirowskiego (prezesa stowarzyszenia RTS, członka rady nadzorczej) nic takiego miejsca nie miało. Lania wody było sporo, szczególnie w pierwszej części konferencji, a jakiekolwiek konkrety padły dopiero, gdy temat wywołali do tablicy dziennikarze.
Na pytanie kiedy zostanie wyłoniony nowy prezes padła odpowiedź, że na przełomie stycznia i lutego. Później pojawiło się kluczowe pytanie o niezależność nowego prezesa, skoro przed jego wyborem już zatrudniono dyrektora sportowego, szefa skautingu, a pewnie za chwilę zostanie wybrany również szef akademii.
W odpowiedzi usłyszeliśmy, że Widzew nie szuka pitbulla, który zrobi kocioł. Nowy prezes musi być osobą silną, ale musi umieć współpracować w zespole. „Razem tworzymy siłę, to hasło nie może być puste. Nie można działać sobie a muzom”. I dalej: „Mamy pewne rzeczy wyznaczone, nie chodzi o to, żeby ktoś przyszedł i zrobił fajerwerki”. Padały dość przeciwstawne argumenty: z jednej strony o tym, jak wiele prezes ma pracy od zaraz, więc potrzeba kogoś, kto sam umie podejmować decyzje. Z drugiej strony kilkukrotnie podkreślano jak trzeba umieć korzystać z wiedzy osób, które już tu są – samo w sobie prawidłowe, ale aż się prosi by czytać między wierszami. Raz zrobiło się absurdalnie: rzekomo aktualnie stosunkowo łatwo rozpisać plan najbliższych działań Widzewa, a prawdziwe problemy pojawią się w walce o puchary, o Ligę Mistrzów (!) czy konkurowaniu o zawodników, którym trzeba zapłacić milion euro.
Wcześniej prezes Brzeziński zauważył, że pole menedżerów działających w piłce jest dość niewielkie, więc również rozglądali się za osobami spoza futbolu. Czyli znowu pojawia się pytanie: jak ta wypowiedź ma się do kandydatury Dadasiewicz-Studzińskiej?
Wątek w szerokim kontekście zaczyna się od od 47:08, a konkretne pytanie o niezależność prezesa od 56:36. Tu też pada hasło o Lidze Mistrzów.
Trudno z tego szumu informacyjnego, którego konferencja nie tylko nie zmniejszyła, ale jeszcze powiększyła, wyciągnąć jasne wnioski. Nasuwa się na myśl, że jeśli faktycznie Dadasiewicz-Studzińska zostałaby prezesem, to raczej bliższym zakresowi obowiązków dyrektora zarządzającego, a więc kogoś od papierologii, licencji, kontaktów z PZPN i koordynowania różnych elementów działań klubu, a nie najbardziej decyzyjną osobę w RTS-ie, która w razie czego samodzielnie pociąga za cyngiel.
Udało nam się również porozmawiać z samą zainteresowaną:
Szczerze mówiąc myślałem, że będę rozmawiał już z nową prezes Widzewa. Tymczasem na konferencji prasowej podano informację, że nazwisko nowego prezesa poznamy na przełomie stycznia i lutego.
Nie do końca rozumiem doniesienia medialne związane tylko z moją osobą. Wierzę, że jest wielu kandydatów o równie wysokich kwalifikacjach, doświadczeniu i przede wszystkim ogromnym sercu do piłki nożnej. Na razie poczekajmy jednak na oficjalną decyzję klubu. Jeśli chodzi o mnie, to na razie mogę potwierdzić, że faktycznie brałam udział w rozmowach.
Oprócz pani na rozmowach było 60 kandydatów. Rozumiem, że nastąpiła już pierwsza weryfikacja, a co za tym idzie o stanowisko prezesa walczy już tylko kilka osób?
Myślę że pewna weryfikacja już nastąpiła… Moja rozmowa była długa i merytoryczna. Poruszyliśmy wiele aspektów. Przede wszystkim musimy jednak pamiętać, że Widzew Łódź to klub o ogromnych tradycjach, które trzeba należycie pielęgnować. Jest silną i odpowiedzialną organizacją, która jest bardzo ważna dla kibiców. Właśnie z tych powodów wybór prezesa musi być przemyślany.
Czy ktoś ze środowiska piłkarskiego polecił panią w Widzewie?
Wierzę że tak było (śmiech). Środowisko piłkarskie to wbrew pozorom mały świat. Podczas pracy w Radomiaku moja współpraca z PZPN, zarządem, współpracownikami, menadżerami, kibicami oraz instytucjami zewnętrznymi w zakresie realizacji celów klubu, układała się bardzo dobrze. Myślę że nadszedł już czas, że mogę wszystkim za to serdecznie podziękować.
Wracając do tematu, owszem, dostałam telefon od klubu z propozycją spotkania. Odbyłam rozmowy, lecz na ten moment prowadzę jeszcze kilka dużych projektów i nie wiem jaką decyzję podejmę, gdyby pojawiła się już oficjalna propozycja.
Czyli jak Widzew się zdecyduje i zaproponuje pani pracę, może dostać kosza?
Istnieje takie prawdopodobieństwo (śmiech). Poczekajmy jednak na oficjalną decyzję klubu.
A bardziej jest pani na tak czy nie?
Jeszcze nie podjęłam decyzji czy chcę kontynuować pracę w sporcie, choć nie ukrywam, że współpraca z takim klubem jak Widzew, to ogromny prestiż i wyróżnienie. Pochodzę z piłkarskiej rodziny, ponieważ ojciec jest prezesem klubu, trzej bracia to piłkarze. Zostałam więc wychowana w duchu piłki nożnej i to nie jest przypadek, że pracuję w futbolu. Dobrze się w tym czuję. Bardzo cenię w pracy profesjonalizm. Przychodząc do Radomiaka wielu rzeczy musiałam nauczyć się w bardzo szybkim tempie. Zakres moich obowiązków poszerzał się z dnia na dzień. Uważam jednak, że zdobyte doświadczenie jest bezcenne.
Przekaz z dzisiejszej konferencji prasowej Widzewa był taki, że nowy prezes będzie od papierologii, licencji, kontaktów z PZPN. Wychodzi więc na to, że prezes nie będzie najbardziej decyzyjną osobę w RTS-ie. Czy takie coś odpowiadałoby pani?
Mam swoją wizję jak powinien funkcjonować klub, ale nie to jest najważniejsze. Priorytetem jest wspólna wizja zarządu, prezesa klubu, trenera, wszystkich osób funkcyjnych i oczywiście kibiców. Głęboko wierzę że druga i pierwsza liga to tylko pewien etap, a wszyscy walczymy o najwyższe cele.
W moim przekonaniu funkcja prezesa to ogromny zakres obowiązków, w którego skład wchodzą: zarządzanie strategiczne i operacyjne. Stworzenie całej strategii rozwoju, kreowanie wizerunku klubu, plany marketingowe i ich realizacja, współpraca z instytucjami zewnętrznymi, współpraca z trenerami, menadżerami, piłkarzami i kibicami, przeprowadzenie procesu licencyjnego, rozwój akademii. Naprawdę mogłabym wymieniać jeszcze długo.
Przed wyborem prezesa zatrudniono już dyrektora sportowego, szefa skautingu, a pewnie za chwilę zostanie wybrany również szef akademii. Nie uważa pani, że najpierw powinien zostać wybrany prezes?
Chciałabym, żeby klub działał według wspólnej wizji. Nie jestem jednak jeszcze prezesem, by oceniać te wybory.
Jak znalazła się pani w Radomiaku?
Na jednym ze spotkań biznesowych poznałam właścicieli klubu. Wspólne rozmowy i zapewne piłkarskie zainteresowania sprawiły, że po pewnym czasie dostałam propozycję pracy. Była to trudna decyzja, gdyż prowadziłam wtedy dużą działalność gospodarczą.
W sieci krąży informacja, że szefów Radomiaka poznała pani podczas pracy w hotelu, którym wcześniej pani zarządzała. Podobno właściciele klubu byli też właścicielami tego miejsca. Rozumiem jednak, że to nie jest prawda?
Oczywiście. Nigdy nie pracowałam w żadnym hotelu.
A prawdą jest, że kierowała pani kampanią wyborczą ministra Wojciecha Skurkiewicza?
Nie kierowałam kampanią, lecz ją współtworzyłam. To był bardzo dobry czas. Nie działam jednak w polityce i nie należę do żadnej z partii. Wojciecha Skurkiewicza poznałam parę lat wcześniej na meczu Radomiaka. Chciałam, żeby minister został prezydentem, ponieważ to człowiek merytoryczny, uczciwy, z podobną wizją do mojej na rozwój Radomia.
Prezydentem Radomia został Radosław Witkowski. Traktuje to pani jako osobistą porażkę?
W pewnym stopniu na pewno. Cała kampania ministra Skurkiewicza wymagała ogromnej pracy i zaangażowania wielu ludzi. Gdybym usłyszała kilka miesięcy wcześniej, że kandydat na prezydenta w Radomiu zdobędzie 40 000 głosów i ostatecznie przegra, nie uwierzyłabym w taki scenariusz. Tak się jednak niestety stało. Na demokrację nie należy się obrażać, aczkolwiek uważam, że Radom wiele stracił.
Z powodu kampanii wyborczej przestała pani pracować w Radomiaku?
Nie, zdecydowałam się wówczas na bezpłatny urlop, który skończył się w momencie II tury wyborów. Nie chciałam w żaden sposób upolityczniać klubu.
Rozważa pani powrót do Radomiaka w przyszłości?
Obecnie nie rozważam.
***
Z jednej strony mamy przekaz Widzewa, który szuka prezesa do wkomponowania się w istniejące struktury. Z drugiej jednak strony jest osoba Eweliny Dadasiewicz-Studzińskiej, która chyba inaczej wyobraża sobie prezesowanie w łódzkim klubie. Czy ten związek może się udać? Tak logicznie patrząc nie bardzo, bo zgrzyty rzucają się w oczy na pierwszy rzut oka. Nie raz już się jednak przekonywaliśmy, że polski futbol z logiką ma niewiele wspólnego.
Bartosz Burzyński, Leszek Milewski