Reklama

Miśkiewicz nie łapie, Wisła nie broni. Bolesne lanie od beniaminka

redakcja

Autor:redakcja

22 lipca 2016, 22:06 • 2 min czytania 0 komentarzy

Jeśli kibice Arki martwili się, że przez pięć lat ich nieobecności w Ekstraklasie, poziom ligi poszedł strasznie do góry i ich ulubieńcy będą co tydzień walczyć o życie, to już wiedzą – nic z tych rzeczy. Opakowanie może i ładniejsze, stadiony śliczne, ale w środku – jest jak było, regularne jaja. Bo na przykład dzisiaj, doświadczony w bojach rywal przywiózł ze sobą bramkarza, który nie umie łapać!

Miśkiewicz nie łapie, Wisła nie broni. Bolesne lanie od beniaminka

To jest chyba jakieś minimum przyzwoitości dla golkipera – okej, może gorzej grać nogami, ale naprawdę piłka nie ma stu stopni i można ją chwytać. Tymczasem Miśkiewicz łapania się boi, łapanie przyprawia go o dreszcze i chyba w dzieciństwie był nim straszony, gdy nie chciał zjeść drugiego dania. Najpierw tydzień temu nie poradził sobie z dość prostym dośrodkowaniem, teraz zaskoczyła go wrzutka Tadeusza Sochy. Nie szukajmy na siłę usprawiedliwień, że niby faulował go Zjawiński, bo obaj panowie by tego kontaktu w autobusie nawet nie zauważyli. Bramkarz zawalił, a napastnik zachował się bardzo dobrze, bo musiał szybko ogarnąć czas i przestrzeń, kierując spadającą piłkę w odpowiednim kierunku.

Jeśli ktoś myśli więc, że Arka wygrywała tutaj do przerwy fartem, po prezencie od Miśkiewicza – jest w błędzie. Gdynianie byli lepsi, ich akcje wyglądały bardziej zdecydowanie, był w tym wszystkim entuzjazm, czyli coś, co beniaminek posiadać po prostu musi. Bardzo dobrze w środku wyglądał Kakoko, który zresztą napoczął gości, uderzając z linii pola karnego. Niby znów gdynianie mieli trochę szczęścia, bo piłka odbiła się jeszcze od Urygi, ale w pierwszej połowie fortuna sprzyjała lepszym.

Arka była lepsza, a Wisła nie miała kompletnie wyrazu. Jej obrona przypominała szwajcarski ser, z przodu krakowianie mieli tyle przekonania, co humanista liczący deltę na maturze. Dobrze to było widać w sytuacji Brożka, który położył już na ziemię Marcjanika, ale postanowił sprawdzić, czy chłopak da radę mu wygarnąć piłkę leżąc. Dał. Podopieczni Wdowczyka nie oddali żadnego celnego strzału, bo albo Boguski nie nadążył za dośrodkowaniem Mójty, albo trafił w poprzeczkę. Bryndza.

Po wejściu Mączyńskiego i Pietrzaka druga połowa wyglądała dla Wisły niby lepiej, ale tylko niby. Próbował Brożek, próbował dwa razy Mączyński, ale Jałocha z mniejszym bądź większym trudem te piłki łapał i odbijał. Brakowało Wiśle jakości, przekonania, że może tutaj urwać choć punkt. A na końcu dobił ich jeszcze sędzia, bo podyktował karnego ze sporych rozmiarów kapelusza. Facet, jak widziałeś tam rękę, to się zgłoś do jakiejś gazety, bo pewnie widziałeś też Yetiego.

Reklama

3:0. Za wysoko? Możliwe, że ciut, ale jakoś takiej Wisły specjalnie nam nie żal.

IZxYUl3

fot. 400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...