Lewe skrzydło – bodaj najbardziej wyrównana klasyfikacja. Nie znaczy to, że każdy jeden z wyłonionej dziesiątki ma za sobą najlepsze dwanaście miesięcy piłkarskiego życia. Jedni, jak Sobota czy Pawłowski, mieli świetne momenty, ale i dłuższe chwile, gdy nie wychodziło im nic. Albo – zwłaszcza w przypadku piłkarza Malagi – siedząc na ławce, po prostu nie mogło wyjść. Drudzy – jak na przykład Grosicki, żegnają rok 2013 bez żalu. Jego w Sivas również, mimo że niedawno Polaka chciało Galatasaray. A taki Grzelczak, który z kilku metrów nie dopchnie piłki na pustą bramkę, za to jak przyładuje z powietrza, trzęsie się ziemia? Zatrzymywał się na Stawarczykach, by z zawodnikami Barcelony – sparing, jasne, ale piszemy o Grzelczaku (!) – bawić się, zakładając siatki?
Pierwsze dwa miejsca przyznaliśmy, kolejno, Sobocie i Pawłowskiemu. Pieszczotliwie nazywany Waldkiem, 26-letni już skrzydłowy wybił się meczami w eliminacjach Ligi Europy. W końcu dołożył coś poza szybkością – kilka bramek padło po tym, jak dostawał piłkę przy lewej linii bocznej, ścinał z nią do środka, by zakończyć akcję mierzonym, górnym strzałem w kierunku dalszego słupka. Później w Bruggii długo nie było aż tak różowo, aż do zeszłego tygodnia. W reprezentacji wciąż płochliwy i zestresowany. Błyskotliwy Pawłowski, w Ekstraklasie w pewnym momencie dla obrońców nieuchwytny, po transferze do Hiszpanii od pierwszego dnia wziął się za naukę języka. Pierwsze półrocze w Maladze wypada więc podsumować następująco: słówka łapie o wiele częściej niż minuty w Primera Division. W kadrze Dorny jeden z niepodważalnych liderów. Jako trzeciego umieściliśmy Rybusa, który miniony rok może uznać za pechowy. W Tereku, o ile zdrowie pozwala, kluczowy piłkarz i ulubieniec kibiców.
Tę samą klasę co Rybusowi – wyższą ligową – zapisaliśmy też obok nazwisk jego bezczelnego następcy w Legii, a także postrachu bundes-taksówek. Kosecki i Peszko. Legionista najpierw w głównej mierze załatwił Legii pierwsze od siedmiu lat mistrzostwo, by jesienią najlepsze występy notować przed kamerami TVN czy w mediach. Z kolei jeszcze piłkarz Koeln, a już wkrótce Parmy, po kłopotach z trenerem (to takie typowo polskie…) Wolverhampton, po powrocie do Niemiec mocno odbił się od dna. Co prawda miał taki okres, w którym grając po kilkanaście-kilkadziesiąt minut albo ładował gola, albo dogrywał partnerom. I kiedy wydawało się, że na dniach zostanie gwiazdą 2. Bundesligi, czar formy prysł, a Peszko jak się od ławki nie odkleił, tak został na niej na wieki wieków. Jego kolega z ligi, Ćwielong za naszą zachodnią granicą radzi sobie przeciętnie. Gorzej niż wiosną w Śląsku Wrocław, ale z pewnością lepiej niż w kadrze.
Ranking uzupełniliśmy trójką przedstawicieli Ekstraklasy – Podgórskim, Janoszką oraz Grzelczakiem, dając im do towarzystwa zakurzonego Grosickiego. Kapitan Piasta był jedną z rewelacji ubiegłego sezonu. A że taki urok – szybko, wraz ze słabszymi wynikami gliwiczan, karta się odwróciła. Janoszka w typowy dla siebie sposób błysnął dwa razy w roku, co daje pół olśniewającego meczu na kwartał. Powtarzalność na miarę roszad wewnątrz brytyjskiej rodziny królewskiej… No, tyle że w sam raz, by skusiło się naiwne jak zawsze Zagłębie Lubin. Młody Ecik swoje zarobi, natomiast klub spod znaku KGHM zarobi również. W czapkę. Jeżeli zaś chodzi o fenomen Grzelczaka, to sami tego nie rozumiemy. Wolej wyborny, poziomem do Premier League. Reszta do dupy, lecz całość – w sam raz na naszą ligę. Na koniec wspomniany wcześniej dwukrotnie Grosicki. Ograniczmy się do stwierdzenia, z niedowierzaniem kręcąc głową: nie tak miało być, Kamilu. Nie tak…
Wśród juniorów ścisk jak w sklepie monopolowym na kilka godzin przed Sylwestrem. Gdyby się jeden zagapił, za jednym zamachem minęłaby go od razu cała piątka. Na szczycie listy Jagiełło, bo za sprawą wypożyczenia do Podbeskidzia oglądaliśmy go tydzień w tydzień. Nie taki szybki, jak mówili – to raz. Bardzo dobre dośrodkowanie i strzał w punkt – to dwa. Niewielu daje mu szanse, by po powrocie do Legii wywalczył sobie miejsce w składzie, ale ten model tak już ma, że lubi atakować z drugiego szeregu.
Drugie miejsce dla Kozaka z Lecha Poznań. Charakter dopiero mu się kształtuje, bo będąc na zgrupowaniu starszej reprezentacji najbardziej dał się zapamiętać z wylanych łez. Na boisku, zwłaszcza na tle rówieśników, kozak już teraz. Piekielny gaz, piłka się słucha. Warto śledzić jego rozwój, naprawdę. Na podium załapał się rówieśnik Jagiełły i jednocześnie kumpel Kozaka z Lecha, czyli Formella. Umownie wpisaliśmy go do lewoskrzydłowych, lecz mamy na uwadze, że wychowanek Arki Gdynia lubi wyjść poza taktyczne ramy, byle mieć piłkę przy nodze. Mimo wszystko, trochę tym jego powolnym wchodzeniem do drużyny jesteśmy zawiedzeni.
Tuż za nim Bartczak, duży talent z Legii. Docelowo pewnie ofensywny pomocnik, którego póki co w trzeciej lidze ustawiają na boku. Niepowtarzalny zwód na zamach, wyłączony układ nerwowy. Rośnie klasowy następca Wolskiego. Ranking uzupełnia 16-letni Bartkowiak z Górnika Wałbrzych. W czasie wypożyczenia do Warszawy obiegał ligowych rywali, a wszyscy bili mu brawo. Standing ovation zabrakło jednak w szkole, dlatego z podkulonym ogonem wrócił do siebie, gdzie regularnie pojawia się w drugiej lidze. Właśnie tam zaliczył spektakularny debiut – wszedł na plac, gdy Górnik przegrywał u siebie z Chojniczanką 0:1 i grał najpierw w dziesiątkę, później już w dziewiątkę. Ale 16-latek w doliczonym czasie popisał się asystą, dając patelnię na pustą bramkę, by po chwili samemu trafić do siatki!